UWAGA!

UWAGA!

* Opowiadanie zawiera wątek Boys Love (związek męsko-męski).

Jeśli komuś to nie odpowiada proszę o opuszczenie bloga.

* Treść może zawierać wątek o charakterze erotycznym oraz wulgarnym

* Prosiłabym o nierozpowszechnianie treści opowiadań bez mojej zgody


Większość postaci i świat przedstawiony zostały stworzone są przez Panią J.K.Rowling, a historia zawarta w opowiadaniach jest wyłącznie moją wizją.

Ja nie otrzymuję żadnych korzyści materialnych.

czwartek, 31 grudnia 2015

Wspomnienia Młodego Malfoy'a: Part.10

Zapraszam na Rozdział 10 Wspomnień Młodego Malfoy'a.
Życzę miłego czytania!

***
Muzyka w Tle: Alice Cooper - Spark In The Dark
( Mam na nią po prostu fazę xd )
Przepraszam z góry za reklamy.. 

Rozdział X 
_________________________________________________________________________________________________________________
Szedłem normalnym tempem, tak aby nikt później nie zadawał głupich pytań, choć moje zachowanie na pewno zainteresowało Pansy. Jednak tym postanowiłem martwić się później. Zwłaszcza, że musiałem obmyślić plan, jak wpuścić do pokoju Pottera tak, aby nie zorientował się zbyt szybko iż domyśliłem się, że to on.
Nic nie przychodziło mi do głowy, a byłem co raz bliżej drzwi. Stanąłem przed nimi, przymknąłem oczy
- Silici Scintillam Excudit in Tenebris1 - Wypowiedziałem hasło ciesząc się, że całkiem nie dawno je zmieniłem.  Nawet nie chciałem myśleć o tym, co by było gdybym tego nie zrobił biorąc pod uwagę, że całkiem sporo nawiązywało do tego zielonookiego drania.
W między czasie drzwi zaczęły się otwierać i już miałem wchodzić, gdy nagle usłyszałem czyjeś wołanie. Gdy się odwróciłem ujrzałem nie kogo innego jak Pansy - Parkinson. Powiedz mi czemu mnie to nie dziwi?
- Zupełnie nie wiem o co ci chodzi – Powiedziała zdziwionym tonem – Zapomniałam ci coś powiedzieć, a raczej upewnić się iż to słyszałeś.
 - Więc słucham – odszedłem kilka kroków od drzwi
- Pamiętasz może jak Mcgonagall wspomniała o zapełnionych klasach lekcyjnych lub zbyt dużych przerwach u niektórych – Spojrzała się na mnie uważnie. Zamyśliłem się przez chwilę, a jako iż nic sobie takiego nie przypominałem, pokręciłem przecząco głową – Tak myślałam, więc od nowa.
Wczoraj na śniadaniu dyrektorka powiedziała, że związku dużym przepełnieniem podczas niektórych zajęć musi zatrudnić dodatkowych profesorów, co znaczy iż nie używane sale wrócą do użytku
- To wyjaśnia dlaczego Cross się napatoczył – Mruknąłem pod nosem. Jednak tym razem dziewczyna postanowiła nie wnikać w szczegóły – I co w związku z tym? – Spytałem
- W związku z tym zmieni nam się plan – Powiedziała, lecz ja już byłem myślami w pokoju przy pewnym gryfonie o cudownie zielonych oczach, niesfornej czuprynie i ciele, które samo prosiło się, aby je posiąść – Draco. Czy ty mnie w ogóle słuchasz ? – Oburzyła się dziewczyna
- Tak. To wszystko? – Spytałem, a dziewczyna posłała mi uważne spojrzenie po czym powiedziała, że tak i wróciła do pokoju wspólnego. Ja w tym czasie nie myśląc dłużej o całej sprawie z nowym planem. Wszedłem do pokoju, kiedy drzwi się zamknęły  zacząłem się delikatnie rozglądać.
 - Wiem, że tu jesteś – Nikt się nie odezwał. Starałem się nasłuchiwać kroki. Jednak to było na nic. Wyciągnąłem różdżkę i zacząłem się nią bawić – Pokaż się – Czułem się jak idiota, ale dobrze wiedziałem, że on tu jest – Zaraz wyczaruję śnieg i dowiem się gdzie jesteś - Już chciałem wypowiedzieć zaklęcie, gdy tuż przede mną ukazał się chłopak o nieziemsko cudownych oczach.
- Jaki ty jesteś nie cierpliwy – Prychnąłem, a on westchnął – I cały plan jaki opracowałem zanim Zabini się zjawił się rypnął - Powiedział lekko zawiedziony – Skąd właściwie wiedziałeś, że to ja? – Spojrzał na mnie lekko zaskoczony
- Potter – Wyminąłem go i zacząłem zgarniać porozrzucane koszule z podłogi - Nie znam za wiele osób, które potrafią być niewidzialne. Do tego skłonne do takich rzeczy, jak molestowanie – Milczał, ale czułem na sobie jego wzrok i nawet nie patrząc na niego wiedziałem, że w tym momencie uśmiecha całkowicie zadowolony z siebie – Swoją drogą nie przypominam sobie żebyśmy byli umówieni -  Następnie wrzuciłem je do szafy
- A co posprzątał byś? – Spojrzałem na niego spod byka, a on tylko stał unosząc brew do góry – Nie wiedziałem, że z ciebie taki bałaganiarz – Zaczął rozglądać się po pokoju, a ja w tym momencie skończyłem ogarniać pozostałe rzeczy – Wiesz, że mogłeś użyć różdżki?– Zacząłem wyklinać pod nosem Pottera. Nienawidziłem tego jak ten cholerny gryfon na mnie działał. Sprawiał, że zapominałem o najistotniejszej rzeczy jaką było zaklęcie czyszczące.
- Ja natomiast nie wiem skąd wiesz gdzie znajduje się dormitorium Ślizgonów – Już otworzył usta, jednak zanim cokolwiek powiedział dodałem – I nie mów mi, że to długa historia. Mam już dość tego typu wymówek – Spojrzałem na niego uważnie
- Zdziwię cię. To krótka historia. Wystarczy sobie jak przypomnisz sobie drugą klasę – Powiedziawszy to spojrzał na mnie, a ja starałem sobie przypomnieć po kolei wszystko. Jednak nie za wiele pamiętam. Była wtedy sprawa z komnatą tajemnic. Oczywiście stał za tym mój ojciec, ale to raczej nie o to chodziło. Po kilku chwilach przypomniałem sobie jeszcze dziwne zachowanie Crabbe i Goyle'a i nagle mnie olśniło.
- Wiedziałem, że Goyle wydał się bardziej rozgarnięty niż zwykle – Mruknąłem do siebie, a Harry tylko się uśmiechnął – Co nie znaczy, że możesz tu wpadać bez zapowiedzi!
- Myślałem, że chciałeś się spotkać, ale skoro nie chcesz – Podniósł z podłogi pelerynę i ruszył do wyjścia wolnym krokiem jakby wiedział, że zaraz go zatrzymam. I tym razem się nie pomylił. Szybko złapałem go za rękę dając mu do zrozumienia, że ma zostać. On tylko mruknął coś pod nosem i spojrzał na mnie tymi swoimi ślepiami, w które w tej chwili były jak tysiące kryształów
- Mogłeś chociaż uprzedzić – Powiedziałem dając mu do zrozumienia, że jestem zły
- No już, już - Podszedł do mnie i złapał mnie za biodra – Złość piękności szkodzi
- Czyli mam rozumieć, że spotykasz się ze mną wyłącznie dla ciała? – Spytałem i spojrzałem na niego, a on przez chwilę wydawał się zamyślony. Zaraz później uśmiechnął się zadziornie i odpowiedział
- Może…- Jeśli myślał, że mnie przekonał to się grubo pomylił. Postanowiłem wykorzystać, to na moją korzyść.
Pocałowałem go pchając go w stronę łóżka w między czasie ocierając przy tym swoje krocze o jego,  a kiedy byliśmy blisko popchałem go lekko na łóżko. Kiedy na nim wylądował poluzowałem krawat rozpinając dwa guziki.
-  To ja ci zaraz pokarzę jak to ciało potrafi być niebezpieczne - nachyliłem się
- To groźba ? – Spytał uśmiechając się zadziornie
- Raczej obietnica – Uśmiechnąłem się krzywo i usiadłem na nim okrakiem i znów pocałowałem.  Jego ręce błądziły po materiale koszuli jakby były spragnione dotyku. W powietrzu można było już wyczuć tą podniecającą atmosferę, a podczas przerw w pocałunkach wargi łaknęły ponownego połączenia. W spodniach wyczuwałem już powoli rosnący wzwód.
Minęło zaledwie kilka minut, a guziki mojej jak i jego koszuli były rozpięte. Zjechałem wargami niżej badając każdy zakątek jego szyi. Atmosfera stawała się coraz bardziej podniecająca, a nasze ręce stawały się coraz bardziej zachłanne.
Niestety w życiu czasem tak bywa, że nawet podniecające chwile nie mają wpływu na wszelkiego rodzaju potrzeby natury ludzkiej. Przestałem go całować i zamiast od razu wyjść, schowałem twarz w zagłębieniu jego szyi całkowicie zażenowany zaistniałą sytuacją.
- Co się stało? – Spytał nie świadomy niczego, a ja w końcu się wziąłem w garść i nie tłumacząc się, że zaraz wrócę. Tym samym schodząc z niego i kierując się prosto do łazienki.
Gdy załatwiłem, to co załatwić musiałem, przed wyjściem spojrzałem w lustro. Moje oczy były zamglone, a policzki lekko różowe. Nie powinien dziwić mnie ten stan rzeczy, ale dalej nie mogłem wyjść z podziwu jak jedna osoba potrafi doprowadzić mnie do takiego stanu. Zdawałem sobie sprawę, że zachowuję się jak zakochany idiota. Jednak teraz, kiedy moje nazwisko nie kojarzyło się zbyt dobrze, a wszystko w co wierzyłem straciło wartość. Czas pokazać, że Malfoyo'wie mogą mieć jakieś uczucia – Eh.. Jak się ujawnimy, to społeczeństwo pewnie uzna, że próbuje oczyścić nazwisko - Powiedziałem w myślach rzucając ostatnie spojrzenie na swoją  zarumienioną twarz
– Co oni mogą wiedzieć – Powiedziałem na głos, a zaraz później wziąłem głęboki wdech i chwyciłem za klamkę. Otwierając tym samym drzwi. Zamknąłem oczy  i powiedziałem
 – Ani mi się waż to komentować – Gdy je otworzyłem, to co zobaczyłem zupełnie zbiło mnie z tropu - Nie było mnie zaledwie - Spojrzałem na zegarek powieszony tuż obok gobelinu z herbem domu węża – Dziesięć minut – Poszedłem bliżej do łóżka, gdzie leżał na nim chłopak z zamkniętymi oczami. Zmierzyłem go – a ty sobie śpisz? – Ten tylko coś mrukną, a zaraz później dalej mając zamknięte oczy odpowiedział, choć dalej brzmiało to bardziej jak pomruki śpiącego
- Nie sspie… – Płytki wdech, a zaraz później wydech i nic się więcej nie odezwał.
- Niech ci będzie – Spojrzałem na niego z lekkim wyrzutem, lecz nie zamierzałem go już budzić. Sięgnąłem po różdżkę i rzuciłem zaklęcie. Odkryłem kołdrę, lecz zanim jednak ułożyłem go postanowiłem, że rozbiorę z ubrań.
Zadąłem mu spodnie oraz koszule – Uspokój się, uspokój się – Powtarzałem w myślach czując jak w kroczu robi się ciasno, a chwilę później delikatnie ułożyłem go na łóżku i przykryłem. Sam przebierałem się w piżamę i położyłem się obok. Na szczęście łóżko było na tyle duże, by pomieściło nas bez problemów.
Zaraz gdy się położyłem poczułem jak Harry przybliża się i przyciąga mnie do siebie wtulając się w moje plecy, tak że czułem jego oddech na karku. Jedną ręką objął mnie w tali, a drugą przerzucił, wiec chwyciłem ją lekko zaciskając palce nie oczekując, że on zrobi to samo. Jednak kim by był Potter, gdyby mnie nie zaskoczył. Podobnie jak ja zacisnął dłoń tym samym splatając nasze dłonie.
Oczy same mi się zaczęły kleić, więc zamknąłem oczy i zasnąłem.
To był dopiero drugi raz, kiedy spałem tak spokojnie ( oczywiście nie licząc nocy z mokrymi snami z Harrym w roli głównej).
Nadszedł poranek. Budzik zadzwonił jak zawsze o piątej. Wyłączyłem go z jeszcze zamkniętymi oczami mamrocząc jak zwykle coś pod nosem. Przeturlałem się na plecy, otworzyłem oczy i zamiast spojrzeć jak zwykle błagalnym spojrzeniem na sufit jakby tam była osoba, która dała by mi pozwolenie na dalsze spanie. Spojrzałem obok, gdzie powinien spać chłopak o tych cudownie zielonych oczach. Jednak, kiedy spojrzałem na tamtą połowę łóżka jego nie było. Zacząłem przeklinać siebie w duchu, że dałem złapać się w sieć własnego snu.
Wtedy jednak usłyszałem, że ktoś urzęduje po łazience, zaraz później usłyszałem ciche przeklniecie i znów zapadła cisza.
Wstałem, więc z łóżka i ruszyłem w kierunku łazienki. Kiedy byłem koło drzwi, zacząłem się przysłuchiwać. Tym razem przeklniecie było wyraźniejsze oraz głośniejsze. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem pół nagiego Harry’ego, który nieświadomy niczyjej obecności stał skupiony przy lusterku. Mimo, że już wcześniej to zauważyłem, trzeba było przyznać, że przez te parę lat z wychudzonego, małego chłopca stał się dobrze zbudowanym mężczyzną. Choć mężczyzna, to trochę za dużo powiedziane. Zwłaszcza, że dalej miał nie ład na głowie – A gdyby tak użyć żelu..- Zamyśliłem się, lecz szybko otrząsnąłem się z tego toku rozumowania, zwłaszcza iż jak znowu się napalę, to będzie trzeba zrezygnować z śniadania. W tym czasie chłopak przeklną jeszcze z dwa razy.
- Piękniejszy Potter już nie będziesz – Powiedziałem opierając się o ścianę. Na twarzy oczywiście widniał kpiący uśmiech. Natomiast Gryfon wzdrygnął na chwilę mało nie wydłubując sobie oka, a zaraz później oparł ręce o umywalkę
- Malfoy… ja cię zabije
- Tak. Też cię kocham – Uśmiechnąłem się krzywo i podszedłem bliżej, a on dalej zamiast uraczyć mnie spojrzeniem. Wpatrywał odpływ zlewu – Mam rozumieć, że ten zlew jest ciekawszy ode mnie? – Nic się nie odezwał – To może zacznij się z nim umawiać – Gdy byłem blisko widziałem, że stara się nie wybuchnąć dalej patrząc na umywalkę. Wziął gębki wdech.
- Nie zlew.. – mruknął – Raczej to co do niego wpadło – Odwrócił się w moją stronę. Był wyraźnie zły. Nie rozumiałem o co mu chodzi póki nie zobaczyłem opakowania po soczewkach.
- Chcesz powiedzieć, że… - Nie dokończyłem
- Tak – Odpowiedział krótko
- Nie masz więcej?
- Ta była ostatnia. Jutro sowa ma przynieść nowy zapas – Przetarł oczy – No nic. Na szczęście w dormitorium mam okulary – Odwrócił się i ruszył w stronę drzwi. Odsunąłem się. Już się zbliżał do wyjścia jednak ostatecznie zderzył się z ścianą
- Może pomóc? – Spytałem lecz ten spojrzał na mnie, a raczej miał spojrzeć na mnie, gdyż spojrzał się bardziej obok mnie i powiedział, że nie trzeba potykając się i wpadając na różne rzeczy.
Ostatecznie zmusiłem go do tego, aby usiadł na łóżku mówiąc żeby się z niego nie ruszał. Co było najdziwniejsze posłuchał mnie. Siedział grzecznie i czekał aż skończę się ubierać.
- Wieki tu czekam – Wrzasnął, kiedy zapinałem ostatni guzik koszuli. Wyszedłem
- Nie przesadzaj – Odpowiedziałem i ruszyłem w kierunku szafy – Rozbieraj się – Nakazałem szukając jakiś ciuchów na przebranie dla niego. Rzuciłem mu spodnie dziękując za to, że matka kazała rzucić zaklęcie na wszystkie ubrania. W końcu przez moje zaburzenia w żywieniu musiałbym kupować ubrania co dwa tygodnie.
- Zawsze ty możesz to zrobić. W końcu nie będzie to dla ciebie pierwszy raz – Na jego twarzy gościł zadziorny uśmiech. Podszedłem do niego, kiedy wkładał spodnie. Wstał podciągając je
- Nie zapniesz mi suwaka? – Spytał z tym swoim zadziornym uśmieszkiem na twarzy, a w jego oczach widziałem kurwiki
- Nie – Odpowiedziałem krótko podając mu koszule i starając się jak najszybciej zająć czymś co odciągnęło by pokusę wykorzystania tej sytuacji – Swoją drogą szybko odleciałeś wczoraj – Powiedziałem neutralnym tonem za to on tylko westchnął. Kątem oka widziałem jego zmagania z guzikami – Gotowy? – Spytałem odwróciwszy się w jego stronę.
- Myślę, że tak – Stałem wmurowany usiłując powstrzymać śmiech – Co cię tak bawi? – Podszedłem do niego i rozpoiłem wszystkie guziki
- Ty mnie bawisz. Powiedz mi jak ty przeżyłeś te osiemnaście lat? – Zapiąłem guziki z powrotem, lecz tym razem każdy był na swoim miejscu
- Normalnie – Mruknął – Było się do mnie nie zakradać, to nie było by problemu – Powiedział z wyrzutem
- Oh przepraszam. Skąd miałem wiedzieć, że masz soczewki. Czemu nie zgłosisz się do magomedyka i nie naprawisz sobie wzroku?
- Myślisz, że nie próbowałem? – Naburmuszył się jak małe dziecko – Powiedzieli, że się nie da – Mruknął
- Już. Stój tu zaraz wrócę – Wszedłem do pomieszczenia, które przypominało salon. To tam ostatni raz widziałem pelerynę niewidkę. Podniosłem ją z podłogi i wróciłem do Gryfona, który zamiast zostać na miejscu zaczął się obijać o ściany. Podszedłem do niego i nakierowałem w przejście – Co w słowie ''Stój'' nie rozumiesz . Trzymaj – Podałem mu pelerynę.
- Mogę się aportować – Zaprotestował, kiedy zacząłem ciągnąc go do drzwi
- Żebyś wpadł na ścianę, albo w najgorszym wypadku się rozczepił? – Czułem jego spojrzenie na sobie – Co?  Podstawy znam, gorzej z praktyką – Gdy zbliżaliśmy się do wejścia do pokoju wspólnego. Przystanąłem – Pod pelerynę – Powiedziałem ściszonym głosem
- Jest wcześnie. Pewnie jeszcze wszyscy śpią
- Może w domu lwa śpi się do ostatniej chwili, ale w domu węża jak znam życie ktoś już będzie – Westchnął i zakrył się peleryną – Złap nie za koszule – Oczywiście złapał, tylko kim by był Potter, gdyby zrobił po swojemu – Powiedziałem za koszule – Warknąłem cicho czując, że na twarzy pojawił się pierwszy rumieniec –Masz iść obok i się nie oddalać
- A co ja pies?
- W tym momencie możesz być nawet chomikiem. Tylko masz być cicho. Idziemy. – Nie skomentował tego, więc ruszyliśmy.
Na moje nie szczęście miałem racje. W pokoju wspólnym była jedna osoba, tylko pech chciał iż musiała ją być Pansy. Siedziała kończąc coś pisać. Przeciągnęła się i korzystając z tego, że zamknęła oczy planowałem się przejść nie zauważonym
- Wcześnie wstałeś – Powiedziała, a cały plan szlak trafił – Wybierasz się gdzieś ?
- Tak. Na śniadanie, a co? – Odpowiedziałem, a ona spojrzała na zegar
- O..6:30 ? – Spytała zaskoczona, a ja przeklinałem się w duchu, że nie spojrzałem zegarek zanim się odezwałem – Coś nie tak?
- W porządku.. Właściwie, co ty tu robisz?
- Musiałam przepisać cały esej na Obronę, bo jakiś pierwszak mi ją zalał sokiem dyniowym. Choć pewnie to sprawka Blaise'go. - Nagle coś uderzyło o pufę, dziewczyna zaczęła się rozglądać.
- Szukasz czegoś ?
- Nie tylko zdawało mi się, że coś słyszałam – Odpowiedziałem jej, że musiało się jej coś przesłyszeć starając się jednocześnie sprawdzić, czy to była jego sprawka. Jakąś chwilę później uderzył o stół i tym razem dało się zauważyć, że  się lekko przysunął, co nie uszło uwadze Pansy
– Co to było ? – Spojrzała uważnie na mnie
- Nie wiem. Może czary? - Zdawałem sobie, że to odpowiedź poniżej moich standardów, ale co miałem poradzić zwłaszcza, że chwilę później zderzył się z ścianą. Nie wytrzymałem i przysłoniłem oczy w geście załamania.
- Chce wnikać? – Spytała głosem mówiącym, że i tak się dowie
- Nie chcesz – Powiedziałem podłamany wyczynami mojego kochanka.
Pansy nic nie odpowiedziała, posłała mi tylko znaczący uśmiech i wyszła. Ja natomiast podszedłem do tej narwanej cholery, chwyciłem za kołnierz (a przynajmniej tak mi się wydawało) i wyprowadziłem z dormitorium
- Czy ty naprawdę nie rozumiesz prostego słowa ''Stój'' – Nic się nie odezwał – Teraz będziesz siedział cicho? – Usłyszałem chichot – Ciebie to bawi?
- Owszem – Prychnąłem
- Którędy do pokoju Gryfonów? – Poczułem, że przystanął
- Niech pomyślę, a gdzie jesteśmy?
- Jeszcze w lochach
 - Prosto do schodów - Ruszyliśmy
- Potter. W tym zamku prawie wszędzie są schody. Sprecyzuj, do których
- Nie wiem – Przystałem - No co? Zwykle automatycznie wchodzę i trafiam – i znów ruszyłem trzymając go tym razem za ramię
- Dziwne, że się nie zgubiłeś… Choć raz się Tobie to udało
- Serio ? Kiedy? – W jego głosie wyczułem nutę ciekawości
- W pierwszej klasie. Na zajęcia z Mcgonagall – Powiedziałem bez namysłu
- To ty pamiętasz takie rzeczy?
- Zdarza mi się
- Gdzie jesteśmy ?
- Wyszliśmy z lochów – Zacząłem się rozglądać czy nikogo nie ma. Niestety zauważyłem osobę o blond-platynowych włosach.
Znałem tylko dwie osoby, które mają taki kolor włosów. Ja i ta wariatka – A ona co tu robi – Powiedziałem bardziej do siebie
- Kto?
- Ta wariatka. Lovegood. Co ona ma na nosie. Eh.. zero wyczucia smaku – Skomentowałem dziewczynę, która miała jakieś dziwne okulary na nosie, a chwilę później poczułem ból w okolicach barków - Za co ? – Syknąłem
- Luna nie jest wariatką, a może nam pomóc
- Niby jak?  - Harry opowiedział, że może zaprowadzić go do dormitorium. Pomysł nie był zły, wiec podeszliśmy do niej
- Lovegood – I znów poczułem jak Harry mnie trzepnął, a ja wymamrotałem iż jak jeszcze raz  tak zrobi, to pożałuje.
- Witaj Draco – Uśmiechnęła się i zaraz dodała dalej uśmiechając się – Witaj Harry – I tu mnie zadziwiła
- Skąd wiesz, że on tu jest? – Starałem się ukryć zaskoczenie
- Widzę – Powiedziała wskazując na okulary – Potrzebujecie czegoś?
- Ja nie, ale Potter tak – Jak na zawołanie zdjął pelerynę
- Luno – Powiedział do pustej przestrzeni
- Trochę bardziej w prawo – Powiedziałem niby obojętnym tonem
- Dziękuję. Mam problem – I tym razem powiedział do pustej przestrzeni
- Rany. Potter jesteś dzisiaj jak dziecko – Chwyciłem go bezwstydnie za biodra i nakierowałem tak, aby stał w twarzą w twarz z Krukonką
- A powiedz mi czyja to wina – Odwrócił głowę w moją stronę
- No proszę jednak trochę widzisz
- Nie. Po prostu przesadziłeś z wodą kolońską – Nie skomentowałem tego, a Harry zwrócił się do Krukonki i już chciał powiedzieć, kiedy ona mu przerwała
- Chyba rozumiem co to za problem. Mam zaprowadzić cię do dormitorium ? – Spytała tym swoim cienkim, życzliwym głosem uśmiechając się
- Jak byś mogła – Chwyciła Harry’ego za rękę i nim zdarzyłem podać mu pelerynę niewidkę już ich nie było. Wróciłem do pokoju wspólnego. Gdzie panował już poranny chaos.
Na śniadaniu Harry miał już okulary. Nie te, okrągłe, całkowicie do niego nie pasujące.
Te nadawały mu poważniejszy wyraz twarzy.
Oczywiście, to nie uszło uwadze nikomu. Wszyscy zastanawiali się dlaczego gryfon powrócił do noszenia okularów.
Nawet przy stole Sytherinu usłyszałem jak dwie piątoklasistki stwierdziły, że lepiej wygląda bez ''Przez te pingle nie widać jego ślicznych oczu''. Pokręciłem tylko lekko głową, a zaraz później zerknąłem przelotnie na stół Gryffindoru.
W tym momencie Harry wyglądał jak by miał zaraz uderzyć głową o stół. Zapewne Granger wypytywała go co się stało, że założył okulary. Coś tam jej odpowiedział, ale sądząc po minie dziewczyna nie uwierzyła mu w ani jedno słowo. Tym czasem wiewiór wydawał się tym nie zainteresowany. Cóż mu się dziwić, w końcu miał nadzieje, że w najbliższej przyszłości zostanie szwagrem chłopca-który-przeżył.
- Niedoczekanie jego – Mruknąłem i prychnąłem pod nosem. Jednak to wystarczyło, aby uruchomić ciekawską naturę Pansy. Ponieważ jak tyko mnie usłyszała przerwała rozmawiać z Milicentą i skierowała pytanie w moją stronę
- Ciekawa jestem czemuż to nasze cud chłopiencie ma znowu na nosie okulary
- Ciekawy jestem, dlaczego ciebie to interesuje – Odwróciłem głowę w jej kierunku
- Nie wiem. Może przez czary z rana
- Jakie czary ? – Spytał zaciekawiony Teodor. I w tym samym czasie Zabini i Crabbe przerwali swoją dyskusję
- No właśnie. Nie wiem. Siedzę sobie spokojnie w pokoju wspólnym, a tu wpada Draco i mówi, że jest  zwarty i gotowy żeby iść na śniadanie. Warto wspomnieć, że było to o  6:30 - Pansy już chciała coś dopowiedzieć, ale przerwał jej wyraźnie przerażony Blaise.
- O 6:30? Człowieku o jakiej ty nieludzkiej godzinie wstajesz? – Oczy miał tak rozszerzone, że zaraz myślałem, że wylecą z oczodołów.
- A żebyś wiedział o której wstaje Potter, to byś chyba zawału dostał..- Oczywiście nie powiedziałem tego na głos. Zamiast tego powiedziałem, że o takiej żebym zdążył się jeszcze umyć, co nie obeszło się bez kilku komentarzy. Na szczęście ta dyskusja skończyła się szybciej niż się zaczęła. Pansy zrezygnowała z dalszego zadawania pytań, a to wszystko dzięki temu, że dostała wiadomość iż ma się zgłosić do gabinetu dyrektorki po śniadaniu.
Reszta dnia minęła spokojnie. Nie było śladu po nowych profesorach. W końcu swoje zajęcia zaczynali dopiero od Poniedziałku.
Po zajęciach większość przesiadywała w swoich dormitoriach szykując się na jutrzejszą imprezę z okazji Halloween. Była, to pierwsza przebierana zabawa w Hogwarcie. Jednak ja postanowiłem już wczoraj, że przejdę się na grób Severusa. W końcu była idealna okazja.
Zostały mi jeszcze kilka minut do nadzorowania korytarzy, siedziałem na kanapie. Pansy była zajęta omawianiem z dziewczynami coś związanego z makijażem do kostiumów. Natomiast jeśli chodzi o pozostałą trójkę naszej świty, cóż lepiej było nie myśleć co oni wyprawiają.
Pansy nawet nie śmiała mnie namawiać do zmiany planów, gdyż wyraźnie w świecie wiedziała, że nic to nie da.  Z rozmyślań wyciągnął mnie czyjś dziewczęcy głos
- Kretynka! – Odwróciłem się i zobaczyłem jak  jakaś czwartoklasistka trzyma w ręce rozdartą sukienkę – Patrz co zrobiłaś! – Krzyczała na tamtą, lecz druga nie pozostawała bierna. Po kilku minutach wrzasków w końcu doszły do porozumienia – matko te małolaty są coraz gorsze - Stwierdziłem ciesząc się, że nigdy nie będę skazany na wysłuchiwanie takich wrzasków w własnym domu. To było by nie do wytrzymania.
Kilkanaście minut później wyszedłem na obchód korytarzy. Tak jak sądziłem, było spokojnie. Większość zapewne szykowała się na zabawę, a pozostali planowali ostatnie zakupy w Hogsmeade. Korytarze były puste, no może oprócz kilku pierwszaków, którzy raczej długo na zabawie nie będą.
Po godzinnym szwendaniu się w te i z powrotem wróciłem do pokoju wspólnego. Właściwie byłem tam tylko dlatego, że czekałem aż pewna osoba da mi znak, że już jest.
Czekałem półgodzinny, ale się nie pojawił - No tak. Pewnie też jest zajęty tym całym cyrkiem. Poza tym nie ma peleryny.. -  Pomyślałem, wstałem i poszedłem do swojego pokoju.
To nie tak, że byłem zły. Byłem raczej trochę zawiedziony, ale co poradzić?
Gdy drzwi się otworzyły i wszedłem do środka, zobaczyłem śpiącego na kanapie chłopaka. Na nosie miał okulary. Stanąłem nad nim z rękoma skrzyżowanymi na piersi.
- Widzę, że zdążyłeś się tu zadomowić – Zero reakcji – Potter! – Krzyknąłem
- Nie śpię Pani Profesor  - Poderwał się i spojrzał na mnie – A to tylko ty Malfoy – Ziewnął
- Jakie ''Tylko'' Potter. O ile się nie mylę, to mój pokój 
- No co ty – Wstał i chwycił mnie za biodra – A już myślałem, że się pomyliłem – Uśmiechną się zadziornie. Za to ja spojrzałem na niego spod byka
- Jak tu wlazłeś ? – Spytałem oburzony, bo przecież czekałem na tego drania w pokoju wspólnym
- A co czekałeś na mnie we wspólnym – Nie skomentowałem tego, tylko czekałem na odpowiedź na moje pytanie. Westchnął – Przez przejście w lochach. Wystarczy, że znałem hasło. Swoją drogą spodziewałem się czegoś bardziej… – Zrobił zamyśloną minę - No nie wiem Malfoy'owego ?
- Na przykład czego ? – Spytałem lekko zirytowany
- Nie wiem. Może jakaś Malfoy'owa dewiza. O np. ''Malfoy dostaje co chce'' lub też… - Nie dokończył, bo mu przerwałem
- Skończyłeś? – Spojrzałem na niego wzrokiem mówiącym, żeby skończył - Jeśli tak, to może – A zaraz później popchałem go lekko na kanapę tym samym siadając na nim okrakiem szepcząc mu do ucha kilka innych możliwości, które moglibyśmy robić.
- Panie Malfoy, takie rzeczy. Jak Panu nie wstyd – Na jego twarzy pojawiła się niby zgorszona mina, która zaraz przeobraziła się w rozbawiony uśmiech. Kiedy skończył się nabijać mina mu zrzedła, zapał się ręką za kark – Właściwie.. Te propozycje są nawet nie wiesz jak kuszące… ale padam z nóg.. – Uśmiechną się niewinnie jak dziecko.
- To po co żeś tu przylazł – Dalej siedziałem na nim okrakiem, a on złapał mnie za pośladki
- Spać – Odpowiedział krótko
- Spać? – Spytałem się chcąc się upewnić, czy aby na pewno dobrze usłyszałem. On tyko kiwnął głową potwierdzając – To już własnego wyra nie masz?
-  Mam – Już chciałem to skomentować, ale on szybko dodał – ale nie mam tam ciebie – Uśmiechnął się wyraźnie zadowolony z tego co powiedział
- A ja to co ? Twoja Przytulanka? – Dalej się patrzył, więc ściągnąłem mu okulary. Jak się później okazało było kiepskim pomysłem, ponieważ im dłużej patrzyłem w te jego zielone gały, tym bardziej miękłem. Zamknąłem oczy – Przyniosłeś sobie chociaż piżamę ? – Spytałem
- Nie
- To w czym zamierzasz spać?
- W bokserkach ?
- Nie
- Czemu nie ? Ostatnio Tobie nie przeszkadzało
- Ostatnio odpłynąłeś na łóżku i … - Wziąłem głęboki wdech – Przyniosłeś przynajmniej moje rzeczy ?
- Nie
Idiota – Moje myśli aż wrzeszczały – Powiesz mi czemu ich nie przyniosłeś ? - Starałem się być spokojny
-  Pomyślałem, że jak przyjdziesz do mnie. To będziesz miał na zmianę – Powiedział to jak by, było coś oczywistego -  To teraz moja kolej na zadawanie pytań ?  - Powiedział trochę dziecinnym tonem, a ja w wyniku lekkiego załamania tokiem rozumowania mojego partnera, dałem mu wolną rękę
- Skoro musisz…
- O jakim eliksirze wczoraj  mówiliście ? – Spytał już normalnym i lekko zaniepokojonym tonem w międzyczasie zakładając okulary. Ja natomiast wstałem. Szczerze powiedziawszy miałem nadzieje, że tego nie słyszał skoro wczoraj o tym nie wspomniał – Draco? – Czułem na sobie jego wzrok. Wziąłem wdech
- Miałem nadzieje, że nie słyszałeś tej rozmowy…. – Milczał
Może nie powinienem zachowywać się tak, ale to nie było nic przyjemnego. Sam siebie zacząłem wyklinać, że nie panowałem wtedy nad sobą.
- To nic poważnego… Po prostu się tego wstydzę.. Nic poza tym – Po raz kolejny wziąłem wdech. Zbierając w sobie siły na powiedzenie mu o tym cholerstwie – Miałem w  kawie Desiderium2
- Co ? – Spytał zaskoczony
- Desiderium, czyli pieprzony eliksir pożądania – Prawie krzyknąłem
- Wiem co to Desiderium. Bardziej zastanawia mnie skąd się wziął twojej w kawie… Chociaż – Zrobił dłuższą przerwę – Czy przypadkiem to nie była sprawka Zabini'ego? – Spojrzałem na niego zaskoczony
- Jego i Nott'a. Skąd wiesz?
- Cross mówił, że znikł mu jeden z składników. Po kilku dniach ponoć złapał sprawce. Oczywiście nie powiedział, kto nim był. Jednak przez przypadek widziałem jak sprzątał klasę po pierwszakach.
- To by wyjaśniało czemu nie wiedziałem tego gamonia. Po prostu odrabiał szlaban – Harry tylko wzruszył ramionami, a mnie właśnie olśniło – Czy ty przypadaniem nie wyrabiałeś z eliksirami ? – Spojrzałem na niego z zaskoczeniem, bo o ile dobrze się orientowałem Cross uczył tylko rozszerzone zajęcia. On tylko siedział cicho uciekając wzrokiem mamrocząc, że nie wie o co mi chodzi – Dobra nie chcesz to nie mów – Podszedłem do szafy – Eh.. Dobrze, że mam kilka par – Pomyślałem biorąc dół od piżamy – Trzymaj – Rzuciłem mu je i poszedłem do łazienki, aby się przebrać. Kiedy z niej wyszedłem Harry miał już na sobie spodnie od piżamy. W tym czasie zacząłem przeklinać się w myślach, że nie dałem mu również góry, ale jakoś nie mogłem sobie go wyobrazić w pełnym komplecie. Poza tym on jakoś specjalnie nie narzekał na jej brak.
- Za krótkie – Mruknął
- Gdzie ci za krótkie ? – Spojrzałem na nogawki. Faktycznie były trochę za krótkie, ale różnica była prawie żadna – Marudzisz. Ciesz się, że Cię stąd nie wykopałem.
- A zrobił byś to ? -  Ja coś mruknąłem w ramach odpowiedzi. Chwilę później położyliśmy się i przez jakiś czas jeszcze rozmawialiśmy aż w końcu oboje zasnęliśmy.
Nastał ranek. Sobota najlepszy dzień w całym tygodniu, a głównie dlatego iż tego dnia zawsze pozwalałem sobie na dłuższe spanie, a że nie potrzebowałem niczego z wioski pozwoliłem sobie nastawić budzik na dziesiątą. Jednak i tak wstawanie wcale nie było przyjemniejsze
- Harry – Wymamrotałem przez sen – Wyłącz ten cholerny budzik – Zero odzewu, a budzik dalej drażnił moje uszy – Harry – Chciałem go lekko uderzyć, aby w końcu się ruszył. Jednak moja ręka uderzyła o jakiś materiał. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że miejsce obok było puste. Były na niej tylko starannie złożone spodnie oraz kartka. Westchnąłem. Wziąłem kartkę i zacząłem czytać jej zawartość.

Draco!
Wstałem wcześniej, ponieważ mam dzisiaj kilka zajęć, a nie chciałem Ciebie budzić.
Na zabawie się też raczej nie zobaczymy..
Zapomniałem tobie wczoraj powiedzieć, ale miałem już coś innego zaplanowane na ten dzień. Wybacz mi.
Możliwe, że wpadnę wieczorem.
Harry.

Leżałem zastanawiając się jakie to zajęcia mógł mieć. Osobiście miałem dziwne uczucie, że ktoś podmienił mi ukochanego. Miałem dość tego, że on mi nic praktycznie nie mówi i tu już nawet nie chodzi o pieprzone wakacje. Zgniotłem kartkę i wyrzuciłem ją do kosza idąc tym samym do łazienki.
Gdy Zrobiłem poranną toaletę oraz przebrałem się w świeże ubrania minęła jakaś godzina. Wszedłem do pokoju wspólnego, gdzie panował większy chaos niż zwykle.
Jako, że nie mogłem wytrzymać w tym hałasie długo poszedłem na wieże astronomiczną.
Gdy tam dotarłem, oparłem się o barierkę i starałem się myśleć o czymś zupełnie bezsensu np. że październik był wyjątkowo ciepły jak na tą porę roku.
Jednak im bardziej się starałem, tym bardziej zacząłem się zastanawiać jak bardzo Harry się zmienił. Nie mogłem go winić. W końcu sam teraz byłem innym człowiekiem.
Nie wiedziałem, czy bardziej podoba mi się ten Harry, czy tamten. Choć właściwie po dokładniejszym zastanowieniu stwierdziłem, że On był taki cały czas, tylko teraz bardziej to pokazuje.  
Na wieży stałem póki nie zaczęło się robić zimno i co raz ciemniej. Wróciłem do pokoju gdzie panował już mniejszy harmider. Gdzieś w tłumie zdołałem nawet zauważyć Pansy. Jednak nie podszedłem do niej. Skierowałem się od razu do pokoju. Poczekałem jeszcze kilka godzin szykując płaszcz oraz świstoklik, który stworzyłem tak, aby był w stanie zabrać mnie do celu i przenieść z powrotem do zamku.
Korzystając z zamieszania wymknąłem się do posągu jednookiej wiedźmy. Po wejściu do piwnicy miodowego królestwa wyjąłem świstokik i nim się spostrzegłem byłem przy cmentarzu, na którym pochowali Sewerusa.
Zdjąłem kaptur i ruszyłem mijając groby pozostałych czarodziejów. Gdy byłem blisko zobaczyłem pewną postać. Z daleka wyglądał jak mężczyzna, lecz dopiero z bliska dostrzegłem, że ta osoba mogłaby być w moim wieku. Nie widziałem twarzy, lecz zdawało mi się iż wygląda znajomo.
Najbardziej w oczy rzucały się włosy, które nie miały nigdy styczności z szczotką do włosów. I nagle wszystko stało się jasne. Wziąłem wdech
- A wiec, to są twoje plany – Powiedziałem, a on się odwrócił. Poszedłem – Jak mam być szczery bałem się, że masz jeszcze kogoś na boku
- A gdzież bym śmiał – Uśmiechną się – Po prostu nie lubię tego typu zabaw
- Szczerze mówiąc nie spodziewałem się Ciebie tutaj
- Taa…  Siedem lat nienawiści, a na koniec okazuje się, że chciał najlepiej
- Zrozumiałeś dopiero jak zginął? - Milczał
- Miałem nadzieje, że ciebie tu spotkam - Odezwał się w końcu
- Tak ? – Spojrzałem na niego
- Tak. Idealna okazja, aby się wymknąć z zamku, a ty nie miałeś okazji tu przyjść - Spojrzał na mnie
- Fakt – Przez chwile staliśmy w milczeniu wpatrując się na nagrobek
- Zastanawia mnie jedno – Odezwał się, a ja spojrzałem dla niego pytająco – Czemu blisko Syriusza – Popatrzył się na nagrobek obok, gdzie widniał napis ''Syriusz Black vel Łapa''- Nie cierpieli się
- My też - Nie skomentował tego -  Chodźmy już – Ruszyłem w przeciwną stronę
- Czekaj - Ruszył kilka sekund później - Ty chyba nie chcesz powiedzieć mi, że...
- Byłem dość wścibskim dzieckiem. Pamiętam jak dobrałem się do jego albumu i znalazłem zdjęcie, na którym był Severus z jakimś chłopakiem. Z początku stali normalnie, jednak później chłopak zaczął się rozglądać i w ostatniej chwili chwycił Severusa i go pocałował. Kiedy się spytałem, kto to jest. Zabrał mi zdjęcie i kazał nikomu o tym nie wspominać, a najlepiej zapomnieć. Dopiero w trzeciej klasie ponownie mi je pokazał i powiedział,kim jest ta osoba. Choć wtedy głównie go wyklinał
- Powiedział ci to sam z siebie? – Spytał zdziwiony
- Nie. Był już pijany i zapomniał o mojej obecności. Gadał różne rzeczy.
- Severus. Pijany? Jakoś w to nie wierze, Podobnie jak to, że miałeś zadatki na Gryfona
- Rany. Byłem dzieckiem… - Wywróciłem oczyma
- Pamiętasz co jeszcze mówił? – Spytał spoglądając na mnie kątem oka
- Coś o twojej mamie, że ją kochał…
- Akurat to wiem – Powiedział przerywając mi
-… Jak siostrę - Przystanął – Nikt nie znał Severusa, a on znowu nie był skłonny do zwierzania się.– Wyszliśmy z cmentarza – Nie chce mi się wracać. Chodźmy się czegoś napić – Harry tylko przytaknął i poszliśmy mugolskiego baru napić się czegoś mocniejszego.
Przy rozmowie często poruszaliśmy tematy wojny. Widać kolejne szklanki trunku rozwiązywały język zarówno jego jak i mój. Jednak nie miało to żadnego wpływu na to co się stało później.
Alkohol nie tylko rozwiązywał nam języki, ale i dodawał odwagi. Harry przybliżył się do mnie, tak że wystarczyło aby się nachylił, a bez problemu by mnie pocałował.
Po kilku sekundach nasze usta były złączone w pocałunku. Jednak, to było za mało. Na nasze szczęście bar był połączony z motelem, więc wynajęliśmy pokój i spędziliśmy w nim namiętną noc po czym zasnęliśmy. 
Ciemność. Widzę ciemność – Harry! – Rozglądałem się wokoło wołając. Nagle przede mną stanęła kobieta. Twarz miała zasłoniętą włosami. Była cała poraniona – Przepraszam. Widziała Pani.. – Kobieta spojrzała na mnie martwymi oczami. Jej twarz choć poraniona wydawała się znajoma – Czy ja Panią przypadkiem nie znam – Spytałem, a ona spojrzała na mnie mamrocząc coś. Spytałem jej, co to za miejsce. Spojrzała na mnie ostatni raz po czym krzyknęła ''Morderca''. Chwilę później zniknęła.
Znów widziałem ciemność. Byłem przerażony, rozglądałem się za wyjściem. Chwilę później je znalazłem. Jednak znów trafiłem do jakiegoś ciemnego pomieszczenia – Draco. Czekaliśmy na ciebie – Odezwał się znajomy głos, a gdy podszedłem bliżej zobaczyłem Avery'ego oraz pozostałych.
Zacząłem się nerwowo rozglądać. Znałem to miejsce. Lochy. Ulubiony plac zabaw Śmierciożerców – Nie rozumiem. Co tu się do cholery dzieje! – Krzyknąłem. Tamci się tylko zaśmiali – Jak to co? Pan dał nam nową zabawkę – Nie mogłem uwierzyć w to co słyszałem- Nie. Ten gad nie żyje! Widziałem to!- Tamci się zaczęli jeszcze głośniej śmiać rzucając komentarzami, że seks z Potterem odebrał mi rozum.
Jeden z nich. Mój ojciec. Zbliżył się do mnie i zaprowadził do celi, w której siedział skulony zakrwawiony chłopak. To był Harry. Przykuty łańcuchami. W jego oczach nie było miłości, ale pogarda. Chciałem go dotknąć, ale ten się wzdrygał na samą myśl o tym, że mógłbym go dotknąć.
Chciałem uciec. Wyswobodziłem się z ucisku ojca i zacząłem biec potykając się o własne nogi. Nagle natchnąłem się na ślepy zaułek, kiedy chciałem zawrócić. Ni stąd ni zowąd spod ziemi wyrosła ściana.
Znów widziałem tylko ciemność, a po chwili z góry spływał snop światła prosto na miejsce, w którym stałem. Ściany jakby zmieniły surowiec. Podszedłem do jednego z nich, dotknąłem powieszeni. Szkło. Dopiero jak rozbłysły światłem do połowy zorientowałem się, że to lustra. Widziałem w nich czyjeś odbicie… To.. Byłem ja, ale inny. Uśmiechałem się niczym diabeł, włosy pozbawione żelu sterczały we wysokie strony. Kiedy dotknąłem twarzy, odbicie wciąż pozostawało takie same, a po chwili znikło.  
Następnie pozostała część luster została oświetlona i dopiero wtedy zorientowałem się, że mam na sobie szatę Śmierciożercy całą w czyjejś krwi.
Chciałem stąd wyjść. Waliłem w tafle lustra, a kiedy udało mi się sprawić aby pękła. Ona znów stawała się nie naruszona. Waliłem dalej. Odłamki szkła kaleczyły mi ręce. Krzyczałem, lecz nikt nie odpowiadał. Opadłem z sił, a zaraz później odezwał się czyjś chropowaty głos – Nie uciekniesz mi. Będziesz już zawsze moim sługą. Nic nie zmyje twoich win. Może i nie zabiłeś, ale patrzyłeś się i nic nie zrobiłeś. Twarze tych ludzi będą cie nawiedzać w koszmarach takich jak ten – W lustrach pojawiły się twarze ludzi torturowanych i zabijanych na moich oczach.
Skuliłem się, a z oczu leciały łzy. Zasłoniłem uszy aby nie słyszeć ich błagania o litość. Nie mogłem tego wytrzymać – Niech mi ktoś pomoże - krztusiłem się własnymi łzami.
Po jakimś czasie błagania ucichły, a szkło zaczęło pękać – Draco! - Słyszałem czyjś głos. Był łagodny i ciepły . Jedno z luster pękło, a w nich pojawiła się jasna postać – Draco! – Postać podeszła do mnie – Już dobrze. Musisz tylko otworzyć oczy… - Postać zaczęła znikać, ale głos stawał się wyraźniejszy
Draco! Otwórz oczy, to tylko sen… - Powoli otworzyłem oczy i zoczyłem Harry’ego całego i bezpiecznego. Na policzkach czułem gorące smugi po łzach. Wziął mnie w ramiona i powtarzał, że to był tylko koszmar. Kiedy się uspokoiłem opowiedziałem mu wszystko co widziałem..
- To tylko koszmar – Powtórzył i pogładził mnie po policzku
- To nie koszmar! Ja naprawdę tam byłem. Przygadałem się ich śmierci – podciągnąłem nogi aż do brody i schowałem twarz – Powinienem gnić w Azkabanie
- Nic nie mogłeś zrobić – Milczałem. Nie widziałem sensu usprawiedliwiania mojego postępowania – Wracajmy do zamku… - Dodał i oboje zaczęliśmy się szykować do powrotu.
CDN…
Jak wam się podobało?
Osobiście stwierdzam, że rozdział średnio wyszedł 
(Swoją opinię możecie wystawić w postaci komentarza)
_________________________________________________________________________________________________________________
1Silici Scintillam Excudit in Tenebris na ang. Spark In The dark (Iskra w ciemności): Miałam sporo trudności z hasłem dla Draco, ale słuchając właśnie piosenki Alice Cooper’a o tym samym tytule, pomyślałam ‘’A czemu by nie?’’
2Desiderium z łac.  Serum na pragnienie – Mój własny wymysł


Witam! 
Chciałabym podziękować wam wszystkim za wasze komentarze. Zdaję sobie sprawę, że zawalanie terminów stało się moim nawykiem i dlatego dziękuję, że dalej wykazujecie do mnie tyle cierpliwości.
Jako, że niedługo zacznie się Nowy Rok, dlatego już teraz przyjmijcie ode mnie skromne:

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU!