UWAGA!

UWAGA!

* Opowiadanie zawiera wątek Boys Love (związek męsko-męski).

Jeśli komuś to nie odpowiada proszę o opuszczenie bloga.

* Treść może zawierać wątek o charakterze erotycznym oraz wulgarnym

* Prosiłabym o nierozpowszechnianie treści opowiadań bez mojej zgody


Większość postaci i świat przedstawiony zostały stworzone są przez Panią J.K.Rowling, a historia zawarta w opowiadaniach jest wyłącznie moją wizją.

Ja nie otrzymuję żadnych korzyści materialnych.

środa, 27 maja 2015

Wspomnienia Młodego Malfoy'a: Part.2

Zapraszam na Rozdział 2 Wspomnień Młodego Malfoy'a.
Życzę miłego czytania!
***
Muzyka w Tle: Sucker Punch - Sweet Dreams

Rozdział II
_____________________________________________________________________________________________________________________________
To było jak jeden z moich snów. Sam pocałunek nie trwał długo, ale z pewnością można go zaliczyć do namiętnych. Chciałem coś powiedzieć, ale gdy odzyskałem władzę nad słowami on już był parę metrów ode mnie. Zwyczajnie w świecie sobie poszedł bez słowa wyjaśnienia lub choćby najmniejszej kpiny. Pogrążony w własnych myślach wróciłem do dormitorium lecz wiedziałem, że już na pewno nie zasnę. Oczywiście nie myliłem się, przez całą noc nie zmrużyłem nawet oka, myślałem o tym pocałunku oraz o tym czemu on to zrobił.  Wiem, że to ja pierwszy go pocałowałem, a właściwie to ledwo musnąłem te cudownie miękkie wargi, ( Aż po dzień dzisiejszy uważam, że te myśli szły w złym kierunku, ale co poradzić.. jak się jest młodym głupim.. Na Salazara brzmi jak bym był teraz starym zapuszczonym dziadem… Mogę was zapewnić, że wciąż  jestem zadbany, młody i przystojny )
Wracając do rzeczy. Jego pocałunek był przeciwieństwem mojego. Był gwałtowny, pełen pasji i gdybym tylko wiedział dlaczego to zrobił... chociaż nie było to wtedy aż tak ważne, gdyż równie dobrze mógł się ze mnie nabijać. Tak to jest jeśli przez większość czasu mieszka się z mugolami.. (cholerne, nietolerancyjne kreatury, aż krew człowieka zalewa… ). Minął tydzień od tego zdarzenia, a on zachowywał się jak gdyby nic się nie stało. Za to ja chodziłem jak struty. Miałem wszystko w głębokim poważaniu: lekcje, cały ten turniej, jedzenie. To był cud jak Pansy wepchała we mnie cokolwiek, oczywiście pytała się co mi się stało…. Jakieś sześć razy dziennie ( Poważnie myślałem, że jak usłyszę jeszcze raz ''Co ci się stało Dracusiu'' to oszaleje…  Zabawne, że nawet teraz dalej tak do mnie mówi.. oszaleć można, za to pewne osoby mają z tego całkiem niezły ubaw… zero współczucia i wyrozumiałości! No naprawdę..). Wracając do tematu. Miałem wszystko gdzieś, aż do niedzielnego wieczora, kiedy wróciłem do dormitorium jak zwykle z bezsensownej wycieczki po Hogwarcie i już chciałem iść się położyć, gdy Pansy poinformowała mnie o liście. Pomyślałem, że znowu jakaś nawiedzona fanka do mnie napisała.. chciałem go spalić. Jednak coś podpowiadało mi, aby otworzyć kopertę ( Merlinie dzięki ci za to, że tak zrobiłem). Napisał do mnie.. ( świetnie upokorzeń ciąg dalszy – Pomyślałem)… List nie był długi, właściwie był tylko napis ''spotkajmy się w opuszczonej sali na piętrze o północy'' w rogu zaś były dwie małe literki ''H.P''. ( Myślicie pewnie, że poleciałem jak na skrzydłach. O nie, do tego czasu rozmyślałem czego on ode mnie chce oraz czy w ogóle pójdę). Tak minęła północ, a ja nim się spostrzegłem stałem pod tą salą. Oczywiście z różdżką w gotowości, kto wie czego bliznowaty ode mnie chciał. Koniec, końców otworzyłem te drzwi i wszedłem rzucając tekstem ''Czego ode mnie chcesz? Mam ciekawsze rzeczy do roboty niż włóczenie się za tobą''. Powoli sięgałem po różdżkę, ale on tylko się delikatnie uśmiechnął spoglądając na mnie przez chwilę po czym znowu zajął się patrzeniem przez okno. Miałem dość tej ciszy ( nawet nie wiecie jak mnie to irytowało). Jednak, gdy chciałem wyjść on spojrzał na mnie i rzucił krótko ''Myślałem o tym''. Na wszystkich czarodziejów świata trafił mi się człowiek-zagadka, o czym on na Merlina mówił. Choć po chwili namysłu zrozumiałem, że miał na myśli pocałunek tydzień temu.. ( Tak bardzo chciałem wtedy o tym zdarzeniu zapomnieć, a on wyjeżdża z tekstem że musiał pomyśleć.. Idiota, czy on w ogóle wie jaki miałem mętlik w głowie? Oczywiście, że nie ! Bo po co! ).
Zamurowało mnie ( Znowu… brawo mistrzu paraliżu – poważnie, dlaczego byłem, aż tak żałosny przy tym draniu?) musiałem jakoś wybrnąć, w końcu to ja to zacząłem (Bo nie potrafiłem się oprzeć, tak zgadzam się z tym, ale ja to tylko ledwo musnąłem jego wargi. To on pocałował MNIE). Postanowiłem, wiec że powiem iż to była jedynie chwilowa zachcianka (w sumie to nawet bym nie skłamał..) i to nie miało żadnego znaczenia (to też po części prawda) oraz, że było to w wyniku rozrywki (Dobra to już było by kłamstwo, ale kto by się tam przejmował - No dobra. Ja bym się przejmował). Tylko jakoś nie potrafiłem mu tego powiedzieć, a nim się spostrzegłem on był blisko mnie i jak wtedy ujął moją twarz, a po chwili nasze usta połączone były w gorącym tańcu namiętności. Tym razem trwało to dłużej, tak jak by sprawdzał, czy go odepchnę. Powinienem był to zrobić, ale nie chciałem. Byłem tak pochłonięty pocałunkiem, że nawet nie wiem kiedy zdążył ściągnąć mi koszulę, a jego ręce błądziły po mojej skórze. Jego dotyk był hipnotyzujący, moje ciało przechodził przyjemny dreszcz. Jednak dalej było mi mało… mimo iż dostałem wystarczająco dużo. Chciałem więcej… choćbym następnego dnia miał tego żałować, chciałem dużo więcej… te pieszczoty jedynie mnie pobudzały. Sądząc po jego widocznej erekcji on również tego chciał. Wymruczał pomiędzy pocałunkami zaklęcie, które transmutowało ławki w łóżko i zrobiliśmy to… (I teraz pytanie za sto punktów. Skąd on to zaklęcie znał….? Do dzisiaj często zadaje sobie to pytanie, może kiedyś dostanę na nie odpowiedź).
Przebudziłem się gdzieś nad ranem lekko obolały… (Echem… to był pierwszy raz kiedy ktoś..  Bo to ja zazwyczaj w kogoś...  No wiecie o co mi chodzi. Może lepiej nie wdrążajmy się w temat.. jest dość drażliwy… Oj, a skąd mogłem wiedzieć, że Potterowi zachce się dominować…) jednak gdy spojrzałem obok, jego nie było. No tak… mogłem się domyślić, że to prędzej on będzie żałował niż ja. Poczułem się wykorzystany… upokorzony (Warto podkreślić, że znowu. Brawa dla mnie). Zakładałem już bokserki, kiedy usłyszałem jego głos ''Mógłbyś przynajmniej powiedzieć, czy było ci dobrze… Malfoy'' Spojrzałem na niego, siedział jak zwykle na parapecie, a kiedy się odwrócił widziałem w jego oczach zawód lecz po chwili jak by nie mógł na mnie patrzeć znów odwrócił głowę w stronę okna. Byłem zdezorientowany, myślałem że poszedł sobie. Do głowy mi nie przyszło, że zechce sobie posiedzieć na tym cholernym parapecie. Może on myślał tak jak ja, że go zostawię (Co jak co, ale zawsze opuszczałem moich kochanków przynajmniej jak wstało słońce). Tak na pewno tak pomyślał, a chorym zbiegiem okoliczności przed chwilą tak to wyglądało. Nie wiedziałem co zrobić dlatego spytałem czemu nie śpi. Na odpowiedź nie musiałem długo czekać powiedział obojętnym tonem, że ma koszmary podczas których się rzuca, wiec woli powłóczyć się po korytarzach szkoły (To by wyjaśniało, dlaczego go wtedy spotkałem), a że nie chciał odejść zaraz po… To wolał posiedzieć przy oknie… Wiecie, co było w tym wszystkim najgorsze? Mówiąc to nawet na mnie nie spojrzał i szczerze mówiąc wcale mu się nie dziwie… W tym momencie to wyglądało jakby to ja dostał to czego chciał i sobie poszedł. Zgodzę się z tym, że tego chciałem, ale chciałem wiedzieć również co dalej… (Oczywiście nie liczyłem wtedy na nic więcej… właściwie to nie przepadałem za stałymi związkami. Wolałem nic nie zobowiązującego. Tak proszę Państwa oto klasyczny przypadek nastolatka – Okazuje się, że  Draco Malfoy to też człowiek) … Stałem jak głupi w samych bokserkach czekając na choćby jedno spojrzenie zielonookiego gryfona, aż w końcu wstał, podszedł do mnie i znów mnie pocałował. To dało mi do zrozumienia, że nie tylko dla mnie jedno spotkanie było za mało…
Od tamtej pory uprawialiśmy seks codziennie (Dobra nie zawsze uprawialiśmy seks, czasem też rozmawialiśmy – tak po prostu, a najlepsze to, że on nie bał mi się powiedzieć to czego się boją inni mi powiedzieć), zawsze o tej samej godzinie w tej samej sali, raz on dominował raz ja. Było tak cudownie, że straciłem rachubę czasu… Liczył się dla mnie ten czas spędzony w ''naszej'' Sali, reszta mnie nie interesowała (Powiedział bym nawet, że popołudnia bez jego dotyku, bez tych pocałunków zaczęły mnie przytłaczać), był tylko jeden problem…. Po naszych chwilach zawsze, kiedy ja odsypiałem. On siadał na parapecie starając się nie zasnąć. To było frustrujące.
Kilka wieczorów później, kiedy byłem już gotowy wyjść z dormitorium na spotkanie z zielonookim draniem. Pansy powiedziała mi, że na stole przyszedł jakiś list do mnie, od razu wiedziałem od kogo może być więc od razu otworzyłem kopertę. I tak jak za pierwszym razem, jedno krótkie zdanie '' Spotkajmy się na piątym piętrze przed łazienką prefektów'' oraz jego inicjały.
To mnie zaskoczyło. Myślałem, że chce odmówić spotkanie. Oczywiście wcale by mnie to nie zdziwiło. Zwłaszcza, że jutro miało odbyć się drugie zadanie, wiec to zrozumiałe, że musi się skupić, wyspać i w ogóle.. – Nie przeczę byłbym zawiedziony jednak wolałbym, aby ten idiota jednak przeżył… a on po prostu zmienia miejsce spotkania… ciekaw jestem, co on kombinuje.. i to przed łazienką prefektów.. (Merlinie nawet sobie nie wyobrażacie jak bardzo pragnąłem z niej skorzystać.. niestety wstęp do niej mieli jedynie prefekci… dlatego też moim postanowieniem było zostać prefektem).
Wracając do rzeczy. Poszedłem pod umówione miejsce punktualnie o północy, a tego gryfońskiego idioty nie było. Rozglądałem się po całym korytarzu, ale to na nic. Nigdzie nie było go widać… ( świetnie… mistrz punktualności.. zupełnie tak samo jak w pierwszej klasie… a nie zaraz….. on i ten rudy przygłup się w tedy zgubili). Stałem jak kołek czekając aż w końcu pokarze te swoje rozczepiane kudły. Tak mijały minuty ( Skąd wiem pewnie się zastanawiacie. Otóż Pansy dała mi wcześniejszy prezent urodzinowy – Zegarek… Powiedziała, że nie ma zamiaru robić za zegarynkę i w cale jej się nie dziwie. Codziennie przed północą pytałem jej z kilkanaście razy ''która godzina'', wiem powinienem był być bardziej dyskretny, ale Potter działa na mnie zupełnie tak jak kłopoty na niego – przyciągająco). Tak wiec mijały minuty, a po nim ani śladu. Postanowiłem, wiec iść do ''naszej'' Sali, gdy nagle coś mnie złapało w pasie ( Eh… ja rozumiem, że świat czarodziejów ma swoje dziwactwa, ale to już była przesada). Starałem się strząsnąć owe coś, ale nagle usłyszałem śmiech. To był on. Pojawił się znikąd ( Bo skąd mogłem wiedzieć, że ten idiota posiada pelerynę-niewidkę) z tym swoim głupawym uśmieszkiem na twarzy. Nie byłem zadowolony czekając na niego aż 10 minut więc mu wygarnąłem, że jak jeszcze raz się spóźni zostanie ukarany (A jak! Karać spóźnialskich!). On tylko odpowiedział, że cały czas tam był… ( To na Merlina w niebiosach pokazuj się jak cię wołają, a nie…). Oczywiście po tym jak pokazał mi pelerynę mogłem mu wierzyć (przynajmniej zrozumiałem jedna rzecz… Dlaczego nigdy nie mogą go złapać..), więc spytałem się czemu kazał mi przyjść aż na piąte piętro.. on jedynie się uśmiechnął, podszedł do drzwi od łazienki prefektów i powiedział hasło…
Nie mogłem w to uwierzyć, skąd on znał hasło do tego kąpielowego raju z resztą nie ważne. Ważne było to, że zaraz miałem wziąć kąpiel w najbardziej pożądanym przez wszystkich miejscu .
  Wszedłem wolnym krokiem  do środka… łazienka była dokładnie taka jak z opowieści.. Nie. była tysiąc razy lepsza.. a najlepsza część była taka, że jestem tu z tym upierdliwym chłopakiem, który od kilku miesięcy miesza mi w głowie…
CDN…


Mam nadzieje, że wam się spodobało, bo ja to raczej nigdy chyba zadowolona z siebie nie będę… 
(Swoją opinię możecie wystawić w postaci komentarza)

wtorek, 19 maja 2015

Wspomnienia Młodego Malfoy'a: Part.1 [PORZUCONE]

UWAGA: To opowiadanie zostaje Porzucone
Mam zamiar je poprawić. A szkoda mi usuwać to. 


***
Zapraszam na Rozdział 1 Wspomnień Młodego Malfoy'a.
Życzę miłego czytania!
***
Muzyka w Tle: Sucker Punch - Sweet Dreams
Rozdział I
_____________________________________________________________________________________________________________________________
Czy zastanawialiście się kiedyś dlaczego bohaterowie romantyczni mają przerąbane ? Ja owszem. Zawsze ciekawiło mnie, czemu  powieści romantyczne nie mogą mieć tzw. ''szczęśliwego zakończenia''. Ilekroć czytałem jedno z takich dzieł denerwowało mnie, że skończył martwy lub ona wybrała kogoś innego, lub też została obiecana komuś innemu. Nie rozumiałem tego, aż do dnia w którym  sam tego nie doświadczyłem. Nie zrozumcie mnie źle tu nie chodziło o pozycje. O nie, gdyż urodziłem się jako arystokrata. Problemem nie stanowił również wygląd. Mógłbym mieć dosłownie każdą nawet taką szlamę jak Granger. 
Mógłbym… gdybym do jasnej cholery nie był gejem! Ha.. ciekawe prawda, już rozumiecie na czym polega mój problem ? Nie? To wam powiem, jestem przystojnym mężczyzną z wysoką pozycją ( wszystko zawdzięczam genom ), który zakochał się w mężczyźnie i to nie w cale takim byle jakim. Tylko w samym Wybawcy całego czarodziejskiego świata, Chłopcu-Który-Przeżył, czy jak jeszcze tam na niego wołali. Eh żałośni ludzie ograniczali się tylko do tego. Ja w myślach mówiłem o nim pięknooki, och tak jego oczy były cudowne. Wtedy do mnie dotarło, że to na pewno nie będzie miało ''szczęśliwego zakończenia'' .
     Zacznę jednak od początku, dokładnie od momentu, w którym go po raz pierwszy zobaczyłem. Nie było to jakieś spotkanie przypadkowe czy też naznaczone tzw. przeznaczeniem.
W końcu miał się zacząć nasz pierwszy rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, wiec to oczywiste, że byliśmy w jednym pociągu… Jednak w już wtedy pragnąłem, abyśmy byli przyjaciółmi.
(No niby Crabbe i Goyle się ze mną ''przyjaźnili''. Wiecie ludzie zrobią wszystko, aby nie popaść nie łaskę u mojego ojca, więc można by rzec, iż robili tylko za moich ochroniarzy). Wróćmy jednak do tematu. Nie wiem czemu, ale pragnąłem się z nim przyjaźnić. Ten chłopak miał w sobie coś takiego co mnie fascynowało, wiec pierwszy wyciągnąłem rękę w jego stronę. Jednak on odrzucił moją przyjaźń, możecie mi wierzyć lub nie, ale zabolało oraz przede wszystkim czułem się upokorzony. Wybrał szlamę oraz jednego z tych rudzielców. Wtedy zapragnąłem jednego... zemsty. Chciałem, aby każdy dzień w Hogwarcie stał się dla niego koszmarem. Jak chciałem tak robiłem. Za każdym razem, kiedy stawaliśmy sobie na drodze w ruch szły różdżki, zaklęcie jedno po drugim. Z początku może było dobrze gdyż mnie zauważał. Jednak z czasem nasze potyczki przestały mnie bawić, a przede wszystkim przestałem czuć satysfakcję nawet z wygranej. Myślałem, że to mi się znudziło, wiec postanowiłem być od niego lepszy. Niestety moje starania i chęci poszły na marne...  ze wszystkich zajęć najlepiej radziłem sobie z eliksirami, na pozostałych wychodziłem na kompletnego idiotę. Do tego miałem rywalkę, choć słowo ''rywalka'' jest tu zupełnie nie na miejscu, gdyż mi czarodziejowi czystej krwi nie godzi się nazywać szlamę rywalką. Nie ma takiej opcji, a jednak w rzeczywistości było inaczej. Była moja rywalką i to nie tylko w eliksirach, ale i również stała mi na drodze do przyjaźni z tym bliznowatym głupkiem.
Tak mniej więcej minęły dwa lata spędzone w Hogwarcie. Myślicie, że to było coś ? Poczekajcie na ciąg dalszy, później to dopiero będzie się działo. 
Trzeci rok w Hogwarcie nie był tragiczny, aczkolwiek nie był też dobry. Dla niego na pewno nie... między innymi, dlatego że został zaatakowany w pociągu przez dementora. Nie wiem dlaczego, ale chciałem wiedzieć, czy z nim wszystko w porządku… aby później móc się z niego nabijać (Merlinie gdzie ja wtedy miałem rozum… ).
   Oczywiście jak wcześniej wspomniałem nie mogłem sobie odpuścić i na moje szczęście, a może raczej nieszczęście siedzieliśmy blisko siebie. Idealna okazja. Okazja na zrobienie z siebie kompletnego irracjonalnego idiotę. Oh przepraszam, irracjonalny to będzie za chwilę, a dlaczego? No cóż jak by to wam powiedzieć, aż wstyd w ogóle o tym wspominać.
I żeby była całkowita jasność to ten Hipogryf mnie pierwszy zaatakował.. To, że później wyszedłem na idiotę to już inna spawa. Cała ta akcja… to nie tak, że chciałem zrobić z siebie ofiarę. O nie. Ja chciałem tylko, aby zwrócił na mnie uwagę, a nie na tych rudzielców. I nie mam tu na myśli Rona Weasley’a, czy Hermiony Grenger. Nie, to nie oni stanowili problem. Problemem były te dwa rude klony bo, cokolwiek by nie zrobili on, albo się uśmiechał, albo się śmiał. A jego oczy w tedy tak pięknie błyszczały. Przynajmniej do czasu gdy zauważył mnie, wtedy jego uśmiech znikał, a w miejscu kryształów pojawiał się lód ( Brrrr… do dzisiaj mi zimno na samo wspomnienie o tym).
  Tak wiec gdzieś pod koniec trzeciego roku nie dość tego, że w końcu zrozumiałem iż ja Draco Malfoy jestem gejem, to do tego wszystkiego zauroczonym w Harrym Potterze. To był dla mnie podwójny szok, nie mogłem w to uwierzyć w sumie chodzi mi bardziej o tą część z Potterem, ale niestety dowody ( które przedstawiła mi Pansy) były jasne, a ja nawet  nie miałem argumentów zaprzeczających.
Może sama wiadomość o byciu gejem nie jest tragiczna w końcu świat czarodziejów inaczej na to patrzy. I wszystko było by doskonałe, gdyby nie jeden mały szczegół… obiekt moich uczuć woli przecież płeć przeciwną… Brawa dla mnie… Czy coś zrobiłem w związku z tym ? Oczywiście, że tak no proszę was bycie zakochanym w jednym nie sprawia, że nie można pieprzyć kogoś innego. Nie byłem z tego zadowolony (przyznaję), ale tylko to mogło dać upust mojemu pożądaniu oraz co tylko wtedy mogłem wyobrazić sobie jego błagającego o więcej – żałosne co? Cóż poradzić przynajmniej wakacje jakoś minęły, a raczej tak się zapowiadało z początku... Gdzieś w połowie wakacji otrzymałem od ojca wiadomość dotyczącą zaproszenia na turniej świata w Quidditchu: Bułgaria kontra Irlandia. Ojciec dostał zaproszenie od samego ministra to jasne, że trzeba skorzystać z takiego zaproszenia. Wszystko było by dobrze gdyby nie pojawili się Weasley'owie (Merlinie jak ja tej rodziny nienawidzę), lecz nie uwierzycie kto z nimi był.
Harry Potter… jak zwykle otoczony rudymi kudłami. Myślałem, że szlak mnie jasny trafi, wiec wypaliłem o zaproszeniu od ministra. Sam nie wiem, czy to było dobre posunięcie oprócz lekkiego uderzenia w brzuch laską ojca (Melinie skąd on tę laskę wytrzasnął) dostałem znów to zimne spojrzenie Harry'ego. Chociaż z drugiej strony mogło być to spowodowane groźbą ojca.. Nic tylko pogarsza i tak kiepską moją sytuację ( Ah… zapominałem wspomnieć.Ojciec nic nie wiedział, matka również, ale kto ją tam wie... Ta kobieta czasem mnie bardziej przeraża niż ojciec)
 Tak, więc kiedy w końcu zająłem miejsce chciałem znaleźć tylko jedną rzecz... a właściwie osobę.  W końcu go zlokalizowałem.. siedział koło tych rudowłosych klonów… (czemu to zawsze muszą być oni, no czemu, się pytam...?! Nie mogła być ta ich siostrzyczka, albo Granger, chociaż nie… też by mi to przeszkadzało).
     Szczerze mówiąc wolę pominąć fakt, że zamiast skupić się na grze byłem całkowicie pochłonięty patrzeniem się na tego zielonookiego kretyna (poważnie, co ja w nim na Salazara widzę!? No dobrze ma piękne oczy, niesforną czuprynę która o dziwo dodaje mu tylko uroku, ale nic więcej!). Może Pansy się myliła, może odczuwam tylko pożądanie. Pożądanie, które nigdy nie zostanie zaspokojone… sam już nie wiem, gubiłem się we własnych uczuciach, a żeby tego było mało.. Czasem miałem dziwne wrażenie, że on również zerka w stronę loży, w której siedziałem.. Świetnie mój własny umysł się ze mnie nabija. To przecież nie możliwe, aby Harry Potter – chłopak który nienawidzi mnie całym swoim sercem patrzył na mnie w ten sposób i się jeszcze uśmiechał. Nie możliwe, jednak jak mam być szczery.. chciałem w to wierzyć.
   To był ostatni raz tego wieczora, kiedy go widziałem. Nie podobało mi się jedna rzecz.. mianowicie to co powiedział ojciec… czasem miałem wrażenie, że coś jest nie tak. Następnego dnia przeczytałem w gazecie o ataku, który miał miejsce w obozie, w którym on był. Wtedy do mnie dotarło, to nie była groźba tylko obietnica. Ojciec musiał o tym wiedzieć, dlatego wróciliśmy wcześniej do domu.. ale dlaczego miało by mu zależeć na śmierci Pottera.. Jednak cokolwiek planował, nie udało mu się, on żyje i to się liczy.
Nadszedł czas powrotu do szkoły. Nawet nie wiem od kiedy powrót do szkoły stał się dla mnie katorgą, a nie chwila już wiem. Od kiedy Pansy postanowiła się podzielić ze mną swoimi przemyśleniami na temat moich uczuć… Szczerze mówiąc, gdyby nic nie powiedziała dalej żyłbym tej słodkiej nieświadomości.
Oczywiście nie zmieniłem swojego zachowania, nie ma nawet takiej opcji.. On przecież nie może o tym wszystkim wiedzieć, tego mi tylko by brakowało..
Ten rok zapowiadał się dość ciekawie, najpierw odwiedzili uczniowie wraz z dyrektorami innych szkół: Durmstrangu oraz Beauxbatons. Oczywiście wszyscy chłopacy powariowali na widok dziewczyn z Beauxbatons, a Weasley to myślałem, że zaraz z ławki wyleci. Choć Crabbe i Goyle lepsi nie byli. Poważnie, myślałem, że zaraz wejdą na stół i zaczną wyć ( Merlinie i za co mnie takimi przygłupami pokarałeś? ) moja reakcja była nijaka wręcz znudzona tak samo jak Pottera.  Co jak mam być szczery mnie zdziwiło.. i w tym momencie przyszła mi do głowy myśl… może jednak mam szanse..
   Z rozmyślań wyrwał mnie głos Dumbledora, który ogłosił, że w tym roku nie będzie meczów Quidditcha tylko turniej trujmagiczny. Jednak podkreślił, że udział mogą brać tylko uczniowie klas 7. Nie przeczę ulżyło mi. Żeby była jasność, nie chodziło tu o mnie. Chodziło raczej o pewnego zielonookiego gryfona, który miał całkiem ciekawy talent do wpadania w kłopoty. Poważnie czy ten idiota musi każdego roku lądować w skrzydle szpitalnym? Wiecie ile się przy tym nachodziłem, nie mówiąc już o tym, że musiałem działać w tajemnicy.. (Pewnie chcecie mnie zapytać po co to robiłem.. umówmy się, że jak się dowiecie to mi powiecie zgoda?) Naprawdę sam nie wiem dlaczego, ale za każdym razem, kiedy ten idiota lądował w skrzydle szpitalnym nie mogłem się powstrzymać.. Żałosne, ale prawdziwe. Tak, więc ulżyło mi. Jednak się później okazało za wcześnie.. podczas losowania reprezentanta zdarzyło się coś dziwnego… czara ognia wyrzuciła karteczkę z Jego imieniem. I się zaczęło… 
Po tym cały Hogwart był przeciwko niemu, zwłaszcza zazdrosny Weasley. Granger o dziwo trzymała z rudzielcem. Oczywiście ta sytuacja była mi na rękę… (Zwłaszcza, że ktoś robił plakietki ''Potter cuchnie''… No dobra to byłem ja ! zadowoleni?  Nie wiem dlaczego, po prostu zaliczmy to do kolejnej głupiej rzeczy, którą zrobiłem).
   Wracając do tego, że cała ta sytuacja była mi na rękę... oczywiście postanowiłem ją wykorzystać. Jednak ja to potrafię wszystko spieprzyć… może faktycznie źle to zabrzmiało, ale on znowu nie musiał aż tak gwałtownie reagować... ok wiele osób mówi mi, że jestem jak ojciec. Wręcz mi to pochlebia jednak... zabolało kiedy mówił to on…  wyobraźcie sobie, że osoba którą darzycie jakimś uczuciem mówi, że jesteście perfidni i cyniczni…  Przyznaje mnie też później poniosło, ale to naprawdę bolało. Ostatecznie i tak... skończyłem jako fretka ( do dziś mam koszmary jak o tym wspominam) i po raz kolejny zostałem upokorzony….
   To była pierwsza i ostatnia próba zwrócenia na siebie uwagi… Od tamtej pory stałem i dyskretnie mu kibicowałem. Choć jasny szlak mnie wziął, kiedy łańcuch smoka się urwał. Weasley'owie podekscytowani i to do cholery czym?! Czy oni nie był jego przyjaciółmi? Myślałem, że wezmę i poukręcam te rude łby… Lecz, gdy zobaczyłem, że Harry'emu nic nie jest przestałem zawracać sobie nimi głowę.
O samym turnieju zbyt dużo mówić. Po pierwszym zadaniu Harry i  Weasley się niby pogodzili, ale nie było tak jak kiedyś…  Nadeszło Boże Narodzenie, bal matko co za katorga widzieć jego tańczącego z jedną sióstr Patil. Całe szczęście, że Pansy mnie uspakajała, bo nie wiem co bym rozbił. Chciałem tylko, aby to się skończyło. I na moje szczęście skończyło.. Granger włączyła swój tryb nadopiekuńczości i kazała wrócić jemu i  Weasley'owi do dormitorium. Trochę ich przy tym skompromitowała, ale to nie ważne. Za to ja w tym momencie chciałem jej podziękować (Czego oczywiście nie zrobiłem). Skoro kryzys został zażegnany również chciałem się położyć ( jak mam być szczerzy nie przepadam za takimi imprezami).
Następnego wieczora nie wiedzieć, dlaczego miałem dziwną potrzebę opuszczenia dormitorium, wlokłem się po korytarzach wte i wewte te zupełnie bez celu, aż w końcu zauważyłem Pottera. Siedział na jednym z parapetów, ręce trzymał jajo zdobyte w pierwszym zadaniu. Miał zamknięte oczy wiec myślałem, że spał.. oczywiście pokusa była zbyt wielka nie mogłem się oprzeć… i musnąłem delikatnie jego wargi. Merlinie byłem tak szczęśliwy, aż do momentu kiedy otworzył oczy.. miałem ochotę zapaść się pod ziemie tak mnie sparaliżowało, że nie mogłem się ruszyć. On natomiast tylko dotknął swoich ust nic nie mówiąc wstał, odłożył jajo i już myślałem, że mi zaraz przyłoży ( co by mnie w cale nie zdziwiło) natomiast on ujął moją twarz i pocałował mnie…..

CDN...
Jak wam się podobało?
(Swoją opinię możecie wystawić w postaci komentarza)