UWAGA!

UWAGA!

* Opowiadanie zawiera wątek Boys Love (związek męsko-męski).

Jeśli komuś to nie odpowiada proszę o opuszczenie bloga.

* Treść może zawierać wątek o charakterze erotycznym oraz wulgarnym

* Prosiłabym o nierozpowszechnianie treści opowiadań bez mojej zgody


Większość postaci i świat przedstawiony zostały stworzone są przez Panią J.K.Rowling, a historia zawarta w opowiadaniach jest wyłącznie moją wizją.

Ja nie otrzymuję żadnych korzyści materialnych.

czwartek, 24 grudnia 2020

Zbiegli Bohaterowie: Rozdział 3

 Kolejny rozdział, który pisał mi się w męczarniach. Chyba idzie mi co raz gorzej...

Rozdział 3

_______________________________________________________________________________________________________

  Minęły cztery dni od nocy spędzonej w Hotelu Plaza. I póki co jedyne co zrobiliśmy, to wynajęliśmy pokój w jakimś przydrożnym motelu. Przez ten czas miałem jednak sporo czasu by jeszcze raz przemyśleć wszystko na trzeźwo.  A rozważałem dwie opcje.
 
Pierwsza, próbować przekonać Malfoy'a, by sprawdzić, czy Taylor mówił prawdę. Druga, zrobić wszystko na własną rękę i liczyć, że jeżeli jakimś cudem, auror faktycznie mówił prawdę, mieć nadzieję na, to że Draco w drodze wyjątku nie będzie się wściekać.

Oczywiście długo myślałem nad drugą opcją, która była wręcz idealna, a plan prosty i do zrealizowania.
Pójść na czarny rynek, załatwić przemytnika lub bardziej ryzykowne, aportować się aż do samej Francji. Zaś później kierować się strzałką do celu i niepostrzeżenie wrócić. Opcjonalnie w razie powodzenia, obwieścić Draconowi dobrą wiadomość i wysłuchać jego tyrady. Natomiast w razie niepowodzenia. Milczeć i modlić się, żeby niczego się nie dowiedział.

 
W rzeczywistości nie chciałem go okłamywać. Tym razem mam więcej do stracenia niż ujemne punkty, czy szlaban ze Snape'm. W grę chodziło zaufanie, które nie raz było wystawione na próbę i to głównie z mojej winy.
 
Nie było to nic poważnego. I głównie z czasu, w którym mogłem za często odwiedzać Gringota, gdzie tak naprawdę kręciłem się po magicznym czarnym rynku, chcąc dowiedzieć się czegoś, czego dotyczyło sytuacji w Anglii. Czy też wieści dotyczących Państwa Malfoy.
Oczywiście wierzyłem,  że dobrze ich ukryto. Aczkolwiek skoro trafili na nasz ślad. Po prostu wolałem się upewnić.

Poza wizytami na czarnym rynku, faktycznie sporo spędzałem czasu w skrytce. A wszystko po to, aby znaleźć pewną rzecz.

 
Jeżeli chodzi o Dracona, to też do końca święty nie był. Dalej uparcie twierdzi, że we Włoszech było mu za gorąco. I w sumie jestem w stanie, w to nawet uwierzyć. Zwłaszcza, że już pierwszego dnia po godzinie pobytu, jego skóra na twarzy zrobiła się czerwona i cały następny dzień, póki nie znalazłem przejścia do magicznej części, przesiedział w pokoju, w schronisku. Oczywiście całkowicie nadąsany

 - ''Mówiłem kup mi magiczny krem, a nie tą mugolską tandetę, która rzekomo ma chronić przed słońcem''- powiedział smarując zaczerwienioną twarz.

Szkoda tylko, że nawet nie użył tego mugolskiego kremu, ale niech mu będzie.

Wcześniej dość często wracałem do tamtego kraju myślami, analizując co głównym powodem tego, że Draco z dnia na dzień tak bardzo chciał opuścić ten kraj. Mimo że z początku wydawał się zachwycony samym pomysłem

To nie tak, że go o coś podejrzewałem, ufam mu. Jednak zdecydowanie musiało się coś wydarzyć, skoro oznajmiając mi, że ma dość tego słońca
  był do tego, jakby zdenerwowany, a może raczej lekko spanikowany.
Ale nie zamierzałem się o to wypytywać, gdyż założyłem że jak będzie chciał, to sam mi powie.

 
I właśnie, dlatego też postanowiłem, że spróbuję porozmawiać z nim o tym jeszcze raz, na spokojnie. Jednak musiałem się śpieszyć. Święta były za trzy dni, a Draconowi najwyraźniej spodobała się Floryda.

- Zdecydowałeś już, gdzie się przeniesiemy? – spytałem niby od niechcenia leżąc na łóżku, które powiększyliśmy zaklęciem

- Jeszcze nie – odparł krzątając się po pokoju, po czym usiadł na krawędzi łóżka

- Co powiesz na Alaskę? – zapytałem rozbawiony – zero słońca, zero wysokich temperatur

- Ha ha – powiedział sarkastycznie

- No tak. Tam będzie ci pewnie za zimno, ale od czego masz zaklęcia rozgrzewające

- Albo ciebie

- Czy ja ci wyglądam na kaloryfer?

- Jeszcze nie, ale znam odpowiednie zaklęcie – uśmiechnął się kpiąco

- Żebym, to ja czasem nie zmienił ciebie w kaloryfer

- Alaska, odpada – powiedział zdecydowanym tonem ignorując moją uwagę.

Nastała kilku minutowa cisza

- Draco.. – zacząłem, a on spojrzał na mnie. Ja podciągnąłem się do pozycji siedzącej. On usiadł koło mnie, milcząc – wiem, że postanowiliśmy, że nie będziemy drążyć tematu, ale cały czas nie daje mi to spokoju – skrzywił się i wywrócił oczyma – Może by chociaż to sprawdzić – westchnął teatralnie

- Zgaduję, że jeżeli powiem ''nie'' ty i tak zrobisz, co zechcesz, prawda?

- Jak ty mnie dobrze znasz – uśmiechnąłem się

- W końcu znam jeszcze cię ze szkoły – wymamrotał, po czym dodał już wyraźniej – szczerze mówiąc myślałem, że zamierzasz zrobić to za moimi plecami.

- Prawdę mówiąc… miałem taki zamiar – zmrużył oczy – z początku – podkreśliłem - jednak jak zdążyłeś zauważyć tego nie zrobiłem.

- Bardzo mi miło, że tak postanowiłeś

- więc jak brzmi twoja odpowiedź?

- Jak wspomniałem wcześniej. Nawet jeżeli będę przeciwny, ty i tak zrobisz jak postanowiłeś. Z tym, że teraz będę tego w pełni świadom – znów westchnął – Może chociaż zadzwońmy po tego całego Taylora…

- Po co?

- A jak zamierzasz dostać się.. w to miejsce ? Aportacja jest zbyt ryzykowna – dodał, kiedy ja ledwo co otworzyłem usta - Nawet o tym nie myśl. Rozmawialiśmy już o tym Panie ''Umiem się aportować na duże dystanse'' – spojrzał na mnie spod byka, a ja dałem za wygraną. Po czym kontynuował - A o ile mi wiadomo na lotniskach nie ma miejsc. Ludzie wylatują na święta do rodzin, albo do cieplejszych krajów – otworzyłem usta by coś powiedzieć, ale blondyn znów mnie wyprzedził – I nawet nie myśl o przemytnikach. Mogą wydać nas nawet bez mrugnięcia okiem, jeżeli będzie im się bardziej opłacać
To było przerażające jak jedna osoba może znać mnie na wylot. Sama Hermiona miewała czasem z tym problemy -''żeby wiedzieć co zrobisz trzeba być tobą, albo siedzieć ci w głowie'' – powiedziała pewnego razu
Zaś ja cieszyłem się jak głupi, że nie tak łatwo odgadnąć moje myśli. 
A tu pojawia się Jaśnie Pan Draco Malfoy, który okazuje się, że może uchodzić za znawcę. A przecież spotykamy się od… ja wiem, czterech lat? Natomiast on zachowuje się jakby to było dwa razy tyle.
- Coś w tym jest..

- Gdzie schowałeś tą jego wizytówkę?

- Skąd… - urwałem widząc jego spojrzenie mówiące ''nawet nie próbuj robić ze mnie idioty'' – nie mam pytań. Jest w kieszeni kufra – wstał i podszedł do mojego kufra – czekaj.. – wyjął z niego złoty znicz

- Poważnie ? – spojrzał na mnie znacząco, a ja nabrałem powietrza czekając na dalszy ciąg wypowiedzi – od kiedy jesteś taki sentymentalny? – wypuściłem powietrze z wyraźną ulgą

- Od zawsze? Noszę przecież szalik z Ggryffindor'u…  - wywrócił oczyma i odłożył znicz na miejsce, następnie wyjął z niej wizytówkę i ''kompas'' , z czego to drugie włożył do kieszeni spodni, a później ni z tego ni owego obwieścił

- Zjadłbym coś – przerwał mi

- To rusz tyłek i coś sobie kup – spojrzał na mnie – O nie..

- Harry..

- Nie – powiedziałem stanowczo, a ten wgramolił się na mnie
 
- Harry.. – szepnął mi do ucha – wiesz przecież, że łatwo się przeziębiam
- Nic ci nie będzie, a poza tym mamy eliksir

- Skończył się, a nie chcesz chyba, abym łykał mugolskie leki. Mmm.. Harry

- Nie. Rusz tyłek i sam sobie idź po te jedzenie

- Proszę – patrzył na mnie jak kot – ładnie proszę

- Do diabła z tobą – powiedziałem – Ostatni raz, słyszysz. Później jak coś będziesz chciał, sam bierzesz tyłek w troki, jasne ?
 
- Ależ oczywiście – powiedział bez przekonania, cały czas uśmiechając się zadowolony z siebie. Następnie zszedł  ze mnie, abym mógł wstać 
Wstałem i założyłem buty
- Chcesz coś konkretnego? – spytałem zakładając kurtkę 
- Chcę pierożki won ton - blondyn przyglądał mi się\
- Za daleko. Może po prostu zamówimy przez telefon
 - Będziesz później marudził, że musiałeś płacić za dowózkę – powiedział obojętnym tonem 
- To kupie ci Kebaba. Akurat widziałem, że stoisko jest nie daleko – skrzywił się, a ja zupełnie się tym nie przejmując, wyszedłem 
Pierożków mu się zachciało.. Może od razu wyślij mnie po nie do Chin.. 
  Mimo, że nie padało na dworze było mroźno, zaś na chodnikach leżał śnieg.   
Wszedłem w boczną alejkę i aportowałem się niedaleko chińskiej restauracji, gdzie serwowali, według Malfoy'a, najlepsze pierożki. 
Zamówiłem Draconowi pierożki. Zaś sobie, skoro i tak tu jestem, smażony ryż z wieprzowiną.
Eh.. tyle razy obiecałem sobie, że nie dam się nabrać na te jego słodkie oczka kota. A jednak za każdym razem udaje mu się mnie namówić. Jeżeli to jakiś rodzaj magii, to Malfoy jest w niej zdecydowanie mistrzem – westchnąłem
Zapłaciłem i wziąłem zamówienie 
Kiedy otworzyłem drzwi od pokoju od razu uderzyła we mnie fala ciepła 
Dzięki ci Merlinie za zaklęcie ogrzewające 
Zamknąłem drzwi 
- Proszę, twoje pierożki - podałem mu pojemnik z pierożkami 
- Myślałem, że poszedłeś po kebaba 
- Żebyś mnie razem z nim za drzwi, na to zimno wyrzucił. Podziękuję – powiedziałem w między czasie wyciągając swoje zamówienie 
Draco usiadł i wziął pałeczki do ręki i zaczął jeść. W miedzy czasie otworzyłem pudełko   
- Ładnie pachnie. Co to ? – spytał, a ja przywołałem widele
 - Smażony ryż z wieprzowiną    
- Od tego masz pałeczki – skomentował, kiedy zacząłem nakładać sobie ryż na widelec 
- Za dużo z tym zabawy – powiedziałem ładując sobie zawartość widelca do ust 
- Ignorant – powiedział, a ja nabiłem pierożka na widelec i wepchałem mu go do ust, żeby przestał komentować 
- Jedz, bo wystygnie  
- Chcesz jednego ? – trzymał pierożka pałeczkami, a zaraz nachylił się do mnie. Otworzyłem usta, a kiedy pierożek był blisko, chciałem go chwycić. Draco w tym samym momencie odsunął go lekko. 
Popatrzyłem na niego, ten się tylko uśmiechnął  
- Kto powiedział, że w między czasie nie mogę się trochę podroczyć - znowu przybliżył, by zaraz później zrobić, to samo co wcześniej. Westchnąłem zrezygnowany 
– Już nie będę – przybliżył pierożka i tym razem go nie odsunął 
- Dobre – powiedziałem nakładając ryżu na widelec. Następnie powoli, tak aby nic nie spadło, podsunąłem Draconowi
 Zjadł 
- Trochę za ostre jak dla mnie 
- Jest też łagodna wersja 
- Ty i twoje zamiłowanie do ostrych potraw 
- Nie tylko potrawy lubię na ostro – puściłem mu oczko, a on momentalnie zaczął się czerwienić i mamrotać coś pod nosem wkładając sobie pierożka do ust.  Zaśmiałem się
 Uroczy.. 
Odchrząknął dalej cały czerwony 
- Dzwoniłem do Taylora – powiedział bawiąc się pierożkiem 
Trzeba było przyznać, że Malfoy jak na osobę, która wychowała się w tradycyjnej magicznej rodzinie. Radził sobie z niektórymi urządzeniami lepiej niż Ron, choć zawsze wydawało mi się, że Weasley miał z tymi rzeczami większą styczność niż Draco. 
A jednak byłem w mocnym szoku. 
Trzeba było przyznać, że blondyn nie zachowywał się jakby to była dla niego nowość.  A wiem to, bo widziałem jego reakcję w momencie, gdy faktycznie pierwszy raz z czymś się spotkał np. z telefonem 
- Naprawdę? – zdziwiłem się – dałeś radę? – uśmiechnąłem się złośliwie – czy ktoś ci pomagał? 
- Z początku mi się udało… prawie, bo dodzwoniłem się do…- urwał na chwilę - nawet nie pytaj gdzie… - zacząłem się śmiać – i z czego się głupio śmiejesz, nie moja wina! 
- Oczywiście, że nie. Przecież nic nie mówię – nie przestałem się śmiać 
– więc przestań się śmiać 
- To jak dodzwoniłeś się do niego, czy jak zjemy, to mam to zrobić? 
- Obejdzie się. Słysząc moje wyklinanie, na to piekielne urządzenie, pomogła mi dziewczyna, z recepcji. I nim coś powiesz. Tak, wykasowałem jej pamięć 
- I? 
- I, co? Nic. Powiedział, że przyjdzie jutro pod wieczór. 
- Tak późno? 
- W sumie mógł wcześniej, ale kazałem jemu przynieść list od Pansy 
- Czemu od Parkinson, a nie od twojej matki? 
- Ponieważ Pansy jest uparta. Nie napisze niczego pod przymusem, a nawet gdyby… to już się nie martw.. zorientuję się od razu 
- Macie sekretny kod? – spojrzałem na niego uważnie lekko rozbawiony 
- Tak, mamy. Coś ci nie pasuje? 
- Nie – uśmiechnąłem się rozbawiony – skąd… 
No proszę czego ja się tu dowiaduje. Nawet ktoś taki jak Draco Malfoy ma coś tak przyziemnego jak ''Sekretny kod'', który używa z przyjaciółką.
Choć w sumie ani trochę mnie, to nie zdziwiło. Nie po takim czasie spędzonym razem
 - Musimy iść do centrum handlowego po prezent dla Edwarda – powiedział chcąc najprawdopodobniej zmienić temat.
Może i jesteśmy ścigani, ale nie zamierzałem zapominać w moim chrześniaku. Poza tym dzięki temu wiedzą, że jeszcze się nie pozabijaliśmy.
Cale szczęście, że Andromeda mieszka w mugolskim Londynie, przynajmniej możemy wysłać Teddy'emu paczkę z listem.

- Dzisiaj? – spytałem nabierając na widelec resztki ryżu

- Nie. Możemy jutro, będziemy mieli sporo czasu do wieczora – wziął do ust ostatniego pierożka, po czym przełknął - Jak myślisz, co mu kupić ? - kontynuował
– Może maskotkę?
-  Myślałem nad tym, ale to dostał od nas na urodziny.

- Wydaje mi się, że tego nigdy za dużo

- Możliwe, ale trochę to już będzie oklepane

- Zobaczymy w sklepie

 
Następnego dnia tak jak planowaliśmy, poszliśmy do sklepu po prezent dla Teddy'ego, choć mieliśmy spory dylemat, czy nie kupić jeszcze jakiegoś drobiazgu dla reszty. Jednak ostatecznie woleliśmy się na nic nie nastawiać. Jeżeli faktycznie w tym roku spędzimy święta w większym gronie to, to czy mamy coś pod choinką, czy nie. Nie będzie miało żadnego znaczenia.

Po zakupach poszliśmy coś zjeść. Następnie wróciliśmy do pokoju.

Nie wiem jak Malfoy, ale ja strasznie się denerwowałem i gdyby nie on, to pewnie palił bym jeden za drugim.

Powoli zbliżał się wieczór, Taylora jak nie było tak nie ma.

- Może coś mu wypadło – powiedziałem sam w to nie wierząc

- Myślisz? - westchnąłem

- Nie. Myślę, że po prostu nas olał, bo nie mógł wyciągnąć listu od Parkinson

-  To jak? – spytał Draco chcąc najwyraźniej odciągnąć moje myśli - Floryda? - westchnąłem

– Floryda - odpowiedziałem zrezygnowany, choć gdzieś w środku miałem głupią nadzieje, że jeszcze się zjawi. Niestety jak się okazało nadzieja była złudna.

 
Jako, że wszystko było spakowane już wczorajszego wieczora, zostało nam tylko oddać klucze i iść na dworzec.

- Wszystko masz? – przytaknął

- chociaż sprawdzę jeszcze pod łóżkiem

- To ja pójdę w tym czasie zapalić - wziąłem paczkę leżącą na stoliku i podszedłem do drzwi. Otworzyłem je, a w nich stal już Scott Taylor, który miał zamiar zapukać

- Co za wyczucie – powiedział uśmiechając się

- Właściwie, to wychodziłem zapalić - wzrok aurora od razu padł na trzymaną w ręku paczkę

- No proszę – powiedział za moimi plecami Draco – Toż to Pan Scott ''Spóźnialski'' Taylor

Przepuściłem go do środka

- Wystarczy Scott ''Spóźnialski'' Taylor – wyszczerzył się – Wystarczy bez tego ''Pan''. W końcu jestem niewiele starszy od was

- Nie znaczy, że musimy się spoufalać – mruknął blondyn – Nie miałeś iść zapalić ?

- A.. tak.. – odparłem i wyszedłem wkładając papierosa do ust i podpaliłem, choć w sumie to jakoś odechciało mi się palić, wiec zgasiłem go w połowie, odwróciłem i chwyciłem za klamkę i nacisnąłem ją. Tym samym otwierając drzwi.

Gdy je otworzyłem pierwsze co od razu rzuciło mi się w oczy, to że Taylor stał naprzeciw Dracona śmiejąc się.
 
Czy on jest za blisko – przeszło mi przez myśl.
Taylor sobie najwyraźniej z mojej obecności nie zrobił, dalej się głupio szczerzył.

- Daj ten cholerny list - wkurzony Dracon wyrwał mu z ręki list, który auror trzymał nad głową – przerośnięty dzieciak – skomentował tylko i przerwał kopertę. A następnie zanurzył się w treści. Rozbawiony Taylor podszedł do mnie

– Łatwo się z nim droczyć, co? - spytał
 
- Zależy jaki ma humor – odpowiedziałem starając się, aby mój głos brzmiał obojętnie, choć miałem wielką ochotę cisnąć w niego czymś mocnym – Wydawało mi się, że umówił się Pan z Malfoy’em na wczoraj
- No, ale błagam. Bez tego ''Pan''. Scott w zupełności wystarczy – znowu się uśmiechnął

A ten co tak się ciągle szczerzy
?
- A co do spóźnienia – kontynuował - to już tłumaczę. Faktycznie tak się z Draconem umówiłem, ale zapomniałem o różnicy czasowej – no tak, pomyślałem – Przemieściłem się za pomocą świstoklika o dziesiątej czasu Nowojorskiego. Londynie zaś była trzecia w nocy. Musiałem, więc przeczekać  do przynajmniej do godziny dziesiątej czasu londyńskiego. Później trochę zajęło mi znalezienie Pansy. Po drodze wpadłem na kilka osób i trochę się to przeciągnęło. Kiedy wszystko załatwiłem tu już było późno, miałem tylko nadzieje że nie wyjdziecie tego samego dnia, ale widać miałem szczęście – wyszczerzył się, a w tym samym momencie Draco skończył czytać. Spojrzałem na niego pytająco

- Wszystko w porządku – odburknął

Pewnie trochę szkoda było mu tej Florydy, ale czym jest Floryda w porównaniu z spotkaniem po dwóch latach z rodzicami.

- To jak dostaniemy się do Francji – spytałem patrząc się na niego, Draco zrobił to samo

- Świstoklikiem – odparł jak by to było wręcz oczywiste. A ja zacząłem zastanawiać się, dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałem – Dziwne, że sami na to nie wpadliście

Odwróciłem się w stronę blond fretki – wyjaśnisz dlaczego na to nie wpadliśmy ?

- Ależ oczywiście, że ci wyjaśnię mój drogi – patrzyłem na niego uważnie – Po pierwsze: Byłeś zajęty braniem pod uwagę tylko ryzykownych środków transportów, gdyż to się tyczy Po drugie: nie znosisz świstoklików – już otwierałem usta - a ja, zanim mi przerwiesz, byłem zajęty wybijaniem ci ich z głowy.

- Nie lubisz Świstoklików? Przecież to najwygodniejszy środek transportu zaraz po aportacji – odrzekł Scott

- Jakby ciebie puchar przeniósł na cmentarz, gdzie odrodził się pewien Gad, też byś ich nie lubił. Poza tym…. Nie ważne

- Gad? – spytał się chcąc się upewnić, czy aby dobrze zrozumiał – Czy chodzi może o Vol..
- Tak – odpowiedziałem szybko – jak już o nim wspominamy, to właśnie tak
- Potter martwi się, że Weasley mógł założyć namiar na wszystkie możliwe nazwy jakim się tytułował, łącznie z imieniem i nazwiskiem. Tak jak to wcześniej zrobił wcześniej wspomniany Gad. Zwłaszcza, że nie liczni byli na tyle ''odważni'', zwłaszcza ty. Żeby wymawiać jego imię

- Nic o tym nie wiem, czyli raczej niczego takiego nie zrobił

- Mówiłem ci, że Weasley jest za głupi, żeby na to wpaść

Milczałem. Nie zamierzałem się przyznawać do tego, że sam zacząłem tak myśleć.

- Idziemy ?- spytał auror, po czym wszyscy wyszliśmy z budynku

- Pójdę oddać klucze – powiedziałem starając się brzmieć normalnie, choć jeżeli miałem być szczery, wolałem nie zostawiać Dracona z Taylorem.
  Kiedy załatwiłem formalności spotkaliśmy się kawałek dalej od motelu. Taylor na szczęście nie zaczepiał Dracona. Tylko stali w milczeniu
- Aportujmy się do Central Parku, stamtąd użyjemy Świstoklika
- A mugole? 
- Wszyscy zapewne jeszcze są w domach, poza tym jak ktoś będzie skryjemy się za drzewami 
 Aportowaliśmy się do Central Parku, faktycznie nie było prawie nikogo. Nie licząc paru mugoli, który byli pochłonięci sobą, albo jak w przypadku pewnej staruszki, dokarmianiem gołębi. 
Taylor wyciągnął płytę kompaktową – cóż szczęście, że nie but – pomyślałem 
- Łatwo przynajmniej schować – uśmiechnął się – gotowi? – spytał. 
Draco i Scott patrzyli się na mnie, z czego Malfoy patrzył się wzrokiem ''no już nie ociągaj się''. Skrzywiłem się tylko na samo wspomnienie tego okropnego uczucia w żołądku, a później na myśl o potłuczonym tyłku. W tym samym momencie jednak wyciągnąłem rękę, jak zwykle w ostatniej chwili, a następnie poczułem znienawidzone uczucie szarpnięcia w okolicach pępka. Świat zawirował, a po chwili wpatrywałem się w ciemne niebo, z którego padały na ziemie, i na mnie, płatki śniegu - No tak różnica czasowa - pomyślałem
 Oczywiście zamiast wylądować raz w życiu jak na czarodzieja przystało, ja oczywiście musiałem zaliczyć upadek. Na szczęście plecami do ziemi.
Leżałem tak przez chwilę czując jak śnieg na ziemi roztapia się pode mną, tworząc mokrą plamę z tyłu spodni. Zaś na moją twarz opadały płatki, które po styczności z moja skórą zmieniały się w kropelki wody.

- To teraz już wiem, dlaczego znielubisz tego środka transportu – odezwał się starszy

- Oczywiście Potter. Jak zwykle zaliczyłeś upadek – stanął nade mną z skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej, a ja nie miałem ochoty tego komentować – Przeziębisz się jak będziesz tak długo leżał.

- Nic mi nie będzie – odpowiedziałem w końcu - Dołączysz ?
 
- Zapomnij – westchnąłem i podparłem się jedną ręką, tak że byłem w pozycji w półleżącej. Następnie wyciągnąłem rękę 
- Pomożesz? – spytałem mając nadzieję, że mój głos nie zdradza ukrytego zamiaru. On tylko zmrużył oczy, westchnął i wyciągną rękę. Nasze dłonie splotły się, delikatnie podniosłem się, a następnie użyłem siły i przeciągnąłem mężczyznę do siebie. 
Draco nim się spostrzegł, co tu właśnie się wydarzyło. Leżał już na mnie 
- Przyznaj, że to planowałeś – powiedział niezadowolony. Jednak mimo rzekomego niezadowolenia, nie wyglądało na to że faktycznie mu to przeszkadza 
- Możliwe – powiedziałem odgarniając z wystających pod jego czapki włosów 
- Żaden z ciebie Gryfon, bardziej przypominasz Ślizgona – powiedział cały czas się na mnie patrząc
- Do usług – uśmiechnąłem się. Nasze twarze powoli się przesuwały co raz bliżej i bliżej.

Ktoś z boku mógłby powiedzieć, że to nasz pierwszy pocałunek.
 
Całkiem zabawne. Tyle razy już go całowałem, a czasami jak do chodzi właśnie do takich sytuacji, zachowujemy się niepewnie. Tak, jakbyśmy bali się, że zaraz któryś odwróci głowę. 
- Ekhhem – odezwał się zignorowany auror, tuż przed tym jak mieliśmy złączyć swoje usta – nie chce przeszkadzać, ale myślę, że jeżeli Harry faktycznie nie zejdzie z tego śniegu, może się rozchorować – Draco odwrócił lekko głowę 
- Nic mu nie będzie – powiedział, choć przez chwilę miałem wrażenie, że warknął. Po czym wstał – Jeżeli chodzi o Potter'a to bym się nie martwił. Jego przeziębienie, czy nawet zwykły katar nie łapie – otrzepał się, a następnie podał mi rękę. Chwyciłem go i wstałem
- Poważnie ? – spytał starszy mężczyzna. Ja tylko wzruszyłem ramionami – No to pozazdrościć, choć z drugiej strony mnie to nie dziwi 
- Czemu ? – zainteresowałem się
- Podobno, mówi się, że Potterowie mają w żyłach ogień – uśmiechnął się, a ja nie bardzo wiedziałem jak mam to interpretować
Pierwsze słyszę...
- To by wiele wyjaśniało – mruknął pod nosem Malfoy

- Tak słyszałem – dodał auror. Przez chwilę szliśmy w milczeniu.

Draco szedł koło mnie, zaś Taylor lekko z przodu

- Założę się, że mimo, iż tego nie okazujesz. Cholernie się cieszysz, że zobaczysz rodziców – powiedziałem pół szeptem. Zaś on tylko na mnie spojrzał. Znałem to spojrzenie, to było spojrzenie typu ''nawet nie wiesz jak bardzo''
 
- Może i list był w porządku – odezwał się - Jednak nie chciałbym być w jego skórze jak okaże się, że to podstęp. Przysięgam, że uduszę go gołymi rękoma. 
- Nie zdarzysz – powiedziałem, a ten zdziwiony tylko spojrzał na mnie pytającym wzrokiem – Prędzej rzucę na niego zaklęcie mrożące, choć może zrobię wyjątek i pokuszę się o Avadę – blondyn prychnął 
- Avada za szybka i bez bolesna
 - Sadysta – zaśmiałem się 
- Oh.. Lepszy się odezwał 
Nim jednak zdążyłem odpowiedzieć, odezwał się idący przodem, w milczeniu Taylor 
- Jesteśmy prawie na miejscu 
Kamienica niczym nie różniła się od pozostałych 
- Potter – szepnął Draco trzymający w dłoni kompas. Spojrzałem się najpierw na kompas, później na wariującą strzałkę, która wskazywała na ruderę, którą dzieliło ją od nas jakieś parę kroków. 
Gdy jednak przeszliśmy za bramkę, rudera zmieniła się w skromny, ale zadbany dom. Taylor zapukał jakąś określoną ilość razy, a następnie drzwi otworzyły się, a w nich stał…

Ciąg Dalszy Nastąpi...
 
Jak wam się podobało?

Za błędy przepraszam, jeszcze je wyłapuje!
Komentarze są mile widziane : )

  _______________________________________________________________________________________________________


Witam !
No
wiem, wiem  kolejne spóźnienie.
Jednak tym razem, w połowie winę ponosi pewien białowłosy łowca potworów
Książki mnie tak wciągnęły, że nie mogłam się od nich oderwać

 Druga połowa winy leży w mojej stronie. Nie miałam zbytniego humoru, 
a kiedy próbowałam pisać, zaraz to usuwałam. Bo mi się nie podobało.
Poza tym publikowanie na bloggerze stało się katorgą. 
Żebym musiała poprawiać wszystkie akapit, których w rzeczywistości w Wordzie nie mam.
Toż, to MASAKRA! 
 Eh.. miałam w tym miesiącu wkleić dwa rozdziały, ale... cóż nie uda mi się to pewnie, więc..
 Życzę wszystkim odwiedzającym bloga 
Wesołych Świąt!
 
Odpowiedzi na Komentarze:
Basia: Czyżbyś tak jak ja miała urodziny 31 Października? W każdym bądź razie spóźnione Sto Lat i Najlepszego! Jeszcze raz dziękuję ci za wszystkie komentarze. Dziękuje, że nie skreśliłaś mojego bloga i dalej jesteś moją czytelniczką, mimo że dalej się spóźniam z dodaniem rozdziałów...
 
Edycja 01.01.2021 Godz. 17:30
Jako, że Sylwester za nami
Życzę wam wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku!