UWAGA!

UWAGA!

* Opowiadanie zawiera wątek Boys Love (związek męsko-męski).

Jeśli komuś to nie odpowiada proszę o opuszczenie bloga.

* Treść może zawierać wątek o charakterze erotycznym oraz wulgarnym

* Prosiłabym o nierozpowszechnianie treści opowiadań bez mojej zgody


Większość postaci i świat przedstawiony zostały stworzone są przez Panią J.K.Rowling, a historia zawarta w opowiadaniach jest wyłącznie moją wizją.

Ja nie otrzymuję żadnych korzyści materialnych.

czwartek, 24 grudnia 2020

Zbiegli Bohaterowie: Rozdział 3

 Kolejny rozdział, który pisał mi się w męczarniach. Chyba idzie mi co raz gorzej...

Rozdział 3

_______________________________________________________________________________________________________

  Minęły cztery dni od nocy spędzonej w Hotelu Plaza. I póki co jedyne co zrobiliśmy, to wynajęliśmy pokój w jakimś przydrożnym motelu. Przez ten czas miałem jednak sporo czasu by jeszcze raz przemyśleć wszystko na trzeźwo.  A rozważałem dwie opcje.
 
Pierwsza, próbować przekonać Malfoy'a, by sprawdzić, czy Taylor mówił prawdę. Druga, zrobić wszystko na własną rękę i liczyć, że jeżeli jakimś cudem, auror faktycznie mówił prawdę, mieć nadzieję na, to że Draco w drodze wyjątku nie będzie się wściekać.

Oczywiście długo myślałem nad drugą opcją, która była wręcz idealna, a plan prosty i do zrealizowania.
Pójść na czarny rynek, załatwić przemytnika lub bardziej ryzykowne, aportować się aż do samej Francji. Zaś później kierować się strzałką do celu i niepostrzeżenie wrócić. Opcjonalnie w razie powodzenia, obwieścić Draconowi dobrą wiadomość i wysłuchać jego tyrady. Natomiast w razie niepowodzenia. Milczeć i modlić się, żeby niczego się nie dowiedział.

 
W rzeczywistości nie chciałem go okłamywać. Tym razem mam więcej do stracenia niż ujemne punkty, czy szlaban ze Snape'm. W grę chodziło zaufanie, które nie raz było wystawione na próbę i to głównie z mojej winy.
 
Nie było to nic poważnego. I głównie z czasu, w którym mogłem za często odwiedzać Gringota, gdzie tak naprawdę kręciłem się po magicznym czarnym rynku, chcąc dowiedzieć się czegoś, czego dotyczyło sytuacji w Anglii. Czy też wieści dotyczących Państwa Malfoy.
Oczywiście wierzyłem,  że dobrze ich ukryto. Aczkolwiek skoro trafili na nasz ślad. Po prostu wolałem się upewnić.

Poza wizytami na czarnym rynku, faktycznie sporo spędzałem czasu w skrytce. A wszystko po to, aby znaleźć pewną rzecz.

 
Jeżeli chodzi o Dracona, to też do końca święty nie był. Dalej uparcie twierdzi, że we Włoszech było mu za gorąco. I w sumie jestem w stanie, w to nawet uwierzyć. Zwłaszcza, że już pierwszego dnia po godzinie pobytu, jego skóra na twarzy zrobiła się czerwona i cały następny dzień, póki nie znalazłem przejścia do magicznej części, przesiedział w pokoju, w schronisku. Oczywiście całkowicie nadąsany

 - ''Mówiłem kup mi magiczny krem, a nie tą mugolską tandetę, która rzekomo ma chronić przed słońcem''- powiedział smarując zaczerwienioną twarz.

Szkoda tylko, że nawet nie użył tego mugolskiego kremu, ale niech mu będzie.

Wcześniej dość często wracałem do tamtego kraju myślami, analizując co głównym powodem tego, że Draco z dnia na dzień tak bardzo chciał opuścić ten kraj. Mimo że z początku wydawał się zachwycony samym pomysłem

To nie tak, że go o coś podejrzewałem, ufam mu. Jednak zdecydowanie musiało się coś wydarzyć, skoro oznajmiając mi, że ma dość tego słońca
  był do tego, jakby zdenerwowany, a może raczej lekko spanikowany.
Ale nie zamierzałem się o to wypytywać, gdyż założyłem że jak będzie chciał, to sam mi powie.

 
I właśnie, dlatego też postanowiłem, że spróbuję porozmawiać z nim o tym jeszcze raz, na spokojnie. Jednak musiałem się śpieszyć. Święta były za trzy dni, a Draconowi najwyraźniej spodobała się Floryda.

- Zdecydowałeś już, gdzie się przeniesiemy? – spytałem niby od niechcenia leżąc na łóżku, które powiększyliśmy zaklęciem

- Jeszcze nie – odparł krzątając się po pokoju, po czym usiadł na krawędzi łóżka

- Co powiesz na Alaskę? – zapytałem rozbawiony – zero słońca, zero wysokich temperatur

- Ha ha – powiedział sarkastycznie

- No tak. Tam będzie ci pewnie za zimno, ale od czego masz zaklęcia rozgrzewające

- Albo ciebie

- Czy ja ci wyglądam na kaloryfer?

- Jeszcze nie, ale znam odpowiednie zaklęcie – uśmiechnął się kpiąco

- Żebym, to ja czasem nie zmienił ciebie w kaloryfer

- Alaska, odpada – powiedział zdecydowanym tonem ignorując moją uwagę.

Nastała kilku minutowa cisza

- Draco.. – zacząłem, a on spojrzał na mnie. Ja podciągnąłem się do pozycji siedzącej. On usiadł koło mnie, milcząc – wiem, że postanowiliśmy, że nie będziemy drążyć tematu, ale cały czas nie daje mi to spokoju – skrzywił się i wywrócił oczyma – Może by chociaż to sprawdzić – westchnął teatralnie

- Zgaduję, że jeżeli powiem ''nie'' ty i tak zrobisz, co zechcesz, prawda?

- Jak ty mnie dobrze znasz – uśmiechnąłem się

- W końcu znam jeszcze cię ze szkoły – wymamrotał, po czym dodał już wyraźniej – szczerze mówiąc myślałem, że zamierzasz zrobić to za moimi plecami.

- Prawdę mówiąc… miałem taki zamiar – zmrużył oczy – z początku – podkreśliłem - jednak jak zdążyłeś zauważyć tego nie zrobiłem.

- Bardzo mi miło, że tak postanowiłeś

- więc jak brzmi twoja odpowiedź?

- Jak wspomniałem wcześniej. Nawet jeżeli będę przeciwny, ty i tak zrobisz jak postanowiłeś. Z tym, że teraz będę tego w pełni świadom – znów westchnął – Może chociaż zadzwońmy po tego całego Taylora…

- Po co?

- A jak zamierzasz dostać się.. w to miejsce ? Aportacja jest zbyt ryzykowna – dodał, kiedy ja ledwo co otworzyłem usta - Nawet o tym nie myśl. Rozmawialiśmy już o tym Panie ''Umiem się aportować na duże dystanse'' – spojrzał na mnie spod byka, a ja dałem za wygraną. Po czym kontynuował - A o ile mi wiadomo na lotniskach nie ma miejsc. Ludzie wylatują na święta do rodzin, albo do cieplejszych krajów – otworzyłem usta by coś powiedzieć, ale blondyn znów mnie wyprzedził – I nawet nie myśl o przemytnikach. Mogą wydać nas nawet bez mrugnięcia okiem, jeżeli będzie im się bardziej opłacać
To było przerażające jak jedna osoba może znać mnie na wylot. Sama Hermiona miewała czasem z tym problemy -''żeby wiedzieć co zrobisz trzeba być tobą, albo siedzieć ci w głowie'' – powiedziała pewnego razu
Zaś ja cieszyłem się jak głupi, że nie tak łatwo odgadnąć moje myśli. 
A tu pojawia się Jaśnie Pan Draco Malfoy, który okazuje się, że może uchodzić za znawcę. A przecież spotykamy się od… ja wiem, czterech lat? Natomiast on zachowuje się jakby to było dwa razy tyle.
- Coś w tym jest..

- Gdzie schowałeś tą jego wizytówkę?

- Skąd… - urwałem widząc jego spojrzenie mówiące ''nawet nie próbuj robić ze mnie idioty'' – nie mam pytań. Jest w kieszeni kufra – wstał i podszedł do mojego kufra – czekaj.. – wyjął z niego złoty znicz

- Poważnie ? – spojrzał na mnie znacząco, a ja nabrałem powietrza czekając na dalszy ciąg wypowiedzi – od kiedy jesteś taki sentymentalny? – wypuściłem powietrze z wyraźną ulgą

- Od zawsze? Noszę przecież szalik z Ggryffindor'u…  - wywrócił oczyma i odłożył znicz na miejsce, następnie wyjął z niej wizytówkę i ''kompas'' , z czego to drugie włożył do kieszeni spodni, a później ni z tego ni owego obwieścił

- Zjadłbym coś – przerwał mi

- To rusz tyłek i coś sobie kup – spojrzał na mnie – O nie..

- Harry..

- Nie – powiedziałem stanowczo, a ten wgramolił się na mnie
 
- Harry.. – szepnął mi do ucha – wiesz przecież, że łatwo się przeziębiam
- Nic ci nie będzie, a poza tym mamy eliksir

- Skończył się, a nie chcesz chyba, abym łykał mugolskie leki. Mmm.. Harry

- Nie. Rusz tyłek i sam sobie idź po te jedzenie

- Proszę – patrzył na mnie jak kot – ładnie proszę

- Do diabła z tobą – powiedziałem – Ostatni raz, słyszysz. Później jak coś będziesz chciał, sam bierzesz tyłek w troki, jasne ?
 
- Ależ oczywiście – powiedział bez przekonania, cały czas uśmiechając się zadowolony z siebie. Następnie zszedł  ze mnie, abym mógł wstać 
Wstałem i założyłem buty
- Chcesz coś konkretnego? – spytałem zakładając kurtkę 
- Chcę pierożki won ton - blondyn przyglądał mi się\
- Za daleko. Może po prostu zamówimy przez telefon
 - Będziesz później marudził, że musiałeś płacić za dowózkę – powiedział obojętnym tonem 
- To kupie ci Kebaba. Akurat widziałem, że stoisko jest nie daleko – skrzywił się, a ja zupełnie się tym nie przejmując, wyszedłem 
Pierożków mu się zachciało.. Może od razu wyślij mnie po nie do Chin.. 
  Mimo, że nie padało na dworze było mroźno, zaś na chodnikach leżał śnieg.   
Wszedłem w boczną alejkę i aportowałem się niedaleko chińskiej restauracji, gdzie serwowali, według Malfoy'a, najlepsze pierożki. 
Zamówiłem Draconowi pierożki. Zaś sobie, skoro i tak tu jestem, smażony ryż z wieprzowiną.
Eh.. tyle razy obiecałem sobie, że nie dam się nabrać na te jego słodkie oczka kota. A jednak za każdym razem udaje mu się mnie namówić. Jeżeli to jakiś rodzaj magii, to Malfoy jest w niej zdecydowanie mistrzem – westchnąłem
Zapłaciłem i wziąłem zamówienie 
Kiedy otworzyłem drzwi od pokoju od razu uderzyła we mnie fala ciepła 
Dzięki ci Merlinie za zaklęcie ogrzewające 
Zamknąłem drzwi 
- Proszę, twoje pierożki - podałem mu pojemnik z pierożkami 
- Myślałem, że poszedłeś po kebaba 
- Żebyś mnie razem z nim za drzwi, na to zimno wyrzucił. Podziękuję – powiedziałem w między czasie wyciągając swoje zamówienie 
Draco usiadł i wziął pałeczki do ręki i zaczął jeść. W miedzy czasie otworzyłem pudełko   
- Ładnie pachnie. Co to ? – spytał, a ja przywołałem widele
 - Smażony ryż z wieprzowiną    
- Od tego masz pałeczki – skomentował, kiedy zacząłem nakładać sobie ryż na widelec 
- Za dużo z tym zabawy – powiedziałem ładując sobie zawartość widelca do ust 
- Ignorant – powiedział, a ja nabiłem pierożka na widelec i wepchałem mu go do ust, żeby przestał komentować 
- Jedz, bo wystygnie  
- Chcesz jednego ? – trzymał pierożka pałeczkami, a zaraz nachylił się do mnie. Otworzyłem usta, a kiedy pierożek był blisko, chciałem go chwycić. Draco w tym samym momencie odsunął go lekko. 
Popatrzyłem na niego, ten się tylko uśmiechnął  
- Kto powiedział, że w między czasie nie mogę się trochę podroczyć - znowu przybliżył, by zaraz później zrobić, to samo co wcześniej. Westchnąłem zrezygnowany 
– Już nie będę – przybliżył pierożka i tym razem go nie odsunął 
- Dobre – powiedziałem nakładając ryżu na widelec. Następnie powoli, tak aby nic nie spadło, podsunąłem Draconowi
 Zjadł 
- Trochę za ostre jak dla mnie 
- Jest też łagodna wersja 
- Ty i twoje zamiłowanie do ostrych potraw 
- Nie tylko potrawy lubię na ostro – puściłem mu oczko, a on momentalnie zaczął się czerwienić i mamrotać coś pod nosem wkładając sobie pierożka do ust.  Zaśmiałem się
 Uroczy.. 
Odchrząknął dalej cały czerwony 
- Dzwoniłem do Taylora – powiedział bawiąc się pierożkiem 
Trzeba było przyznać, że Malfoy jak na osobę, która wychowała się w tradycyjnej magicznej rodzinie. Radził sobie z niektórymi urządzeniami lepiej niż Ron, choć zawsze wydawało mi się, że Weasley miał z tymi rzeczami większą styczność niż Draco. 
A jednak byłem w mocnym szoku. 
Trzeba było przyznać, że blondyn nie zachowywał się jakby to była dla niego nowość.  A wiem to, bo widziałem jego reakcję w momencie, gdy faktycznie pierwszy raz z czymś się spotkał np. z telefonem 
- Naprawdę? – zdziwiłem się – dałeś radę? – uśmiechnąłem się złośliwie – czy ktoś ci pomagał? 
- Z początku mi się udało… prawie, bo dodzwoniłem się do…- urwał na chwilę - nawet nie pytaj gdzie… - zacząłem się śmiać – i z czego się głupio śmiejesz, nie moja wina! 
- Oczywiście, że nie. Przecież nic nie mówię – nie przestałem się śmiać 
– więc przestań się śmiać 
- To jak dodzwoniłeś się do niego, czy jak zjemy, to mam to zrobić? 
- Obejdzie się. Słysząc moje wyklinanie, na to piekielne urządzenie, pomogła mi dziewczyna, z recepcji. I nim coś powiesz. Tak, wykasowałem jej pamięć 
- I? 
- I, co? Nic. Powiedział, że przyjdzie jutro pod wieczór. 
- Tak późno? 
- W sumie mógł wcześniej, ale kazałem jemu przynieść list od Pansy 
- Czemu od Parkinson, a nie od twojej matki? 
- Ponieważ Pansy jest uparta. Nie napisze niczego pod przymusem, a nawet gdyby… to już się nie martw.. zorientuję się od razu 
- Macie sekretny kod? – spojrzałem na niego uważnie lekko rozbawiony 
- Tak, mamy. Coś ci nie pasuje? 
- Nie – uśmiechnąłem się rozbawiony – skąd… 
No proszę czego ja się tu dowiaduje. Nawet ktoś taki jak Draco Malfoy ma coś tak przyziemnego jak ''Sekretny kod'', który używa z przyjaciółką.
Choć w sumie ani trochę mnie, to nie zdziwiło. Nie po takim czasie spędzonym razem
 - Musimy iść do centrum handlowego po prezent dla Edwarda – powiedział chcąc najprawdopodobniej zmienić temat.
Może i jesteśmy ścigani, ale nie zamierzałem zapominać w moim chrześniaku. Poza tym dzięki temu wiedzą, że jeszcze się nie pozabijaliśmy.
Cale szczęście, że Andromeda mieszka w mugolskim Londynie, przynajmniej możemy wysłać Teddy'emu paczkę z listem.

- Dzisiaj? – spytałem nabierając na widelec resztki ryżu

- Nie. Możemy jutro, będziemy mieli sporo czasu do wieczora – wziął do ust ostatniego pierożka, po czym przełknął - Jak myślisz, co mu kupić ? - kontynuował
– Może maskotkę?
-  Myślałem nad tym, ale to dostał od nas na urodziny.

- Wydaje mi się, że tego nigdy za dużo

- Możliwe, ale trochę to już będzie oklepane

- Zobaczymy w sklepie

 
Następnego dnia tak jak planowaliśmy, poszliśmy do sklepu po prezent dla Teddy'ego, choć mieliśmy spory dylemat, czy nie kupić jeszcze jakiegoś drobiazgu dla reszty. Jednak ostatecznie woleliśmy się na nic nie nastawiać. Jeżeli faktycznie w tym roku spędzimy święta w większym gronie to, to czy mamy coś pod choinką, czy nie. Nie będzie miało żadnego znaczenia.

Po zakupach poszliśmy coś zjeść. Następnie wróciliśmy do pokoju.

Nie wiem jak Malfoy, ale ja strasznie się denerwowałem i gdyby nie on, to pewnie palił bym jeden za drugim.

Powoli zbliżał się wieczór, Taylora jak nie było tak nie ma.

- Może coś mu wypadło – powiedziałem sam w to nie wierząc

- Myślisz? - westchnąłem

- Nie. Myślę, że po prostu nas olał, bo nie mógł wyciągnąć listu od Parkinson

-  To jak? – spytał Draco chcąc najwyraźniej odciągnąć moje myśli - Floryda? - westchnąłem

– Floryda - odpowiedziałem zrezygnowany, choć gdzieś w środku miałem głupią nadzieje, że jeszcze się zjawi. Niestety jak się okazało nadzieja była złudna.

 
Jako, że wszystko było spakowane już wczorajszego wieczora, zostało nam tylko oddać klucze i iść na dworzec.

- Wszystko masz? – przytaknął

- chociaż sprawdzę jeszcze pod łóżkiem

- To ja pójdę w tym czasie zapalić - wziąłem paczkę leżącą na stoliku i podszedłem do drzwi. Otworzyłem je, a w nich stal już Scott Taylor, który miał zamiar zapukać

- Co za wyczucie – powiedział uśmiechając się

- Właściwie, to wychodziłem zapalić - wzrok aurora od razu padł na trzymaną w ręku paczkę

- No proszę – powiedział za moimi plecami Draco – Toż to Pan Scott ''Spóźnialski'' Taylor

Przepuściłem go do środka

- Wystarczy Scott ''Spóźnialski'' Taylor – wyszczerzył się – Wystarczy bez tego ''Pan''. W końcu jestem niewiele starszy od was

- Nie znaczy, że musimy się spoufalać – mruknął blondyn – Nie miałeś iść zapalić ?

- A.. tak.. – odparłem i wyszedłem wkładając papierosa do ust i podpaliłem, choć w sumie to jakoś odechciało mi się palić, wiec zgasiłem go w połowie, odwróciłem i chwyciłem za klamkę i nacisnąłem ją. Tym samym otwierając drzwi.

Gdy je otworzyłem pierwsze co od razu rzuciło mi się w oczy, to że Taylor stał naprzeciw Dracona śmiejąc się.
 
Czy on jest za blisko – przeszło mi przez myśl.
Taylor sobie najwyraźniej z mojej obecności nie zrobił, dalej się głupio szczerzył.

- Daj ten cholerny list - wkurzony Dracon wyrwał mu z ręki list, który auror trzymał nad głową – przerośnięty dzieciak – skomentował tylko i przerwał kopertę. A następnie zanurzył się w treści. Rozbawiony Taylor podszedł do mnie

– Łatwo się z nim droczyć, co? - spytał
 
- Zależy jaki ma humor – odpowiedziałem starając się, aby mój głos brzmiał obojętnie, choć miałem wielką ochotę cisnąć w niego czymś mocnym – Wydawało mi się, że umówił się Pan z Malfoy’em na wczoraj
- No, ale błagam. Bez tego ''Pan''. Scott w zupełności wystarczy – znowu się uśmiechnął

A ten co tak się ciągle szczerzy
?
- A co do spóźnienia – kontynuował - to już tłumaczę. Faktycznie tak się z Draconem umówiłem, ale zapomniałem o różnicy czasowej – no tak, pomyślałem – Przemieściłem się za pomocą świstoklika o dziesiątej czasu Nowojorskiego. Londynie zaś była trzecia w nocy. Musiałem, więc przeczekać  do przynajmniej do godziny dziesiątej czasu londyńskiego. Później trochę zajęło mi znalezienie Pansy. Po drodze wpadłem na kilka osób i trochę się to przeciągnęło. Kiedy wszystko załatwiłem tu już było późno, miałem tylko nadzieje że nie wyjdziecie tego samego dnia, ale widać miałem szczęście – wyszczerzył się, a w tym samym momencie Draco skończył czytać. Spojrzałem na niego pytająco

- Wszystko w porządku – odburknął

Pewnie trochę szkoda było mu tej Florydy, ale czym jest Floryda w porównaniu z spotkaniem po dwóch latach z rodzicami.

- To jak dostaniemy się do Francji – spytałem patrząc się na niego, Draco zrobił to samo

- Świstoklikiem – odparł jak by to było wręcz oczywiste. A ja zacząłem zastanawiać się, dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałem – Dziwne, że sami na to nie wpadliście

Odwróciłem się w stronę blond fretki – wyjaśnisz dlaczego na to nie wpadliśmy ?

- Ależ oczywiście, że ci wyjaśnię mój drogi – patrzyłem na niego uważnie – Po pierwsze: Byłeś zajęty braniem pod uwagę tylko ryzykownych środków transportów, gdyż to się tyczy Po drugie: nie znosisz świstoklików – już otwierałem usta - a ja, zanim mi przerwiesz, byłem zajęty wybijaniem ci ich z głowy.

- Nie lubisz Świstoklików? Przecież to najwygodniejszy środek transportu zaraz po aportacji – odrzekł Scott

- Jakby ciebie puchar przeniósł na cmentarz, gdzie odrodził się pewien Gad, też byś ich nie lubił. Poza tym…. Nie ważne

- Gad? – spytał się chcąc się upewnić, czy aby dobrze zrozumiał – Czy chodzi może o Vol..
- Tak – odpowiedziałem szybko – jak już o nim wspominamy, to właśnie tak
- Potter martwi się, że Weasley mógł założyć namiar na wszystkie możliwe nazwy jakim się tytułował, łącznie z imieniem i nazwiskiem. Tak jak to wcześniej zrobił wcześniej wspomniany Gad. Zwłaszcza, że nie liczni byli na tyle ''odważni'', zwłaszcza ty. Żeby wymawiać jego imię

- Nic o tym nie wiem, czyli raczej niczego takiego nie zrobił

- Mówiłem ci, że Weasley jest za głupi, żeby na to wpaść

Milczałem. Nie zamierzałem się przyznawać do tego, że sam zacząłem tak myśleć.

- Idziemy ?- spytał auror, po czym wszyscy wyszliśmy z budynku

- Pójdę oddać klucze – powiedziałem starając się brzmieć normalnie, choć jeżeli miałem być szczery, wolałem nie zostawiać Dracona z Taylorem.
  Kiedy załatwiłem formalności spotkaliśmy się kawałek dalej od motelu. Taylor na szczęście nie zaczepiał Dracona. Tylko stali w milczeniu
- Aportujmy się do Central Parku, stamtąd użyjemy Świstoklika
- A mugole? 
- Wszyscy zapewne jeszcze są w domach, poza tym jak ktoś będzie skryjemy się za drzewami 
 Aportowaliśmy się do Central Parku, faktycznie nie było prawie nikogo. Nie licząc paru mugoli, który byli pochłonięci sobą, albo jak w przypadku pewnej staruszki, dokarmianiem gołębi. 
Taylor wyciągnął płytę kompaktową – cóż szczęście, że nie but – pomyślałem 
- Łatwo przynajmniej schować – uśmiechnął się – gotowi? – spytał. 
Draco i Scott patrzyli się na mnie, z czego Malfoy patrzył się wzrokiem ''no już nie ociągaj się''. Skrzywiłem się tylko na samo wspomnienie tego okropnego uczucia w żołądku, a później na myśl o potłuczonym tyłku. W tym samym momencie jednak wyciągnąłem rękę, jak zwykle w ostatniej chwili, a następnie poczułem znienawidzone uczucie szarpnięcia w okolicach pępka. Świat zawirował, a po chwili wpatrywałem się w ciemne niebo, z którego padały na ziemie, i na mnie, płatki śniegu - No tak różnica czasowa - pomyślałem
 Oczywiście zamiast wylądować raz w życiu jak na czarodzieja przystało, ja oczywiście musiałem zaliczyć upadek. Na szczęście plecami do ziemi.
Leżałem tak przez chwilę czując jak śnieg na ziemi roztapia się pode mną, tworząc mokrą plamę z tyłu spodni. Zaś na moją twarz opadały płatki, które po styczności z moja skórą zmieniały się w kropelki wody.

- To teraz już wiem, dlaczego znielubisz tego środka transportu – odezwał się starszy

- Oczywiście Potter. Jak zwykle zaliczyłeś upadek – stanął nade mną z skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej, a ja nie miałem ochoty tego komentować – Przeziębisz się jak będziesz tak długo leżał.

- Nic mi nie będzie – odpowiedziałem w końcu - Dołączysz ?
 
- Zapomnij – westchnąłem i podparłem się jedną ręką, tak że byłem w pozycji w półleżącej. Następnie wyciągnąłem rękę 
- Pomożesz? – spytałem mając nadzieję, że mój głos nie zdradza ukrytego zamiaru. On tylko zmrużył oczy, westchnął i wyciągną rękę. Nasze dłonie splotły się, delikatnie podniosłem się, a następnie użyłem siły i przeciągnąłem mężczyznę do siebie. 
Draco nim się spostrzegł, co tu właśnie się wydarzyło. Leżał już na mnie 
- Przyznaj, że to planowałeś – powiedział niezadowolony. Jednak mimo rzekomego niezadowolenia, nie wyglądało na to że faktycznie mu to przeszkadza 
- Możliwe – powiedziałem odgarniając z wystających pod jego czapki włosów 
- Żaden z ciebie Gryfon, bardziej przypominasz Ślizgona – powiedział cały czas się na mnie patrząc
- Do usług – uśmiechnąłem się. Nasze twarze powoli się przesuwały co raz bliżej i bliżej.

Ktoś z boku mógłby powiedzieć, że to nasz pierwszy pocałunek.
 
Całkiem zabawne. Tyle razy już go całowałem, a czasami jak do chodzi właśnie do takich sytuacji, zachowujemy się niepewnie. Tak, jakbyśmy bali się, że zaraz któryś odwróci głowę. 
- Ekhhem – odezwał się zignorowany auror, tuż przed tym jak mieliśmy złączyć swoje usta – nie chce przeszkadzać, ale myślę, że jeżeli Harry faktycznie nie zejdzie z tego śniegu, może się rozchorować – Draco odwrócił lekko głowę 
- Nic mu nie będzie – powiedział, choć przez chwilę miałem wrażenie, że warknął. Po czym wstał – Jeżeli chodzi o Potter'a to bym się nie martwił. Jego przeziębienie, czy nawet zwykły katar nie łapie – otrzepał się, a następnie podał mi rękę. Chwyciłem go i wstałem
- Poważnie ? – spytał starszy mężczyzna. Ja tylko wzruszyłem ramionami – No to pozazdrościć, choć z drugiej strony mnie to nie dziwi 
- Czemu ? – zainteresowałem się
- Podobno, mówi się, że Potterowie mają w żyłach ogień – uśmiechnął się, a ja nie bardzo wiedziałem jak mam to interpretować
Pierwsze słyszę...
- To by wiele wyjaśniało – mruknął pod nosem Malfoy

- Tak słyszałem – dodał auror. Przez chwilę szliśmy w milczeniu.

Draco szedł koło mnie, zaś Taylor lekko z przodu

- Założę się, że mimo, iż tego nie okazujesz. Cholernie się cieszysz, że zobaczysz rodziców – powiedziałem pół szeptem. Zaś on tylko na mnie spojrzał. Znałem to spojrzenie, to było spojrzenie typu ''nawet nie wiesz jak bardzo''
 
- Może i list był w porządku – odezwał się - Jednak nie chciałbym być w jego skórze jak okaże się, że to podstęp. Przysięgam, że uduszę go gołymi rękoma. 
- Nie zdarzysz – powiedziałem, a ten zdziwiony tylko spojrzał na mnie pytającym wzrokiem – Prędzej rzucę na niego zaklęcie mrożące, choć może zrobię wyjątek i pokuszę się o Avadę – blondyn prychnął 
- Avada za szybka i bez bolesna
 - Sadysta – zaśmiałem się 
- Oh.. Lepszy się odezwał 
Nim jednak zdążyłem odpowiedzieć, odezwał się idący przodem, w milczeniu Taylor 
- Jesteśmy prawie na miejscu 
Kamienica niczym nie różniła się od pozostałych 
- Potter – szepnął Draco trzymający w dłoni kompas. Spojrzałem się najpierw na kompas, później na wariującą strzałkę, która wskazywała na ruderę, którą dzieliło ją od nas jakieś parę kroków. 
Gdy jednak przeszliśmy za bramkę, rudera zmieniła się w skromny, ale zadbany dom. Taylor zapukał jakąś określoną ilość razy, a następnie drzwi otworzyły się, a w nich stał…

Ciąg Dalszy Nastąpi...
 
Jak wam się podobało?

Za błędy przepraszam, jeszcze je wyłapuje!
Komentarze są mile widziane : )

  _______________________________________________________________________________________________________


Witam !
No
wiem, wiem  kolejne spóźnienie.
Jednak tym razem, w połowie winę ponosi pewien białowłosy łowca potworów
Książki mnie tak wciągnęły, że nie mogłam się od nich oderwać

 Druga połowa winy leży w mojej stronie. Nie miałam zbytniego humoru, 
a kiedy próbowałam pisać, zaraz to usuwałam. Bo mi się nie podobało.
Poza tym publikowanie na bloggerze stało się katorgą. 
Żebym musiała poprawiać wszystkie akapit, których w rzeczywistości w Wordzie nie mam.
Toż, to MASAKRA! 
 Eh.. miałam w tym miesiącu wkleić dwa rozdziały, ale... cóż nie uda mi się to pewnie, więc..
 Życzę wszystkim odwiedzającym bloga 
Wesołych Świąt!
 
Odpowiedzi na Komentarze:
Basia: Czyżbyś tak jak ja miała urodziny 31 Października? W każdym bądź razie spóźnione Sto Lat i Najlepszego! Jeszcze raz dziękuję ci za wszystkie komentarze. Dziękuje, że nie skreśliłaś mojego bloga i dalej jesteś moją czytelniczką, mimo że dalej się spóźniam z dodaniem rozdziałów...
 
Edycja 01.01.2021 Godz. 17:30
Jako, że Sylwester za nami
Życzę wam wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku! 
 

sobota, 31 października 2020

Najbardziej Pożądany Kawaler Magicznego Świata

 
Najbardziej Pożądany Kawaler Magicznego Świata – Homoseksualistą ?
Choć pewnie dla wielu wielbicielek Chłopca-Który Przeżył będzie, to ogromny zawód oraz cios prosto w serce. Tak niestety oficjalnie zostało to już potwierdzone w  wywiadzie z Harry’m Potterem dla tygodnika ''Czarownica''
 
 ‘’(…) Redakcja tygodnika czarownica: Harry. Nasze czytelniczki oraz mnie bardzo ciekawi jaki typ dziewczyn lubisz. Jaka miałaby u ciebie szanse?  (proszę powiedz, że lubisz zadziorne blondynki)
Harry Potter: *śmiech* Nawet nie wiesz jak blisko trafiłaś.
R: Ooo, czy  to znaczy, że miałabym u ciebie szanse? *uśmiech*
HP:  Monic jesteś naprawdę ładną dziewczyną. Uwierz mi nie jeden pewnie chciałby się z tobą umówić *rumieniec na twarzy redaktorki* i w sumie mógłbym ci powiedzieć, że tak. Chętnie bym się z tobą umówił, ale nie było by sensu kłamanie w żywe oczy, że z tego coś by wyszło.
R: Co masz przez to namyśli ?
HP: *westchnął* Pamiętasz jak mówiłem, że trafiłaś blisko, kiedy wspomniałaś o zadziornej blondynce ?*redaktorka kiwnęła głową* Wiec.. teraz zamień blondynkę na blondyna. I będziesz mieć swoją odpowiedź.
R: *redaktorka spogląda na Pottera z niedowierzaniem* Chcesz powiedzieć, że… *zaniemówiła*
HP: Tak. Jestem homoseksualistą. Gejem, jak kto woli
R: No.. muszę przyznać, że jestem w niemałym szoku (…) ‘’
Fragment wywiadu z tygodnika ‘’czarownica’’
 
Dalszy ciąg wywiadu można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika ''Czarownica''
Dla wielu wymarzony kandydat na męża i zięcia właśnie okazał się nieosiągalny. Lecz, czy wybraniec dalej pozostaje kawalerem?
Nie dane było nam się tego dowiedzieć, gdyż na pytanie o to dostaliśmy jedynie odpowiedź ''Rito. Jak będę chciał się tym podzielić, to podejrzewam, że dowiesz się o tym jako ostatnia''
***
Harry
Wyjąłem z szafki gazetę i najchętniej wrzuciłbym ją od razu do spalenia
– Nie mogę uwierzyć, że jej jeszcze nie wyrzuciłeś. Zakładam, że gdzieś leży tamten tygodnik
- Czepiasz się. Z resztą kupiłem ten tygodnik nie dla tego cholernego wywiadu. Zwłaszcza, że nie powiedziałeś w nim nic, czego wcześniej bym nie wiedział
- Powinienem powiedzieć, że lubię słodkich blondynów – mruknąłem
- Jednak, to by było kłamstwo
- Tobie przydałoby się to wyryć na ręce. Może wtedy nie musiałbym przechodzić przez te męki – zacząłem siłować się z krawatem
- Znowu zaczynasz ? – skrzywił się otwierając szafkę jedną po drugiej – Ja też lekko nie mam. Z resztą ojciec i tak nie długo powinien zacząć się domyślać – zamknął ostatnią szafkę z hukiem – Kuźwa – syknął
- Czego szukasz?
- Spinek
- Których ?– westchnąłem zirytowany brakiem postępów swoich poczynań
Niech przeklęty będzie ten, kto wymyślił krawat
- Tych od ciebie
Jak miło…
- Sprawdzałeś w szafkach, w sypialni ?
- Nie – blondyn wyszedł z pomieszczenia
Nareszcie! – krzyknąłem w myślach, kiedy udało mi się nawet przyzwoicie zawiązać krawat
– Znalazłem! – krzyknął, a następnie wszedł zapinając spinki. Spojrzał na mnie i moje ''dzieło'' z politowaniem – poważnie ? – podszedł do mnie i zaczął poprawiać mi krawat –  Jakim cudem radziłeś sobie w szkole?
-  Hermiona.. – wymamrotałem
- Mogłem się tego domyślić – blondyn zaczął specjalnie poprawiać mi go powoli
- Może po prostu pójdę bez krawata
- Ani mi się waż – skomentował – I już - mężczyzna pociągnął mnie za krawat przyciągając go do siebie - Powinieneś sam nauczyć się go wiązać
- Po co? Skoro mam ciebie – uśmiechnąłem się zadziornie. Nachyliłem się szykując się do pocałunku
– Spóźnimy się – powiedział puszczając krawat i odchodząc na bezpieczną odległość - A pamiętaj Malfoy'owie..
- …nie tolerują spóźnień… - wywróciłem oczyma – Tak wiem. Uraczasz  mnie tym tekstem cały czas jak gdzieś wychodzimy – westchnąłem – Może zostaniemy w domu? Nie mam ochoty tam iść
- Ochota tu nie ma nic do rzeczy. Są uroczystości, na których wypada być
- To nie tobie każda matka przedstawia swojego syna
- Mi szukają żony. Jeszcze dwa lata temu marudziłeś na to samo. Z tym, że ty rozwiązałeś ten problem.
- Tylko w połowie..  kto by pomyślał, że wśród czarodziei tylu homoseksualistów…
- Grzecznie odmówisz i po sprawie. Ja tam problemu nie widzę – prychnąłem w odpowiedzi
- Tobie może to nie przeszkadza – mruknąłem – w końcu jesteś w tym mistrzem, prawda?
- Merlinie.. Potter to nie jest takie łatwe jak ty sądzisz. Ja nie mogę iść do tygodnika ''czarownica'' i otwarcie powiedzieć, że preferuję mężczyzn i do tego spotykam z sławnym Harrym Potter'em
- Ta… czystość krwi, wielki ród. Ciągle ta sama śpiewka. Mimo, że już po wojnie
- Niektóre rzeczy trudno zmienić. Zwłaszcza racje wpojone przez naszych dziadków
- Ale co ja o tym mogę wiedzieć…– westchnąłem masując czoło – muszę zapalić – wziąłem ze stołu paczkę i wyciągnąłem z niej papierosa. Włożyłem do ust w miedzy czasie sięgając po zapalniczkę
- O nie – podszedł do mnie i wyciągnął mi papierosa z ust – po pierwsze, miałeś ograniczyć, a po drugie, musimy iść.
- I tam mam odczekać z parę minut, bo mamy się tam pojawić osobno. Zapomniałeś, to twój pomysł.
- Nie znaczy, że masz palić.
- Dobra – powiedziałem zirytowany chowając paczkę do kieszeni marynarki 
Zapale jak pójdzie
- Widzimy się na miejscu – pocałował mnie, a następnie ruszył szybkim krokiem w stronę kominka. Nabrał proszku fiuu po czym zniknął w zielonych płomieniach.
W tym samym czasie włożyłem z powrotem papierosa do ust podpaliłem drugi koniec. Zaciągnąłem się, wyciągnąłem papierosa z ust i wypuściłem dym
- Wątpię – powiedziałem i znowu włożyłem papierosa do ust i wpuściłem dym do płuc, po czym wypuściłem.
Spojrzałem na zegarek, który dostałem od Dracona
– Trzeba iść – mruknąłem, zaciągając się ostatni raz, a następnie go zgasiłem. Zaraz później pomaszerowałem do kominka i nabrałem trochę proszku fiuu. 
 Kiedy dotarłem na miejsce od razu miałem ochotę wrócić do domu.
Pokażę się, przywitam, udam, że się świetnie bawię. I zniknę zanim którakolwiek będzie chciała mnie zeswatać ze swoim synem, bratankiem/siostrzeńcem, wnukiem, czy nawet bratem.
***
Kiedy przechodził pomiędzy ludzi na każdym na kroku słyszał ''Dzień Dobry, Panie Potter'', niektóre bardziej entuzjastyczne, czyli szczęśliwe posiadaczki synów-homoseksualistów. Niektóre zawiedzione, czyli te które po kilkunastu latach żałowały, że nie mają syna. Albo, co było nawet zabawne żałowały, że ich syn jest hetero.
Tak, każda z obecnych tam Pań chciała mieć za zięcia mężczyznę jakim był Harry Potter. Nie interesując się nawet czego chce jej syn, choć z tego co Potter zdążył zauważył raczej nie protestowali.
Jednak żadne z nich nie wiedziało, że jego serce jest już w posiadaniu bezdusznego, aroganckiego smoka. Który nie chce przyznać się rodzicom do tego, ale też nie odda, czegoś co należy do niego.
***
 
Z drugiej strony te bankiety nie były takie złe. Oczywiście tylko pod jednym aspektem
Od razu skierowałem się do stołu z alkoholami. Wziąłem szampana, choć nie pogardziłbym czymś mocniejszym. Nachyliłem kieliszek i upiłem łyk
- Widzę, że jeszcze cie nie zaatakowały – odezwał się damski głos należący do najlepszej Minister Magii jakie brytyjskie ministerstwo mogło sobie wymarzyć po tym wszystkim, co przeszło
- Możliwe, że się im znudziło – odwróciłem się w jej kierunku
- Przykro mi, ale muszę cie rozczarować. Widziałam jak Pani Granath szuka swojego syna
-  Granath? – spytałem
- W zeszłym roku została ministrem w Szwecji. Dodatkowo jej rodzina pochodzi z jakiegoś starego rodu. Arystokracja
- Mam się bać?
- Blondyn, niebieskie oczy, arystokrata. Jakieś tam szanse ma – zaśmiała się
- Może być ciekawie
- Zlituj się nad biednym Malfoy'em
- Biedny, to on nie jest – mruknąłem, a następnie upiłem kolejny łyk trunku
- Och nie. Znowu się pokłóciliście ?
- Nie. Nawet obeszło się bez wyzwisk
- Bo wychodziliście – westchnęła zrezygnowana – widziałeś go już?
- Pewnie najpóźniej zobaczę go w łóżku. Teraz pewnie poznaje kolejną potencjalną narzeczoną – wypiłem szampana do końca i odstawiłem kieliszek na stół – Zgaduje, że o ognistej, albo przynajmniej szkockiej. To mogę pomarzyć
- Dalej nie powiedział rodzicom ?
- Yup – chciała coś powiedzieć, ale odwróciła się, kiedy w tłumie usłyszała swoje imię. Wywróciła oczyma
- Harry. Ja muszę już wrócić do reszty. Postaraj się za bardzo… no wiesz..
- Spokojnie. Nie zamierzam się upić
- Nie to miałam na myśli – zrobiła pauzę – po prostu postaraj się…  nie przyprawić go o zawał  - westchnąłem
- Czy kiedykolwiek przekroczyłem granicę ? – spojrzałem na nią
- Nie, ale… - nie było dane jej dokończyć, bo gdzieś w tłumie, ktoś krzyknął ''Pani Minister'' – Oh.. na litość Merlina – mruknęła przez zaciśnięte zęby – Później porozmawiamy jak nie zwiejesz
- Powodzenia
- Przyda się – powiedziała bez głośnie, po czym odeszła
 
***
Potter zdecydowanie wolał zostać na miejscu. Było to bezpieczne miejsce, a odwrócony do wszystkich plecami był prawie niepoznawalny. Czasem spotykał się jedynie z osobami z ministerstwa, które pierwsze to co mówiły ''Oh Panie Potter, nie poznałem/nie poznałam Pana''. On tylko uśmiechał się, witał. A Jak rozmowa przedłużyła się o kolejne parę zdań – odpowiadał.
 
***
- Harry! – krzyknął specjalnie głośno Teddy
- Teddy. Uwielbiam cię, ale jeszcze raz się wydrzesz na cały głos. Przysięgam uduszę cie
- Ciebie też miło widzieć. Co uciekamy przed nawiedzonymi mamuśkami-swatkami ?
- Tia. I póki co szło całkiem nie źle. Teraz będę liczył na cud jak moja kryjówka nie zostanie spalona
- A gdzie ten ziejący jadem, znaczy się ogniem smok. Dalej zwany moim kuzynem 1
- Chwilowo nawet nie chce wiedzieć
- Co, kochane wujostwo dalej nie wiedzą, że sypiasz z ich jedynym synem? – uśmiechnął się złośliwie
- Edward…
- Uuu… powiało grozą..
- Tą złośliwość, to masz ze strony Balck'ów… chociaż bardziej pasuje do Malfoy'ów 
- Jaką złośliwość ? Ja tu przyszedłem chronić twoje biedne nerwy, a ty mi tu z czymś takim wyjeżdżasz 
- Chwilowo to ty działasz mi na nerwy – wyciągnąłem paczkę
- Nie miałeś rzucać?
- Skąd ten głupi pomysł ? – mruknąłem
- Draco coś wspominał – wzruszył ramionami
- A wspominał przez kogo tyle palę ? – spojrzałem na niego z lekkim poirytowaniem - I jak już to miałem ograniczyć
- Założę się, że ostatni raz paliłeś w domu, kiedy przekroczył tylko kominek - bez słowa minąłem niebieskowłosego – Wiedziałem! – krzyknął, a następnie ruszył za mną – Dasz macha ?
- Nie
- Dasz macha?
- Nie
- No… Proszę!
- Andromeda mnie powiesi jak ci dam
- Mam 17 lat!
- Szesnaście. W przyszłym roku masz siedemnaście. Idiotę, to ty możesz z kogoś innego robić
- Menda. Jak mi nie dasz, to… powiem Pani Granath gdzie jesteś !
- To sobie mów – wziąłem macha
- Merlinie. Jak taki wredny facet, mógł zostać ogłoszonym ''pożądanym kawalerem magicznego świata''? Przecież żaden z tobą nie wytrzyma dłużej niż pięć minut – po chwili namysłu dodał - No poza Draconem. Obydwoje siebie warci jesteście
- Zdarza się – wypuściłem dym
- Słyszałeś najnowsze wieści?
- Że Armaty w końcu ruszyły tyłek i zakwalifikowały się do ligi. Tia, ale na mój gust znowu przegrają z Harpiami.
- No. Ginny da im popalić. Jakbyś zagrał w Armatach, to mieli by szanse
- Jestem aurorem, nie sportowcem. Jak już gram dla rozrywki
- Rywalizacji też.. –  mruknął pod nosem
Korzystając z chwili nie uwagi chłopak sięgnął delikatnie do kieszeni
- Zabieraj tą łapę, bo przysięgam, dopilnuje że będziesz chodził w gipsie póki ci się kości nie pozrastają.
- Kurwa – powiedział chłopak za co dostał od razu po głowie
- Język… - warknąłem – I gdzie ja popełniłem błąd – mruknąłem wyciągając paczkę z kieszeni
Chłopakowi stojącemu obok włosy zmieniły się na kolor jasnofioletowy
- Jesteś zły?
- Wkurzony, ale nie na ciebie.
- Tak naprawdę, to chciałem się tylko podroczyć
- Wiem – położyłem mu rękę na głowie, a następnie roztrzepałem mu włosy
- Ej..! Wiesz ile je układałem!? – jego kolor powrotem wrócił do odcieniu niebieskiego
- Mniej więcej tyle samo, co ja swoje, czyli wcale – zaśmiałem się
- I jak ja się teraz Victorii pokażę?
- Spokojnie, nawet nie zauważy różnicy
- Będziesz skazany na Smoka jak nie przestaniesz być taki wredny !
- Mi to pasuje – Teddy odszedł. Jednak zanim zniknął w tłumie krzyknął
- Ej ludziska. Jeżeli szukacie Harry'ego Pottera, to jest na tarasie i pali kolejnego papierosa z rzędu! – ostatnie zdanie miało przywołać chyba gorsze kłopoty niż swatki
- Zabije. Normalnie zabije dzieciaka – wyjąłem kolejnego papierosa i włożyłem go do ust, po czym podpaliłem
- Jeszcze Pana za to zamkną w Azkabanie i ministerstwo zostanie pozbawione najlepszego Aurora
- Myślę, że są lepsi ode mnie – odwróciłem się przodem do kobiety i szybko zgasiłem papierosa, dym wypuściłem w przeciwnym kierunku – Pani Malfoy, miło panią widzieć
– Mnie, Pana również - kobieta podała dłoń. Zaś ja pocałowałem ją w rękę, jak na dżentelmena przystało, a przynajmniej do jakich zapewne przywykła matka mojego kochanka.
- Myślę, Panie Potter, że jest Pan zbyt skromny. Wiele słyszy się Pana poczynaniach jak np. historia z wilkołakiem
- Wszystko to zasługa pracy zespołowej, Pani Malfoy, nie jednego człowieka
- To się Panu chwali. Większość wzięła by całą chwałę dla siebie
Jeżeli miałbym wybierać. Wolałbym znowu stoczyć walkę z zdziczałym wilkołakiem. Ba nawet samym Voldemortem, ale na litość Merlina, nie stawać twarzą w twarz z matką syna, z którym sypiam. Gdzie ona nawet nie wiedziała, o tym że jej syn jest gejem.
- Cóż... Ja nie potrzebuję takiego rozgłosu…
Chyba źle dobrałem słowa…
- Sądząc po wywiadzie jaki miał miejsce dwa lata temu. Można by rzec inaczej…
No wiedziałem…
Prawdę mówiąc. Nie zrobiłem tego dla rozgłosu, tylko dla spokoju
- Ale i tak Panu coś nie wyszło, prawda? – spojrzała na mnie
- Niestety. Dało to prawie taki sam skutek
- No nic – uśmiechnęła się – Właściwie szukałam mojego syna. Znowu gdzieś znikł. Zgaduje, że Pan go nie widział
- Niestety nie. Z resztą, proszę mi wierzyć.. Cała sala by wiedziała, że  miałbym  styczność z Pani synem – kobieta w tym momencie zachichotała
- Tak, faktycznie. No cóż, skoro Dracona tu nie ma. Pozwoli Pan, że pójdę go poszukać. Życzę Panu milej zabawy - chciałem już powiedzieć, żeby pozdrowiła męża, ale w porę ugryzłem się w język.
- Ja Pani również – odprowadziłem kobietę wzrokiem. A później, kiedy znikła w tłumie wypuściłem powietrze.
 Spojrzałem na zegarek
Nie jest źle. Jestem tu już pól godziny, a jeszcze żadna mnie nie dorwała. Nowy rekord
Jednak, kiedy ledwo odszedłem od drzwi tarasu usłyszałem za plecami kobiecy głos
- Oh! Panie Potter !
Tylko nie ona..
- Pani Smith! – odwróciłem się przodem do kobiety – miło Panią widzieć – powiedziałem wymuszając uśmiech. Choć osoby które mnie znały, powiedziały by pewnie, że to nie uśmiech. A raczej marna próba robienia dobrej miny do złej gry.
Ile razy mam jej powtarzać, że Zachariasz mnie nie interesuje..
- Już myślałam, że Pana nie zastanę
Ja zaś miałem nadzieję, że Pani nie spotkam… widać ja i nadzieja nie idziemy w parze…
- Zachary! – wolała chłopaka – Zachary! Chodź tu wreszcie – machała do niego żeby się pospieszył
Miejcie litość…
- Hej, Harry – chłopak uśmiechnął się. Podałem mu rękę
- To wy tu sobie porozmawiajcie, a ja pójdę sprawdzić co porabia mój mąż…
Zajebista wymówka, nie ma co…
- Harry. Przepraszam za nią… Dostała jakiegoś świra od tamtego wywiadu
- Spokojnie. Nie tylko ona…
- Zauważyłem – nastała cisza – To… Ten… - zaczął – Gratuluje schwytania tego wilkołaka
- To nie tylko moja zasługa, ale dziękuję
- Wiem, ale czytałem w Proroku, że ty dowodziłeś.
- Przypadkowo. Szef się rozchorował, a wszyscy po prostu zrzucili to na mnie. No wiesz.  Ja bym dostał po tyłku, jak by coś poszło nie tak
- Ale po jakim… - mruknął, a ja starałem się udać, że tego nie słyszałem – No, a ten… Masz może kogoś ?
Ja chyba zaraz się zastrzelę… Malfoy. Przysięgam, że nie usiedzisz na tyłku przez dwa tygodnie … I w dupie mam, czy twoi rodzice dodadzą sobie dwa do dwóch.
- Cóż… jakby to…
- Ah… rozumiem. Na razie jednorazowe numerki, zanim się ustatkujesz. Co? – puścił oczko
- Słucham ?
- Wiesz.. może i pracuje na innym piętrze, ale takie plotki szybko się roznoszą
- Czegoś nie wiem?
- No… podobno.. wiesz… byłeś…
Hmm… czyżby chodzi mu, o ten raz po akcji, kiedy byłem z Malfoy'em napalony do tego stopnia, że po prostu nie wytrzymaliśmy i poszliśmy do najbliższego schowka na mopy…? – Uśmiechnąłem się – To były czasy. No, ale ile wtedy mieliśmy? Około 19-stu lat? W świecie mugoli to praktycznie jeszcze nastolatkami byliśmy. Hormony, Euforia i te sprawy.
Pamiętam jak Hermiona wezwała nas na dywanik i porządnie przesuszyła nam głowy. Od tamtej pory jak już coś, to idziemy do gabinetu Malfoya…
- Zwykła plotka. Takie akcje mnie nie interesują..
- Szkoda… Ale jak byś wiesz..
Zaraz chyba padnę.. Czy Zachariasz Smith właśnie zaproponował mi szybki seks? Zmieniam zdanie. Ty tlenionowłosa fretko. Nie usiądziesz na tyłku przez cały miesiąc.
- Rac..
- Tu jesteś Potter! Wszyscy cię szukają, a ty sobie filtrujesz ze Smithem
Nie, kochanie. Ja tylko dostaje niemoralne propozycje. Norma..
Smith spojrzał na Malfoya z pod byka, co on wyraźnie zignorował
- Potter, Greanger cię wzywa
Po co?
- Nie wiem, Potter. Oczywiście wszyscy zostali postawieni na nogi by cię odnaleźć.
- A.. No to… do zobaczenia. Jakby co wiesz gdzie mnie szukać – Smith uśmiechnął się dwuznacznie odchodząc, a Dracon wyglądał jakby miał ochotę posłać w niego jakąś paskudną klątwę.  
Oho… Humorek jak widzę dopisuje
Draco
No ja nie mogę. Zostawić go samego na pieprzone pół godziny, a już sępy się zlatują. Dobrze, że Edward obwieścił całej Sali, gdzie ten idiota się znajduje. Bo bym go w życiu nie znalazł.
- Jasne – odpowiedział, a chwilę chciał iść w przeciwnym kierunku
- A ty gdzie? – złapałem go
- No do Hermiony? Mówiłeś, że mam do niej iść
- Powiedziałem tak, żeby się odczepił. Czego chciał?
- Niczego..
- Potter ty mnie już nawet nie drażnij i tak jestem na ciebie wściekły
- Chyba nie za niego
- Nie. Raczej za, jak to ujął Edward ''kolejnego papierosa z rzędu''
- No tak…
- Matka wspomniała, że też złapała cię na tym świństwie
- Przysięgam, że zgasiłem jak tylko zorientowałem się, że to ona. A poza tym co to ma w ogóle do rzeczy? I dlaczego ona miałaby cokolwiek tobie mówić
- Tego chciałem się właśnie od ciebie dowiedzieć
- Chyba nie myślisz, że jej coś powiedziałem na nasz temat – wzruszyłem ramionami – Dla twojej wiadomości. Wymieniliśmy parę zdań. I uwierz mi, nawet podkreśliłem, że się nie cierpimy – był wkurzony – Później spotkałem Smitha i tyle
- A jemu o co mu chodziło? – westchnął
- Nasz znajomy ze szkoły, zaproponował mi numerek – zacisnąłem zęby – widać mój, a właściwie nasz wyczyn w składziku obiegł ministerstwo w formie plotki – czułem, że robię się czerwony na twarzy – że też zapomnieliśmy o wyciszeniu tego cholernego pomieszczenia.. Jednak możesz być spokojny.
Nikt nie poznał twojego głosu – uśmiechnął się kpiąco
Nie wiem już na kogo byłem bardziej wkurzony. Na Smitha, na Pottera, czy może na samego siebie.
Harry
- Nie patrz tak na mnie – powiedziałem – Mnie on nawet nie interesuje
- Bo lubisz zadziornych blondynów ? – wywróciłem oczyma
- Bo według Teddy'ego, tylko ty ze mną wytrzymujesz i vice versa – szepnąłem mu do ucha – a teraz wybacz. Odejdę zanim twoi rodzice zorientują się, że jednak aż tak strasznie się nie, nie cierpimy – powiedziałem i poszedłem jak głupi przez środek Sali, zostawiając Dracona gdzieś w tyle. 
Mam dość tego bankietu.  
 
* Rok Później *
Draco
Siedziałem właśnie po raz kolejny znudzony w Malfoy Manor. Zaś koło mnie siedziała jakaś dziewczyna, nawet nie chciało mi się zapamiętać jej imienia. Byłem zajęty bawieniem się spinkami od Harry’ego żeby nie zwariować.
Dodawało mi to otuchy, tak jakby był tu razem ze mną.
Kolejna kandydatka mojego ojca. Czy on nie ma lepszych rzeczy do roboty jak szukanie mi żony? Mam już kogoś. Nie potrzebuję nikogo innego. Tylko jak mam mu o tym powiedzieć? To nie może być ‘’Ojcze. Matko. Jestem homoseksualistą. Spotykam się z Harrym Potterem. Jesteśmy razem od 5 lat. Może trochę dłużej, nie licząc przerwy pomiędzy połową piątej a siódmą klasą. Udajemy, że się nienawidźmy, bo wiem jakie macie zdanie o nim, jego przyjaciołach, ciągłością rodu i czystej krwi’’ Wydziedziczenie i załamanie nerwowe, murowane.
- Bardzo ładny żyrandol Pani Malfoy – uśmiechnęła się – To prawdziwe kryształy ? – prychnąłem
Jasne, że prawdziwe. Dziewczyno pytasz Narcyzy Malfoy, czy to prawdziwe kryształy.
Może i ładna, ale zdecydowanie głupia i pusta. Powodzenia w znalezieniu męża życzę.
Matka uśmiechnęła się, a przynajmniej tak mogło by się wydawać na pierwszy rzut oka.
Zignorowała pytanie dziewczyny
– Lucjusz. Pozwól na słówko – Dziewczyna dalej rozglądała się wokół jakby komentarze dotyczące wygładu miały sprawić, że ją polubi
Daruj sobie dziewczyno..
***
Państwo Malfoy wyszli z salonu
– Możesz mi powiedzieć Lucjuszu, skąd ty je wszystkie bierzesz ?
- Nie rozumiem pytania. Moja droga
- Widać gołym okiem, że dziewczynę bardziej interesują nasze pieniądze i nazwisko niż nasz syn
- Dracon również nie okazuje należnego zainteresowania. I to żadnej z moich kandydatek – podkreślił
- Źle się do tego zabierasz. Teraz moja kolej na przedstawienie mu kandydata
- Chyba się przesłyszałem. Czy ty powiedziałaś, kandydata?
- Tak, Lucjuszu. Bo naprawdę trzeba być ślepym, żeby tego nie zauważyć
- Czy ty sugerujesz, że nasz syn…?
- Merlinie dopomóż! Jedna z twoich kandydatek przyszła z prawie piersiami na wierzchu. Nawet ty byłeś zniesmaczony. Zaś Dracon nawet nie zwrócił na to uwagi. Bawił się jedynie spinkami, a myślami był gdzieś indziej.
- Czy nie szukamy przypadkiem mu żony, aby przedłużył ród? O ile mi wiadomo dwaj mężczyźni raczej nie są w stanie tego zapewnić.
- Przestań udawać ograniczonego tradycjonalistę – kobieta pomasowała skroń
- Ja jestem tradycjonalistą
- Tak Lucjuszu. A to mugolskie ustrojstwo, które masz schowane w biurku, znalazło się tam przez przypadek. To samo tyczy się katalogu z samochodami. – zamilkł – Rozmawiałam z Andromedą. Nie przerywaj mi – powiedziała widząc, że jej mąż otwiera już usta – mugole mają pewien sposób, niestety zapomniałam nazwy, ale pomyśl tylko. Po co ograniczać się do jakiś pustych dziewuch, z Merlin wie jakiego rodu. Skoro mamy jeszcze do wyboru kogoś z bardziej znanych
- Nie, po prostu nie zgadzam się. Większość tych gamoni ma na swoim koncie skandale. I to wcale nie małe. Naprawdę chcesz kogoś takiego wpuścić do rodziny?
- Nie tyczy się to mojego kandydata.
- Ktoś znany ? – spytał zrezygnowany
- Owszem. Również pochodzi z starego rodu. Do tego przystojny, wysportowany, czarujący..
- Ty szukasz Draconowi męża, czy sobie kochanka? – zjeżył się Malfoy senior
- Szanowany – kontynuowała nie zwracając uwagi na komentarz męża - A dodatkowo Caroline powiedziała mi, oczywiście w tajemnicy – dodała szybko - że jej mąż, obecny szef aurorów. Ma wobec niego poważne plany.  Jedyny minus, to że pali.  I jakaś tam plotka w ministerstwie, ale to nic szczególnego.
- Tylko mi nie mów, że chodzi ci o …
- Tak!
- Przecież oni się nienawidzą!
- Oj.. oto, ty już się nie martw. Sprawię, że się pokochają – Narcyza weszła z powrotem do salonu
- Diabeł, nie kobieta – mruknął, a następnie ruszył za nią
 
***
Potter… ratuj..
Do salonu weszła najpierw matka, później ojciec
- Zauważyłam – zaczęła dziewczyna - Pani Malfoy, że ma Pani niesamowite obrazy
- Uprzedzając twoje pytanie. Tak, to oryginały – podniosłem głowę
- ale…
- Będę szczera – zaczęła
Uhu.. Będzie się działo
- Jesteś najbardziej pusta z wszystkich kandydatek, Jakie mój mąż mógł znaleźć – dziewczyna otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia
- A myślałem, że kandydatka numer trzy była najgorsza – mruknąłem znudzony
- I w życiu..
- Narcyzo..
- Nie przerywaj mi – powiedziała do ojca po czym znów skierowała wzrok na dziewczynę - I w życiu nie pozwoliłabym mojemu synowi na małżeństwo z tobą. Nawet jakbyś była ostatnim człowiekiem na świecie
- I tak nie chciałam się z nim żenić! – tupnęła nogą i wyszła z domu
Pewnie, że nie chciała. Idę o zakład, że zgodziła się na tą szopkę tylko dlatego, że nasze nazwisko dalej budzi respekt, co prawda mniejszy niż wcześniej, ale jednak. Nie mówiąc już o majątku
- Nie mogłaś być milsza? – skomentował ojciec. Matka mu nie odpowiedziała. Tylko podeszła do mnie
- To była ostatnia kandydatka twojego ojca.. – przełknąłem ślinę – za dwa tygodnie odbywa się bankiet z okazji Święta Duchów. Tam poznasz mojego kandydata.
- Kan…dydata ? – powtórzyłem z niedowierzaniem
- Tak, Draco. Kandydata – spojrzałem na ojca, który kiwał tylko twierdząco głową
- Czyli chcesz powiedzieć, że…
- Tak, wiem. Kandydatka numer trzy utwierdziła mnie w tym przekonaniu
- I nie macie nic przeciwko..? – zmrużyłem oczy
- Nie. I dlatego tym razem przedstawię ci mężczyznę.
- Matko, bo ja już kogoś mam…
- W takim razie się z nim rozstań
- Żartujesz, prawda? – spojrzałem na nią wkurzony
- Nie – odpowiedziała stanowczo
- Ale..
- To nie podlega dyskusji
- Może dasz mi dojść do słowa?
- To już postanowione
- Czy moje zdanie się w ogóle dla was liczy? – wziąłem płaszcz, ruszyłem do kominka i wróciłem do domu
 Pojawiłem się w kominku w salonie na Grimmauld Place. Harry siedział nad jakimiś papierami.
Harry
- Od kiedy zajmujesz się papirologią ? – spytał
- Dobre pytanie. Szef mi to dał i nie ma zmiłuj się. Na szczęście już skończyłem – oparłem plecy o kanapę. On zaś położył się kładąc głowę na moich kolanach – a jak spotkanie ? – nie odpowiedział. Zacząłem go głaskać  – aż tak źle?
- Yhym.. – wstał – Moja matka wiedziała…
- że wolisz mężczyzn? – palnąłem od niechcenia. On tylko kiwnął twierdząco głową – To dobrze, prawda?
- Zależy…
- Co masz na myśli ?
- Chce mi znaleźć tym razem męża… - powiedział – powiedziałem jej, że już kogoś mam – dodał szybko - ale ona nawet nie chce o tym słyszeć
- Żartujesz, prawda? – spojrzałem na niego wściekły 
- Chciałbym..
Wziąłem wdech - Okej – poskładałem papiery i włożyłem je do teczki. Wstałem zaciskając zęby – mam już dość twojej rodziny. Znosiłem to przez kilka lat, ale dzisiaj przeszedłeś granice mojej cierpliwości 
- O czym ty…
- Muszę to zanieść do biura. Jak wrócę ma cie tutaj nie być – powiedziawszy to wziąłem garść proszku fiu.
Czy chciałem to zakończyć? Nie. Jednak poziom absurdu jaki ta sytuacja osiągnęła jest zbyt krytyczny
  Kiedy wróciłem on siedział na kanapie i przeglądał gazetę. Zupełnie jak gdyby nic się nie wydarzyło
- Co ty tu robisz ?
- Mieszkam, Potter
- Czy jakieś pół godziny temu nie kazałem ci się wynosić?
- Nie przypominam sobie
- Świetnie. To ja wychodzę, wrócę jak stąd znikniesz – wyszedłem drzwiami zostawiając za sobą huk.
Draco
  Minęły dwa tygodnie odkąd Potter wyszedł i nie wrócił. To chyba był pierwszy raz od bardzo dawna, kiedy nie odzywał się do mnie tak długo.
Może powinienem był go zatrzymać? Myślałem, że będzie tak jak zawsze. Powścieka się, ochłonie i przyjdzie..
  W ministerstwie też ciężko było go złapać. Albo był zajęty jakimś zebraniem, albo brał zlecenia. Nawet te najmniejsze, tylko po to aby uniknąć rozmowy ze mną.
  W domu było cholernie pusto bez niego, ale nie zamierzałem się stamtąd wyprowadzać.
Zdawałem sobie sprawę, że jestem winny tego wszystkiego. Jednak co mogłem zrobić ?  matka uparła się i za nic nie chciała mnie słuchać. Ojciec jak zawsze zamiast raz w życiu stanąć po mojej stronie, w stu procentach popierał matkę.
Moi przyjaciele również załamują ręce
- Wiesz nie lubię po kimś powtarzać, zwłaszcza po Gryfonach ale w tym momencie zachowałeś się jak tchórzliwa fretka. Trzeba było dosadnie powiedzieć zanim się to zaczęło ‘’ Jestem w szczęśliwym w związku z Harrym Potterem i nic wam do tego!‘’ – powiedziała Pansy – Draco… te dziewczyny jeszcze był w stanie zdzierżyć. Ledwo, ale jednak… Propozycja małżeństwa z facetem, to już ponad jego siły
- Mnie to mówisz…? – mruknąłem przykładając głowę do biurka
- Kiedy masz poznać tego gościa?
-  Na bankiecie…
- Potter raczej tez tam będzie, więc to dobra okazja.
- Nie idę.
- Idziesz i odzyskasz swojego faceta. Mówisz rodzicom co ci na sercu leży. A jak im się nie spodoba.. To cóż zawsze zostanie ci Harry.
- Żeby to było takie proste.
- Fakt. Zawsze istnieje możliwość, że będzie miał cię gdzieś.
- Dzięki Parkinson…
Harry
  Co roku to samo, że też muszę znosić te coroczne bankiety. Trzeba było przyjąć posadę w Hogwarcie. Zero bankietów, zero wkurwiających matek i ich jeszcze gorszych synów.
Siłowałem się z krawatem - Mam dość. Idę bez – rzuciłem krawat na łóżko. Następnie wziąłem ze stołu najpierw paczkę papierosów z zapalniczką i włożyłem ją do kieszeni. Następnie schowałem różdżkę.
- Czy Kaszmirek jeszcze w czymś może pomóc Panu Potterowi, sir?
- Nie. I dziękuje za przyniesienie mi garnituru – skrzat pokłonił się – Malfoy dalej nie wyniósł swoich czterech liter z mojego domu? – spytałem
- O ile Kaszmirkowi wiadomo. Pan Malfoy dalej mieszka u Pana Pottera, sir
Powinienem dawno sprawę zgłosić, albo aresztować go pod zarzutem włamania. Cholerna fretka wie, że tego nie zrobię. Jednak nie mam również zamiaru tracić kolejnych funtów na hotel. Trzeba będzie się tym zająć.
- Zanieś moje rzeczy do domu. Tylko tak, aby tego nie zauważył.
- Oczywiście – skrzat zaczął porządkować moje rzeczy
Spojrzałem na godzinę. No nic pójdę wcześniej niż zwykle.
Załatwiłem wszelkie formalności w recepcji i poszedłem do najbliższego zaułka. Stamtąd aportowałem się jak najbliżej ministerstwa.
  Kiedy wszedłem czułem na siebie spojrzenia zebranych. Co się dziwić.
Przyszedłem wcześniej niż zwykle, nikogo nawet nie miałem zamiaru unikać, dodatkowo bez krawata. Nie mówiąc już o tym, że pogłoska o awansie rozeszła lotem błyskawicy.
Mimo, że ciągle daje szefowi do zrozumienia, że tego nie chce.
- No, kogo moje piękne oczy widzą – odezwał się dobrze mi znany głos – ostatnim razem coś szybko mi uciekłeś i nie miałem okazji się nawet przywitać – uścisnęliśmy sobie dłoń
-  Nie moja wina, że robiłeś nie wiadomo co, nie wiadomo gdzie
- A tam zaraz nie wiadomo co. Kryłem moją żonę, aby na pięć minut od tych pacanów uciekła
- A pro po Hermiony. Gdzie jest?
- Pudruje nosek – zaśmiał się – A tak poważnie, to zjawił się jakiś ważniak i coś tam chciał
- Ciężko mieć żonę Ministra, co ?
- Nie jest źle. Wiadomo, praca zajmuje jej część dnia. Jednak mnie też do południa nie ma. Czasem z George'm spędzamy całe dnie tworząc nowe dowcipy. Szczęście, że Ron siedzi za ladą, to nie trzeba martwić się o pilnowanie pracownika.
- Yhym – rozglądałem się
- Tego.. dalej jesteś pokłócony z fretką ?
- O ile rozstanie można nazwać kłótnią, to tak.
- Wasz nowy rekord – mruknął, co postanowiłem zignorować – Powiedziałbym żebyś mu odpuścił, ale i tak podziwiam za cierpliwość.
- Muszę zapalić… - mruknąłem – Fred 3 widzimy się później, ok.?
- Jak nie zwiejesz, to nie ma sprawy – zaśmiał się.
- Nie tym razem - oboje poszliśmy w przeciwnych kierunkach
Chyba nie powinienem ruszać się z tarasu, bo jeżeli za każdym razem ktoś o nim wspomni. Będę miał ochotę zapalić.
 Otworzyłem drzwi od tarasu. Zimne powietrze przeszyło moje ciało. Wyjąłem paczkę papierosów i zapalniczkę. Włożyłem papierosa do ust i podpaliłem. Zaciągnąłem się po czym wypuściłem dym z ust. Następnie powtórzyłem czynność.
Parę chwil później usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi
- Brr… – zignorowałem – wyjątkowo mroźny Październik, prawda? – powiedział z dziwnym akcentem
- Kwestia przyzwyczajenia – mruknąłem znudzony, wkładając papierosa do ust z nadzieją, że mój towarzysz nie zechce dalszej konwersacji
- My się chyba jeszcze nie znamy. Matthew Granath – wypuściłem dym z ust i odwróciłem się w jego stronę.
Moim oczom ukazał się niebieskooki blondyn o nienagannej, wręcz wyniosłej postawie.
Całkiem niezły…
Chłopak, bo na pewno był młodszy, wyciągnął dłoń
- Harry Potter - uścisnąłem ją
- Naprawę? – był zaskoczony – Znaczy się widziałem, że Pan gdzieś tu jest, ale nie wiedziałem, ze Pan to Pan. Znaczy się…
- Może zacznijmy, bez tego ''Pan'', Harry wystarczy – chłopak jeszcze bardziej się ucieszył
W tym samym czasie zgasiłem papierosa, który ostatecznie sam się wypalił
– może wejdziemy do środka? – kiwnął głową twierdząco. Otworzyłem drzwi i weszliśmy do środka
- Wiele o tobie słyszałem. Z resztą to pewnie dla ciebie nie nowość. Dużo osób o tobie słyszało – miałem ochotę zacząć się śmiać – No i pisali o tobie w gazetach, i w ogóle... Za dużo gadam, prawda? – z trudem powstrzymałem śmiech
- W porządku.
 – Przepraszam. Zawsze tak mam jak się denerwuję..
- Nie ma czym się denerwować
- Nie bo.. Dopiero się poznaliśmy, a ja pokazuje się z najgorszej strony. Noamojamatkamapewneplanywzgjedemciebieznaczynas 4 – znów zaczął mówić szybko i nie zrozumiale, aż w pewnym momencie nawet się nie spostrzegł, zaczął mówić po szwedzku. Do tego wszystko na jednym wydechu
- Spokojnie – zamilkł - weź wdech – wykonał polecenie – wydech – wypuścił powietrze z ust – a teraz powtórz mi po woli i jakbyś mógł po angielsku – uśmiechnąłem się
- Może lepiej nie – zrobił się czerwony na twarzy
Teraz to jestem ciekawy, co powiedział
- To porozmawiajmy może o czymś innym – kiwnął głową dalej cały czerwony
W tym samym momencie podszedł do nas Malfoy.
- O ile mi wiadomo już po dobranocce – powiedział patrząc na chłopaka
- Słucham!? – oburzył się Szwed
- Zmiataj. Dorośli muszą porozmawiać – wywróciłem oczyma.
Dawaj blondyni mierzyli się wzrokiem. Niestety Matthew z Malfoy'em nie miał żadnych szans, chłodna stal skutecznie zmroziła ciepły błękit.
Były ślizgon wygrał, z resztą jak zawsze.
- Porozmawiamy później – odparł zawiedziony chłopak delikatnie się uśmiechając. Ja tylko kiwnąłem i odprowadziłem go wzrokiem.
- Ekhem…
- Jak jesteś chory było wziąć eliksir i siedzieć w domu. A nie ludzi zarażać
 - Dziękuję za troskę, ale nie jestem chory – spojrzał na mnie – Gdzie twój krawat? – spytał, a ja tylko pokręciłem głową – Nie ważne. Co to do cholery miało być?!
I jak mam przy nim nie palić?
- Rozmowa, Malfoy. Coś w czym ty, najwyraźniej masz problem – odpowiedziałem spokojnie
- To była marna podróbka mnie!
- Jak już to młodszy odpowiednik – uśmiechnąłem się kpiąco, a on spojrzał na mnie zaciskając dłoń w pieści i zagryzając zęby - Poza tym ciebie, to nie powinno już interesować
- Niby z jakiej racji!?
- Rozstaliśmy się
- Kiedy wrócisz do domu? – spytał łamiącym się głosem ignorując, to co do niego przed chwilą powiedziałem.
Podszedłem i wyszeptałem mu do ucha - jak się z niego w końcu wyniesiesz – poczym ominąłem go i ruszyłem przed siebie
  Czułem się beznadziejnie. Miałem sam ochotę walnąć w siebie jakąś klątwą, a serce bolało mnie tak, jakbym sam na własne życzenie wepchał w nie tysiące igieł.
Kłóciliśmy się niezliczoną ilość razy o pierdoły, ale teraz, to było coś zupełnie innego.
Najgorsze jest, to że miałem ochotę zawrócić, porwać go do domu, związać. I choćby groził mi nawet za to Azkaban, za nic nie wypuszczać.
Chce do domu… ale jak to wyśpiewał Mercury ‘’Show Must Go On’’…
Draco
Stałem bez ruchu zaciskając dłoń w pięść
1,2,3 – jak on w ogóle śmie!
Starałem się uspokoić
4,5,6 – jeśli myśli, że się mnie pozbędzie, to jest w błędzie! Jeszcze nie powiedziałem ostatniego zdania!
Powoli dochodziłem do siebie
7,8,9,10– Zapomniałeś, że dobrze cie znam, Potter. By uwierzyć w to, że tak właśnie myślisz! Przetrwaliśmy razem zbyt wiele, w tym Wężomorda, moi rodzice, to przy nim pikuś !
- Tu jesteś. Szukam cię od kilku minut – matka pociągnęła mnie
- Musimy porozmawiać – powiedziałem stanowczym tonem, kiedy ciągnęła mnie przez tłum
- Draco, nie teraz – jeszcze chwila i zaczęła by biec
- To ważne! - przystała na chwilę
– Jak ty wyglądasz – zaczęła mnie poprawiać – musisz się pokazać z dobrej strony
- Handel żywym towarem został zabroniony lata temu… - mruknąłem na co się skrzywiła – skoro już stoimy. Może w końcu mnie posłuchasz?
- Jeszcze momencik… - poprawiała mnie zupełnie najwyraźniej ignorując, to co do niej mówiłem - i  już – znowu mnie pociągnęła całkowicie mnie ignorując
- Wiem, że powinienem ci powiedzieć o tym wczesnej. Uznajmy, że dostałem nauczkę, ale musisz zrozumieć, że już kogoś kocham..
- O jest! – przerwała mi  i pociągnęła mnie w stronę gdzie stał Cedrik Diggory wraz ze swoją matką, a tuż obok facet, którego zaraz chyba uduszę…
Ona chyba nie chce mnie zeswatać z tą Puchońską niezdarą…
- musisz rozumieć, że kocham..
- Panie Potter, pamięta Pan mojego syna Dracona?
...Pottera…?
- Trudno o nim zapomnieć – odpowiedział z wymuszonym uśmiechem na twarzy
- Draco! – szepnęła i wskazała głową na Pottera, a ja stałem jak słup całkowicie oszołomiony
W tym samym momencie można było usłyszeń donośmy śmiech Pani Diggory
- Droga Narcyzo, ty chyba nie myślisz poważnie
- Co masz na myśli, droga Andreo 5 - spytała przez zaciśnięte zęby
- Cedrik nie raz opowiadał mi o kłótniach twojego syna z Harrym – podkreśliła jego imię jakby chciała udowodnić, że to ona jest górą, ale Narcyza Malfoy nie należy do osób, które dadzą się tak łatwo sprowokować – które często doprowadzały do nieszczęśliwych wypadków.
- Czasy szkolne niech zostaną za nimi. Teraz są dorosłymi ludźmi
- Niektórych rzeczy jednak nie da zostawić się za sobą. Wiesz co mam na myśli
Oczywiście, że wiedziała. Ta wiedźma miała na myśli wojnę.
- Pani Diggory.. – odezwał się Harry – Z całym szacunkiem – wyczułem sarkazm w jego głosie - Minął szmat czasu od tamtych wydarzeń – powiedział niby spokojnie – każdy odegrał w tym swoją rolę. A gdyby nie Pani Malfoy, kto wie, czy byłbym, był dzisiaj obecny wśród Państwa
- Oh.. Masz zupełności racje – powiedziała z sztucznym uśmiechem matka Cedrika. Zaś moja patrzyła prosto na nią z triumfalnym uśmiechem na twarzy.
Merlinie… chyba właśnie się zakochałem w nim trzeci raz...
- Niektórym po prostu brakuje taktu – mruknęła Narcyza
- Nie bardziej niż tobie, Narcyzo – odfuknęła Pani Diggory
Dużo nie trzeba było, aby kobiety od drobnych przepychanek i delikatnych szpilek. Przeszły do prawdziwej kłótni, zapominając jak powinny zachowywać się damy.
Co przyciągnęło uwagę wszystkich w pobliżu.
Harry
- Myślisz, że powinniśmy zainterweniować? – spytała się mnie  Hermiona
- Nie.. jeszcze nie jest źle.
- Bawi cię to – spojrzała na mnie z wyrzutem
- Tylko trochę – kłótnia pomiędzy kobietami stawała się coraz bardziej zażarta - Wiesz co
pójdę po Pana Malfoy'a
- A ja po Pana Diggory'ego – dodała Hermiona
 Draco
Próbowałem sobie to wszystko poukładać na spokojnie.
Moja matka chciała mnie zeswatać, z Potterem, z którym notabene już byłem, znaczy się jestem.
Czy ta kobieta nie mogła mnie raz w życiu posłuchać!? 
Z drugiej strony dla takiego widoku nawet warto.
Kobieta, która publicznie nigdy nie dopuściła się czegoś takiego. Właśnie wykłóca się jak nastolatka. Żeby było jeszcze wiadomo o co.
Zaś ojciec, który miał załagodzić sytuacje sam zaczął wykłócać się z Panem Diggory'm. Na doczepkę przyszedł Artur Weasley wraz z żoną, którzy najwyraźniej starali się uspokoić obie strony.
- Ej... Malfoy – odezwał się były Puchon
- Czego chcesz ? – spojrzałem na niego z niechęciom
- Mam pytanie.. Wiesz, wiem że ty i Harry mieliście swoje pięć minut w szkole
- I  co z związku z tym? – spojrzałem na niego z nieukrywanym mordem w oczach
- Powiedz mi.. Woli na ostro, czy łagodnie ?
- Że, co proszę !? – krzyknąłem
- A i czy woli być na górze, czy na dole. Chyba powinienem wiedzieć takie rzeczy jako jego przyszły mąż. A skoro mam przed sobą taką kopalnie wiedzy – uśmiechnął się złośliwie
- Diggory przysięgam. Tknij go tylko, a w najbliższym ''Proroku'' pojawi się twój nekrolog
Harry
Po przyprowadzeniu Pana Malfoy'a i Pana Diggory'ego wybuchła jeszcze większa awantura. 
Z tyłu Dracon zabijał wzrokiem Cedrika, aż koniec końców i z ich strony również było słychać wrzaski. Jednak widziałem, że Draco nie wytrzyma długo.
W końcu chwycił Diggory'ego za koszulę
- To wymyka się spod kontroli – ruszyłem w jego kierunku
- Ale co zamierzasz zrobić? – spytała Hermiona
- Jeszcze większe przedstawienie
Byłem prawie przy nim, kiedy chciał wymierzyć cios. Na szczęście zdarzyłem złapać go za rękę i przeciągnąć na bok.
Przyciągnąłem do siebie i pocałowałem na oczach wszystkich.
Draco poluzował dłoń i zapominając gdzie się znajduje, ujął mnie za szyje.
Kiedy niechętnie oderwaliśmy się od siebie nastała cisza. Wszyscy stali nieruchomo jakby spetryfikował ich bazyliszek
- Draco? – odezwała się w końcu oniemiała z wrażenia matka Dracona
- Matko. To mężczyzna, z którym kazałaś mi się rozstać – syknął z wyrzutem
- Ja się z tobą rozstałem – mruknąłem
- Cicho mi tam – zaśmiałem się pod nosem
- Czyli.. – wtrąciła Pani Diggory wychylając się za pleców męża – ..nie jesteście już razem?
- Nie ! – powiedzieliśmy w tym samym momencie
- Jeśli mogę wtrącić – powiedziała Hermiona – oni rozstają się przynajmniej raz w tygodniu, a po paru godzinach do siebie wracają
- Albo na drugi dzień – dodał Fred – ostatnio wyrobili nowy rekord
- Czemu nic nie mówiłeś? – zwróciła się do Dracona, Pani Malfoy
- Próbowałem ci to powiedzieć przez dwa tygodnie!
- Jakoś to było do przewidzenia – Mruknął pod nosem Pan Malfoy poprawiając marynarkę
- Teraz Państwo wybaczą. Ja i mój narzeczony – podkreślił patrząc na Diggory'ego – chcemy wrócić do domu
- Chcemy ? – spojrzałem na niego
- Tak. Chcemy – chwyciłem go za rękę i apotowałem nas do holu z kominkami. Najpierw przeszedł przez niego Dracon, później ja.
W chwili, gdy przekroczyłem próg kominka Dracon chwycił mnie za koszulę i delikatnie pchnął na kanapę.
- Co ty robisz? – spytałem zdziwiony
- Teraz pokażę ci do kogo należysz, Potter. I ani mi się waż o tym zapominać.
Chyba muszę częściej wyprowadzać się na dwa tygodnie…
- I jeszcze raz będziesz włóczyć mi się po hotelach, to przysięgam że pożałujesz
… albo i nie
***
Tamten bankiet na długo zostanie w pamięci wielu osób.
Nie dlatego, że wszyscy dowiedzieli się o związku Harry'ego Pottera z Draconem Malfoy'em. Bo dla nikogo, to jakimś wielkim szokiem nie było.
Nie. Sporo osób tak naprawdę domyślało się tego dużo wcześniej. Chociażby, dlatego że Malfoy zawsze pojawiał się, tam gdzie akurat Potter rozmawiał z zbyt, według blondyna, nachalnymi osobnikami pokroju Diggory'ego, czy nawet i Smith'a.
Nie mówiąc już o ukradkowych spojrzeniach i delikatnych uśmiechach jakie sobie wysyłali. 
A ich sprzeczki? Jedni nie zwracali na nie uwagi, bo znali historię obu z czasów szkoły, opowiedziane przez ich pociechy. Zaś ci co nie znali ich relacji z czasów szkoły, wyczuwali w tym tylko drobne i nieszkodliwe zaczepki dwójki zakochanych w sobie ludzi.
Oczywiście nie można zapomnieć o tym, że dwa lata wstecz, jeden z gości mógłby przysiąc, że widział ich całujących się. Jednak biorąc pod uwagę stan upojenia w jakim się znajdował, nikt nie brał tego na poważnie.
  Tak naprawdę bankiet był zapamiętany dzięki Malfoy'om oraz Diggory'm seniorom.
Rita Skiter już się o to postarała.
Takiej awantury ze strony tych dwóch dość wpływowych rodzin nikt się nie spodziewał. 
Narcyza, kobieta która uchodziła za oazę spokoju, a przede wszystkim wzór do naśladowania dla pozostałych Pań. Pokazała swoje prawdziwe, wojownicze oblicze. Teraz już wszyscy wiedzą, że jeżeli chodzi o dobro jej rodziny. Narcyza Malfoy nie będzie grzecznie stała i bez żadnego słowa słuchała jak ktoś źle mówi o jej bliskich.
Jeżeli zaś chodzi o Panią Diggory. Cóż nikogo nie zdziwiło jej zachowanie. Niemal każdy miał już styczność z jej prawdziwą naturą. I jak tylko mogli, starali unikać jakichkolwiek kontaktów z jej osobą.
 
* Rok Później *
 
Dracon od chwili, kiedy ujawnił swój związek z Harrym. Od razu wiedział, że go poślubi. To nie ulegało wątpliwości. Dlatego też nie zamierzał przeciągać okresu narzeczeństwa w nieskończoność. 
Wzięli ślub najszybciej jak tylko mogli. A biorąc pod uwagę, że w między czasie musieli zając się swoimi sprawami w ministerstwie, termin przypadł na lat
 Mężczyźni po ślubie udali się na wymarzony odpoczynek, który połączony był z ich miesiącem miodowym. Faktem jest, że tylko miesiąc spędzili na gorącej plaży, zaś resztę wolnego czasu spędzili w domu lub spotykając się ze znajomymi.
   Publicznie pokazali się dopiero na corocznym bankiecie Halloween'owym.
Tym razem Potter nie musiał odczekiwać kilkunastu minut, tylko ruszył od razu za Malfoy'em. I nikogo nie dziwiło, to że blondyn stał koło kominka wyczekując osoby, która miała pojawić się lada moment.
Nikogo tez nie zdziwił delikatny uśmiech mężczyzny, kiedy w komiku pojawił się brunet.
Nikt również nie dziwił się, że jak tylko Potter przekroczył próg, dłonie mężczyzn splotły się. I w ten sposób pojawili się w sali, gdzie organizowany był bankiet.
''Dzień Dobry Panom'' – słyszeli – ''Moje gratulacje'', ''Życzę szczęścia, na nowej drodze''
- Przyda się! – krzyknęli jednocześnie stojący obok siebie Fred z Teddy'm. Po czym oboje zaczęli się śmiać.
Oczywiście byli i tacy, co starali się ignorować ich przybycie lub też tak jak w przypadku dwóch osób okazywali swoje niezadowolenie. Tymi przypadkami byli Cedrik Diggory oraz Matthew Granah. 
Z czego ten pierwszy dla Malfoy'a nie był żadnym kłopotem.
  Malfoy wypatrzył w tłumie blondyna o błękitnych oczach, który patrzył na niego niemal z czystą nienawiścią. Ten tylko posłał mu kpiący uśmiech po czym spojrzał na Pottera.
– Poczekaj – powiedział przystając. Potter odwrócił się w jego stronę
- Co jest ? – zdziwił się. Zaś blondyn westchnął teatralnie
- Poprawie ci krawat – mruknął – no i co ty byś beze mnie zrobił – mówił poprawiając w między czasie krawat męża. Starając się, aby obrączka na jego palcu była widoczna dla każdego, kto nie rozumiał, że Potter jest jego i tylko wyłącznie jego. A nawet nie brał udziału w zawodach o jego względy.
- Już – przyciągnął go do siebie i pocałował na oczach wszystkich, tak jak rok temu uczynił to tamten. Następnie wygładził krawat ostatni raz demonstrując połyskujący na palcu pierścionek i ruszyli dalej.
Nim jednak odeszli Malfoy zobaczył wycierającego łzę Szweda, który w tej samej chwili odwrócił się na piecie i odszedł z jego pola widzenia. Uśmiechnął się pod nosem.
Potter zaś odchylił głowę w bok i szepnął mu do ucha
- Zrobiłeś to specjalnie – mężczyzna bardziej stwierdził niż spytał.
- Nie... Skąd ci to przyszło do głowy – Malfoy nie zamierzał ukrywać, że był z siebie zadowolony – Ja tylko poprawiłem mojemu – podkreślił – mężowi krawat. Czy coś w tym złego? - Potter lekko rozbawiony tylko pokręcił głową
  Prawdą jest, że Malfoy faktycznie to zaplanował. W końcu mógł poprawić krawat Pottera jeszcze w domu, ale choć nie chętnie, musiał to przyznać sam przed sobą. Rok temu rzeczywiście wyczuł w chłopaku zagrożenie, którego musiał się pozbyć raz na zawsze i skutecznie.
- Jesteś niepoprawny…
…ale za to cię kocham – dopowiedział w myślach, lekko zwiększając ścisk w dłoni.
Zaś blondyn uśmiechnął się, jakby przez ten dobry gest mógł to odczytać w jego myślach.
 
Koniec
Jak wam się podobało?
Za błędy przepraszam. Jeszcze je wyłapuje!
Komentarz albo Psikus !
 (w sumie można uznać tą miniaturkę za psikus xd)
 
_______________________________________________________________________________________________________
1 –  ogólnie Draco jest chyba raczej wujem Teddy’ego, ale tak mi jakoś lepiej brzmi xd
2 – To samo co wyżej.
3 – Tu Fred i Cedrik żyją, tu już takie moje widzi mi się, się wkradło xd
4 – Jako, że niektórzy lubią przyczepiać się celowych błędów. Od razu napiszę. Brak spacji w tym zdaniu jest celowy
5 - W książce nie ma jej imienia, dlatego pozwoliłam sobie jakieś dać od siebie

Witajcie !
Co prawda miniaturka mało  Halloween'owa (a przecież wstawiam ją właśnie teraz) i ogólnie taka sobie, ale nic innego nie przyszło mi do głowy. Nie jest to co chciałam włożyć, ale no cóż.
Napisałam ją kiedyś tam pod wpływem chwili, kurzyła się w folderach, nic innego mi do głowy nie przyszło, więc ją wstawiłam. I tak prędzej czy później bym to zrobiła, więc…
Za rok postaram się napisać coś klimatycznego!
Happy Halloween !
 


Odpowiedź na Komentarz:
Basia: A wiesz, że mam w planach dalsze części z tej serii, z jakoś jeszcze dwie xd Później się zobaczy, co dalej (chodzi o parę James x Tom). Fajnie, że ci się spodobało :  )
Ogólnie dziękuję za wszystkie komentarze jakie zostawiłaś : )