Zapraszam na Rozdział 8.2 Wspomnień Młodego Malfoy'a.
Życzę miłego czytania!
***
Muzyka w Tle: Alice Cooper - Poison
Rozdział VIII.II
____________________________________________________________________________________________________________________________
Serce zabiło mi szybciej na widok znajomego pisma.. Popatrzyłem się na godzinę. Było jeszcze 20 minut do wyznaczonej godziny. Popatrzyłem na Pansy i stwierdziłem.
- Nie mam zamiaru nigdzie iść – Spojrzała na mnie unosząc brew. Starałem się być twardy. Patrzyłem na nią bez żadnych emocji aż w końcu się odezwała:
- Co się tak gapisz? Leć! Później będziesz mógł mi narzucać - Stałem tak jeszcze parę sekund po czym nie wytrzymałem. Z Dormitorium wyszedłem spokojnie, bez żadnych emocji, a zaraz gdy zamknęły się drzwi zacząłem pędzić jakby od tego zależało moje życie. W końcu dotarłem do Sali.
Byłem na czas, a serce waliło mi jak szalone. Czułem dokładnie, to samo co za pierwszym razem: Strach, lęk i obawę. Jednak tym razem nie wyciągnąłem różdżki. Otworzyłem drzwi.
Był tam, siedział jak zawsze na parapecie. Przez chwilę poczułem się jak by cała wojna była tylko jednym wielkim koszmarem, a ja przyszedłem na nasze codzienne spotkanie. Jednak po chwili rzeczywistość dała mi mentalnego policzka. Wojna tak jak i cała reszta nie była koszmarem, tylko brutalną rzeczywistością. Nie chciałem się wycofać, jeśli miałem to zakończyć, to tylko w miejscu, w którym wszystko się zaczęło. Wziąłem głęboki wdech i wszedłem trzaskając drzwiami
- Czego ode mnie chcesz? Mam ciekawsze rzeczy do roboty niż włóczenie się za tobą – Powiedziałem, lecz on nawet nie odwróciwszy głowy w moją stronę powiedział
- Zabawne… za pierwszym razem powiedziałeś dokładnie to samo – Popatrzyłem na niego zdziwiony. Sam nie pamiętam, co wtedy powiedziałem. Milczałem, a on w międzyczasie odwrócił głowę w moją stronę – Spóźniłeś się…
- Jestem punktualnie, pewnie to… - Nie zdążyłem dokończyć ponieważ wciął mi się w zdanie
- Spóźniłeś się o miesiąc… – Spojrzałem na niego zaskoczony. Patrzył na mnie tymi swoimi oczami, a ja dopiero teraz zauważyłem, że nie miał okularów przez to zieleń jego oczu była jeszcze bardziej podobna do śmiercionośnego zaklęcia. Starałem się uspokoić, lecz serce zachowywało się tak jak by miało wyrwać się z piersi wprost do niego.
- Nie bądź śmieszy. Nie dostałem od ciebie żadnej wiadomości – Popatrzył na mnie jeszcze uważniej
- Dziwne, bo wysyłałem listy codziennie… - Już otworzyłem usta, by powiedzieć mu żeby nie opowiadał bzdur, ale po chwili dodał - … nie podpisane
- Musiałem je spalić z pozostałymi…. – Prychnął, a ja dopiero zorientowałem się, że powiedziałem to na głos.
- Dobrze wiedzieć, że masz powodzenie… ale mogłeś odpisać chociaż głupie ''Odwal się''
- Tak dla twojej informacji nie czytałem żadnego, no poza jednym. Po tamtym liście wywnioskowałem, że pozostałe maja tę samą treść. – Spojrzał na mnie uważnie
- Co w nich było? – Spytał, a ja nie miałem ochoty mu tego mówić.
- Nie twój interes. Powiesz wreszcie czego chciałeś ? – Popatrzył na mnie – Nie mam całej nocy Potter.. – Wstał i podszedł do mnie
- Chciałem powiedzieć coś, co powinienem powiedzieć już wtedy – Spojrzałem na niego pytająco – Chodzi mi o moment tuż przed tym zanim poszedłem wprost w łapy Riddle'a… O tym co wtedy mi powiedziałeś… – Po tym zdaniu byłem bardziej zdenerwowany niż przed przybyciem tu, nie chciałem tego słuchać - Ja… - Przerwałem mu
- Zapomnij o tym, co wtedy powiedziałem… to był zwykły impuls wywołany wydarzeniami owego dnia. Nie warto się nim przejmować. Nic do ciebie nie czuję – Powiedziałem obojętnym tonem, choć w rzeczywistości byłem zdenerwowany.
- Ja Ciebie Też – Stał poważny, a ja nie wierzyłem w to co przed chwilą usłyszałem. Zaśmiałem się nerwowo
- Jak mówiłem ja nic do ciebie nie czuje, wiec to nie mój problem – Dalej miałem obojętny wyraz twarzy. Nie chciałem tego słuchać lub co gorsza w to uwierzyć
- Kłamiesz
- Chciałbyś żebym kłamał…
- Wiem, kiedy kłamiesz – Mówił spokojnym tonem
- Ty nic nie wiesz ! – Nawet nie wiem, kiedy podniosłem głos - Chcesz wiedzieć co do Ciebie czuje? Nienawiść…. – Starałem się, aby mój głos był pełen pogardy i odrazy - Nienawidzę Cię! – Starałem się być poważny choć czułem zbliżające się łzy. Po raz kolejny traciłem panowanie nad własnymi emocjami. Zrobiłem krótką pauzę – Nienawidzę - Powtórzyłem łamiącym się już głosem, w końcu nie wytrzymałem - Nawet nie wiesz jak bardzo chcę cię nienawidzić - Łzy znowu zmieniły się w stal - Robisz ze mną co ci się podoba. Odchodzisz, kiedy tylko się znudzisz. Niszczysz… a kiedy Tobie mało wracasz i niszczysz mój spokój, który cudem osiągnąłem mówiąc słowa, które chciałem usłyszeć. Dajesz mi złudną nadzieję.. po co ? By zobaczyć jak spadam jeszcze bardziej w dół? - Nic nie mówił, słuchał tego co mam do powiedzenia, a następnie podszedł i objął mnie ramionami zakrywając mi twarz - Chcę Cię nienawidzić… - Waliłem w jego klatkę piersiową jakby miało mi to pomóc. On natomiast stał przyjmując każdy cios bez żadnego skrzywienia. Skończyłem go walić – Czemu nie mogę Cię nienawidzić tak jak dawniej… - oparłem głowę o jego tors
- Bo tak naprawdę pod nienawiścią od zawsze coś się kryło. Nigdy nie mogliśmy przejść obok siebie obojętnie – mówił spokojnym tonem
- Głupek… Myślisz, że powiesz kilka miłych słówek i wszystko Będzie w porządku… – Powiedziałem wciąż łamiącym się głosem trzymając go za szatę. – A mimo wszystko nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym w to uwierzyć…
- Uwierz. Kocham Cię – Dalej trzymał mnie w swoich ramionach
- Kłamiesz…
- Ktoś mi kiedyś powiedział, że nie wolno opowiadać kłamstw - Mówił łagodnym tonem delikatnie głaskając moje włosy, jakby starał się uspokoić dziecko - Kocham Cię - powtórzył
- Przestań – odpowiedziałem ochrypłym od płaczu głosem
- Nie przestanę.. póki mi nie uwierzysz – Ujął mój podbródek i pocałował. Nie miałem sił go odepchnąć, nie chciałem w ogóle tego robić. Pragnąłem go, brakowało mi jego dotyku, tego cholernego poczucia bezpieczeństwa i błogiego spokoju, kiedy trzymał mnie w ramionach - Jestem żałosny – Pomyślałem – Powinienem zostawić go w diabły, tak jak on mnie… i patrzeć jak cierpi ciesząc się tym widokiem - Nie potrafiłem, samo myślenie o tym przyprawiało mnie ukłucie w sercu.
Debatując w myślach straciłem rachubę czasu, nie wiem nawet, kiedy przenieśliśmy się na łóżko. Dalej trzymałem go za szatę z czołem opartym o jego klatkę piersiową, a z oczu dalej leciały mi łzy. On natomiast wciąż mnie głaskał sprawiając, że czułem się bezpiecznie.
Leżeliśmy tak, a ja starałem się uspokoić, aż w końcu trochę mi się to udało, więc postanowiłem poznać odpowiedź na nurtujące mnie pytania przerywając tą ciszę, która w tym momencie nie była ani trochę niezręczna… a wręcz wskazana
- Czemu nie powiedziałeś mi tego tamtego dnia – Mój głos był dalej łamliwy i ochrypły. Smugi po łzach paliły jak by zamiast nich leciały strumienie gorącej lawy
- Nie mogłem, choć bardzo chciałem – Powiedział cichym, spokojnym głosem. Przestał mnie głaskać i zmienił pozycję na siedzącą. Ja poszedłem w jego ślady - Powiedz mi.. – Zaczął niepewnie - czy jak byś wiedział, że czuje to samo… Puścił byś mnie wtedy do tego lasu?
- Oczywiście, że nie bym cie nie puścił - Odpowiedziałem bez zastanowienia pewnym głosem
- Tak myślałem… a to był jedyny sposób żeby on zginął – Patrzyłem na niego uważnie
- Przecież nie zginął, stał na błoniach i przez chwilę myślałem, że odtańczy jakiś taniec zwycięstwa – Milczał – Odpowiedz mi wiec do cholery jaki był w tym cel?! – Ostatnie zdanie powiedziałem podniesionym głosem. Westchnął jak by w jego głowie trwała bitwa o to, czy mi powiedzieć, czy nie
- Zginęła jego część żyjąca we mnie – Odsłonił czoło w miejscu gdzie jeszcze kilka miesięcy temu była blizna w kształcie błyskawicy – Byłem jego Horkruxem... naczyniem umożliwiającym mu życie – Popatrzyłem na niego z szokiem na twarzy, a on kontynuował – Dlatego wiedział o każdej mojej słabości – Spojrzał na mnie - Wiedział o tobie i o tym co do ciebie czuję... Wykorzystując to przeciwko mnie – Schował twarz w dłoniach
- Mogłeś mi chociaż dać jakiś znak, że żyjesz… powiedzieć coś by świadczyło, że będziesz żył – Dalej miałem Podniesiony głos – Nie masz pojęcia, co czułem widząc twoje martwe ciało – Dalej krzyczałem – Powiem ci wiec.. czułem się jak by, ktoś wyrwał mi serce z piersi, a później rozszarpał je na kawałki i gdyby tylko nie Pansy urządziłbym scenę przed wszystkimi…
- Sam nie wiedziałem, czy przeżyję - Krzyknął, a dalej już mówił spokojnym tonem – Sam nie wiedziałem, czy przeżyję, a mimo wszystko… żałowałem, że ci nie powiedziałem. Jednak bałem się… że jeśli Ci powiem będę miał świadomość, że to koniec... Jednak kiedy zaklęcie uderzyło we mnie, znalazłem się we własnej podświadomości… dostając wybór.. Powiedz mi… co byś wybrał? - Spojrzał się na mnie uważnie
- To chyba oczywiste, że wolał bym żyć
- No widzisz.. a ja się wahałem… Miałem już dość.. wszyscy oczekiwali bohatera… a ja nim nie byłem… dalej nie jestem… Nie potrafiłem nawet ochronić ciebie, a wręcz mało nie zabiłem.. – Tym razem to ja milczałem słuchając i analizując wszystko co mi mówi. Po długiej pauzie wziąłem wdech
– Od kiedy ? – Spytałem mając nadzieje, że zorientuje się o co mi chodzi
– Od czwartej klasy, dokładnie to od drugiego zadania zaczęło mi na tobie zależeć. Nawet nie wiesz jak bardzo się bałem tego, że na dnie znajdę ciebie, a wszyscy lub co najgorsze ty poznasz to czego sam jeszcze do końca nie rozumiałem. Na szczęście Snape zainterweniował.
- A co on ma z tym wszystkim wspólnego?
- Pamiętasz dziwne zachowanie profesorów…? – Wzruszyłem ramionami – Chodziło o to, żeby Ron zajął twoje miejsce..
- Gdybyś tylko dał mi dojść do słowa nie było by tyle nie jasności! Czemu do cholery nie dałeś mi nic powiedzieć..
- Byłem wściekły na twojego ojca – Prychnąłem – Poza tym myślałem, że skoro ograniczyłeś spotkania, to była tylko twoja zabawa i chcesz to zakończyć. Później starałem się zapomnieć o tym co się wydarzyło między nami, ale najgorsze w tym wszystkim było, to że mimo wszelkich prób nie mogłem przestać o tobie myśleć… A im bardziej się starałem, tym bardziej o tobie myślałem.. – Nie patrzył na mnie. Wyglądał jakby wstydził się samego siebie
- ''Trzymaj się ode mnie z daleka'' – Zacytowałem jego słowa – Tak się nie zachowuje, ktoś komu na kimś zależy.. więc może wyjaśnisz co miały znaczyć te słowa – Powiedziałem spokojnym tonem, ale w środku pragnąłem poznać odpowiedź na to pytanie, które nie dawało mi spokoju przez tak długi czas
- Pamiętasz moje koszmary? – Przytaknąłem - Zacząłem miewać je na jawie… dlatego też wolałem trzymać od Ciebie z daleka… Natomiast ty - zaśmiał się nerwowo – Zacząłeś tą całą szopkę z ''Brygadą inkwizycyjną''. Nie wiem czemu, ale pomyślałem, że Tobie może na mnie zależeć.. Nie wiedziałem co robić… Dumbledore mnie unikał, a kiedy zorientował się, że to nic nie daje, kazał Snape'owi uczyć mnie Okulmentacji….
Jednak z początku szła mi ona beznadziejnie, więc wolałem coś zrobić... żebyś mnie znienawidził…
Jednak z początku szła mi ona beznadziejnie, więc wolałem coś zrobić... żebyś mnie znienawidził…
- Chang… - Stwierdziłem mówiąc własną myśl otępiałym głosem. Spojrzał się na mnie, a jego oczy mieniły się niczym kryształy gotowe przeszyć każdą część mojego ciała
- Tak.. – Odpowiedział krótko – To ona mnie pocałowała… ale wiedziałem, że to się rozniesie po całej szkole, więc… - Przetarł oczy i wziął głęboki wdech – Po tym jak ją złapaliście przybiegła do mnie i powiedziała, że nic z tego nie będzie… a ja poczułem ulgę.. Dalszy ciąg już znasz
- Zacząłeś spotykać się z Wesley… czemu?
- Dla wzbudzenia w tobie zazdrości…? Bo wszyscy tego oczekiwali... ? Nie wiem... - Zrezygnowany położył się z powrotem zasłaniając twarz dłonią – Matko, ale ja jestem beznadziejny…
Zabrałem jego rękę odsłaniając mu twarz splatając ją ze swoją. Spojrzałem na niego, a on na mnie. Po policzku leciała mu łza lecz ją starłem, dalej milcząc nachyliłem się zbliżając swoją twarz do jego. Musnąłem delikatnie jego wargi
– Powinieneś zostawić mnie tak jak ja Ciebie – Powiedział szeptem
– Powinieneś zostawić mnie tak jak ja Ciebie – Powiedział szeptem
- Wiem… ale jeśli to zrobię będę tego żałował - Nasze usta znów zostały połączone w namiętnym pocałunku, następnie usiadłem na nim okrakiem zrzucając swoją szatę na podłogę. Zaraz później powoli rozpinając jego. Już przez bluzkę było widać lekki zarys mięśni. Nie przerywając pocałunku włożyłem mu rękę pod bluzkę, zjeżdżając coraz niżej, aż w końcu moja ciekawska ręka próbowała odpiąć jego rozporek. Gdy już prawie udało mi się go odpiąć, przerwał pocałunek łapiąc mnie za rękę. Popatrzyłem na niego – Nie chcesz ? – Jego oczy były zamglone z pożądania
- Nawet nie wiesz jak bardzo – Chciałem kontynuować, lecz on dalej mnie powstrzymywał – Nie dzisiaj – Przyglądałem mu się uważnie, a on pogładził mnie po policzku, a ja przymknąłem oczy – Dziś wystarczy mi, że jesteś tu ze mną – Przymknąłem oczy i zeszyłem z niego.
Leżeliśmy wtuleni trzymając się za ręce i choć było nie wygonie nie zamierzałem jej puszczać.
Nie zamknąłem oczu, ponieważ bałem się, że jeśli je znów otworze obudzę się sam w swoim łóżku, a wszystko okaże się tylko kolejnym snem - Jak przekonałeś Pansy żeby dała mi list ? – Spytałem, a on spojrzał na mnie pytającym wzrokiem
- Nie dawałem jej żadnego listu.. – Powiedział z nutą zdziwienia w głosie
- jak nie ? Słyszałem jej rozmowę z Zabini'm… że ma zamiar mi go dać..
- Wszystkie wysyłałem przez zaklęcie.. właściwie wczoraj wysłałem ostatni…
- To dlaczego…- Przerwał mi jakby wiedział o co chcę zapytać
- Dziś chciałem.. po raz ostatni oddać się wspomnieniom. Mocno zdziwiłem się kiedy drzwi od Sali się otworzyły i usłyszałem twój głos… - Pogładził mnie po policzku – I choć obawiałem się, że przyszedłeś po to by kazać mi przestać Cię nękać, poczułem się szczęśliwy.
- Głupek, mogłeś mi powiedzieć podczas obchodu, że chcesz się spotkać, a nie potraktowałeś mnie jak byś miał mnie gdzieś
- Nigdy nie miałem cię gdzieś.. w tamtym momencie nawet do głowy mi to nie przyszło – Prychnąłem – Wiesz Ile razy moja cierpliwość została wystawiona na próbę… Zwłaszcza, kiedy zobaczyłem tego Puchona z różdżką wycelowaną w ciebie… w pierwszym momencie miałem ochotę go zabić. W drugim wysłać do skrzydła szpitalnego, ale stracił mym funcie prefekta, więc z trudem skończyło się na punktach…. Nie wiem na kogo byłem bardziej wściekły, na nich, czy na ciebie
- Czemu niby na mnie miałbyś być wściekły? Ja nic nie zrobiłem – Spojrzałem na niego spod byka
- No właśnie. Nic nie zrobiłeś… Nawet nie chce myśleć co by się stało gdybym nie zdążył na czas - Przytulił mnie jeszcze mocnej – całe szczęście, że wiedziałem gdzie się znajdujesz
- Zaczyna mnie ciekawić, jakim to cudem ty MÓJ cud chłopcze zawsze wiesz, kiedy się zjawić
- Tajemnica – Uśmiechnął się i pocałował mnie. Tym razem pocałunek był spokojny, delikatny.
Nie chętnie go przerwałem – Harry… - Wypowiedziałem jego imię niepewnie. Był to pierwszy raz od tak dawna, kiedy powiedziałem je na głos, zwykle robiłem to wyłącznie w myślach - Co będzie dalej? – Spytałem wciąż czując jak nasze oddechy się splatają, a wargi wręcz marzą o ponownym połączeniu - Nie chcę się Tobą dzielić z tą małpą – Powiedziałem wprost. Popatrzył się na mnie
Nie chętnie go przerwałem – Harry… - Wypowiedziałem jego imię niepewnie. Był to pierwszy raz od tak dawna, kiedy powiedziałem je na głos, zwykle robiłem to wyłącznie w myślach - Co będzie dalej? – Spytałem wciąż czując jak nasze oddechy się splatają, a wargi wręcz marzą o ponownym połączeniu - Nie chcę się Tobą dzielić z tą małpą – Powiedziałem wprost. Popatrzył się na mnie
- Zostawię ją – Chciałem znów go pocałować, ale on dodał – Ale nie teraz – Nie wierzyłem
- Słucham!? - Zmieniłem pozycję na siedzącą i popatrzyłem się na niego z niedowierzaniem. Miałem nadzieje, że to mi się tylko przesłyszało – Możesz powtórzyć, bo chyba usłyszałem ''Ale jeszcze nie teraz'' – Jego mina mówiła, że dobrze słyszałem – Zechcesz wyjaśnić mi dlaczego nie zostawisz jej TERAZ, a najlepiej już jutro i lepiej żebyś miał dobry powód!
- Nie uważasz, że dziwnie będzie jak pokarzemy się jako para. Biorąc pod uwagę, że większość czasu się – Odchrząknął - nienawidziliśmy.
- Co mnie obchodzi jak to będzie wyglądać i kiedy zamierzasz to zrobić? – Byłem wściekły.. nie dość, że cały nastrój najwyraźniej Gad wziął razem ze sobą do piekła to jeszcze to.
- Po świętach – Powiedział spokojnym głosem jak by to było coś oczywistego
- Dłużej się nie da ? – Spojrzałem na niego nie ukrywając złości
- Wiesz jakoś specjalnie nie chce mi się zostawać w Hogwarcie na święta..
- Możesz pojechać do domu, albo do Wesley'ów… - Spojrzał na mnie, a do mnie dotarło, że jak zostawi Rudą, to nie będzie mógł raczej tam jechać – No tak… To jedź do domu – Położyłem, się z powrotem, a on prychnął po czym odpowiedział
- Odpada…
- Niby czemu? – nie ukrywam, że zawsze ciekawiło mnie. Dlaczego zawsze albo zostawał w Hogwarcie, albo jechał do Weaslay'ów.
- To dość skomplikowane… Powiem Tobie innym razem…
- Ty cały jesteś skomplikowany… Merlinie ratuj… na świecie jest tyle innych czarodziejów, a ja musiałem zakochać się w chodzącej zagadce… – Przez chwilę milczałem, próbowałem wymyślić coś, aby skończył z tą rudą małpą już jutro. Widziałem, że chciał przerwać tą ciszę, ale w końcu do mnie dotarło i nim zdążył coś powiedzieć wyprzedziłem go - To może… pojedź ze mną do Francji.. – Spojrzał na mnie, a ja poczułem iż zaczynam się rumienić. To było bardziej zawstydzające niż myślałem, ale sam pomysł się wydawał idealny – Matka wie.. i nie ma nic przeciwko.… - Dodałem
- Bardzo chętnie bym to zrobił, ale twój ojciec raczej z mojego widoku zadowolony nie będzie..
- Przypominam, że mój ojciec Gnije w Azkabanie – Przecież doskonale o tym wiesz – Dodałem w myślach
- To ty nie wiesz? – Spojrzał na mnie ze zdziwieniem – Twój ojciec współpracuje z Aurorami w zamian za przepustkę, a jeśli dobrze pójdzie skrócą mu wyrok – Teraz to ja popatrzyłem na niego ze zdziwieniem – Tylko nie to… - Pomyślałem i choć dobrze wiedziałem, że tak nie można, nie cierpiałem tego człowieka, był dla mnie jak przeszkoda do bycia szczęśliwym… zwłaszcza, że jak się dowie, że jestem gejem oraz do tego zakochanym w Harrym Potterze, to wpadnie w szał. Wziąłem jednak głęboki wdech i powiedziałem tylko
- Widzę, że jesteś lepiej doinformowany niż ja – Wzruszył ramionami, a ja po dłuższej chwili milczenia zrezygnowany dodałem - Dobra… Niech ci Będzie – Usiadłem obrażony na krawędzi łóżka z skrzyżowanymi na piersi rękoma. W miedzy czasie usłyszałem skrzek sprężyny, co znaczyło że wszedł na łóżko.
- Nie dąsaj się – Chwycił mnie za ramiona i pociągnął do tyłu. Efektem tego moja głowa znalazła się na jego kolanach
- Nie mam co robić tylko się dąsać… Mam prawo się chyba zdenerwować nie uważasz… Znowu mamy się ukrywać jak jacyś gówniarze – Powiedziałem naburmuszonym tonem pięcioletniego dziecka, a on się zaśmiał się – co cię tak niby bawi ?
- Uroczy jesteś kiedy tak mówisz – Patrzył na mnie prosto w oczy jak by chciał zajrzeć głąb mojej duszy
- Malfoy'owie nigdy nie są uroczy oraz się nie dąsają. Poza tym to nie zmieniaj tematu! Nie mam zamiaru się ukrywać.. bo tobie rudej nie chce się zostawić…
- A kto ci powiedział, że będziemy się ukrywać? – Spojrzałem na niego dalej mając głowę na jego kolanach – Przecież będziemy się spotykać, tyle że ograniczymy kilka czynności i będzie debrze - Tym razem to ja zacząłem się śmiać, a on spojrzał na mnie spod byka
- To nie ma nawet prawa się udać...
- Draco… – Moje imię w jego ustach zabrzmiało tak nie zwykle - … To tylko parę miesięcy, a później… - Pogładził mnie po policzku - Jestem cały twój. I co ty na to ? – Nachylił się i cmoknął mnie w usta. Westchnąłem
- To, że powinieneś być Ślizgonem panie ''przykład moralności''. Ciekawe z której strony ten stary trzmiel widział w tobie przykład moralności.. – Prychnąłem dalej będąc na niego zły, lecz po chwili milczenia dodałem przez zaciśnięte zęby - Dobra.. ale mój jesteś już teraz… i ani mi się waż o tym zapominać – Wstałem odwracając się go niego twarzą w twarz – Jasne?! – Powiedziałem poważnym tonem biorąc wdech – i spotkania dalej aktualne
- Oczywiście – Uśmiechnął się w ten przeznaczony dla mnie sposób – Merlinie jak ja tęskniłem za tym uśmiechem – Pomyślałem.
Następnie wstał, podszedł do mnie i ujął moją twarz, i znów pocałował. Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie, jednak za kilka godzin mamy zajęcia, wiec od niechcenia powiedziałem
– Czas wrócić do dormitorium – Starałem się brzmieć poważnie, a on popatrzył na mnie z zaskoczonym wyrazem twarzy - Co z ciebie za prefekt, który łamie zasady? – Zmierzyłem go - No tak zapomniałem z kim mam do czynienia - zaśmiał się – Z czego rżysz ?
- A co, nie mogę ? – Chciał znów mnie pocałować, ale ja go minąłem.
- Nie przyzwyczajaj się zbytnio skoro mamy być kolegami – podkreśliłem - Powinieneś się zacząć hamować
- Ciebie to chyba bawi, co ? – Wzruszyłem ramionami
- Ależ oczywiście, że bawi – Uśmiechnąłem się z satysfakcją i ruszyłem w stronę drzwi, a sądząc po krokach on również. Zatrzymałem się blisko drzwi trzymając za klamkę. Odwróciłem się i pocałowałem go - Dobranoc… - Zacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi - ... Harry – Wyszedłem i zamknąłem drzwi od razu kierując się w stronę lochów. Przez cała drogę starałem się powstrzymać uśmiech. Jak wróciłem do dormitorium w pokoju wspólnym było ciemno. Spojrzałem na godzinę, była druga w nocy, wiec ruszyłem do swojego pokoju.
Rano obudziłem się lekko zmęczony. Przetarłem oczy i poszedłem do łazienki. Ubrany i przyszykowany chwyciłem na klamkę stwierdzając, że nigdy wcześniej nie czułem się tak szczęśliwy – A co jeśli to był sen – Do głowy wkradła mi się taka myśl. Przystanąłem w połowie drogi do pokoju wspólnego i potrząsnąłem głową jak bym w ten sposób chciał się jej pozbyć. Później Zamknąłem na chwilę oczy, wziąłem głęboki wdech i ruszyłem dalej.
W pokoju wspólnym jak zwykle trwał chaos. Pansy była zajęta uspokajaniem pierwszaków, którzy zdążyli ją wyprowadzić z równowagi do tego stopnia, że wlepiła im szlaban na najbliższe dwa miesiące. Ja miałem mniejszy problem.. cóż miano byłego śmierciozercy czasem się przydaje… Wystarczyło tylko jedno groźne spojrzenie, a dwójka trzecioklasistów zaprzestała swoje działania.
Nadszedł czas śniadania, a po wątpliwościach z rana nie było ani śladu. Nałożyłem sobie na talerz trochę jajecznicy, a do tego nalałem sobie trochę kawy do kubka. Zacząłem jeść
- Gapi się na ciebie - Skomentowała Pansy smarując sobie tosta masłem. Spojrzałem na nią
- hmm? – Tylko na tyle było mnie stać, gdyż miałem ustach zawartość śniadania. Ona tylko delikatnie wskazała głową na stół Gryffindoru i automatycznie spojrzałem się w jego stronę. Nasze oczy się spotkały, a on lekko się uśmiechnął. Jednak zaraz później zajął się rozmową przy stole podobnie jak ja
- Zdradzisz jakieś pikantne szczegóły? - Uśmiechnęła się zadziornie. Przełknąłem
- Nie rozumiem o co ci chodzi. Poza tym chyba powinniśmy porozmawiać o waszej rozmowie, kiedy ‘’spałem’’ – Spojrzałem najpierw na Pansy, a później na Blasie'go. Milczeli, a zaraz później dziewczyna się odezwała
- Myślę, ze sprawa tajemniczej rozmowy się wyjaśniła. Dostałeś list, który nie był groźbą, a wręcz przepustką do szczęścia. Choć sądząc po waszym zachowaniu mam pewne wątpliwości. Jednak nie było cię do północy lub nawet dłużej. Zakładam, więc że wszystko sobie wyjaśniliście – Wzruszyłem obojętnie ramionami - Mam wierzyć, że grzecznie trzymaliście łapki przy sobie? Za kogo ty mnie masz?– Popatrzyła na mnie przeżuwając grzankę
- Za wścibską dziewuchę- ''Odkaszlnął'' Zabini, Natomiast ta popatrzyła się na niego spod byka. Zaraz później ja jej odpowiedziałem
- Bynajmniej Pansy, a nawet jeśli by nie. To i tak bym ci nic nie powiedział
- No wiesz co… mi byś nie powiedział jaki w łóżku jest sam wyb.. - Nie dokończyła ponieważ Teodor, który siedział na przeciwko kopnął ją. Odwróciła się do niego – Ała… To bolało – naburmuszyła się – Za co? – Spytała
- Przestań chłopaka zadręczać… Poza tym chyba nie musisz wiedzieć takich rzeczy – Pansy nazwała go zazdrośnikiem, a ja podziękowałem za wsparcie. Jak się okazało nie potrzebnie, bo zaraz później dodał coś od siebie - A tak serio… jak to jest.. no wiesz… z chłopakiem – Pansy zaczęła się śmiać i mało się nie zdławiła sokiem dyniowym. Zabini i Teodor popatrzyli zaciekawieni, a ja tylko strzeliłem faceplam'a mrucząc, że otaczają mnie kretyni
- Ej….– Odpowiedzieli chórem - My po prostu jesteśmy ciekawi– Skomentował sam Zabini, a zaraz później odezwała się Pansy
- To jak jesteście parą, czy nie ? Pytam, bo ruda dalej jakoś się nie może się od niego odczepić, choć tym razem nasz bohater wyraża sprzeciw – napiłem się łyka kawy, a zaraz później westchnąłem
- To trochę bardziej skomplikowane – Odstawiłem kubek na miejsce
- Spróbuj pojąć Pottera… – Westchnęła smarując kolejną grzankę
- Z tym akurat się zgodzę. Jego pomysły kończą się tym, że non stop ląduje w skrzydle szpitalnym, więc możemy zacząć się obawiać – Wziąłem ostatni kęs jajecznicy.
Śniadanie prawie dobiegło końca. Uczniowie od niechcenia podnosili siedzenia i wychodzili z Sali. Wśród nich był on. Zielonooki Gryfon, który najwyraźniej był wściekły na Weasley'a oraz na jego siostrę. Oczywiście całą złość doskonale maskował – Oszust – Wypsnęło mi się, co nie uszło uwadze moich towarzyszy, bo zaraz popatrzyli na mnie z pytającym wyrazem twarzy
- O co chodzi? – Spytała Pansy, bo nikt inny przecież nie był bardziej dociekliwy niż ona
- O nic – Dopiłem kawę i wstałem z obojętnym wyrazem twarzy, a ona automatycznie popatrzyła się na stół Gryffindoru gdzie czwórka Gryfonów szykowała się do wyjścia.
- Nie rozumiem o co Ci chodzi. Chyba nie myślisz, że Cie oszukał?
- Mnie nie – Powiedziałem pewnym tonem – ale pozostałych już tak. Na kilometr widać, że ma ochotę wiewióra zabić – Powiedziałem obojętnym tonem robiąc krok, aby przejść na drugą stronę ławki – Idę pod sale
- Czekaj! - Wywróciłem oczyma i westchnąłem – Zaraz razem pójdziemy – Wypiła sok do końca i wstała. Zaraz za nią Teo i Zabini zrobili to samo – Crabbe zbieraj się, bo zostaniesz sam – Zwykle byśmy się nim nie przejmowali, ale odkąd Goyle nie żył nie miał z kim się obżerać. W sumie wyszło mu to na dobre, ponieważ ktoś ostatnio zauważył, że schudł.
- Co mamy pierwsze – Spytał ciemnoskóry. Pansy tylko na niego popatrzyła i powiedziała
- Czy ty kiedykolwiek patrzysz na plan? – Nie skomentował tego – Mamy OPM z Gryffonami – Uśmiechnęła się znacząco do mnie
- I co się tak głupio uśmiechasz? – Spytałem
- Aaaa tak sobie – Odpowiedziała po czym wyszliśmy z Sali.
Gdy doszliśmy pod sale, gdzie odbywała się OPM. On już tam był. Otoczony jak zwykle hordą Gryffonów, lecz wzrok miał nieobecny. Patrzył gdzieś w dal, a dopiero po chwili zorientowałem się, że patrzy prosto na mnie.
Patrzył na mnie jak by przenikał mi pod ubranie, a ja poczułem zbliżające się rumieńce na policzkach. Jednak szybko wziąłem się garść. Przecież nikt nie może zobaczyć mnie w takim stanie. Gdy spojrzałem kontem oka on już zajmował się czymś innym.
- Dalej nie rozumiem waszej relacji… Jesteś pewny, że wszystko gra ? – Spojrzała na mnie, a ja wzruszyłem ramionami. Pozostało mi praktycznie mu tylko zaufać.
Nadszedł czas zajęć, a nigdzie nie było widać profesora. Jednak po chwili drzwi do klasy otworzyły się, a w nich stanął Damen Cross obecny nauczyciel Obrony
- Witajcie. Dziś nie będzie zajęć, ale nie cieszcie się od razu. Urządzimy sobie mały pokaz pojedynków. Zapraszam do środka – Wszyscy weszli do Sali.
Nie było w niej ławek ani stołów. Pewnie zostały zmniejszone i położone gdzieś na bok, wiec było w niej dostatecznie dużo miejsca. Uczniowie ustawili się tak, aby środek pozostał wolny. Każdy ustawił się jak mu się podoba. Nie było już podziału.
Rozglądałem się po Sali za osobą o zielonych niczym śmiercionośne zaklęcie oczach. W końcu go namierzyłem, stał pod ścianą całkowicie znudzony. Tuż przy nim zasypiający na stojąco wiewiór i oburzona Granger. W między czasie trwały pojedynki. Harry ani razu nie zgłosił się na ochotnika. Podobnie jak ja biorąc pod uwagę, że miałem zbyt dużą przerwę spowodowaną brakiem różdżki.
- To już wszyscy? - Spytał po jakimś czasie Cross rozglądając się po Sali
- Malfoy i Potter jeszcze nie byli - Krzykną ktoś z tłumu z nutą radości w głosie. Pasny się na mnie popatrzyła, a ja na niego, Jego mina mówiła, że nie ma ochoty na pojedynek, co mnie w cale nie zdziwiło..
- Potter, Malfoy. Mam wysłać wam specjalne zaproszenie ? – On tylko westchnął i z trudem odepchnął się od ściany i leniwym krokiem szedł przebijając się przez tłum.
- Profesorze nie sądzę, aby… - Próbowała powiedzieć Pansy, ale ja wyciągnąłem różdżkę i wyszedłem na środek.
- Przygotować różdżki – Krzyknął Cross, a my od niechcenia to zrobiliśmy. To mi przypomniało nasz pierwszy pojedynek w drugiej klasie. Z wspomnień wyrwał mnie jego głos
- Malfoy co ty na to, że przegrany stawia wygranemu kremowe? - Uśmiechnął się zadziornie
- Potter, czy ty mnie masz mnie za Wesley'a – Powiedziałem oburzonym tonem, a w tłumie usłyszałem krzyk wiewióra..
- W takim razie, co powiesz na ognistą ? – W jego oczach pojawił się błysk
- Zgoda
Pojedynek się zaczął. Ogólnie szło mi całkiem nieźle, jednak duża przerwa w czarach zrobiła swoje. Zazwyczaj tylko się broniłem, czasem atakowałem.
- Rictusempra – Krzyknął, a przezroczysty promień niczym rozprzestrzeniony dźwięk wystrzelił prosto we mnie, odrzucając mnie. Nie dałem rady wstać. Leżałem tak kilka minut, aż w końcu usłyszałem kroki zbliżające się w moją stronę
- Już się poddajesz? – Nie brzmiało to wrednie, lecz jak by za tymi słowami kryło się najzwyklejsze pytanie, o to czy wszystko gra
- Zamknij się Potter i tak się cieszę, że w ogóle nie pokonałeś mnie w pierwszej sekundzie
- No co ty nie powiesz – Podniosłem się lekko, a on podał mi rękę. Chwyciłem, a zaraz później pomógł mi wstać - Czyli ty stawiasz. Wiesz trzeba było zgodzić się na to kremowe – Zaśmiał się i odwróciliśmy się do pozostałych. Wszyscy tkwili w szoku, a zaraz można było usłyszeć szepty i komentarze na temat tego, co tu się właśnie wydarzyło – O co im chodzi? - spytał mnie
- Potter nie trzeba być jasnowidzem, żeby wiedzieć – Spojrzał na mnie – Oczywiście, że chodzi o to, że rozmawiamy nie chcąc wydłubać sobie oczu – Wzruszył ramionami. Podszedłem do Pansy. Potter podszedł do Granger i wiewióra powiedzieć im żeby przyszli razem z nim do nas. Dziewczyna nie miała nic przeciwko natomiast rudzielec był oburzony, więc został sam.
- Czemu się zgodziłeś na ten pojedynek… Przypominam, że niedawno zapomniałeś zwykłego Repero..
- Kto zapomniał repero ? – Usłyszałem jego głos, jednak nikt mu nie odpowiedział
- Nie było tak źle.
- Bo się ostro hamował… nawet Profesor to zauważył i… - Nie dokończyła ponieważ profesor prosił o uwagę
- Cóż.. nie będę ukrywał, że spodziewałem się czegoś lepszego… Jutro zajmiemy się Patronusem, wiec przeczytajcie rozdziały od 29 do 32 – Salę wypełniły jęki uczniów, ktoś nawet dodał ''jak bym słyszał Snapea''– To będzie koniec na dziś. Jesteście wolni – Już chciałem ruszyć do drzwi – Aaa jeszcze jedno - Wszyscy się zatrzymali – Malfoy, Potter możecie jeszcze chwile zostać? – Przytaknęliśmy, a pozostali dalej opuszczali Sale. Kiedy nikogo już nie było podeszliśmy do profesora – To byłby całkiem ciekawy pojedynek – Milczeliśmy – Jednak słyszałem, że bywały lepsze – Spojrzał na każdego z nas, po czym przeszedł od razu do sedna – Panie Malfoy nie będę ukrywał, że Pańskie oceny nie są zadowalające – Chciałem mu przerwać, ale on kontynuował – Znam sytuację i mogę ją zrozumieć, dlatego dam Panu możliwość poprawy ich do grudnia. Po to właściwie chciałem, aby Pan Potter był przy tej rozmowie – Zwrócił się do Harry’ego – Chcę, aby Pan udzielał Panu Malfoy'owi korepetycje. Sądząc po dzisiejszym myślę, że nie będzie z tym problemu - Spojrzał się na nas uważnie.
Nie wiem dlaczego, ale ten człowiek przypominał mi osobę, która dbała o mnie lepiej niż mój własny ojciec… - Właściwie, to chciałem, aby Pan reaktywował GD. Słyszałem, że trenował Pan w niej uczniów, aby móc się bronić przed zdrożeniem ze strony Sami - Wiecie – Kogo
- Voldemorta – Powiedzieliśmy chórem z odwagą w głosie
- Tak, dokładnie przed nim. Wracając do tematu. Nazwę oczywiście można zmienić jeśli zajdzie taka potrzeba. Zgadza się Pan?
- Właściwie.. to od początku roku coś takiego trwa. I nie widzę problemu, aby Malfoy również przychodził.
- W takim razie to wszystko. Jesteście wolni – Kiedy wyszliśmy z sali korytarz był pusty
– Naprawdę nie potrzeb… - Nie dokończyłem ponieważ moje usta były zajęte czymś znacznie przyjemniejszym. Pocałunek był gwałtowny i dziki, a zaraz później go przerwał
- Miałeś rację. Trudno będzie się powstrzymać – Zaraz znowu nasze usta połączyły się, tym razem ja go przerwałem
- Co ty nie powiesz – I znów się połączyły. Czułem jak w spodniach robi mi się ciasno
- Najchętniej wziął bym cię tu i teraz – Jego ciekawska ręka powędrowała pod szatę
- Niestety Panie bądźmy kolegami, to nie możliwe
- Dlaczego? – Spytał - składzik na miotły jest całkiem nie daleko – Uśmiechał się zadziornie
- Dlatego, że teraz mamy eliksiry, na których wolałbym być. Poza tym nie potrzebuje żadnej pomocy z OPM – Spojrzał na mnie
- Parkinson mówiła, że ostatnio zapomniałeś Repero, nie mówiąc już o tym, że twoje oceny jeszcze trochę i będą na poziomie Rona… - Te słowa podziałały na mnie otrzeźwiająco
- Dobra, ale jeśli ktoś mnie tam przypadkiem zabije wrócę i zabije ciebie… - Wywrócił oczami, ale jego mina świadczyła o tym, że przyjął moje warunki
- Eh… Skoro nie chcesz pójść ze mną do składziku.... – Powiedział z nutą rozczarowania – To chodź już na te eliksiry – Jako, że większość stała już pod salami wzięliśmy się za ręce i ruszyliśmy w stronę lochów. Puściliśmy je dopiero, gdy skręcaliśmy w ostatni korytarz.
Gdy pojawiliśmy przed salą się w ramię w ramie rozmawiając, znów wszyscy na popatrzyli ze zdziwieniem, zaraz później znów można było usłyszeć szepty. W miedzy czasie Pansy i reszta naszej świty podeszła
- A już myśleliśmy, że się nie pojawicie - mówiła ściszonym tonem uśmiechając się dwuznacznie
- Głównie to ona miała nadzieje na jakieś opowieści – Dodał Zabini.
Miałem ochotę pozabijać co do jednego
- Oni wiedzą? – Spojrzał na mnie
- Pewnie, że wiemy Harry – Przeciągnęła sylaby z czego Teo nie był zadowolony. Ona zaś spoważniała – W gruncie rzeczy, to ja go uświadomiłam. Nie musisz dziękować, choć powinnam cie zabić za to, że chodził przez ciebie jak… - Nie dokończyła ponieważ spojrzałem na nią spod byka, on natomiast odwrócił wzrok… Wiedziałem, że mimo iż sobie wszystko wyjaśniliśmy dalej ma poczucie winy. Pansy również to zauważyła – Przepraszam.. – Wziął głęboki wdech
- Doskonale zdaje sobie z tego sprawę… że to co.. – Nie dokończył ponieważ przerwał mu głos rozwścieczonego rudzielca
- Chyba nie zamierzasz bratać się z nimi? - Tuż za nim szła Granger, która od razu spytała go
- A dlaczego by nie Ron ? Nie uważasz, że najwyższy czas dorosnąć i zakopać topór wojenny ?
- Że co zakopać? – Spojrzał na nią z tym swoim głupim wyrazem twarzy typu ''nie rozumiem co do mnie mówisz, możesz wolniej'' na chwilę ignorując nas
- Wesley – Zaczęła Pansy – Granger chodzi o to, aby zakończyć tą bezsensowna wojnę.. – Powiedziała, a rudy się na nią popatrzył jak na wariatkę – I co się tak gapisz? – Odszedł robiąc widowisko oraz mamrocząc coś o tym, że wojna wywróciła wszystko do góry nogami.
- Przejdzie mu… - Uśmiechnęła się niepewnie Gryfonka - kiedyś… A właśnie Malfoy.. Profesor McGonagall kazała mi tobie przekazać, że jeśli nie poprawisz ocen zostanie tobie odebrana funkcja prefekta..
- Już wiemy, Cross kazał mu chodzić na spotkania GD – Uśmiechnął się lekko, co nie uszło uwadze Granger
- Ty się tak nie uśmiechaj… Tobie też kazała podnieść się z ocenami z eliksirów – Była wkurzona – Ja tego nie rozumiem VI klasie szło ci dobrze…
- Bo miałem podręcznik Snape’a… - Wzruszył ramionami
- I to było szczęście w nieszczęściu… Gdybyś tylko – Spojrzała na mnie - … nie ważne.. – Westchnęła
- Malfoy… a może ty byś mu cokolwiek wbił do tej tępej głowy. Ja próbowałam, ale to na marne
– Myślę, że mógłbym spróbować…. – Powiedziałem obojętnym tonem
- Świetnie – Powiedziała, a jako iż drzwi do sali się otworzyły wszyscy zaczęli się pchać wchodząc do środka – Harry – Zawołała go. On wywrócił oczami, posłał mi tylko delikatny uśmiech i poszedł za nią
- Taaa ja już widzę, to wasze udawanie – Skomentowała dziewczyna trzymając Teodora za rękę ciągnąc go do Sali.
Pozostałe lekcje minęły spokojnie, głównie dlatego, że więcej nie było zajęć z Gryffindorem.
Jednak nie stanowiło to dla nas problemu. Na przerwach wysyłaliśmy sobie przelotne skojarzenia, niby przypadkowo się dotknęliśmy. Wszystko było by dobrze, gdyby nie fakt, że kiedy widziałem tą małą rudą wiedźmę na horyzoncie trafiał mnie szlak. Nie pocieszał mnie nawet fakt, że delikatnie starał się od niej uwolnić. Mniej więcej tak minął cały dzień, aż w końcu zajęcia się skończyły i większość czasu spędziłem z w pokoju wspólnym.
- Łah… co za męczący dzień – Odezwał się Zabini – Macie jakieś plany na wieczór?
- Hmm… - Zamyśliła się dziewczyna o twarzy mopsa – Chyba nie, a ty Draco ?
- No Draco pewnie popędzi do bliznowatego – Odpowiedział za mnie ciemno skóry, a ja tego nie skomentowałem, tylko popatrzyłem się na niego spod byka – Właściwie to trzeba mu nową ksywkę wymyślić… bo blizny to już chyba nie ma.. tak słyszałem.. Malfoy ?
- Poważnie muszę odpowiadać na takie pytania? Znajdź sobie coś do roboty, albo jakaś dziewczynę, bo te nudy to chyba ci mózg wyżerają
- Przykro dziewczyna, którą mam na oku jest chwilowo – Podkreślił - zajęta. Ciekawe na jak długo… - Spojrzałem na niego
- No proszę Zabini.. nie wiedziałem, że nie lubisz odbijać komuś dziewczyn. Trochę to nie podobne do ciebie– uśmiechnąłem się tak jak zwykle, czyli z wyższością i pewnością.
- A kto powiedział, że nie próbuje...
- Blasie w ten sposób chce się spytać, kiedy Potter zostawi Wesley, bo sam się chce z nią umówić
- Aaaa wiec interesuje cię siostra wiewióra… Przykro mi poczekasz sobie jeszcze...– Skrzywiłem się na sama myśl, a pozostali popatrzyli na mnie jak na wariata, a ja na samą myśl, że teraz pewnie siedzi w pokoju wspólnym z przyklejoną do siebie rudą wiewiórą… Merlinie jak ja nie cierpię tej rodziny – Pomyślałem. Na szczęście żadne z nich nie pytało o szczegóły, co mnie to uradowało.
- Możliwe, że szybciej – Powiedziała od niechcenia Pansy, a wszyscy automatycznie się na nią popatrzyli – Co wy nie wiecie? W Gryffindorze aż huczy, że para numer jeden w Hogwarcie przechodzi kryzys . Ponoć rzadko kiedy pojawia się w pokoju wspólnym. Głównie pojawia się, kiedy nie ma rudej na horyzoncie
- Ciekawe skąd to wszystko wiesz – Spytał zaciekawiony Teodor
- Od Luny. A właśnie prosiła, abym dała ci to – Podała mi list. Jak mam być szczery mam dość listów jak na jeden rok. W każdym bądź razie otworzyłem kopertę, było w nim jedno krótkie zdanie. Typowe – Pomyślałem.
Spotkania GD są zawsze o 20 w pokoju życzeń.
H.P.
- I co tam nasz Romeo napisał ? – Jak zwykle Pansy była pierwsza do zadawania pytań
- Że mam za godzinę się zjawić w Pokoju Życzeń – Odpowiedziałem normalnym tonem, a oni spojrzeli się na mnie z dwuznacznym uśmiechem na twarzy – Zanim którekolwiek zada jakiekolwiek pytanie odpowiem od razu. Idę tam tylko po to, aby przypomnieć sobie kilka rzeczy – Teraz ich uśmiech był jedno znaczny – Związany z magią – Na widok ich zawiedzionych min sam się uśmiechem pod nosem, a jakieś paręnaście minut później wstałem i wyszedłem.
Szedłem szybkim krokiem, ale nie biegiem – Na pewno się spóźnię – Pomyślałem, choć z drugiej strony wcale nie było mi tak śpieszno.
Na piąte Piętro dotarłem spóźniony o pięć minut. Rozglądałem się za drzwiami. Nie musiałem długo szukać, gdyż jak tylko podszedłem bliżej z ściany zaczęło pojawiać się coś na kształt drzwi, a zaraz później stałem naprzeciwko mosiężnych, metalowych o łukowatym kształcie drzwi. Wziąłem głęboki wdech, a następnie je otworzyłem.
Koniec Części II
CDN…
Jak wam się podobało?
Osobiście stwierdzam, że rozdział ten mi kompletnie nie wyszedł i jestem z niego nie zadowolona...
(Swoją opinię możecie wystawić w postaci komentarza)
____________________________________________________________________________________________________________________________
Drodzy Czytelnicy!
Tak,wiem. Przegięłam - Znowu. Upały przeszły, ale za to wena poszła się kochać po hotelach i z trudem ją stamtąd wyciągnęłam.