UWAGA!

UWAGA!

* Opowiadanie zawiera wątek Boys Love (związek męsko-męski).

Jeśli komuś to nie odpowiada proszę o opuszczenie bloga.

* Treść może zawierać wątek o charakterze erotycznym oraz wulgarnym

* Prosiłabym o nierozpowszechnianie treści opowiadań bez mojej zgody


Większość postaci i świat przedstawiony zostały stworzone są przez Panią J.K.Rowling, a historia zawarta w opowiadaniach jest wyłącznie moją wizją.

Ja nie otrzymuję żadnych korzyści materialnych.

piątek, 28 sierpnia 2015

Wspomnienia Młodego Malfoy'a: Part.8.2

Zapraszam na Rozdział 8.2 Wspomnień Młodego Malfoy'a.
Życzę miłego czytania!
***
Muzyka w Tle: Alice Cooper - Poison

Rozdział VIII.II
____________________________________________________________________________________________________________________________
Serce zabiło mi szybciej na widok znajomego pisma.. Popatrzyłem się na godzinę. Było jeszcze 20 minut do wyznaczonej godziny. Popatrzyłem na Pansy i stwierdziłem.
- Nie mam zamiaru nigdzie iść – Spojrzała na mnie unosząc brew. Starałem się być twardy. Patrzyłem na nią bez żadnych emocji aż w końcu się odezwała:
- Co się tak gapisz? Leć! Później będziesz mógł mi narzucać - Stałem tak jeszcze parę sekund po czym nie wytrzymałem. Z Dormitorium wyszedłem spokojnie, bez żadnych emocji, a zaraz gdy zamknęły się drzwi zacząłem pędzić jakby od tego zależało moje życie. W końcu dotarłem do Sali.
Byłem na czas, a serce waliło mi jak szalone. Czułem dokładnie, to samo co za pierwszym razem: Strach, lęk i obawę. Jednak tym razem nie wyciągnąłem różdżki. Otworzyłem drzwi.
 Był tam, siedział jak zawsze na parapecie. Przez chwilę poczułem się jak by cała wojna była tylko jednym wielkim koszmarem, a ja przyszedłem na nasze codzienne spotkanie. Jednak po chwili rzeczywistość dała mi mentalnego policzka. Wojna tak jak i cała reszta nie była koszmarem, tylko brutalną rzeczywistością. Nie chciałem się wycofać, jeśli miałem to zakończyć, to tylko w miejscu, w którym wszystko się zaczęło. Wziąłem głęboki wdech i wszedłem trzaskając drzwiami
- Czego ode mnie chcesz? Mam ciekawsze rzeczy do roboty niż włóczenie się za tobą –  Powiedziałem, lecz on nawet nie odwróciwszy głowy w moją stronę powiedział
- Zabawne… za pierwszym razem powiedziałeś dokładnie to samo – Popatrzyłem na niego zdziwiony. Sam nie pamiętam, co wtedy powiedziałem. Milczałem, a on w międzyczasie odwrócił głowę w moją stronę – Spóźniłeś się…
- Jestem punktualnie, pewnie to… - Nie zdążyłem dokończyć ponieważ wciął mi się w zdanie
- Spóźniłeś się o miesiąc… – Spojrzałem na niego zaskoczony. Patrzył na mnie tymi swoimi oczami, a ja dopiero teraz zauważyłem, że nie miał okularów przez to zieleń jego oczu była jeszcze bardziej podobna do śmiercionośnego zaklęcia. Starałem się uspokoić, lecz serce zachowywało się tak jak by miało wyrwać się z piersi wprost do niego.
- Nie bądź śmieszy. Nie dostałem od ciebie żadnej wiadomości – Popatrzył na mnie jeszcze uważniej
- Dziwne, bo wysyłałem listy codziennie… - Już otworzyłem usta, by powiedzieć mu żeby nie opowiadał bzdur, ale po chwili dodał - … nie podpisane 
- Musiałem je spalić z pozostałymi…. – Prychnął, a ja dopiero zorientowałem się, że powiedziałem to na głos.
- Dobrze wiedzieć, że masz powodzenie… ale mogłeś odpisać chociaż głupie ''Odwal się''
- Tak dla twojej informacji nie czytałem żadnego, no poza jednym. Po tamtym liście wywnioskowałem, że pozostałe maja tę samą treść. – Spojrzał na mnie uważnie
- Co w nich było? – Spytał, a ja nie miałem ochoty mu tego mówić.
- Nie twój interes. Powiesz wreszcie czego chciałeś ? – Popatrzył na mnie – Nie mam całej nocy Potter.. – Wstał i podszedł do mnie
- Chciałem powiedzieć coś, co powinienem powiedzieć już wtedy – Spojrzałem na niego pytająco – Chodzi mi o moment tuż przed tym zanim poszedłem wprost w łapy Riddle'a… O tym co wtedy mi powiedziałeś… – Po tym zdaniu byłem bardziej zdenerwowany niż przed przybyciem tu, nie chciałem tego słuchać - Ja… -  Przerwałem mu
- Zapomnij o tym, co wtedy powiedziałem… to był zwykły impuls wywołany wydarzeniami owego dnia. Nie warto się nim przejmować. Nic do ciebie nie czuję – Powiedziałem obojętnym tonem, choć w rzeczywistości byłem zdenerwowany.
- Ja Ciebie Też – Stał poważny, a ja nie wierzyłem w to co przed chwilą usłyszałem. Zaśmiałem się nerwowo
-  Jak mówiłem ja nic do ciebie nie czuje, wiec to nie mój problem – Dalej miałem obojętny wyraz twarzy. Nie chciałem tego słuchać lub co gorsza w to uwierzyć
- Kłamiesz
- Chciałbyś żebym kłamał…
- Wiem, kiedy kłamiesz – Mówił spokojnym tonem
- Ty nic nie wiesz ! – Nawet nie wiem, kiedy podniosłem głos - Chcesz wiedzieć co do Ciebie czuje? Nienawiść…. – Starałem się, aby mój głos był pełen pogardy i odrazy - Nienawidzę Cię! – Starałem się być poważny choć czułem zbliżające się łzy. Po raz kolejny traciłem panowanie nad własnymi emocjami. Zrobiłem krótką pauzę – Nienawidzę - Powtórzyłem łamiącym się już głosem, w końcu nie wytrzymałem - Nawet nie wiesz jak bardzo chcę cię nienawidzić - Łzy znowu zmieniły się w stal - Robisz ze mną co ci się podoba. Odchodzisz, kiedy tylko się znudzisz. Niszczysz… a kiedy Tobie mało wracasz i niszczysz mój spokój, który cudem osiągnąłem mówiąc słowa, które chciałem usłyszeć. Dajesz mi złudną nadzieję.. po co ? By zobaczyć jak spadam jeszcze bardziej w dół? - Nic nie mówił, słuchał tego co mam do powiedzenia, a następnie podszedł i objął mnie ramionami zakrywając mi twarz - Chcę Cię nienawidzić… - Waliłem w jego klatkę piersiową jakby miało mi to pomóc. On natomiast stał przyjmując każdy cios bez żadnego skrzywienia. Skończyłem go walić – Czemu nie mogę Cię nienawidzić tak jak dawniej… - oparłem głowę o jego tors
- Bo tak naprawdę pod nienawiścią od zawsze coś się kryło. Nigdy nie mogliśmy przejść obok siebie obojętnie – mówił spokojnym tonem
- Głupek… Myślisz, że powiesz kilka miłych słówek i wszystko Będzie w porządku… – Powiedziałem wciąż łamiącym się głosem trzymając go za szatę. – A mimo wszystko nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym w to uwierzyć…
-  Uwierz. Kocham Cię – Dalej trzymał mnie w swoich ramionach
- Kłamiesz…
- Ktoś mi kiedyś powiedział, że nie wolno opowiadać kłamstw - Mówił łagodnym tonem delikatnie głaskając moje włosy, jakby starał się uspokoić dziecko - Kocham Cię - powtórzył
- Przestań – odpowiedziałem ochrypłym od płaczu głosem
- Nie przestanę.. póki mi nie uwierzysz – Ujął mój podbródek i pocałował. Nie miałem sił go odepchnąć, nie chciałem w ogóle tego robić. Pragnąłem go, brakowało mi  jego dotyku, tego cholernego poczucia bezpieczeństwa i błogiego spokoju, kiedy trzymał mnie w ramionach - Jestem żałosny – Pomyślałem – Powinienem zostawić go w diabły, tak jak on mnie… i patrzeć jak cierpi ciesząc się tym widokiem - Nie potrafiłem, samo myślenie o tym przyprawiało mnie ukłucie w sercu.
Debatując w myślach straciłem rachubę czasu, nie wiem nawet, kiedy przenieśliśmy się na łóżko. Dalej trzymałem go za szatę z czołem opartym o jego klatkę piersiową, a z oczu dalej leciały mi łzy. On natomiast wciąż mnie głaskał sprawiając, że czułem się bezpiecznie.
 Leżeliśmy tak, a ja starałem się uspokoić, aż w końcu trochę mi się to udało, więc postanowiłem poznać odpowiedź na nurtujące mnie pytania przerywając tą ciszę, która w tym momencie nie była ani trochę niezręczna…  a wręcz wskazana
- Czemu nie powiedziałeś mi tego tamtego dnia – Mój głos był dalej łamliwy i ochrypły. Smugi po łzach paliły jak by zamiast nich leciały strumienie gorącej lawy
- Nie mogłem, choć bardzo chciałem – Powiedział cichym, spokojnym głosem. Przestał mnie głaskać i zmienił pozycję na siedzącą. Ja poszedłem w jego ślady - Powiedz mi.. – Zaczął niepewnie - czy jak byś wiedział, że czuje to samo… Puścił byś mnie wtedy do tego lasu? 
- Oczywiście, że nie bym cie nie puścił - Odpowiedziałem bez zastanowienia pewnym głosem
- Tak myślałem… a to był jedyny sposób żeby on zginął – Patrzyłem na niego uważnie
- Przecież nie zginął, stał na błoniach i przez chwilę myślałem, że odtańczy jakiś taniec zwycięstwa – Milczał – Odpowiedz mi wiec do cholery jaki był w tym cel?! – Ostatnie zdanie powiedziałem podniesionym głosem. Westchnął jak by w jego głowie trwała bitwa o to, czy mi powiedzieć, czy nie
- Zginęła jego część żyjąca we mnie – Odsłonił czoło w miejscu gdzie jeszcze  kilka miesięcy temu była blizna w kształcie błyskawicy – Byłem jego Horkruxem... naczyniem umożliwiającym mu życie – Popatrzyłem na niego z szokiem na twarzy, a on kontynuował – Dlatego wiedział o każdej mojej słabości – Spojrzał na mnie - Wiedział o tobie i o tym co do ciebie czuję... Wykorzystując to przeciwko mnie – Schował twarz w dłoniach
- Mogłeś mi chociaż dać jakiś znak, że żyjesz… powiedzieć coś by świadczyło, że będziesz żył – Dalej miałem Podniesiony głos – Nie masz pojęcia, co czułem widząc twoje martwe ciało – Dalej krzyczałem – Powiem ci wiec.. czułem się jak by, ktoś wyrwał mi serce z piersi, a później rozszarpał je na kawałki i gdyby tylko nie Pansy urządziłbym scenę przed wszystkimi…
- Sam nie wiedziałem, czy przeżyję - Krzyknął, a dalej już mówił spokojnym tonem – Sam nie wiedziałem, czy przeżyję, a mimo wszystko… żałowałem, że ci nie powiedziałem. Jednak bałem się… że jeśli Ci powiem będę miał świadomość, że to koniec... Jednak kiedy zaklęcie uderzyło we mnie, znalazłem się we własnej  podświadomości… dostając wybór.. Powiedz mi… co byś wybrał? - Spojrzał się na mnie uważnie
- To chyba oczywiste, że wolał bym żyć
- No widzisz.. a ja się wahałem… Miałem już dość.. wszyscy oczekiwali bohatera… a ja nim nie byłem… dalej nie jestem… Nie potrafiłem nawet ochronić ciebie, a wręcz mało nie zabiłem.. – Tym razem to ja milczałem słuchając i analizując wszystko co mi mówi. Po długiej pauzie wziąłem wdech
– Od kiedy ? – Spytałem mając nadzieje, że zorientuje się o co mi chodzi
– Od czwartej klasy, dokładnie to od drugiego zadania zaczęło mi na tobie zależeć. Nawet nie wiesz jak bardzo się bałem tego, że na dnie znajdę ciebie, a wszyscy lub co najgorsze ty poznasz to czego sam jeszcze do końca nie rozumiałem. Na szczęście Snape zainterweniował.
- A co on ma z tym wszystkim wspólnego?
- Pamiętasz dziwne zachowanie profesorów…? – Wzruszyłem ramionami – Chodziło o to, żeby Ron zajął twoje miejsce..  
- Gdybyś tylko dał mi dojść do słowa nie było by tyle nie jasności! Czemu do cholery nie dałeś mi nic powiedzieć.. 
- Byłem wściekły na twojego ojca – Prychnąłem – Poza tym myślałem, że skoro ograniczyłeś spotkania, to była tylko twoja zabawa i chcesz to zakończyć. Później starałem się zapomnieć o tym co się wydarzyło między nami, ale najgorsze w tym wszystkim było, to że mimo wszelkich prób nie mogłem przestać o tobie myśleć… A im bardziej się starałem, tym bardziej o tobie myślałem.. – Nie patrzył na mnie. Wyglądał jakby wstydził się samego siebie
- ''Trzymaj się ode mnie z daleka'' – Zacytowałem jego słowa – Tak się nie zachowuje, ktoś komu na kimś zależy.. więc może wyjaśnisz co miały znaczyć te słowa – Powiedziałem spokojnym tonem, ale w środku pragnąłem poznać odpowiedź na to pytanie, które nie dawało mi spokoju przez tak długi czas
- Pamiętasz moje koszmary? – Przytaknąłem - Zacząłem miewać je na jawie… dlatego też wolałem trzymać od Ciebie z daleka… Natomiast ty - zaśmiał się nerwowo – Zacząłeś tą całą szopkę z ''Brygadą inkwizycyjną''. Nie wiem czemu, ale pomyślałem, że Tobie może na mnie zależeć..  Nie wiedziałem co robić… Dumbledore mnie unikał, a kiedy zorientował się, że to nic nie daje, kazał Snape'owi uczyć mnie Okulmentacji…. 
Jednak z początku szła mi ona beznadziejnie, więc wolałem coś zrobić... żebyś mnie znienawidził…
- Chang… - Stwierdziłem mówiąc własną myśl otępiałym głosem. Spojrzał się na mnie, a jego oczy mieniły się niczym kryształy gotowe przeszyć każdą część mojego ciała
- Tak.. – Odpowiedział krótko – To ona mnie pocałowała… ale wiedziałem, że to się rozniesie po całej szkole, więc… - Przetarł oczy i wziął głęboki wdech – Po tym jak ją złapaliście przybiegła do mnie i powiedziała, że nic z tego nie będzie… a ja poczułem ulgę.. Dalszy ciąg już znasz
- Zacząłeś spotykać się z Wesley… czemu?
- Dla wzbudzenia w tobie zazdrości…? Bo wszyscy tego oczekiwali... ? Nie wiem... - Zrezygnowany położył się z powrotem zasłaniając twarz dłonią – Matko, ale ja jestem beznadziejny…
Zabrałem jego rękę odsłaniając mu twarz splatając ją ze swoją. Spojrzałem na niego, a on na mnie. Po policzku leciała mu łza lecz ją starłem, dalej milcząc nachyliłem się zbliżając swoją twarz do jego. Musnąłem delikatnie jego wargi
 – Powinieneś zostawić mnie tak jak ja Ciebie – Powiedział szeptem
- Wiem… ale jeśli to zrobię będę tego żałował - Nasze  usta znów zostały połączone w namiętnym pocałunku, następnie usiadłem na nim okrakiem zrzucając swoją szatę na podłogę. Zaraz później powoli rozpinając jego. Już przez bluzkę było widać lekki zarys mięśni. Nie przerywając pocałunku włożyłem mu rękę pod bluzkę, zjeżdżając coraz niżej, aż w końcu moja ciekawska ręka próbowała odpiąć jego rozporek. Gdy już prawie udało mi się go odpiąć, przerwał pocałunek łapiąc mnie za rękę. Popatrzyłem na niego – Nie chcesz ? – Jego oczy były zamglone z pożądania
- Nawet nie wiesz jak bardzo – Chciałem kontynuować, lecz on dalej mnie powstrzymywał – Nie dzisiaj – Przyglądałem mu się uważnie, a on pogładził mnie po policzku, a ja przymknąłem oczy – Dziś wystarczy mi, że jesteś tu ze mną – Przymknąłem oczy i zeszyłem z niego.
Leżeliśmy wtuleni trzymając się za ręce  i choć było nie wygonie nie zamierzałem jej puszczać.
Nie zamknąłem oczu, ponieważ bałem się, że jeśli je znów otworze obudzę się sam w swoim łóżku, a wszystko okaże się tylko kolejnym snem - Jak przekonałeś Pansy żeby dała mi list ? – Spytałem, a on spojrzał na mnie pytającym wzrokiem
- Nie dawałem jej żadnego listu.. – Powiedział z nutą zdziwienia w głosie
- jak nie ? Słyszałem jej rozmowę z Zabini'm… że ma zamiar mi go dać..
- Wszystkie wysyłałem przez zaklęcie.. właściwie wczoraj wysłałem ostatni…
- To dlaczego…- Przerwał mi jakby wiedział o co chcę zapytać
- Dziś chciałem.. po raz ostatni oddać się wspomnieniom. Mocno zdziwiłem się kiedy drzwi od Sali się otworzyły i usłyszałem twój głos… - Pogładził mnie po policzku – I choć obawiałem się, że przyszedłeś po to by  kazać mi przestać Cię nękać, poczułem się szczęśliwy.
- Głupek, mogłeś mi powiedzieć podczas obchodu, że chcesz się spotkać, a nie potraktowałeś mnie jak byś miał mnie gdzieś
- Nigdy nie miałem cię gdzieś.. w tamtym momencie nawet do głowy mi to nie przyszło – Prychnąłem – Wiesz Ile razy moja cierpliwość została wystawiona na próbę… Zwłaszcza, kiedy zobaczyłem tego Puchona z różdżką wycelowaną w ciebie… w pierwszym momencie miałem ochotę go zabić. W drugim wysłać do skrzydła szpitalnego, ale stracił mym funcie prefekta, więc z trudem skończyło się na punktach…. Nie wiem na kogo byłem bardziej wściekły, na nich, czy na ciebie
- Czemu niby na mnie miałbyś być wściekły? Ja nic nie zrobiłem – Spojrzałem na niego spod byka
- No właśnie. Nic nie zrobiłeś… Nawet nie chce myśleć co by się stało gdybym nie zdążył na czas - Przytulił mnie jeszcze mocnej – całe szczęście, że wiedziałem gdzie się znajdujesz
- Zaczyna mnie ciekawić, jakim to cudem ty MÓJ cud chłopcze zawsze wiesz, kiedy się zjawić
- Tajemnica – Uśmiechnął się i pocałował mnie. Tym razem pocałunek był spokojny, delikatny.
 Nie chętnie go przerwałem – Harry… - Wypowiedziałem jego imię niepewnie. Był to pierwszy raz od tak dawna, kiedy powiedziałem je na głos, zwykle robiłem to wyłącznie w myślach - Co będzie dalej? – Spytałem wciąż czując jak nasze oddechy się splatają, a wargi wręcz marzą o ponownym połączeniu - Nie chcę się Tobą dzielić z tą małpą – Powiedziałem wprost. Popatrzył się na mnie
- Zostawię ją – Chciałem znów go pocałować, ale on dodał – Ale nie teraz – Nie wierzyłem
- Słucham!? - Zmieniłem pozycję na siedzącą i popatrzyłem się na niego z niedowierzaniem. Miałem nadzieje, że to mi się tylko przesłyszało – Możesz powtórzyć, bo chyba usłyszałem ''Ale jeszcze nie teraz'' – Jego mina mówiła, że dobrze słyszałem – Zechcesz wyjaśnić mi dlaczego nie zostawisz jej TERAZ, a najlepiej już jutro i lepiej żebyś miał dobry powód!  
- Nie uważasz, że dziwnie będzie jak pokarzemy się jako para. Biorąc pod uwagę, że większość czasu się – Odchrząknął - nienawidziliśmy.
- Co mnie obchodzi jak to będzie wyglądać i kiedy zamierzasz to zrobić? – Byłem wściekły.. nie dość, że cały nastrój najwyraźniej Gad wziął razem ze sobą do piekła to jeszcze to.
 - Po świętach – Powiedział spokojnym głosem jak by to było coś oczywistego
- Dłużej się nie da ? – Spojrzałem na niego nie ukrywając złości  
- Wiesz jakoś specjalnie nie chce mi się zostawać w Hogwarcie na święta..
- Możesz pojechać do domu, albo do Wesley'ów… - Spojrzał na mnie, a do mnie dotarło, że jak zostawi Rudą, to nie będzie mógł raczej tam jechać – No tak… To jedź do domu – Położyłem, się z powrotem, a on prychnął po czym odpowiedział
- Odpada…
- Niby czemu? – nie ukrywam, że zawsze ciekawiło mnie. Dlaczego zawsze albo zostawał w Hogwarcie, albo jechał do Weaslay'ów.
- To dość skomplikowane… Powiem Tobie innym razem…
- Ty cały jesteś skomplikowany… Merlinie ratuj… na świecie jest tyle innych czarodziejów, a ja musiałem zakochać się w chodzącej zagadce… – Przez chwilę milczałem, próbowałem wymyślić coś, aby skończył z tą rudą małpą już jutro. Widziałem, że chciał przerwać tą ciszę, ale w końcu do mnie dotarło i nim zdążył coś powiedzieć wyprzedziłem go - To może… pojedź ze mną do Francji..  – Spojrzał na mnie, a ja poczułem iż zaczynam się rumienić. To było bardziej zawstydzające niż myślałem, ale sam pomysł się wydawał idealny – Matka wie.. i nie ma nic przeciwko.… -  Dodałem
-  Bardzo chętnie bym to zrobił, ale twój ojciec raczej z mojego widoku zadowolony nie będzie..
- Przypominam, że mój ojciec Gnije w Azkabanie –  Przecież doskonale o tym wiesz – Dodałem w myślach
- To ty nie wiesz? – Spojrzał na mnie ze zdziwieniem – Twój ojciec współpracuje z Aurorami w zamian za przepustkę, a jeśli dobrze pójdzie skrócą mu wyrok – Teraz to ja popatrzyłem na niego ze zdziwieniem – Tylko nie to… - Pomyślałem i choć dobrze wiedziałem, że tak nie można, nie cierpiałem tego człowieka, był dla mnie jak przeszkoda do bycia szczęśliwym… zwłaszcza, że jak się dowie, że jestem gejem oraz do tego zakochanym w Harrym Potterze, to wpadnie w szał. Wziąłem jednak głęboki wdech i powiedziałem tylko
- Widzę, że jesteś lepiej doinformowany niż ja – Wzruszył ramionami, a ja po dłuższej chwili milczenia zrezygnowany dodałem - Dobra… Niech ci Będzie – Usiadłem obrażony na krawędzi łóżka z skrzyżowanymi na piersi rękoma. W miedzy czasie usłyszałem skrzek sprężyny, co znaczyło że wszedł na łóżko.
- Nie dąsaj się – Chwycił mnie za ramiona i pociągnął do tyłu.  Efektem tego moja głowa znalazła się na jego kolanach
- Nie mam co robić tylko się dąsać… Mam prawo się chyba zdenerwować nie uważasz… Znowu mamy się ukrywać jak jacyś gówniarze – Powiedziałem naburmuszonym tonem pięcioletniego dziecka, a on się zaśmiał się – co cię tak niby bawi ?
- Uroczy jesteś kiedy tak mówisz – Patrzył na mnie prosto w oczy jak by chciał zajrzeć głąb mojej duszy
- Malfoy'owie nigdy nie są uroczy oraz się nie dąsają. Poza tym to nie zmieniaj tematu! Nie mam zamiaru się ukrywać.. bo tobie rudej nie chce się zostawić…
- A kto ci powiedział, że będziemy się ukrywać? – Spojrzałem na niego dalej mając głowę na jego kolanach – Przecież  będziemy się spotykać, tyle że ograniczymy kilka czynności i będzie debrze - Tym razem to ja zacząłem się śmiać, a on spojrzał na mnie spod byka
- To nie ma nawet prawa się udać...
- Draco… – Moje imię w jego ustach zabrzmiało tak nie zwykle - … To tylko parę miesięcy, a później… - Pogładził mnie po policzku - Jestem cały twój.  I co ty na to ? – Nachylił się i cmoknął mnie w usta. Westchnąłem
- To, że powinieneś być Ślizgonem panie ''przykład moralności''. Ciekawe z której strony ten stary trzmiel widział w tobie przykład moralności.. – Prychnąłem dalej będąc na niego zły, lecz po chwili milczenia dodałem przez zaciśnięte zęby - Dobra.. ale mój jesteś już teraz… i ani mi się waż o tym zapominać – Wstałem odwracając się go niego twarzą w twarz – Jasne?! – Powiedziałem poważnym tonem biorąc wdech – i spotkania dalej aktualne
- Oczywiście – Uśmiechnął się w ten przeznaczony dla mnie sposób – Merlinie jak ja tęskniłem za tym uśmiechem – Pomyślałem.
Następnie wstał, podszedł do mnie i ujął moją twarz, i znów pocałował. Chciałem, aby ta chwila trwała wiecznie, jednak za kilka godzin mamy zajęcia, wiec od niechcenia powiedziałem
 – Czas wrócić do dormitorium – Starałem się brzmieć poważnie, a on popatrzył na mnie z zaskoczonym wyrazem twarzy - Co z ciebie za prefekt, który łamie zasady? – Zmierzyłem go - No tak zapomniałem z kim mam do czynienia - zaśmiał się – Z czego rżysz ?
- A co, nie mogę ? – Chciał znów mnie pocałować, ale ja go minąłem.
- Nie przyzwyczajaj się zbytnio skoro mamy być kolegami – podkreśliłem - Powinieneś się zacząć hamować
- Ciebie to chyba bawi, co ? – Wzruszyłem ramionami
- Ależ oczywiście, że bawi – Uśmiechnąłem się z satysfakcją i ruszyłem w stronę drzwi, a sądząc po krokach on również. Zatrzymałem się blisko drzwi trzymając za klamkę. Odwróciłem się i pocałowałem go  - Dobranoc… - Zacisnąłem klamkę i otworzyłem drzwi - ... Harry –  Wyszedłem i zamknąłem drzwi od razu kierując się w stronę lochów. Przez cała drogę starałem się powstrzymać uśmiech. Jak wróciłem do dormitorium w pokoju wspólnym było ciemno. Spojrzałem na godzinę, była druga w nocy, wiec ruszyłem do swojego pokoju.
Rano obudziłem się lekko zmęczony. Przetarłem oczy i poszedłem do łazienki. Ubrany i przyszykowany chwyciłem na klamkę stwierdzając, że nigdy wcześniej nie czułem się tak szczęśliwy – A co jeśli to był sen – Do głowy wkradła mi się taka myśl. Przystanąłem w połowie drogi do pokoju wspólnego i potrząsnąłem głową jak bym w ten sposób chciał się jej pozbyć. Później Zamknąłem na chwilę oczy, wziąłem głęboki wdech i ruszyłem dalej.
W pokoju wspólnym jak zwykle trwał chaos. Pansy była zajęta uspokajaniem pierwszaków, którzy zdążyli ją wyprowadzić z równowagi do tego stopnia, że wlepiła im szlaban na najbliższe dwa miesiące. Ja miałem mniejszy problem.. cóż miano byłego śmierciozercy czasem się przydaje… Wystarczyło tylko jedno groźne spojrzenie, a dwójka trzecioklasistów zaprzestała swoje działania.
Nadszedł czas śniadania, a po wątpliwościach z  rana nie było ani śladu. Nałożyłem sobie na talerz trochę jajecznicy, a do tego nalałem sobie trochę kawy do kubka. Zacząłem jeść
- Gapi się na ciebie - Skomentowała Pansy smarując sobie tosta masłem. Spojrzałem na nią
- hmm? – Tylko na tyle było mnie stać, gdyż miałem ustach zawartość śniadania. Ona tylko delikatnie wskazała głową na stół Gryffindoru i automatycznie spojrzałem się w jego stronę. Nasze oczy się spotkały, a on lekko się uśmiechnął. Jednak zaraz później zajął się rozmową przy stole podobnie jak ja
- Zdradzisz jakieś pikantne szczegóły? - Uśmiechnęła się zadziornie. Przełknąłem
- Nie rozumiem o co ci chodzi. Poza tym chyba powinniśmy porozmawiać o waszej rozmowie, kiedy ‘’spałem’’ – Spojrzałem najpierw na Pansy, a później na Blasie'go. Milczeli, a zaraz później dziewczyna się odezwała
- Myślę, ze sprawa tajemniczej rozmowy się wyjaśniła. Dostałeś list, który nie był groźbą, a wręcz przepustką do szczęścia. Choć sądząc po waszym zachowaniu mam pewne wątpliwości. Jednak nie było cię do północy lub nawet dłużej. Zakładam, więc że wszystko sobie wyjaśniliście – Wzruszyłem obojętnie ramionami - Mam wierzyć, że grzecznie trzymaliście łapki przy sobie? Za kogo ty mnie masz?– Popatrzyła na mnie przeżuwając grzankę
- Za wścibską dziewuchę- ''Odkaszlnął'' Zabini, Natomiast ta popatrzyła się na niego spod byka. Zaraz później ja jej odpowiedziałem
- Bynajmniej Pansy, a nawet jeśli by nie. To i tak bym ci nic nie powiedział
- No wiesz co… mi byś nie powiedział jaki w łóżku jest sam wyb.. - Nie dokończyła ponieważ Teodor, który siedział na przeciwko kopnął ją. Odwróciła się do niego – Ała… To bolało – naburmuszyła się – Za co? – Spytała
- Przestań chłopaka zadręczać…  Poza tym chyba nie musisz wiedzieć takich rzeczy – Pansy nazwała go zazdrośnikiem, a ja podziękowałem za wsparcie. Jak się okazało nie potrzebnie, bo zaraz później dodał coś od siebie - A tak serio… jak to jest.. no wiesz… z chłopakiem – Pansy zaczęła się śmiać i mało się nie zdławiła sokiem dyniowym. Zabini i Teodor popatrzyli zaciekawieni, a ja tylko strzeliłem faceplam'a  mrucząc, że otaczają mnie kretyni
- Ej….– Odpowiedzieli chórem - My po prostu jesteśmy ciekawi– Skomentował sam Zabini, a zaraz później odezwała się Pansy
- To jak jesteście parą, czy nie ? Pytam, bo ruda dalej jakoś się nie może się od niego odczepić, choć tym razem nasz bohater wyraża sprzeciw – napiłem się łyka kawy, a zaraz później westchnąłem
- To trochę bardziej skomplikowane – Odstawiłem kubek na miejsce
- Spróbuj pojąć Pottera… – Westchnęła smarując kolejną grzankę
- Z tym akurat się zgodzę. Jego pomysły kończą się tym, że non stop ląduje w skrzydle szpitalnym, więc możemy zacząć się obawiać – Wziąłem ostatni kęs jajecznicy.
Śniadanie prawie dobiegło końca. Uczniowie od niechcenia podnosili siedzenia i wychodzili z Sali. Wśród nich był on. Zielonooki Gryfon, który najwyraźniej był wściekły na Weasley'a oraz na jego siostrę. Oczywiście całą złość doskonale maskował – Oszust – Wypsnęło mi się, co nie uszło uwadze moich towarzyszy, bo zaraz popatrzyli na mnie z pytającym wyrazem twarzy
- O co chodzi? – Spytała Pansy, bo nikt inny przecież nie był bardziej dociekliwy niż ona
- O nic – Dopiłem kawę i wstałem z obojętnym wyrazem twarzy, a ona automatycznie popatrzyła się na stół Gryffindoru gdzie czwórka Gryfonów szykowała się do wyjścia.
 - Nie rozumiem o co Ci chodzi. Chyba nie myślisz, że Cie oszukał?
- Mnie nie – Powiedziałem pewnym tonem – ale pozostałych już tak. Na kilometr widać, że ma ochotę wiewióra zabić – Powiedziałem obojętnym tonem robiąc krok, aby przejść na drugą stronę ławki – Idę pod sale
- Czekaj! - Wywróciłem oczyma i westchnąłem – Zaraz razem pójdziemy – Wypiła sok do końca i wstała. Zaraz za nią Teo i Zabini zrobili to samo – Crabbe zbieraj się, bo zostaniesz sam – Zwykle byśmy się nim nie przejmowali, ale odkąd Goyle nie żył nie miał z kim się obżerać. W sumie wyszło mu to na dobre, ponieważ ktoś ostatnio zauważył, że schudł.
- Co mamy pierwsze – Spytał ciemnoskóry. Pansy tylko na niego popatrzyła i powiedziała
- Czy ty kiedykolwiek patrzysz na plan? – Nie skomentował tego – Mamy OPM z Gryffonami – Uśmiechnęła się znacząco do mnie
- I co się tak głupio uśmiechasz? – Spytałem
- Aaaa tak sobie – Odpowiedziała po czym wyszliśmy z Sali.
Gdy doszliśmy pod sale, gdzie odbywała się OPM. On już tam był. Otoczony jak zwykle hordą Gryffonów, lecz wzrok miał nieobecny. Patrzył gdzieś w dal, a  dopiero po chwili zorientowałem się, że patrzy prosto na mnie.
Patrzył na mnie jak by przenikał mi pod ubranie, a ja poczułem zbliżające się rumieńce na policzkach. Jednak szybko wziąłem się garść. Przecież nikt nie może zobaczyć mnie w takim stanie. Gdy spojrzałem kontem oka on już zajmował się czymś innym.
- Dalej nie rozumiem waszej relacji… Jesteś pewny, że wszystko gra ? – Spojrzała na mnie, a ja wzruszyłem ramionami. Pozostało mi praktycznie mu tylko zaufać.
Nadszedł czas zajęć, a nigdzie nie było widać profesora. Jednak po chwili drzwi do klasy otworzyły się, a w nich stanął Damen Cross obecny nauczyciel Obrony
- Witajcie. Dziś nie będzie zajęć, ale nie cieszcie się od razu. Urządzimy sobie mały pokaz pojedynków. Zapraszam do środka – Wszyscy weszli do Sali.
Nie było w niej ławek ani stołów. Pewnie zostały zmniejszone i położone gdzieś na bok, wiec było w niej dostatecznie dużo miejsca. Uczniowie ustawili się tak, aby środek pozostał wolny. Każdy ustawił się jak mu się podoba. Nie było już podziału. 
Rozglądałem się po Sali za osobą o zielonych niczym śmiercionośne zaklęcie oczach. W końcu go namierzyłem, stał pod ścianą całkowicie znudzony. Tuż przy nim zasypiający na stojąco wiewiór i oburzona Granger. W między czasie trwały pojedynki. Harry ani razu nie zgłosił się na ochotnika. Podobnie jak ja biorąc pod uwagę, że miałem zbyt dużą przerwę spowodowaną brakiem różdżki.
- To już wszyscy? -  Spytał po jakimś czasie Cross rozglądając się po Sali
- Malfoy i Potter jeszcze nie byli - Krzykną ktoś z tłumu z nutą radości w głosie. Pasny się na mnie popatrzyła, a ja na niego, Jego mina mówiła, że nie ma ochoty na pojedynek, co mnie w cale nie zdziwiło..
- Potter, Malfoy. Mam wysłać wam specjalne zaproszenie ? – On tylko westchnął i z trudem odepchnął się od ściany i leniwym krokiem szedł przebijając się przez tłum.
- Profesorze nie sądzę, aby… - Próbowała powiedzieć Pansy, ale ja wyciągnąłem różdżkę i wyszedłem na środek.
- Przygotować różdżki – Krzyknął Cross, a my od niechcenia to zrobiliśmy. To mi przypomniało nasz pierwszy pojedynek w drugiej klasie.  Z wspomnień wyrwał mnie jego głos
- Malfoy co ty na to, że przegrany stawia wygranemu kremowe? - Uśmiechnął się zadziornie
- Potter, czy ty mnie masz mnie za Wesley'a – Powiedziałem oburzonym tonem, a w tłumie usłyszałem krzyk wiewióra..
- W takim razie, co powiesz na ognistą ? – W jego oczach pojawił się błysk
- Zgoda
Pojedynek się zaczął. Ogólnie szło mi całkiem nieźle, jednak duża przerwa w czarach zrobiła swoje. Zazwyczaj tylko się broniłem, czasem atakowałem.
- Rictusempra – Krzyknął, a przezroczysty promień niczym rozprzestrzeniony dźwięk wystrzelił prosto we mnie, odrzucając mnie. Nie dałem rady wstać. Leżałem tak kilka minut, aż w końcu usłyszałem kroki zbliżające się w moją stronę
- Już się poddajesz? – Nie brzmiało to wrednie, lecz jak by za tymi słowami kryło się najzwyklejsze pytanie, o to czy wszystko gra
- Zamknij się Potter i tak się cieszę, że w ogóle nie pokonałeś mnie w pierwszej sekundzie
- No co ty nie powiesz – Podniosłem się lekko, a on podał mi rękę. Chwyciłem, a zaraz później pomógł mi wstać - Czyli ty stawiasz. Wiesz trzeba było zgodzić się na to kremowe – Zaśmiał się i odwróciliśmy się do pozostałych. Wszyscy tkwili w szoku, a zaraz można było usłyszeć szepty i komentarze na temat tego, co tu się właśnie wydarzyło – O co im chodzi? -  spytał mnie
- Potter nie trzeba być jasnowidzem, żeby wiedzieć – Spojrzał na mnie – Oczywiście, że chodzi o to, że rozmawiamy nie chcąc wydłubać sobie oczu – Wzruszył ramionami. Podszedłem do Pansy. Potter podszedł do Granger i wiewióra powiedzieć im żeby przyszli razem z nim do nas. Dziewczyna nie miała nic przeciwko natomiast rudzielec był oburzony, więc został sam.
- Czemu się zgodziłeś na ten pojedynek… Przypominam, że niedawno zapomniałeś zwykłego Repero..
- Kto zapomniał repero ? – Usłyszałem jego głos, jednak nikt mu nie odpowiedział
- Nie było tak źle.
- Bo się ostro hamował… nawet Profesor to zauważył i… - Nie dokończyła ponieważ profesor prosił o uwagę
- Cóż.. nie będę ukrywał, że spodziewałem się czegoś lepszego… Jutro zajmiemy się Patronusem, wiec przeczytajcie rozdziały od 29 do 32 – Salę wypełniły jęki uczniów, ktoś nawet dodał ''jak bym słyszał Snapea''– To będzie koniec na dziś. Jesteście wolni – Już chciałem ruszyć do drzwi – Aaa jeszcze jedno - Wszyscy się zatrzymali – Malfoy, Potter możecie jeszcze chwile zostać? – Przytaknęliśmy, a pozostali dalej opuszczali Sale. Kiedy nikogo już nie było podeszliśmy do profesora – To byłby całkiem ciekawy pojedynek – Milczeliśmy – Jednak słyszałem, że bywały lepsze – Spojrzał na każdego z nas, po czym przeszedł od razu do sedna – Panie Malfoy nie będę ukrywał, że Pańskie oceny nie są zadowalające – Chciałem mu przerwać, ale on kontynuował – Znam sytuację i mogę ją zrozumieć, dlatego dam Panu możliwość poprawy ich do grudnia. Po to właściwie chciałem, aby Pan Potter był przy tej rozmowie – Zwrócił się do Harry’ego – Chcę, aby Pan udzielał Panu Malfoy'owi korepetycje. Sądząc po dzisiejszym myślę, że nie będzie z tym problemu - Spojrzał się na nas uważnie.
Nie wiem dlaczego, ale ten człowiek przypominał mi osobę, która dbała o mnie lepiej niż mój własny ojciec… - Właściwie, to chciałem, aby Pan reaktywował GD. Słyszałem, że trenował Pan w niej uczniów, aby móc się bronić przed zdrożeniem ze strony Sami - Wiecie – Kogo
- Voldemorta – Powiedzieliśmy chórem z odwagą w głosie
- Tak, dokładnie przed nim. Wracając do tematu. Nazwę oczywiście można zmienić jeśli zajdzie taka potrzeba. Zgadza się Pan?
- Właściwie.. to od początku roku coś takiego trwa. I nie widzę problemu, aby Malfoy również przychodził.
- W takim razie to wszystko. Jesteście wolni – Kiedy wyszliśmy z sali korytarz był pusty
– Naprawdę nie potrzeb… - Nie dokończyłem ponieważ moje usta były zajęte czymś znacznie przyjemniejszym. Pocałunek był gwałtowny i dziki, a zaraz później go przerwał
- Miałeś rację. Trudno będzie się powstrzymać – Zaraz znowu nasze usta połączyły się, tym razem ja go przerwałem
- Co ty nie powiesz – I znów się połączyły. Czułem jak w spodniach robi mi się ciasno
- Najchętniej wziął bym cię tu i teraz – Jego ciekawska ręka powędrowała pod szatę
- Niestety Panie bądźmy kolegami, to nie możliwe
- Dlaczego? – Spytał - składzik na miotły jest całkiem nie daleko – Uśmiechał się zadziornie
- Dlatego, że teraz mamy eliksiry, na których wolałbym być. Poza tym nie potrzebuje żadnej pomocy z OPM – Spojrzał na mnie
- Parkinson mówiła, że ostatnio zapomniałeś Repero, nie mówiąc już o tym, że twoje oceny jeszcze trochę i będą na poziomie Rona… - Te słowa podziałały na mnie otrzeźwiająco
- Dobra, ale jeśli ktoś mnie tam przypadkiem zabije wrócę i zabije ciebie… - Wywrócił oczami, ale jego mina świadczyła o tym, że przyjął moje warunki
- Eh… Skoro nie chcesz pójść ze mną do składziku.... – Powiedział z nutą rozczarowania – To chodź już na te eliksiry – Jako, że większość stała już pod salami wzięliśmy się za ręce i ruszyliśmy w stronę lochów. Puściliśmy je dopiero, gdy skręcaliśmy w ostatni korytarz.
Gdy pojawiliśmy przed salą się w ramię w ramie rozmawiając, znów wszyscy na popatrzyli ze zdziwieniem, zaraz później znów można było usłyszeć szepty. W miedzy czasie Pansy i reszta naszej świty podeszła
- A już myśleliśmy, że się nie pojawicie - mówiła ściszonym tonem uśmiechając się dwuznacznie
- Głównie to ona miała nadzieje na jakieś opowieści – Dodał Zabini.
Miałem ochotę pozabijać co do jednego
- Oni wiedzą? – Spojrzał na mnie
- Pewnie, że wiemy Harry – Przeciągnęła sylaby z czego Teo nie był zadowolony. Ona zaś spoważniała – W gruncie rzeczy, to ja go uświadomiłam. Nie musisz dziękować, choć powinnam cie zabić za to, że chodził przez ciebie jak… - Nie dokończyła ponieważ spojrzałem na nią spod byka, on natomiast odwrócił wzrok… Wiedziałem, że mimo iż sobie wszystko wyjaśniliśmy dalej ma poczucie winy. Pansy również to zauważyła – Przepraszam.. – Wziął głęboki wdech
- Doskonale zdaje sobie z tego sprawę… że to co.. – Nie dokończył ponieważ przerwał mu głos rozwścieczonego rudzielca
- Chyba nie zamierzasz bratać się z nimi?  - Tuż za nim szła Granger, która od razu spytała go
- A dlaczego by nie Ron ? Nie uważasz, że najwyższy czas dorosnąć i zakopać topór wojenny  ?
- Że co zakopać? – Spojrzał na nią z tym swoim głupim wyrazem twarzy typu ''nie rozumiem co do mnie mówisz, możesz wolniej'' na chwilę ignorując nas
Wesley – Zaczęła Pansy – Granger chodzi o to, aby zakończyć tą bezsensowna wojnę.. – Powiedziała, a rudy się na nią popatrzył jak na wariatkę – I co się tak gapisz? – Odszedł robiąc widowisko oraz mamrocząc coś o tym, że wojna wywróciła wszystko do góry nogami.
- Przejdzie mu… - Uśmiechnęła się niepewnie Gryfonka - kiedyś… A właśnie Malfoy.. Profesor McGonagall kazała mi tobie przekazać, że jeśli nie poprawisz ocen zostanie tobie odebrana funkcja prefekta..
- Już  wiemy, Cross kazał mu chodzić  na spotkania GD – Uśmiechnął się lekko, co nie uszło uwadze Granger
- Ty się tak nie uśmiechaj… Tobie też kazała podnieść się z ocenami z eliksirów – Była wkurzona – Ja tego nie rozumiem VI klasie szło ci dobrze…
- Bo miałem podręcznik Snape’a… - Wzruszył ramionami
- I to było szczęście w nieszczęściu… Gdybyś tylko – Spojrzała na mnie - … nie ważne.. – Westchnęła
- Malfoy… a może ty byś mu cokolwiek wbił do tej tępej głowy. Ja próbowałam, ale to na marne 
– Myślę, że mógłbym spróbować…. – Powiedziałem obojętnym tonem
- Świetnie – Powiedziała, a jako iż drzwi do sali się otworzyły wszyscy zaczęli się pchać wchodząc do środka – Harry – Zawołała go. On wywrócił oczami, posłał mi tylko delikatny uśmiech i poszedł za nią
- Taaa ja już widzę, to wasze udawanie – Skomentowała dziewczyna trzymając Teodora za rękę  ciągnąc go do Sali.
Pozostałe lekcje minęły spokojnie, głównie dlatego, że więcej nie było zajęć z Gryffindorem.
Jednak nie stanowiło to dla nas problemu. Na przerwach wysyłaliśmy sobie przelotne skojarzenia, niby przypadkowo się dotknęliśmy. Wszystko było by dobrze,  gdyby nie fakt, że kiedy widziałem tą małą rudą wiedźmę na horyzoncie trafiał mnie szlak. Nie pocieszał mnie nawet fakt, że delikatnie starał się od niej uwolnić.  Mniej więcej tak minął cały dzień, aż w końcu zajęcia się skończyły i większość czasu spędziłem z w pokoju wspólnym.
- Łah… co za męczący dzień – Odezwał się Zabini – Macie jakieś plany na wieczór?
- Hmm… - Zamyśliła się dziewczyna o twarzy mopsa – Chyba nie, a ty Draco ?
- No Draco pewnie popędzi do bliznowatego – Odpowiedział za mnie ciemno skóry, a ja tego nie skomentowałem, tylko popatrzyłem się na niego spod byka – Właściwie to trzeba mu nową ksywkę wymyślić… bo blizny to już chyba nie ma.. tak słyszałem.. Malfoy ?
- Poważnie muszę odpowiadać na takie pytania? Znajdź sobie coś do roboty, albo jakaś dziewczynę, bo te nudy to chyba ci  mózg wyżerają
- Przykro dziewczyna, którą mam na oku jest chwilowo – Podkreślił - zajęta. Ciekawe na jak długo… - Spojrzałem na niego
- No proszę Zabini.. nie wiedziałem, że nie lubisz odbijać komuś dziewczyn. Trochę to nie podobne do ciebie– uśmiechnąłem się tak jak zwykle, czyli z wyższością i pewnością.
- A kto powiedział, że nie próbuje... 
- Blasie w ten sposób chce się spytać, kiedy Potter zostawi Wesley, bo sam się chce z nią umówić
- Aaaa wiec interesuje cię siostra wiewióra… Przykro mi poczekasz sobie jeszcze...– Skrzywiłem się na sama myśl, a pozostali popatrzyli na mnie jak na wariata, a ja na samą myśl, że teraz pewnie siedzi w pokoju wspólnym z przyklejoną do siebie rudą wiewiórą… Merlinie jak ja nie cierpię tej rodziny – Pomyślałem. Na szczęście żadne z nich nie pytało o szczegóły, co mnie to uradowało.
- Możliwe, że szybciej – Powiedziała od niechcenia Pansy, a wszyscy automatycznie się na nią popatrzyli – Co wy nie wiecie? W Gryffindorze aż huczy, że para numer jeden w Hogwarcie przechodzi kryzys . Ponoć rzadko kiedy pojawia się w pokoju wspólnym. Głównie pojawia się, kiedy nie ma rudej na horyzoncie
- Ciekawe skąd to wszystko wiesz – Spytał zaciekawiony Teodor
- Od Luny. A właśnie prosiła, abym dała ci to – Podała mi list. Jak mam być szczery mam dość listów jak na jeden rok. W każdym bądź razie otworzyłem kopertę, było w nim jedno krótkie zdanie. Typowe – Pomyślałem.

Spotkania GD są zawsze o 20 w pokoju życzeń.
H.P.

- I co tam nasz Romeo napisał ? – Jak zwykle Pansy była pierwsza do zadawania pytań
- Że mam za godzinę się zjawić w Pokoju Życzeń – Odpowiedziałem normalnym tonem, a oni spojrzeli się na mnie z dwuznacznym uśmiechem na twarzy – Zanim którekolwiek zada jakiekolwiek pytanie odpowiem od razu. Idę tam tylko po to, aby przypomnieć sobie kilka rzeczy – Teraz ich uśmiech był jedno znaczny – Związany z magią – Na widok ich zawiedzionych min sam się uśmiechem pod nosem, a jakieś paręnaście minut później wstałem i wyszedłem.
Szedłem szybkim krokiem, ale nie biegiem – Na pewno się spóźnię – Pomyślałem, choć z drugiej strony wcale nie było mi tak śpieszno. 
Na piąte Piętro dotarłem spóźniony o pięć minut. Rozglądałem się za drzwiami. Nie musiałem długo szukać, gdyż jak tylko podszedłem bliżej z ściany zaczęło pojawiać się coś na kształt drzwi, a zaraz później stałem naprzeciwko mosiężnych, metalowych o łukowatym kształcie drzwi. Wziąłem głęboki wdech, a następnie je otworzyłem.
Koniec  Części II
CDN…
Jak wam się podobało?


Osobiście stwierdzam, że rozdział ten mi kompletnie nie wyszedł i jestem z niego nie zadowolona...
(Swoją opinię możecie wystawić w postaci komentarza)
____________________________________________________________________________________________________________________________ 
Drodzy Czytelnicy! 
Tak,wiem. Przegięłam - Znowu.  Upały przeszły, ale za to wena poszła się kochać po hotelach i z trudem ją stamtąd wyciągnęłam.

wtorek, 11 sierpnia 2015

Wspomnienia Młodego Malfoy'a: Part.8.1

Zapraszam na Rozdział 8.1 Wspomnień Młodego Malfoy'a. 
W którym nasi bohaterowie nadrobią stracony rok nauki w Hogwarcie.
Życzę miłego czytania!
***
Muzyka w Tle: Alice Cooper - Poison

Rozdział VIII.I: Rozdział do poprawy, ale jeżeli masz ochotę, to możesz przeczytać :) 
_________________________________________________________________________________________________________________
Jeśli myśleliście, że to był koniec moich lamentów, to muszę was rozczarować.. To nie był koniec.. Tym razem jednak postanowiłem wam pokazać moje wspomnienia w Myślodsiewnii. Ponieważ samo opowiadanie tego od początku zajęło by sporo czasu, z resztą sami się o tym już przekonaliście.
*****
Od pamiętnej bitwy o Hogwart minęły dwa miesiące. Od tamtej pory siedzę z matką w rodzinnej posiadłości we Francji, gdyż Malfoy Manor zostało zabrane przez Ministerstwo. Ojciec z powrotem trafił do Azkabanu, a ja czekam na wyrok. Do tego czasu rzucono na mnie zaklęcie uniemożliwiające mi nawet wyjście na ogród. Byłem uziemiony. Nie mogłem zrobić nic, nic poza myśleniem o utracie ukochanego…
Gdy zamykam oczy widzę jak moja miłość zostaje mi odebrana, a ja nawet nie kiwnąłem palcem, by ją odzyskać. W sumie, to nawet nie było czego odzyskiwać, Potter wyraźnie dał mi do zrozumienia, że nic do mnie nie czuje..
Nie mam już na nic sił. Jedyne co chciałem, to w końcu odpokutować za swoje czyny jako śmierciozerca.
Tak, byłem gotowy na Azkaban. Nie miałem się co oszukiwać, że jakimś trafem uda mi się ominąć kary.  Czekałem i czekałem aż pewnego poranka do drzwi zapukał ciemnoskóry urzędnik - Kingsley Shacklebolt. Po upadku Gada objął on tymczasowe stanowisko Ministra Magii, wiec zdziwiło mnie, że to właśnie On miał odprowadzić mnie do Azkabanu.
- Witam Panią. Pani Malfoy – Przywitał się uprzejmie jak dyby nigdy nic po czym spojrzał na mnie – Panie Malfoy – Kiwnął głową w powitalnym geście
- Witam Panie Shacklebolt – Przywitała się, a następnie przeszła do rzeczy - Rozumiem, że wyrok już zapadł…
- Przykro mi. Decyzja już została podjęta – Powiedział z poważną miną podszedł do mnie. Przełknąłem głośno ślinę i powiedziałem
– Jestem gotowy ponieść wszelkie konsekwencje za moje czyny… - Starałem się być twardy przygotowując ręce, aby założył mi kajdanki. Ten tylko popatrzył się na mnie jak na wariata i rzekł
- Ma Pan niezwykłe szczęście Panie Malfoy, nie wielu z byłych popleczników Voldemorta dostało wyrok ułaskawiający – Powiedziawszy to wręczył mi kopertę, a gdy ją chciałem wziąć cofną ją mówiąc – Ktoś nad Panem czuwa, proszę nie zmarnować tej szansy – i znów wręczył mi kopertę tym razem dając mi ją do ręki
- Jak to ułaskawiający ? – Szybko otworzyłem kopertę i czytałem co było w niej napisane.
- Zaznanie dwóch osób bardzo Panu pomogło. Poza tym nie brał Pan udziału w  żadnych ze znanych nam działań poza Bitwą o Hogwart – Odkrzyknął wyjmując różdżkę, machną ją mrucząc coś pod nosem - Od dnia dzisiejszego zostało ściągnięte zaklęcie alarmowe. Może Pan już poruszać się swobodnie.
- Kogo były te zeznania i co z Malfoy Manor? – Spojrzałem na urzędnika trzymając zaciśnięty list w dłoni
- Przykro mi, ale osoby te prosiły o anonimowość. Nie mogę Panu powiedzieć. Odnośnie Pańskiego domu.. jeszcze się nim nie zajęliśmy, na chwilę obecną ciągle łapiemy pozostałych Śmierciożerców. Jeśli nie ma Pan więcej pytań, to pójdę już. Mam jeszcze kilka ważnych spraw do załatwienia – Odchodząc pożegnał moją matkę i wyszedł. Jak tylko drzwi się zamknęły matka podeszła do mnie i wzięła ode mnie list i spytała – Co zamierzasz teraz zrobić? – patrzyła się  na mnie
- Nie wiem… Jak dla mnie mógłbym trafić do Azkabanu – Nie skomentowała tego, a ja natomiast wróciłem do pokoju i mimo wolności tak właśnie spędziłem popołudnie, gdyż nie miałem ochoty na świętowanie. Następnego dnia, gdy się obudziłem poszedłem prosto do salonu, przywitałem matkę, wziąłem Proroka Codziennego i rozsiadłem się na fotelu. Tematem dnia było moje uniewinnienie oraz coś o Hogwacie. Raczej nie interesowało mnie co Pisano na mój temat wiec otworzyłem ją na artykule związanym ze szkołą. Pominąłem wstęp i od razu zacząłem czytać główną część artykułu
‘‘[..]Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart, czyli miejsce gdzie nie dawno został pokonany groźny czarnoksiężnik znów otwiera swoje bramy dla starych oraz dla nowych uczniów.  Dyrektor – Minewra Mcgonagall, zapewnia rodziców, że ich dzieci będą w nim bezpieczne. Według źródeł do szkoły mogą wrócić także roczniki, które nie ukończyły edukacji. Według informatorów listy zostały wysłane dwa dni wcześniej […]’’
Po tym zdaniu rzuciłem gazetę na stół po czym usłyszałem głos matki - Pójdziesz? – Zapytała nawet nie  spoglądają w moją stronę..
- Wątpię, aby ktoś chciał byłego Śmierciozercę w Hogwarcie.. Już pierwszego dnia Dyrektorka dostanie listy od rodziców mówiące o usunięciu mnie ze szkoły. Poza tym nie dostałem listu, wiec o czym tu w ogóle mowa – Wstała, podeszła do stołu wzięła list i mi go podała 
– Dzisiaj rano przyszedł - następnie wróciła na swoje miejsce. Wziąłem głęboki wdech, otworzyłem kopertę i przeczytałem cicho

 Drogi Panie Malfoy.
Związku z Pańskim uniewinnieniem chciałabym zaprosić Pana do nadrobienia Pańskiego siódmego roku w 
Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Mam nadzieje, że przyjmie Pan to zaproszenie.
W każdym bądź razie dołączam listę niezbędnych książek i wyposażenia.
Rok szkolny zacznie się tak jak zwykle 1 Września.
Pańskiej sowy oczekuję najpóźniej do 31 Lipca.

Z poważaniem Dyrektor Szkoły
Magii i czarodziejstwa Hogwart
Minewra McGonagall

Spojrzałem na datę. Mieliśmy 30 Lipca, czyli było za późno. Z Francji do Hogwartu sowa będzie lecieć dwa dni. W sumie i tak nie zamierzałem się tam pojawić. Patrzyłem się na list i później stwierdziłem
- Nie zdążę odesłać sowy, poza tym i tak nie zamierzam tam wracać – Odłożyłem list z powrotem na stół.
- Czyli nie potrzebnie ją wysłałam. – Popatrzyłem się na nią z pytającym wyrazem twarzy – Widziałam, że będziesz się nad tym zastanawiał, wiec wysłałam za Ciebie. Wyjaśniłam w nim również, dlaczego tak późno. Myślę, że Dyrektor McGonagall zrozumie
- Czemu to zrobiłaś? Wiesz, że nie będę tam mile widziany, poza tym On tam będzie… - Głos mi się łamał. Nie mogłem uwierzyć w to, że zrobiła nie pytając mnie o zdanie
- Wiem. Może to dla was jest szansa, a resztą bym się nie przejmowała – Powiedziała łagodnym tonem  
- Nie ma jej! Wybrał ją, nie mnie… Straciłem go już w czwartej klasie – Mówiłem ochrypłym głosem
 - A mimo wszystko nie potrafisz o nim zapomnieć. Nawet jeszcze nic nie zrobiłeś..– Przerwałem jej
- Zrobiłem! Powiedziałem co czuję, a mimo wszystko zostawił mnie jak wtedy. Oto jego odpowiedź – Wiedziałem, że nie powinienem się tak unosić, ale mimo wszystko dalej było świeże i zbyt bolesne - Nie ma już szansy, a ja chce się w końcu pozbierać - dodałem
- Tego się nie dowiesz, póki sam nie przekonasz w stu procentach… Przemyśl to, poza tym to będzie idealna okazja, aby zająć czymś myśli zamiast się zadręczać. Nie musisz zjawiać się na początku roku, zawsze możesz pojawić się na drugi lub trzeci dzień. Uprzedziłam już o tym w liście Panią Profesor - Powiedziawszy to odeszła jak zawsze zostawiając mnie rozdartego… Jedna strona podpowiadała mi, że ma rację, a druga…. cóż druga… była zupełnie odwrotna… Tak mijały dni, a jako iż nie miałem odwagi wyjść z domu kazałem skrzatom iść kupić potrzebne materiały. Problemem stanowiła różdżka… nie miałem swojej, a matki ostatni raz widziałem w Pokoju Życzeń podczas bitwy… co znaczyło, że została spalona.
Zakapturzony poszedłem do pierwszego lepszego sklepu z różdżkami we Francji. Nie powiem, że właściciel sklepu ucieszył się na mój widok. Zanim znalazłem w miarę odpowiednią różdżkę przez ten czas musiałem znieść to mordercze spojrzenie właściciela. Kiedy zapłaciłem szybko wróciłem do domu, gdzie czułem się bezpiecznie - Cóż chyba muszę się do tego przyzwyczaić – Pomyślałem.
Nastał 30 Sierpnia, sam nawet nie wiem, kiedy to zleciało. Miałem zatrzymać się u Pansy.
Pod wieczór byłem przygotowany, więc wziąłem swój kufer. Matka czekała na mnie już przy kominku uśmiechając się życzliwie – Pamiętaj, że zawsze możesz wrócić wcześniej - Powiedziała, a później dodała – Będzie dobrze, zobaczysz - I chwilę po tych słowach znalazłem się u Pansy w salonie witając jej rodziców, następnie wyszli zostawiając nas samych. 
- Dracuś - Skoczyła przytulając mnie - Dobrze cie widzieć - Trzeba było przyznać, że jaka by
wnerwiająca nie była, to zawsze mogłem na nią liczyć.
- Ciebie również –  Położyłem kufer.
Jako, że było późno nie było okazji porozmawiać, więc przełożyliśmy rozmowę na następny dzień.
Następnego dnia rano, gdy się obudziłem zeszedłem do salonu. Rodzice Pansy gdzieś wyszli, wiec mieliśmy całe popołudnie dla siebie
- Witam – Przywitałem się wchodząc do salonu – Jak tam ? – Spytałem siadając naprzeciwko niej.
- Dobrze, a nawet bardzo – uśmiechnęła się po czym ona zapytała – A jak się ty trzymasz ? – Dobrze wiedziałem o co jej chodzi. Może nie zna mnie tak dobrze jak matka, ale wiedziała, że było mi ciężko.
- Jakoś… Nie wylewam już z siebie łez od miesiąca, więc chyba jest dobrze – Nie kłamałem jednak, gdy zamykam oczy widzę Harry’ego i tą głupią rudą małpę całujących się… wtedy najbardziej żałuję, że nie zabiłem tej małej rudej wiedźmy, kiedy tylko nadarzyła się mi okazja..
- Oj zobaczysz znajdziesz sobie kogoś lepszego niż Potter – Chyba sama nie wierzyła w te słowa
- A wiesz może… co się z nim dzieje? – Spytałem z gulą w gardle i łamiącym się głosem
- Prawdę mówiąc, to nie. Wiem, tyle że wraca do Hogwartu oraz parę plotek od Millicenty - Powiedziała lekko obojętnym tonem.
- Jakich plotek? – Spytałem nie wierząc, że interesują mnie jakiekolwiek plotki
- Wiesz… po wojnie Millicenta zakolegowała się z Luną. Właściwie każdy jakoś przełamał bariery i przestał zwracać uwagę, kto z jakiego domu pochodzi.. Poza Weasley’em, tego człowieka nie da się lubić. Wracając do tematu. Millicenta słyszała od Luny, że Weasley i Potter często się kłócą. Dokładnie, to od miesiąca – Popatrzyłem na nią uważnie z zainteresowaniem - Ruda twierdzi, że Harry dalej kogoś ma.. znaczy się myśli o kimś innym. Jednak dla mnie to nie dorzeczne. Ok.. Była Chang, ale skończyło się na pocałunku. Później jakoś to umilkło, a bliznowaty zajął się sprawami związanymi z Voldkiem, wiec czysto teoretycznie nie miał zbytnio jak.. W sumie jeszcze przed wojną słyszałam pewne pogłoski od jakiegoś Gryfona z niższych klas, który lunatykuje, że… - Traciłem przez te szczegóły cierpliwość, więc przerwałem jej nim zdążyła dokończyć
- Przejdziesz do rzeczy, czy nie? Wiesz jakoś nie obchodzi mnie, że jakiś pierwszak lunatykuje…  
- Rany, coś ty taki zgryźliwy, a może tobie chyba już przeszło co.. ? – Popatrzyła na mnie uważnie – A nie zdawało mi się. Wolałam ciebie chyba histeryzującego w tej Sali, byłeś przynajmniej mniej wredny i bardziej ludzki.. chociaż powiedziałabym, że... – Popatrzyłem się na nią spod byka z miną pytającą ''Skończyłaś już'', po czym spoważniała – Rany, ale ty wredny jesteś – Podsumowała, a ja natomiast wywróciłem oczyma
– Jestem wredny z natury, powinnaś już o tym wiedzieć, to jak skończysz tą cudną przypowieść o lunatyku z Gryffindoru, czy temat zamknięty ? – Spytałem. Ona tylko westchnęła i dokończyła
-.. mówił, że Potter wymykał się z wieży przed północą. Tyle że to nie możliwe, bo z kim...Chociaż… Czekaj… Chyba, że… Ty… On… - Spojrzała na mnie znacząco, po czym krzyknęła - Na Brodę Merlina! To z nim się spotykałeś! 
- Brawo detektywie, chcesz medal? Myślałaś, że co? Wzięło mnie na Pottera przez platoniczne zauroczenie?
 - Nie – Naburmuszyła się jak małe dziecko – Ale to było zastanawiające… Podsumowując. Ruda jest na przegranej pozycji.
 - Według plotek wariatki, która myśli, gnębicośtam istnieje.. – Popatrzyła na mnie, wzięła wdech
- Cóż… Było nie zaszywać się we Francji i niczego nie wiedzieć – Powiedziała spokojnym tonem.
- Tak się składa moja droga, że to dopiero drugie wyjście od czasu aresztu. Wybacz, że nie jestem na czasie – Byłem wściekły. Dobrze wiedziała o tym, a  gazety pewnie nie szczędziły o tym pisać.
- No już, już. Złość piękności szkodzi, a jeśli masz się brać z powrotem za Pottera, to lepiej żebyś nie wyglądał przy nim jak człowiek z Nokturnu – I na chwilę odleciała
- Pansy.. Pansy.. Parkinson – Krzyknąłem wyrywając ją przy tym z transu. Następnie spojrzała na mnie pytająco – Odleciałaś... Czemu miałbym wyglądać jak jeden z tych żebraków z ulicy? – Spytałem z nie ukrywaną ciekawością. 
- Zobaczysz. Masz sporo do nadrobienia. Zaczynając od tego, że kończę z udawaniem zakochanej w tobie kretynki – Następnie posłała mi wzrok typu ''Proszę zapytaj''. Westchnąłem
- Aha, ok. A skoro patrzysz na mnie wzrokiem pt. ''proszę zapytaj czemu, a jak tego nie zrobisz, to i tak ci powiem''. To więc pytam. Czemu? - Zadowolona z życia uśmiechnęła się
- Ponieważ Teo będzie zazdrosny –  Powiedziała z słodkim uśmieszkiem
- Poważnie Ty i Nott ? – Szczerze mówiąc jakoś specjalnie zaskoczony nie byłem. Natomiast później dodałem - Biedny Teodor – Nie skomentowała tego, ale mruknęła za to
 -  Biedy to jest Potter. Poważnie… jak można być takim upierdliwcem jak Ruda – Spojrzała na mnie – Nie ważne… - Zrobiła krótką przerwę po czym dodała mrucząc pod nosem – Ten to ma szczęście…
- Co mam przez to rozumieć? – Patrzyłem na nią z miną mówiącą, że mam ochotę ją zamordować
- Nie ważne – Odpowiedziała bez zastanowienia - Uważam, że on nie jest z nią szczęśliwy.. Może..
- Przestań! – Krzyknąłem przerywając jej… zacisnąłem dłoń w pięść i uderzyłem nią w blat stołu - Przestań.. - powiedziałem już cichym głosem, a później dodałem - Chcę tylko zaliczyć ten rok, dla matki…
- Ok. – Powiedziała uśmiechając się lekko, po czym dodała – Damy radę.
Dalej żadnych z tych tematów nie zostało więcej poruszone. Rozmawialiśmy tak przez cały ranek, a popołudniu przyszła reszta naszej świty. Pansy musiała pewnie im powiedzieć, żeby nie poruszać tematu wojny, a przede wszystkim Pottera. Tak nam minął dzień.  Następnego dnia obudziłem się wyjątkowo wcześnie, właściwie przez stres związany z tym dniem w cale nie mogłem zasnąć. Musiałem nastawić się na komentarze, czy nawet pogróżki. Nim się spostrzegłem był czas na wyjście. Gdy tylko pojawiłem się na peronie, starałem się być dumny, kiedy każdy spoglądał z moją stronę . Jednak przerosło mnie to i chciałem się wycofać, ale Pansy zaciągnęła mnie do przedziału z szybkością błyskawicy. Nie zdążyłem nawet rozglądnąć się, kto się pojawił, choć z drugiej strony może i było to lepiej. 
Droga do Hogwartu dłużyła mi się nie miłosiernie, wiec postanowiłem się zdrzemnąć po źle przespanej nocy. Pansy obudziła mnie mówiąc, że już prawie jesteśmy i kazała mi się przebrać w szatę. Sama już ją miała na sobie.
Kiedy skończyłem się przebierać wyszedłem z przedziału, a później na peron słysząc szmer komentarzy. Starłem się je ignorować. Jednak najgłośniejszy z nich należał do Weasley'a
- Mam nadzieje, że twoje ułaskawienie to tylko głupi żart Malfoy. W cale się nie zdziwię, aż w końcu po ciebie przyjdą – Milczałem – Spójrzcie na niego jaki potulny. W końcu zabrakło języka w gębie, co ? - Już chciałem mu odpowiedzieć, że milczę tylko po to żeby nie zarazić się od niego głupotą, ale usłyszałem dziewczęcy krzyk 
- Ronaldzie Biliusie Wesley! – a zaraz później przepchała się przez tłum Hermiona Granger – Dałbyś wreszcie z tym spokój. Nie bez powodu go ułaskawili – Ostatnie zdanie powiedziała ściszonym głosem
- Dostał ułaskawienie dlatego, że… - Nie dokończył ponieważ spojrzała na niego spod byka – Nie ważne… - Odszedł naburmuszony, a ona tylko westchnęła. Natomiast ja postanowiłem odejść, gdy nagle Granger zawołała mnie
– Malfoy… - Popatrzyła na mnie - nie przejmuj się nim – Uśmiechnęła się lekko, a ja poczułem się zmieszany. Nie chciałem litości, a już na pewnie nie chciałem jej od niej. Na koniec dodała jeszcze - a i  Profesor McGonagall oczekuje Ciebie przed ucztą w jej gabinecie – Skinąłem tylko głową, dając jej znak, że przyjąłem to do wiadomości i w tym samym momencie ruszyłem prosto do  gabinetu dyrektora. Gdy dotarłem do korytarza Chimery schody już na mnie czekały. Nie miałem co się zastanawiać, więc wszedłem od razu.  W gabinecie nic praktycznie się nie zmieniło.
- Chciała mnie Pani widzieć – Powiedziałem i podszedłem do biurka, czekając aż w końcu się pojawi..
- Witam Pana. Panie Malfoy. Cieszy mnie, to że zdecydował się Pan  pojawić – Ruszyła szybkim krokiem po czym usiadła za biurkiem
- Właściwie to … - Spojrzała na mnie uważnie – Nie ważne.. Chciała mnie Pani widzieć
- Owszem – Przeszła od razu do rzeczy - Wiele osób pewnie będzie miało do Pana żal za wcześniejsze wydarzenia. Myślę, że nawet będą próbować się w pewien sposób mścić, dlatego też… - Przerwałem jej
- Dlatego, też z całym szacunkiem nie potrzebnie wysyłała mi Pani list… - Powiedziałem podniesionym tonem.
- Da mi Pan dokończyć? – Spojrzała na mnie, a ja kiwnąłem dając jej możliwość dokończenia swojej wypowiedzi.. – Dlatego też za namową pewnej osoby postanowiłam dać Panu funkcję Prefekta, którą będzie Pan dzielił z Panną Parkinson – Podała mi plakietkę – Zna już Pan obowiązki oraz wszelkie korzyści idące z tą funkcją, chyba że potrzebuje Pan ich przypomnienia – Spojrzała na mnie
- Znam, ale .. – Zaciąłem się
- W takim razie jutro Pan Potter lub Panna Granger poda Panu oraz Pannie Parkinson hasło do łazienki prefektów oraz kilka dodatkowych informacji, a teraz może Pan już iść. Uczta powitalna zaraz się zacznie – Na koniec rzuciłem jej dowiedzenia i odszedłem czując jak odprowadza mnie wzrokiem.
Uczta powitalna jak zwykle była huczna, a ja mimo wszystko czułem na sobie morderczy wzrok wiewióra. Starałem się go ignorować
- Głupi rudzielec – Napomknęła Pansy wtulając się w ramię Teodora – Nie przejmuj się nim
- Właśnie – Skomentował Zabini – Zaraz Granger doprowadzi go do porządku – Spojrzał na stół Gryffingdoru – Ooo już to zrobiła, a nie zaraz… z kim się on tam wykłóca.. Nie widzę. Ej Crabbe weź głowę na dół, bo nic nie widzę.. – Zanim jednak do Crabbe’a dotarło było już za późno. – No wielkie dzięki..  taka afera przy stole lwów, a ty tym swoim łbem widoki zasłaniasz..
- A co ja jestem winny ? – Spytał z pełnymi ustami, nieświadomy niczego,
- Teraz już niczego – Odpowiedział ciemnoskóry chłopak po czym zajął się z powrotem swoim talerzem. Natomiast ja męczyłem dalej kanapkę czując na sobie czyś wzrok, lecz gdy spojrzałem się na stół naprzeciwko wiewiór był całkowicie pochłonięty, pochłanianiem zawartości talerzy. Cóż może mi się wydaje - Pomyślałem i dalej męczyłem kanapkę aż w końcu usłyszałem komentarz Zabini'ego
- Raju… Zlituj się nad tą kanapką – Spojrzałem na niego pytająco i już chciałem mu powiedzieć, aby zajął się sobą gdy nagle Pansy dołączyła
- Nie ma co mu jej wpychać na siłę, u mnie w domu też ledwo zjadł cokolwiek. Zgłodnieje w końcu to zacznie jeść – Zaświegotała dziewczyna 
- No – Zaczął Crabbe mając pełną buzię. Przełknął -  przecież Malfoy to Drań bez litości, więc i kanapkę musi męczyć – Wszyscy oprócz mnie automatycznie spojrzeli na Crabbe’a z minami zwiastującymi dla niego jakieś nieszczęście, a później na mnie. Po jego komentarzu już całkowicie odechciało mi się jeść, wiec odłożyłem kanapkę na talerz, burknąłem coś o tym, że nie jestem głodny i ruszyłem w stronę drzwi. Zanim jednak odszedłem zdołałem usłyszeć jak naskakują na Crabbe’a oraz dalej czułem na sobie czyjeś spojrzenie. Gdy dotarłem do dormitorium pierwszą rzeczą, którą zrobiłem to przebrałem się w piżamę i poszedłem spać.
Następnego dnia Pansy czekała na mnie z moim planem zajęć. Pierwsze były eliksiry na szczęście z Krukonami, choć nie wiedziałem czy się cieszyć, czy płakać. Tak czy owak zrezygnowałem z śniadania, nie widziałem po prostu sensu schodzić tam skoro i tak ze stresu skręcało mnie w żołądku. Postanowiłem wiec, że pójdę od razu pod salę. Pół godziny później zaczął się zbierać tłum, widziałem jak Pansy wraz z pozostałymi szła w moim kierunki. Chwilkę później, gdy podeszła podała mi pod nos kanapkę – Masz – Powiedziała surowym tonem – Wczoraj ci jeszcze darowałam, ale dzisiaj to już przesada – Od niechcenia wziąłem od niej kanapkę i zacząłem przeżuwać – I żeby to mi było ostatni raz – Połknąłem
- Mówisz jak moja matka –  Powiedziałem patrząc się z obrzydzeniem na kanapkę
- Dostałam od niej sowę. Rozumiem, że jest ciężko, ale nie przesadzaj. Każdy miał nie raz złamane serce – Mówiła szeptem, a gdy chciałem to skomentować dodała – Rozumiem, że stanowisz dziwną część populacji, która zakochuje się raz na całe życie, ale tak nie można – Słuchałem jej biorąc kolejnego kęsa
- Zadowolona? – Spytałem, gdy połknąłem
- I to jak – Uśmiechnęła się triumfalnie, a w miedzy czasie doszedł do nas Teodor
- Eh.. mam wrażenie, że dba o ciebie lepiej niż o mnie… Czy mam być zazdrosny – Spokojnie spojrzałem na niego bez żadnych emocji.  Choć ciekawiło mnie, czy on wiedział o mojej orientacji, lub co gorsza o Potterze. Jednak odpowiedziałem mu z kpiącym uśmieszkiem na twarzy
- Uwierz mi Teodorze jak by Pansy była w moim typie nawet by na ciebie nie spojrzała – Wziąłem kolejnego kęsa kanapki, a wszyscy się na mnie popatrzyli jak by właśnie cud się ziścił, a jako że w buzi miałem zawartość kanapki posłałem im spojrzenie ''Co się tak gapicie''. Nic nie odpowiedzieli. Później, gdy ja połknąłem. Spytałem się
- Mam coś na twarzy, czy któreś mnie oświeci o co wam chodzi? – I nim się spostrzegłem zjadłem, to co przyniosła mi Pansy
- Nie.. Nic, tylko znów jesteś sobą – Powiedział czarnoskóry chłopak, a zaraz później reszta zaczęła pytać Pansy, czy czegoś mi do tej kanapki nie dosypała. Natomiast ja cieszyłem się, że kupili to co im tak z łatwością sprzedałem, czyli aroganckiego i pewnego siebie Malfoy'a.
Lekcje minęły o dziwo spokojnie. Pansy w końcu przestała mnie niańczyć, co było niezwykle pocieszające. Po zajęciach, w pokoju wspólnym leżało kilka listów zaadresowanych do mnie. Nie było nadawcy, gdyż odkąd sowy były przechwytywane najlepszym sposobem na komunikacje było zaklęcie. Otworzyłem jeden z nich i przeczytałem zawartość, a resztę spaliłem nawet nie patrząc. Próbowałem się uspokoić, sam dobrze wiedziałem, że tak będzie, a mimo wszystko byłem zdenerwowany, co nie uszło uwadze Pansy
- Co to za listy ? – Spytała zaciekawiona. Ukryłem list za plecami.
- Namolne fanki. Piszą to jak lubią niegrzecznych chłopców i że chcą się ze mną umówić. Poważnie powinny się leczyć – Skłamałem Mówiąc to tym swoim aroganckim tonem
- Aha… Przeczytaj co dokładnie napisały, pośmiejemy się razem – Wstała i ruszyła w moim kierunku.
- Po co mam ci zawracać nimi głowę – Cofałem się do tyłu, ale usłyszałem tylko ''Puff'' i chwilę później wyrwała mi list. Czytając go na głos
- ''Powinieneś gnić w Azkabanie''. Dość oryginalnie, ile takich listów od fanek jeszcze dostałeś? – Milczałem – Draco…
- Nie wiem. Od razu spaliłem resztę
- Zgłoś to… - Popatrzyłem się na nią – Zrobisz to ? – Spojrzała na mnie uważnie
- Tak, zrobię.. – Oczywiście kłamałem
- Kiepsko ostatnio kłamiesz, a właśnie przedstawienie przed eliksirami równie świetne, ale mnie nie przekonałeś – Popatrzyłem się z niedowierzaniem – No i co się tak patrzysz? Znam cię lepiej niż myślisz – Prychnąłem.
Oczywiście mimo namolnego paplania nie zgłosiłem tego ani razu, a listy od razu trafiały do spalenia. Tak mniej więcej minęły kolejne tygodnie i nadszedł ten nie wdzięczny dzień bycia prefektem, czyli moja kolej obchodu. Wziąłem więc różdżkę, choć równie dobrze mógłbym jej nie mieć. Przechodziłem się po korytarzach mając nadzieję, że nikogo nie spotkam – Heh.. niezła ironia losu – Pomyślałem – Jeszcze dwa lata temu wręcz skakał bym wręcz z radości, ale teraz. – Przystanąłem na chwilę po czym znowu ruszyłem.
Niestety szczęście omija mnie szerokim łukiem. Idąc głównym korytarzem widziałem dwóch uczniów. W sumie było mi wszystko jedno, nawet zamierzałem przymknąć na to oko, gdyby nie fakt, że znęcali się najwyraźniej na jakimś pierwszaku. Wziąłem wdech i zainterweniowałem
- Ej.. co się tam wyprawia - Krzyknąłem pewnym głosem i podszedłem z wyciągniętą różdżką
- Nic co mogło by Ciebie interesować Malfoy, możesz iść dalej – Zaśmiali się dalej trzymając przestraszonego chłopaka w powietrzu
- Czyżby? Bo ja twierdzę zupełnie coś innego. No już opuścić go na dół i zmiatać do swoich dormitoriów, to puszczę to w niepamięć  i nie wyciągniecie żadnych konsekwencji
- A jeśli nie, to co ? Potraktujesz nas Crucio lub Avadą Śmierciojadzie? Przez twoich koleszków cały dom w rozsypce, a rodzice nie żyją – Opuścił chłopaka i skierował swoją różdżkę na mnie kontynuując – Pomyśl, co pomyśli o mnie moja siostra, gdy się dowie, że jej brat jest w jednej szkole z jedną z tych kanalii – Chłopak zbliżał się do mnie co raz bliżej, a drugi starał się go uspokoić, ale ten zdążył mnie rozbroić szybciej niż moja przeklęta różdżka mnie posłuchała. Cofałem się dopóki ściana mnie nie zatrzymała. Myślałem, że już po mnie, gdy nagle usłyszałem Jego głos. Poszedł do nas z groźną miną oraz różdżką w ręce
- Co się tu się dzieje ? - Spojrzał na mnie, a ja milcząc nakierowałem go spojrzeniem na tamtą dwójkę – Co  tu robicie po ciszy nocnej? - Milczeli – Gadać! - Był wściekły, natomiast dwoje Puchonów zaczęło coś bełkotać pod nosem. Starał się coś zrozumieć, lecz tracił już cierpliwość do nich wiec powiedział tylko ''- 120 punktów od Hufflepuff''. Tamci byli oburzeni. Spytali się wiec za co, a on zaczął wyliczać : - 10 za opuszczenie dormitorium po ciszy nocnej, - 50, za groźby wobec prefekta od każdego z was – Puchoni popatrzyli na siebie, wyraźnie dając do zrozumienia, że nie zgadzają się z tym. Potter tylko spojrzał na nich i dodał podniesionym i pewnym głosem -  jeśli zaraz nie znajdziecie się w łóżkach odbiorę wam kolejne sto – W końcu zrezygnowani uciekli aż się za nimi kurzyło. On natomiast tylko westchnął mamrocząc coś o tym, że to dzisiaj kolejne ujemne punkty. Ja chciałem uciec cichaczem, gdy nagle usłyszałem – Nie. Tak. Szybko. Malfoy… - Spojrzał na mnie – Możesz mi wyjaśnić co to było? – Spytał.
- To co widziałeś Potter. Tak kończy taki Śmierciojad jak ja.. a teraz jeśli pozwolisz pozbieram resztki pozostałej mi jeszcze godności i skończę swój obchód – Powiedziawszy to odwróciłem się i ruszyłem do przodu, gdy zorientowałem się, że nie wziąłem różdżki – Niech to szlak – Pomyślałem zatrzymując się.
- Nie zapomniałeś czegoś przypadkiem? – Spytał, a ja zacisnąłem zęby i wróciłem się po tą głupią różdżkę – Nie jest zła, ale jakoś chyba za sobą nie przepadacie – Oglądał ją od jednego końca do drugiego.
- Owszem, a teraz możesz mi ją oddać? Czy tą też zamierzasz mi zabrać – Wyciągnąłem rękę
- Właściwie, to chciałem… – Prychnąłem i przerwałem mu
– W nosie mam co chciałeś. Oddaj ją – Stałem z wyciągniętą ręką z determinacją na twarzy, choć jedynie o czym marzyłem, to ucieczka. Patrzył na mnie tymi swoimi zielonymi gałami, a ja czułem iż tracę grunt pod nogami. Jednak nie dałem tego po sobie poznać. On tylko popatrzył na mnie i zamiast oddać mi różdżkę wyciągnął z szaty pojemnik oraz wręczył mi go. Popatrzyłem się na niego
- Chciałem Ci ją oddać zaraz po uczcie, ale wyszedłeś wcześniej. Później zaś nie mogłem Cię złapać – Wziąłem od niego pudełko nawet nie podziękowawszy. Powiedziałem tylko
- Bynajmniej nie miałem ochoty być złapany zwłaszcza przez ciebie - Po czym ruszyłem w wcześniej odebranym kierunku cały czas czując na sobie jego wzrok. Chwilę później zatrzymałem się, przymknąłem oczy – Potter… – Nie odwróciwszy się wydukałem cicho – …Dziękuję – Następnie  ruszyłem dalej czują na sobie jego wzrok.  Od tamtego momentu nie mogłem się na niczym skupić, wiec od razu wróciłem do dormitorium. Serce waliło mi jak szalone. Znów czułem, że tracę kontrolę nad sobą. Wszedłem do pokoju wspólnego niczym błyskawica zdołałem jedynie usłyszeć pytanie Pansy dotyczące obchodu, ale nie zatrzymałem się. Pobiegłem do pokoju, wyciągnąłem kufer z szafy i zacząłem się pakować. W tym czasie słyszałem natarczywe pukanie. Nie odpowiedziałem, Pansy zaczęła krzyczeć
- Malfoy do cholery otwórz te cholerne drzwi! – Zaczęła w je walić
- Zostaw mnie! – Pakowałem się nawet nie trudząc się składaniem ubrań
- Kurwa! Otwieraj, jak nie to je wyważę ! – Zdenerwowała się i słyszałem jak wypowiada zaklęcie - Bombarda! – W drzwiach pojawiła się dziura, a przez nią przeszła wściekła Parkinson – Możesz mi wytłumaczyć, co ty odpierdalasz ? – Popatrzyła się na kufer – Wyjeżdżasz ? – Po czym odwróciła wzrok na mnie – Dlaczego?
- Jak widać. Nie mam zamiaru zostać tu ani chwili dłużej – Dalej zbierałem swoje rzeczy, lecz dziewczyna je rozpakowywała
- Mógłbyś chociaż powiedzieć dlaczego – Nie słuchałem jej, więc stanęła mi na drodze – Gadaj! Co się stało
- To, że byłem pieprzonym śmierciożercą. Powinienem gnić w Azkabanie, a nie udawać, że wszystko jest w porządku – Nie spojrzałem na Ina ani razu. Byłem gotowy do wyjścia, lecz ona nie dawała za wygraną
- Pytam się. Co się wydarzyło jak byłeś sprawdzać korytarze. Jeśli twój powód będzie dobry puszczę Cię bez słowa – Wziąłem głęboki wdech i opowiedziałem jej całe zdarzenie na korytarzu oprócz części o Potterze. Słuchała uważnie, a gdy skończyłem powiedziała - To nie jest dobry powód, a Ci Puchoni najwyraźniej byli nieźle wstawieni. Przynajmniej ten jeden – Schowałem twarz pomiędzy kolana i powiedziałem już spokojnie dalej trzymając się tej wersji
- Co nie znaczy, że nie miał racji – Byłem u kresu wytrzymałości, kiedy nagle powiedziała
- To nie wszystko, prawda? – Spojrzałem na nią, a ona patrzyła się na pudełko na łóżku – To jest, to co myślę? – Wzięła je do ręki i otworzyła wyjmując moją starą różdżkę – Tam był jeszcze On. Prawda? – Spojrzałem na nią milcząc, dając jej do zrozumienia, że ma racje – Wiedziałam, że poza tymi Puchonami coś jeszcze się zdarzyło – Położyła różdżkę na łóżku, a tuż koło niej pudełko
- Teraz już rozumiesz? Nie dam rady być z nim w jednym budynku. Na zajęciach jeszcze Go ignoruje zajmując się zadaniem, ale poza tym… już nie – Milczała i już chciałem wstać i wyjść, gdy westchnęła powiedziała
- A jeśli zmienimy Grafik… tak abyś nie miał dyżuru z żadnym Gryfonem ?
- To niczego nie zmieni
- Cóż nie przekonamy się jak nie zobaczymy – Powiedziawszy to ruszyła do wyjścia
- Ej, a ty dokąd? – Spytałem
- Do Teo? Zostawiłam go tam nawet nie uprzedziłam, że zaraz wrócę, a co ? – Odpowiedziała normalnym głosem jak by to była najnormalniejsza rzecz na świecie
- Rozwaliłaś mi drzwi. Mogłabyś je poskładać – Powiedziałem następnie odwróciłem się, aby poskładać rzeczy z powrotem na miejsce
- Masz różdżkę. Możesz sam to zrobić – Uśmiechnęła się – Dobrej nocy życzę – Po czym wyszła jak gdyby nigdy nic, za to ja usiłowałem sobie przypomnieć jakie to było zaklęcie – Wróciła wychylając się przez dziurę – Reparo… Draco, poważnie? – Popatrzyła na mniej jak na idiotę po czym się ulotniła. Za to ja wypuściłem powietrze, wziąłem różdżkę oraz rzuciłem na drzwi owe zaklęcie dawno nie czując się tak pewnie – Jednak nie ma to jak własna różdżka – Pomyślałem, a następnie rzuciłem zaklęcie, które sprawiło iż rzeczy składały się i wkładały do szafy.
Następnego dnia popołudniu miałem już nowy grafik, nawet nie łudziłem się, że to dobry pomysł, ale Pansy potrafi być upierdliwa. Mieliśmy właśnie wolną godzinę, wiec wyszliśmy na błonia. Poza tym nic szczególnego się nie wydarzyło. Dalej ignorowałem Zielonookiego Gryfona, choć jak mam być szczery czasem od niechcenia na niego patrzyłem i trzeba było przyznać tej wariatce rację. Ruda faktycznie się Go uczepiła jak jakiś szkodnik.  Jego samego jakoś to nie ruszało, ale nie można było powiedzieć, że był zadowolony. Z resztą to nie pierwszy raz.
- Ja mu naprawdę współczuję – Wtrąciła sama z siebie Pansy – Ruda jest jak mugolski kleszcz. Dobrze mówię Blaise ? – Zwróciła się do czarnoskórego chłopaka
- Pansy.. Kleszcza da się pozbyć, a ona.. cóż to beznadziejny przypadek .. - powiedział tonem jak by go to nie interesowało
- Nie macie niczego ciekawego do roboty ? – Spytałem wkurzony
- Hmm… - Zamyśliła się – Nie. Teo ma właśnie dodatkowe eliksiry. Poza tym powiedziałam, co sam myślałeś. A ty Blasie nie powinieneś mieć numerologii ? – Spojrzała na chłopaka
- Czysto teoretycznie ją mam, ale nie chciało mi się na nią iść –  Powiedział niby obojętnym tonem
- Przyznaj lepiej, że chciałeś popatrzeć sobie na rudą – Pokazała mu język, a ja natomiast tylko przysłuchiwałem się ich rozmowie
- Pff.. za kogo ty mnie masz, w życiu bym nie opuścił zajęć dla niej – Pansy zrobiła poważna minę
- Nie?  A szkoda, bo właśnie tu idzie – Powstrzymywała śmiech, a Zabini się wyprostował i poprawił, następnie Pansy zaczęła się śmiać – Idiota – Dalej się śmiała – Jak mogłeś pomyśleć, że się odkleszczyła od Pottera – Nie miałem ochoty wysłuchiwać ich wygłupów zwłaszcza, gdy chodziło o niego. Zamknąłem więc oczy i po prostu starałem się ich nie słuchać - Myślisz, że śpi ? – Spytała się szeptem
- Nie wiem. Nie siedzę w jego głowie – W pierwszej chwili miałem powiedzieć, że nie jednak Blaise kontynuował – Na serio zamierzasz mu Go dać? Nie będzie lepiej jak dasz sobie spokój
- Nie – Podniosła lekko głos
- Eh.. Jak uważasz ja sądzę, że będzie lepiej jak sobie darujesz i od razu spalisz ten list. Jakoś wątpię, aby go nawet przeczytał.
- Nie przeceniaj mnie Zabini. Robię to również dla ciebie
- Że też się na to zgodziłem…
- Zgodziłeś się na to ponieważ nie masz lepszego pomysłu
Nie wierzyłem w to co słyszałem.. Czyżby listy wysyłane były przez osoby, które uważały się za moich przyjaciół. Nie wytrzymałem i otworzyłem oczy, Wstałem, a oni popatrzyli na mnie ze zdziwieniem.
-  Zanim zaczniecie rozmawiać o czymś, co dotyczy osoby obok upewnijcie się, czy aby na pewno śpi – Powiedziałem z pogardą
- Nie rozumiem o co ci chodzi – Powiedziała dziewczyna. Spojrzałem na nią
- O listy, a o co innego – Zdenerwowała się – Heh.. a więc jednak. Jesteście obydwoje żałośni – Odszedłem słysząc oskarżenie Zabini'ego skierowane do dziewczyny ''Idiotka''. Później słyszałem jak Pansy mnie woła, ale nie reagowałem. Nie miałem ochoty iść na zajęcia, wiec skierowałem się do dormitorium z powrotem zacząć pakowanie.
Gdy nastał wieczór pojawiłem się w Pokoju wspólnym, w którym nie było o dziwo nikogo. Nikogo z wyjątkiem Pansy. Dalej miałem na sobie szatę, a kufer zmniejszyłem i schowałem do kieszeni. Popatrzyła na mnie próbując coś powiedzieć, lecz nim zdążyła ja ją wyprzedziłem
- Nie mam ochoty słuchać tego co masz mi powiedzenia. Chyba, że masz ostatni liścik na dowodzenia -
Milczała, a za raz później wyciągnęła i podała mi list. Prychnąłem i wziąłem go – Mam go spalić, czy dodałaś coś nowego? – Patrzyła na mnie pewna siebie ja zawsze. Wzięła wdech
- Otwórz, to się przekonasz – Powiedziała normalnym lecz drżącym tonem.
Otworzyłem go. Było w nim jedno krótkie zdanie.

Spotkajmy się o 23.00 tam gdzie zwykle…
Wiesz Kto..


Koniec  Części I
CDN….
Jak wam się podobało?
(Swoją opinię możecie wystawić w postaci komentarza)
_________________________________________________________________________________________________________________
Drodzy Czytelnicy!

Na początku chciałabym was przeprosić za to, że ostatnio nieźle pogmatwałam. Sama jestem na siebie wściekła i jak miała różdżkę dałabym sobie porządne Crucio.
Co  prawda tego rozdziału nie miałam w planie  rozbijać, ale trwało by to dłużej. I tak przewiduje, że II cześć nie pojawi się szybko… No, chyba że będę w stanie napisać coś z sensem (jakbym wcześniej pisała z sensem...)