UWAGA!

UWAGA!

* Opowiadanie zawiera wątek Boys Love (związek męsko-męski).

Jeśli komuś to nie odpowiada proszę o opuszczenie bloga.

* Treść może zawierać wątek o charakterze erotycznym oraz wulgarnym

* Prosiłabym o nierozpowszechnianie treści opowiadań bez mojej zgody


Większość postaci i świat przedstawiony zostały stworzone są przez Panią J.K.Rowling, a historia zawarta w opowiadaniach jest wyłącznie moją wizją.

Ja nie otrzymuję żadnych korzyści materialnych.

wtorek, 8 listopada 2016

Wieczny Smutek...


Muzyka w Tle: Budka Suflera – Bal Wszystkich Świętych 
_______________________________________________________________________________________________________
   Był piątek, czyli ostatni dzień przed weekendem i nareszcie miała być długo wyczekiwana sobota. Ten dzień zaczął się normalnie. Otworzyłem oczy, podciągnąłem się do pozycji siedzącej i spojrzałem na drugą połowę łóżka, gdzie powinien spać chłopak o czarnej niesfornej czuprynie. Powinien, bowiem mój wzrok napotkał pustą przestrzeń.
Nienawidziłem dni, kiedy musiał wyruszać na akcje. Zawsze wracał późno i spał do późna, a ja lubiłem widok jego zielonych oczu, gdy wspólnie jedliśmy pyszne śniadanie i piliśmy kawę z rana.
Nie wspominając już o tym, że z każdej akcji wracał ranny, a później miał po niej pamiątkę w formie kolejnej blizny. No, ale przynajmniej wracał.
Nie zamierzałem panikować, gdyż czasem miał w zwyczaju zasnąć na kanapie w salonie. Tak, więc bez większego pośpiechu wziąłem poranny prysznic i ubrałem się w garnitur. 
Ubrany, uczesany wszedłem do salonu, gdzie miałem pewność spotkać w nim śpiącego Pottera. Niestety i tam go nie było, spojrzałem wiec na telefon, który nie miał żadnej wiadomości. 
- No nic – Westchnąłem - Najpewniej zastanę go śpiącego w burze aurorów. W końcu to nie pierwszy raz. – Pomyślałem i zrobiłem sobie kubek porannej kawy, która smakowała paskudnie. Następnie założyłem buty, wziąłem ze stołu wcześniej przygotowany płaszcz i założyłem go. Przejrzałem jeszcze raz, czy wziąłem potrzebne na dzisiaj dokumenty. W końcu nie wypada, aby minister był nieprzygotowany na spotkanie.
Co prawda sam się zdziwiłem, że chcą przyjąć mnie na to stanowisko. Biorąc pod uwagę kim był mój ojciec i kim byłem ja. Jednak jak to mawiali mugole ''Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby''. Trzeba było przyznać. Jestem dobry w tym co robię, choć Weasley kilkakrotnie chciał udowodnić całemu ministerstwu, że nie nadaje się na to stanowisko. Co mu się dziwić, w końcu chciał być szwagrem ''Chłopca-Który-przeżył'', ale po tym jak Potter oznajmił jemu, Granger i reszcie, że jest gejem to marzenie legło w gruzach. Nie zapominając o tym, że zaczął spotykać się ze mną.  
Po tej wiadomości rudzielec wpadł w furię, gdzie pozostali jakoś nie mieli nic przeciwko. Nawet ruda, w końcu sama spotyka się z jakimś chłopakiem z Slytherinu. 
Niestety wiewiór miał na tyle pecha, że obydwaj zajmowaliśmy wysokie stanowiska. Ja Minister Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, a Potter… ciężko stwierdzić kim był... to było coś jak szef, szefa oddziału aurorów. W każdym bądź razie w obu tych przypadkach Weasley jest tylko podwładnym.
    Gdy wszystko zostało sprawdzone ruszyłem w stronę kominka, który zabrał mnie prosto do holu ministerstwa. Wszedłem do windy nacisnąłem przycisk z numerem 20 i czekałem spokojnie aż winda dotrze na moje piętro. Co prawda zwróciłem uwagę, że wszyscy od rana posępni, ale nie zamierzałem się tym przejmować, ponieważ przez to, że z rana nie wypiłem dobrej kawy mój dzień zaczął się fatalnie. - Tak, to musi być wina kawy – Mruknąłem w między czasie przeczesując nerwowo włosy. Lecz dziwne uczucie towarzyszące mi, odkąd tylko przekroczyłem kominek ministerstwa nie ustępowało
- Dzień dobry Panie Malfoy – Powiedziała smętnym głosem Lizzy – moja sekretarka o fioletowych włosach, jak na pół-nimfę przystało. Czyli nawet ona miewa złe dni - Pomyślałem, ale to było dziwne, bo zazwyczaj była wesolutka i świergocząca niczym skowronek, mając nadzieje na wspólny lunch. Gdyż przecież nie wiedziała ona (jak i wszyscy poza gronem naszych znajomych), że jej szef jest gejem. Na dodatek spotykającym się z sławnym Harrym Potterem. 
Odburknąłem jej jakieś dzień dobry i wszedłem do swojego gabinetu, położyłem teczkę na stole, a płaszcz powiesiłem na wieszaku. Spojrzałem na biurko – Oczywiście... Bo jak żeby inaczej... -  Mruknąłem i usiadłem na chwilę starając się uspokoić. Po chwili, gdy trochę ochłonąłem. Postanowiłem w końcu spytać Lizzy o dokumenty, które miała przygotować, a oczywiście tego nie zrobiła. 
Chwyciłem za klamkę i otworzyłem drzwi. – Eliza… - Przerwał mi czyiś damski głos. Koło Lizzy stała Laura - blond włosa sekretarka z pokoju obok. Jak zwykle z kubkiem kawy w ręce i nową dawką plotek mimo tak wczesnej godziny.
- A słyszałaś o Panu Potterze? – Spytała
- Tak. Od samego rana o tym mówią. – Oznajmiła – Nie mogę w to uwierzyć 
- No ja też. To taka tragedia. 
- Jak to się właściwie stało?
- Podobno wpadł w zasadzkę.
- To straszne. 
- Nom. Jakoś nie mogę uwierzyć, że Pan Potter nie żyje – Poczułem się jak by ktoś wbił we mnie kołek w serce. Odruchowo otworzyłem drzwi i obydwie zwróciły się w moim kierunku 
- Panie Malfoy, te dokumenty… - Zaczęła fioletowo-włosa, lecz nie dane było jej skończyć, gdyż trzasnąłem drzwiami od gabinetu. 
- Nie teraz – Rzuciłem i wręcz wybiegłem z pomieszczenia, kierując się do windy. Nerwowo waliłem w przycisk, ale to nic nie dawało. Gdy w końcu wysiadłem na pierwszym piętrze szybkim krokiem poszedłem do jedynej osoby, która mogła zapewnić mnie, że Potter żyje, a to co mówiły sekretarki to tylko głupia plotka. 
Wparowałem do gabinetu Ministra Magii jak by mnie sam diabeł gonił nawet nie pukając. Hermiona była jak zwykle pochłonięta lekturą dokumentów, więc przestraszona podskoczyła lekko na krześle 
- Malfoy mógłbyś chociaż zapukać – Oznajmiła porzucając niedbale dokumenty na biurku
- Powiedz mi, że to kłamstwo – Oparłem się zdyszany o jej biurko, ignorując jej uwagę, w międzyczasie powstrzymując się od ataku histerii. 
- Czyli już wiesz? – Westchnęła - Miałam sama ci powiedzieć – Popatrzyła na mnie z powagą
- Powiedz mi, że to głupi żart... - Spojrzałem na nią błagalnie
- Draco... to prawda... Harry nie żyje – Starała się powstrzymać łzy. Dopiero teraz zauważyłem czerwone smugi od łez na policzkach - Przykro mi – Nie odpowiedziałem, chciałem zebrać się w sobie. Jednak to na nic, usiadłem na krześle i zakryłem twarz rękoma.
 - Jak? – Spytałem łamiącym się głosem
- Zaklęcie niewybaczalne – Umilkła widząc, że jest ze mną co raz gorzej – Może powinieneś zrobić sobie wolne? – Spojrzała na marną imitację mnie – Pogrzeb odbędzie się za dwa dni… Powinieneś przyjść, w końcu byliście...
- Ale większość o tym nie wie. Niektórzy dalej wierzą, że się nienawidzimy i że teraz pewnie skaczę z radości na myśl o jego śmierci 
- Nikt tak nie myśli Draco. Przynajmniej część o skakaniu z radości.
    Minęły dwa dni, odkąd dowiedziałem się, że mój ukochany nie żyje. Dwa dni, a ja ciągle miałem nadzieje, że to nie dzieje się naprawdę. Jednak tak nie było. Harry odszedł i nic nie mogłem na to poradzić. 
Dzisiaj ma się odbyć jego pogrzeb. 
Chciałem wszystko załatwić na własną rękę, ale Hermiona stwierdziła, że będzie lepiej jak sama się tym zajmie, bo przecież czemu Draco Malfoy miałby wyprawiać swojemu szkolnemu nemezis ceremonie pogrzebową. 
Tak, więc dałem byłej gryfonce odpowiednią ilość galeonów i wolną rękę w przygotowaniach.
Ubrany w czarny garnitur spojrzałem jeszcze raz na nasze wspólne zdjęcie i łzy zaczęły cisnąć mi się same do oczu, a jeszcze nawet nie wyszedłem. Postanowiłem odpuścić sobie mszę żałobną i tak pewnie napotkam na miejscu zaskoczone spojrzenia fanów i ludzi z ministerstwa.
Pogoda była paskudna, padał deszcz jakby sam świat, żegnał właśnie swojego wybawcę. 
Stałem na uboczu bez parasola. Deszcz spływał mi po twarzy idealnie maskując łzy, tylko nie liczni wiedzieli, co tu robię. Dla pozostałych byłem zupełnie nie potrzebny w tym miejscu. I mimo, że uderzające o ziemie krople zagłuszały rozmowy, to dało się jednak usłyszeć kilka komentarzy typu ''Po co Malfoy tu przyszedł''. Oczywiście byłem w pełni świadomy tego, że tak będzie. 
Jeden z takich komentarzy usłyszała właśnie dziewczyna ubrana w czarne spodnie i płaszcz. Spojrzała się w stronę komentujących, a później zwróciła się do mnie
- Nie przejmuj się nimi. Nie wiedzą, że byłeś z nim blisko.
- Jak bym się tym przyjmował, to bym tu nie przychodził – Odparłem chłodnym tonem starając się zamaskować swój obecny stan. Jednak dziewczyna nie dała się zwieść pozorom
- Jak się trzymasz? – Spytała, choć to było raczej oczywiste jak się czułem
- Czuję się przednio Granger jak nigdy dotąd w życiu – Zaśmiałem się sarkastycznie. 
- Wiem, że to trudne. Mnie też będzie go brakować - Położyła mi dłoń na ramieniu próbując dodać mi choć trochę otuchy – Idziesz z nami?  Będzie tylko nasze grono, więc… 
- Wole pobyć trochę sam… Nie czuję się na siłach
 - Jak uważasz. – Powiedziała po czym odeszła
    Od tamtego dnia minął miesiąc, a ja za nic nie mogłem skupić się na pracy. Byłem zmęczony. Nie mogłem, czy raczej nie chciałem zasnąć.  
Gdy zamykałem oczy widziałem Harry'ego. Całego i zdrowego. Uśmiechał się, ale nie w ten głupkowaty, sztuczny sposób. Jego oczy przeszywały mnie na wskroś wywołując u mnie falę podniecenia. Natomiast, gdy je otwierałem wracała do mnie szara rzeczywistość, przez którą z dnia na dzień co raz bardziej nienawidziłem świata, w którym się wychowałem. 
Świata, który odebrał mi jedną z najlepszych rzeczy, moją lepszą połowę – osobę, za którą poszedłbym na sam kraniec świata.  
Nienawidziłem go. Nienawidziłem świata, który odebrał mi Harry'ego Pottera do tego stopnia, że pewnego dnia zniknąłem porzucając wszystko: Stanowisko, mieszkanie, przyjaciół  
Po prostu spakowałem wszystkie swoje rzeczy i zamieszkałem w jakimś obskurnym mieszkaniu, zacząłem pracę jako zwykły urzędnik w świecie mugoli. 
W weekendy, kiedy nawał pracy nie zajmował moich myśli chodziłem do pubu, aby upić się na tyle aby zapomnieć.  Ale nie na tyle, żeby nie móc samemu dotrzeć do domu. 
    Tego dnia było tak samo, co prawda nie był to weekend, ale to wyjątkowa sytuacja. W pracy wziąłem na drugi dzień wolne i podszedłem do pubu, usiadłem na stałym miejscu. Barman od razu przyniósł szklankę z trunkiem nawet nie pytając, co podać. W końcu byłem już stałym klientem. 
- Dzisiaj wtorek – Odparł barman kładąc szklankę, a później alkohol przed nosem 
- No i? – Oparłem i wziąłem do ręki butelkę starając się nalać jej zawartość do szklanki, ale większość była już rozlana na stole.
- Może nie powinien pan… - Odparł chcąc wyrwać mi butelkę. Jednak nie dane mu było skończyć
- Nie mów mi czego nie powinienem! – krzyknąłem ostatecznie pijąc prosto z butelki. Barman najwyraźniej nie miał ochoty na wykłócanie się ze mną – Przynieś lepiej następną. - Naszą rozmowę usłyszała jakaś dziewczyna. Na oko mogła mieć tyle samo lat, co ja.  Kiedy spojrzałem w jej stronę podnosząc butelkę gestykulując ''Zdrowie'' uśmiechnęła się i odwróciła w stronę swojej szklanki. 
Kilka minut później opróżniłem butelkę do końca 
– Ej! Gdzie jest następna?! – Spytałem podnosząc pustą butelkę, a później położyłem ją na stole. Barman przyniósł kolejną butelkę, którą od razu opróżniłem do połowy. 
Cały czas czułem na sobie czyiś wzrok, gdy się rozejrzałem zobaczyłem, że dziewczyna z wcześniej cały czas się we mnie wpatrywała. Aż w końcu najwyraźniej zebrała w sobie odwagę, dopiła zawartość szklanki i podeszła do mojego stolika i nie czekając na zaproszenie przysiadła się nalewając sobie alkohol do szklanki, którą przysunęła do siebie. 
- Czemu taki fajny facet ja ty siedzi sam w pubie i topi smutki w alkoholu? – Odezwała się z zadziornym uśmiechem. Miała ciemną karnacje, czarne, długie włosy oraz zielone oczy
- Kto powiedział, że topię smutki? – Wziąłem butelkę do ust i upiłem łyka
- A tak nie jest? Nie wyglądasz na kogoś, kto pije bez powodu 
- To się zdziwisz, bo przychodzę tu co weekend – Powiedziałem z kpiącym uśmiechem 
- Wiem. Widziałam cię. Ale dzisiaj jest wtorek, więc musi być coś na rzeczy – Zaśmiałem się sarkastycznie -  No słucham - Dziewczyna była zdecydowanie zbyt pewna siebie i jak znałem życie uparta. Wywróciłem, więc oczami i westchnąłem 
- Rocznica śmierci – Odparłem beznamiętnym tonem
- Narzeczonej? Mamy? Siostry? Ciotki? Babci? Dziadka? Wujka? Brata? Taty? Kuzyna? Kuzynki? -  za każdym razem kręciłem przecząco głową – No to ja już nie wiem – Oparła się o krzesło w geście bezradności, a ja przyłożyłem otwór butelki do ust, a następnie upiłem łyka. Po czym przełknąłem i powiedziałem krótko
- Przyjaciela -  Byłem może i pijany, ale nie głupi. 
- Oh... – Odparła – Musieliście być na serio dobrymi przyjaciółmi 
- Ano. Byliśmy – Wziąłem do ust butelkę i wypiłem całą zawartość i od razu poprosiłem o następną. Tym razem barman nie robił żadnych wyrzutów i posłusznie spełnił moje polecenie
- Ile minęło? – Spytała, gdy ja siłowałem się z zakrętką. Po czym wystawiła rękę, abym dał jej butelkę. 
- Rok – Odpowiedziałem jej dopiero, gdy oddała mi butelkę i upiłem z niej łyka.
- Przykro mi
- Ta. Mnie też – I na tym był koniec, jeśli chodzi o ten temat. 
Później rozmawialiśmy na różne tematy, a po którejś kolejce urwał mi się film. Nie pamiętam niczego. 
Obudziłem się z potwornym bólem głowy. Niby norma, gdyby nie fakt, że zupełnie niczego nie pamiętałem. Nagłe poczułem czyjś ruch, spojrzałem wiec kontem oka i zobaczyłem burzę czarnych włosów. Przez chwilę myślałem, że wszystko mi się śniło. Harry żył i spał obok mnie. 
Jednak szybko się przeliczyłem. Osoba obok odwróciła się w moją stronę z błogim uśmiechem mamrocząc senne ''dzień dobry''. Nie odpowiedziałem. Byłem w szoku w to, co właśnie się dzieje. 
Obok mnie leżała dziewczyna, która najwyraźniej była naga.
Podciągnąłem się do pozycji siedzącej starając się na siłę przypomnieć sobie wczorajszy wieczór, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
- Czy… Czy... My...- Nie mogłem z siebie wykrztusić ani słowa
- Nie mów mi, że nie pamiętasz – Oburzyła się, a ja nie mogłem uwierzyć w to co właśnie się dzieje – To może mam ci odświeżyć pamięć – Zbliżyła się, aby mnie pocałować, ale automatycznie cofnąłem się. Co jej się nie za bardzo spodobało – A, więc taki jesteś. Co? – Prychnęła, rozsunęła kołdrę i wyszła z łóżka po czym szybko zaczęła zbierać swoje rzeczy i zniknęła za drzwiami łazienki. 
Natomiast ja zakryłem twarz rękoma - Jak mogłem to zrobić. – Karciłem siebie w myślach – Przecież obiecałem sobie, że poza nim z nikim…. A to była do tego kobieta - Nie mogłem znieść myśli, że przez to, że wczoraj najwyraźniej przesadziłem i przespałem z zupełnie przypadkową osobą. A do tego z kobietą. 
Wyszedłem spod kołdry i założyłem bieliznę. Zamknąłem oczy - Z drugiej strony jakby na to nie patrzeć może to był sposób, aby zapomnieć o bólu? – Przez myśl przeszło mi coś takiego. - Może, to nie był przypadek… - Starałem się nie myśleć o tym jak bardzo była ona z wyglądu podobna do Harry'ego – Nie.… to wcale nie o to chodzi… -  Dziewczyna wyszła z łazienki z pozorem złości, choć na policzkach było widać ślady po łzach
- Powiem ci jedno. Jesteś… - Nie dane jej było dokończyć, ponieważ złączyłem nasze usta w pocałunku
- Mam nadzieje, że chciałaś powiedzieć komplement… - Starałem się przypomnieć jej imię
- Właściwie chciałam powiedzieć, że jesteś łajdakiem – Powiedziała oburzona – Ale ten pocałunek zmienił postać rzeczy. Ty na serio nie pamiętasz? – Spojrzała na mnie uważnie
- Właściwie, to nie pamiętam tylko jak masz na imię – Skłamałem 
- Tessa – Odparła krótko
- Tessa… - Powtórzyłem – Może byśmy powtórzyli – ująłem jej podbródek i musnąłem delikatnie jej wargi.
- Skoro nalegasz – I stało się. 
Tak zacząłem swój pierwszy związek z kobietą, lecz czy w moich myślach również byłem z nią… Tego już sam nie byłem pewien. Niczego już nie byłem pewien, ale dawało to ulgę.
    Związek z Tessą był zapomnieniem i ukojeniem bólu na jakiś czas. Jednak niespełna po miesiącu wyrzuty sumienia rosły z każdym dniem, a rzeczywistość znów o sobie przypomniała. 
Trzeba było spojrzeć w prawdzie w oczy. Zieleń jej oczu była mdła i w butelkowym odcieniu, skóra nieco  jaśniejsza, a seks nawet nie sprawiał mi przyjemności. 
Byłem naiwny wierząc, że ona będzie w stanie mi go zastąpić. Nie. Ja sobie po prostu to wszystko wmówiłem chcąc zatuszować rosnący z każdym dniem ból.
To samo się działo z ojcem po śmieci matki, tyle że on pozostał jej wierny do samego końca. 
Nie był może dla ludzi ideałem, ale kochał moją matkę najbardziej na świecie. 
Nie raz widziałem jak wieczorem w domowym zaciszu zachowywali się jak najzwyklejsze małżeństwo. Owinięci kocem przy kominku trzymając w jednej ręce lampkę z winem, a druga pod kocem prawdopodobnie splecione ze sobą. 
Po jej śmierci przestał być sobą. Przestał ukrywać cierpienie i stał się cieniem człowieka jakiego wszyscy znali. Aż pewnego dnia miał dość tej udręki i przyłożył sobie różdżkę do skroni. W ten sposób straciłem ojca i został mi tylko Harry. 
A ja jak największy idiota pieprzyłem się z jakąś babą z nadzieją, że o nim zapomnę. Tak zdecydowanie byłem naiwny. – Wybacz mi – Powiedziałem szeptem i oparłem głową o biurko mojego stanowiska. 
Zbliżał się koniec pracy. Postanowiłem, że zajdę do pracowni Tessy i powiem, że to koniec. Wezmę na klatę wszystko co mi powie lub zrobi, ale zakończę tą maskaradę. Nie miałem już nawet sił tego ciągnąć. 
Stałem właśnie przed wejściem do jej pracowni. Wziąłem głęboki wdech i wszedłem gotowy na wszystko, co mnie czeka. Tessa jak zwykle była pochłonięta swoim obrazem. Dziś wyglądała jakoś wyjątkowo promiennie. 
Zapukałem.
- O jesteś już. – Uśmiechnęła się i cmoknęła mnie w usta. Ja pozostawałem bez ruchu – Coś muszę ci powiedzieć
- Tak. Ja tobie też.
- To może ja pierwsza – Co prawda chciałem mieć, to już za sobą, ale niech jej będzie
- Skoro musisz
- No, więc – Podeszła do stolika, wytarła ręce i wzięła coś do ręki – Mam dla ciebie ważną wiadomość – Nie wiedzieć czemu nagle ogarnęło mnie złe przeczucie – Jestem w ciąży - Świat stanął w miejscu, nagle zrobiło mi się gorąco, więc poluzowałem krawat, ale to nic nie dało.
- Jesteś pewna? – Spytałem spokojnym tonem, ale duchu modliłem się do wszystkich świętości, aby powiedziała, że to żart
- Tak. Zrobiłam test – Pokazała mi go – Widzisz? Pozytywny. – Wziąłem go do ręki. Wszystko było pewne. Wynik był pozytywny – Nie cieszysz się?
- Nie no… oczywiście, że się cieszę – Skłamałem, bo co innego mogłem zrobić jak nie wziąć za to odpowiedzialności.
- Więc co to była za superważna wiadomość, że przyszedłeś aż do mojej pracowni? – Spojrzała na mnie uważnie
- Dostałem awans… – Odpowiedziałem beznamiętnym tonem. W sumie to nawet nie było kłamstwo.
- Ale fajnie! – Ucieszyła się i skoczyła na mnie.
- Tak – Odpowiedziałem krótko przeklinając w duchu swoją głupotę.
     Od tamtej pory minęło kilka miesięcy. W tym czasie zamieszkaliśmy w większym mieszkaniu z czterema pokojami, z czego jeden przerobiłem na gabinet oraz na przechowalnie moich rzeczy, w tym zdjęć moich i Pottera. 
Nic już nie było takie samo. Odkąd awansowałem prawie w cale nie bywałem w domu, więc wynająłem opiekunkę, aby zajmowała się Tessą. 
Przez cały czas byłem pochłonięty pracą, a gdy przychodziłem do domu kierowałem się od razu do gabinetu. Aż nim się spostrzegłem stał się również pokojem, w którym spałem. 
Z Tessą już dawno oddaliliśmy się od siebie. Głównie z mojej przyczyny, ale jak miałem żyć z osobą, z którą nawet nie kochałem i nie było możliwe, abym ją pokochał, skoro ja dalej kochałem mężczyznę, który umarł dwa lata temu.
Mężczyznę, którego grób co miesiąc pod osłoną nocy odwiedzałem poświęcając na to każdą swoją wolną chwilę.  Za każdym razem, gdy tam byłem przepraszałem go za, to co zrobiłem. 
    Tak minęły kolejne miesiące, aż nadszedł czas narodzin dziecka. Dzień, w którym przyszła na świat Clary, był najlepszym dniem jakimkolwiek przeżyłem przez ostatnie dwa lata.
Miała jasną karnację, a na jej główce było widać kilka platynowych kosmyków. Jej oczy były zielone, ale nie takie jak miała Tessa. Oczy Clary mogły równać się z promieniem śmiercionośnego zaklęcia. 
W życiu znałem już osobę o takich oczach. Widząc ją często pojawiała się niebezpieczna myśl o tym, że mogła by być córką moją i Harry'ego. Ta myśl pojawiała się zdecydowanie zbyt często.
    Mała rosła jak na drożdżach. Jeszcze niedawno była spokojnym niemowlakiem, a nim się spostrzegłem, a zaczęła chodzić i mówić. 
Najwięcej przebywała ze mną. Oczywiście argumenty Tessy typu ''Tata teraz pracuje'', ''Tacie nie wolno teraz przeszkadzać''nie interesowały jej . Kiedy kobieta zabierała ją z mojego gabinetu mała zaczynała płakać, czego nie mogłem znieść, a co najgorsze u Clary powoli ukazywały się zdolności magiczne. Oczywiście Tessa nic o tym nie wiedziała, tak więc pozwalałem jej zostać. 
Tessie się to nie podobało, że spędza ona ze mną większość czasu, a poza tym czasem miałem wrażenie, że była zazdrosna te platynowowłoso istotkę, co było oczywiście moją winą, ale nic na to nie mogłem poradzić.
Po pracy raz w miesiącu szedłem razem z Clary na grób mojego kochanka i opowiadałem jej jakim był wspaniałym człowiekiem i czarodziejem. Ona słuchała z zainteresowaniem, a kiedy leciała mi łza przytulała jakby wiedziała, że ten człowiek jest dla mnie kimś ważnym.
   Tego dnia wróciliśmy jak zawsze. Był zimny i deszczowy październik. Clary miała już 7 lat. 
Weszliśmy do ciepłego domu. 
- Ciepło – Powiedziała cienkim głosikiem, zaczęła zdejmować buty i kurtkę.  W korytarzu pojawiła się Tessa wyglądająca jakby miała coś ważnego do powiedzenia – Mama… a tata...- nie dokończyła, ponieważ Tessa nawet nie spojrzawszy na nią powiedziała, że ma iść do swojego pokoju. Clary oddała mi kurtkę po czym posłusznie spełniła prośbę matki. Widocznie nawet ona czuła, że coś jest nie tak.
- Coś się stało? – Spytałem obojętnym tonem wieszając swój płaszcz i kurtkę zielonookiej. Następnie zdjąłem buty, a Tessa ruszyła w stronę kuchni. Westchnąłem i poszedłem za nią – Tessa. Powiesz wreszcie co się stało? – Sam nie wiedziałem, ile jeszcze wytrzymam z tą kobietą i jej humorami
- Gdzie byliście? – Spytała, choć dobrze wiedziała, gdzie mogliśmy być 
- Przecież wiesz. Byliśmy na grobie mojego ... 
- Przyjaciela…? - Spytała na pozór spokojnie - Czy może raczej kochanka! – Krzyknęła rzucając na stół zdjęcie, na którym byłem z Harrym. 
Pamiętam je, zostało zrobione u Weasleyów. Tego dnia powiedział, że spotyka się ze mną, a jako że nikt nie widział problemu, to spaliśmy razem. Zdjęcie zrobiła ruda twierdząc, że wyglądaliśmy razem słodko.
Wziąłem je do ręki – To twój argument? – Spytałem zerkając na nią 
- Z początku pomyślałam, że jesteście pijani lub to był zakład. Ale coś kazało mi sprawdzić resztę i pomijając już, że te zdjęcia się ruszają… Widziałam masę podobnych do tego zdjęć… - Byłem dziwnie spokojny jakby ta sytuacja była mi całkowicie na rękę. – No powiedz coś! Powiedz, że to żart!  - Milczałem - Zacząłeś się ze mną spotykać , dlatego ze jestem podobna do niego... Prawda? – To było ponad jej siły – Wtedy przyszedłeś do pracowni, aby zerwać... Mam racje?
- Tak – Odpowiedziałem krótko – ale tego nie zrobiłem, bo 
- Bo zaszłam w ciążę… - Dokończyła za mnie – Jasne… - Uśmiechnęła się krzywo – Jesteś bi?
- Co? – Spytałem zaskoczony
- Jesteś biseksualny? – Przez chwilę zastanawiałem się nad tym, czy nie lepiej jej było skłamać, ale i ja miałem dość tych kłamstw. Wziąłem wdech
- Jesteś moją pierwszą kobietą – Odparłem, a ona aż zważenia usiadła
- Nie wierzę. Ja po prostu w to nie wierze. Co prawda wiedziałam, że będąc ze mną myślami jesteś z kimś innym. Jednak do głowy mi nie przyszło, że cały czas myślałeś o nim – Wskazała na zdjęcie, które automatycznie zabrałem.
- Nie powinnaś szperać mi po gabinecie, a już na pewno nie powinnaś przeglądać moich zdjęć
- No przepraszam, że chciałam tylko wejść po książkę, z której to akurat wyleciało. 
- Co zamierzasz zrobić? – Spytałem, bo jakoś specjalnie nie chciało mi się prowadzić dłużej tej rozmowy niż trzeba
- To chyba oczywiste. Wyprowadzam się, jeszcze dzisiaj. Zaraz Mike powinien po mnie przyjechać. 
- Co z Clary? Może i małżeństwem nie jesteśmy, ale nie pozwolę ci jej zabrać
- A kto powiedział, że ją zabieram? – Spojrzałem na nią zdziwiony –  Możesz o mnie myśleć jak o wyrodnej matce, ale nie zamierzam patrzeć na dziecko, które mogłoby być córką twoją i jego, bo zapewne tak o niej myślisz prawda? - Milczałem – No właśnie – Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Tessa bez zastanowienia poszła po wcześniej spakowane rzeczy i wyszła trzaskając drzwiami. Został tylko jeden problem. 
Jak na zawołanie w wejściu do kuchni pojawiła się Clary przebrana już w piżamkę
- Gdzie mama poszła? – Spytała, a ja zastanawiałem się co mam jej powiedzieć 
Czy ta durna baba w ogóle przejmowała się małą. Widocznie nie, skoro bez problemu wyszła z mieszkania - Prychnąłem w myślach. - Zaraz do ciebie przyjdę – Powiedziałem starając się nie myśleć o tym, co za chwilę miałem zrobić 
- Dobrze – Wyszła, a ja tuż za nią ruszyłem w kierunku swojego gabinetu. Otworzyłem kluczem jedną z szuflad. Wyciągnąłem czarne prostokątne pudełko. Przejechałem ręką po wieku ścierając tym samym z niego kurz. Po paru chwilach wpatrywania się w nie, otworzyłem je i wyciągnąłem swoją dawno nieużywaną różdżkę. 
- Witaj stara przyjaciółko. Dawno się nie widzieliśmy – Przywitałem się z nią jak z żywą osobą.
Gdy wszedłem do pokoju Clary już leżała w łóżku. Usiadłem koło niej. Patrzyła na mnie.
- Co byś powiedziała na przeprowadzkę i naukę czarów? – Spytałem się 
-  z mamą? – Spojrzała na mnie tymi swoimi zielonymi oczami. Nie odpowiedziałem jej.
- Wyśpij się. Jutro spotkasz taty przyjaciół – Pogładziłem ja po policzku
- Dobrze – Zamknęła oczy, a kiedy miałem pewność, że morfeusz wziął ją w swoją opiekę. Wyciągnąłem różdżkę i niechętnie rzuciłem zaklęcie zapomnienia.
Nie było, to coś z czego byłem dumny. Jednak było to lepsze niż powiedzenie jej, że matka ją zostawiła, bo jej ojciec jest kompletnym dupkiem. Lepiej, żeby myślała, że kobieta, która ją urodziła nigdy nie istniała, a jej ojcami byli Draco Malfoy i Harry Potter.
   Jak tylko pojawiłem się na ulicy pokątnej wszyscy zerkali w moja stronę szepcząc między sobą. W sumie co im się dziwić. Zniknąłem z dnia na dzień i nagle pojawiam się z małą dziewczynką trzymającą mnie za rękę. Mała raczej się nimi nie przejmowała, gdyż zajęta była rozglądaniem się we wszystkie strony jak by właśnie odkryła nieznany jej wcześniej świat. 
Szczególnie zainteresował ją sklep z miotłami.
- Tata, a do czego służą? – Wpatrywała się z fascynacją jakby doskonale wiedziała, że nie patrzy na zwykłe miotły 
- Do latania – Odparłem krótko – Chcesz wejść i pooglądać? – Nie trzeba było jej powtarzać dwa razy, bo jak tylko się jej spytałem Clary od razu otworzyła drzwi i zniknęła w sklepie. 
Z niewiadomych mi powodów zamiast mioteł dla dzieci platynowowłosa upatrzyła sobie najszybszą miotłę, która do najbezpieczniejszych dla dzieci nie należała. 
Po dziesięciominutowej sprzeczce wyszliśmy z sklepu. Clary była naburmuszona i nie odzywała się do mnie 
– Była dla ciebie nie odpowiednia – Powiedziałem idąc trzymając ją za rękę. Kątem oka widziałem, że dalej postanowiła nie zaszczycić mnie ani jednym słowem. – Nawet nie umiesz jeszcze latać, a ty wybrałaś sobie miotłę dla zaawansowanych
- Tata też latał na szybkiej – Odparła 
- Tata musiał wziąć szybki kurs latania na miotle, bo przez swoją głupotę wpakował się do szkolnej drużyny 
- To była twoja wina – Szła przed siebie dalej obrażona - Ty mała złośnico – Pomyślałem, przeklinając się za to, że opowiedziałem jej czasy szkolne 
– Ładnie tak tatę oskarżać, a to tylko dlatego, że się o ciebie martwi? – I znów milczała – Pokaż mi się – Nie zwracając uwagi na przechodnich kucnąłem przed nią tak abyśmy byli na jednym poziomie – No już rozchmurz się. Nie chcesz chyba, aby ciocia Hermiona pomyślała, że ci ze mną źle. Hmm?
- Nie, ale… - Przerwałem jej zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć
- Umówmy się, że jak nauczysz się latać… to pomyślę nad tą miotłą. Zgoda? – Mała tylko kiwnęła głową, a ja wstałem i ruszyliśmy dalej. 
Weszliśmy do mieszkania, w którym mieszkałem z Harrym według wszystkich jako współlokatorzy.
Nic się w nim nie zmieniło. Pamiętam dzień, w którym zdemolowałem wszystko, tak i to zostało.
Clary spojrzała na mnie pytająco, a ja wolałem nie odpowiadać, tylko od razu wyjąłem różdżkę i rzuciłem zaklęcie, które ogarnęło ten harmider.  
    Jako że Hermiona najpewniej jeszcze pracowała najlepiej było zostawić Clary w mieszkaniu i samemu iść do ministerstwa i wszystko wyjaśnić byłej gryfonce. Taki był przynajmniej plan. 
Jednakże kim by była Hermiona, gdyby nie musiała sprawdzić, czy plotka o tym, że ktoś widział mnie na ulicy pokątnej była prawdziwa. Gdy tylko otworzyłem drzwi rzuciła mi się na szyje, a chwilę po tym jak mało mnie nie zadusiła odsunęła się, a ja wziąłem wdech
- Widzę, że wieści dalej roznoszą się lotem błyskawicy – Skomentowałem i wpuściłem ją do środka
- Wybacz, ale musiałam to sprawdzić. Znikasz z dnia na dzień, a po 8 latach zjawiasz się i zachowujesz się, jak gdyby niby nic – wywróciłem oczyma, a w tym momencie rozległ się dźwięk spadających rzeczy
- Wybacz na moment – Szybkim krokiem poszedłem sprawdzić czy mała była cała. Na szczęście nic się jej nie stało.  Kiedy wróciłem Granger zdejmowała płaszcz jak by dała mi do zrozumienia, że tak łatwo się jej nie pozbędę – Chcesz kawy, herbaty, soku? Chociaż nie. Soku nie mamy... – Spojrzała się na mnie znacząco. 
- Mamy? – Powtórzyła pytająco. W tym samym momencie wkroczyła do pokoju platynowowłosa dziewczynka o pięknych zielonych oczach. Hermiona popatrzyła się na nią
- Tata… - Chciała coś powiedzieć, ale najwyraźniej była zajęta patrzeniem się na stojącą naprzeciwko mnie Hermionę. Hermiona dalej była wpatrzona w małą
- Hermiono – Podszedłem do Clary – to jest Clary. Moja córka – kobieta spojrzała na mnie zszokowana – Clary – kucnąłem – to właśnie ciocia Hermiona – Mała wpatrywała się w obcą osobę powoli kierując się w jej stronę. Wyciągnęła rękę i wydukała niepewnie jakieś powitanie. Hermiona starała się coś powiedzieć, ale w rezultacie otwierała i zamykała usta, to automatycznie spłoszyło zielonooką, która zniknęła w swoim pokoju.
- Ma oczy jak Harry… - Skomentowała w końcu była gryfonka
- Nie da się ukryć - Usiedliśmy na fotelach i bez owijania w bawełnę opowiedziałem jej wszystko co działo się przez te lata. Począwszy od tego jak czułem się mieszkając tu, a skończywszy na urodzeniu Clary. 
Granger słuchała uważnie do momentu, w którym powiedziałem jej o tym, że matka ją zostawiła. - Ale jak to ją zostawiła? – Nie mogła w to uwierzyć
- A ty byś chciała patrzeć na dziecko, które jest podobne do bydlaka, który ją wykorzystał. A do tego ma oczy jego nieżyjącego kochanka? – sądząc po minie jej odpowiedź brzmiała ''Nie''
- Co zrobisz, jak mała zacznie o nią wypytywać? – Spojrzała na mnie – Nie zacznie, prawda?
- Uwierz mi to było najlepsze rozwiązanie – Szatynka przymknęła oczy jak by analizowała każde moje słowo – żałuje wszystkiego czego się dopuściłem. Wszystkiego poza Clary. Jej narodziny to najlepsze co mnie spotkało od tak wielu lat… - Milczała
- Wiesz, że tego nie pochwalam prawda?
– Wiem, ale… 
- Ale masz rację. Nie było innego wyjścia – Uśmiechnęła się dając mi znak, że mam jej poparcie. Po chwili jednak uśmiech zniknął z jej twarzy – Pozostaje tylko jeden problem… - Opowiedziała mi o tym jak moje zachowanie zbudziło ciekawość w naczelnej ''Proroka codziennego'' i jak świat dowiedział się o tym, że byliśmy kochankami oraz, to jak wygląda obecna sytuacja
- Taki problem, to nie problem – Powiedziałem - wszystko mogliśmy razem z Potterem wcześniej zaplanować. Szczerze mówiąc bardziej martwię się o pracę… Skoro mieszkam tu wlałbym niedaleko pracować – Kobieta chciała coś powiedzieć -  Spokojnie nawet nie myślę, że przyjmą mnie z powrotem na poprzednie stanowisko… 
- A ja myślę, że jak tylko pojawisz się w ministerstwie, to będą cię nawet błagać żebyś wrócił - Skrzywiła się prawdopodobnie na myśl o osobie, która przejęła za mnie stołek
- kogo przyjęli? – Spytałem z ciekawości
- Rona… 
- Ta. Też coś czuję, że będą mnie błagać - Powiedziałem, a po chwili nie mogłem powstrzymać się od śmiechu, co zbudziło zainteresowanie Clary, która wpatrywała się w ten niecodzienny widok uśmiechając się. 
- Co się stało? – Spytała ją kobieta
- Tata się śmieje – Powiedziała zadowolona – Nigdy nie widziałam, aby tata się śmiał – Powiedziała, a w jej oczy zaświeciły się jak małe kryształki – Czemu tata się śmieje? – Spytała w końcu
- Sama chciałabym to wiedzieć… - obie spojrzały się na mnie uważnie
- Granger. Zwróciłem się do szatynki - Wiewiór... ministrem? No proszę cię...-  Clary wyglądała jak by próbowała sobie przypomnieć o kim mowa. Po chwili jednak
- Wiewiór, to ten głupi Pan, który chciał, aby tata Harry ożenił się z jego siostrą? – Spytała. Hermiona zaś spojrzała na mnie z wyrzutem
- Nie mam pojęcia, skąd to wzięła… 
- Ty mi tata powiedziałeś. Nie pamiętasz? – Po raz kolejny przekląłem się w duchu
- Tak zdecydowanie wykapany Harry… - Zaśmiała się Hermiona.
     Od tamtej pory minęły lata. Świat czarodziei łatwo przyjął do wiadomości, że Clary jest moją i Pottera córką. W końcu był bardziej rozwinięty niż świat mugoli, poza tym kto spojrzał w jej śliczne zielone oczy nie mógł zaprzeczyć. Takich oczu nie sposób było podrobić.  
Clary tradycyjnie była w Slytherinie. I nie tylko okazała się najlepszą uczennicą, ale i najlepszym szukającym. 
Pamiętam jakby to było wczoraj, kiedy w trzeciej klasie dostała swoją pierwszą miotłę. Była to dokładnie ta sama miotła, którą chciała jako siedmiolatka. 
    Teraz ma już dwadzieścia dwa i karierę szukającego przed sobą. Co prawda gdzieś w między czasie przypałętała się do niej przyczepa w postaci Freda Weasley'a. 
Syn Angeliny Johnson i Georgie Weasley'a. Co prawda lepiej on niż syn jego głupszego brata, ale to nie zmienia faktu, że go nie lubiłem i za każdym razem miałem ochotę rzucić na niego jakąś paskudną klątwę. 
    W wieku dwudziestu czterech lat Clary była już najlepszym szukającym. 
Byłem z niej niezmiennie dumny i wiedziałem, że gdyby Harry żył również siedział by niczym napuszony paw patrząc jak jego córka odziedziczyła po nim talent do gry (wraz z tym do wpadania w kłopoty).
Każdy mecz kończył się zwycięstwem, aż w końcu dzięki niej drużyna dostała się do finałów mistrzostw w quidditchu.
Trwały właśnie ostatnie minuty meczu. Moja mała – jak ją nazywałem w myślach – właśnie zauważyła znicz i niczym błyskawica ruszyła w jego stronę, a tuż za nią szukający przeciwnej drużyny. 
Czas dobiega końca już prawie złapała, kiedy zderzyła się z tłuczkiem, który strącił ją z miotły. 
Odruchowo wstałem z loży mając nadzieje, że zaraz złapie się miotły, ale niestety była za daleko aby ją chwycić 
- Nie! – Krzyknąłem. Stałem zupełnie sparaliżowany i patrzyłem jak osoba, którą kocham zaraz roztrzaska się o ziemię. Kiedy nasze oczy się spotkały zamiast platynowłosej dziewczyny o zielonych oczach w tym momencie widziałem Harry'ego, a po chwili znów Clary. 
Rzuciłem się do biegu kierując się na boisko z nadzieją, że uda mi się ją złapać zanim zderzy się z ziemią. Jednak, mimo że natura była dla mnie łaskawa, to wiek powoli dawał siwe znaki. Wiedziałem, że nie zdążę, ale chciałem być przy niej. Musiałem tam być. 
     Gdy tylko wbiegłem na boisko oślepiło mnie jaskrawe światło, nie było tam nic oprócz pustej przestrzeni. Przymrużyłem oczy, ale chwilę później światło już było na tyle znośne, że mogłem coś zobaczyć.  Rozglądałem się na wszystkie strony. 
Byłem w jakimś pustym pomieszczeniu, w którym było jedynie lustro. Podszedłem do niego i przyjrzałem się w nim. W odbiciu znów byłem młody, dotknąłem swojego policzka. Na skórze nie było ani jednej zmarszczki, a na głowie znów miałem pukle włosów.  
Kiedy znów się odwróciłem naprzeciwko lustra pokazały się drzwi. Ruszyłem w ich kierunku, otworzyłem, a one wciągnęły mnie w jakiś niewidocznym wirem do środka.
    Po kilku minutach wróciła mi świadomość. Leżałem na łóżku z zamkniętymi oczami. Świadomość podjęła walkę z powiekami. 
Nie chciałem ich otwierać. Bałem się, że jak znów je otworzę przeżyję ten koszmar jeszcze raz. Nie chciałem znów patrzeć na swój upadek.
Czułem na swoich plechach ciepło innego ciała, czyjaś ręka obejmowała mnie w pasie. Nacierpiałem tego, było mi wtedy za gorąco.  
– Harry – Jęknąłem i łza poleciała mi po policzku, a ktoś przybliżył się do mnie jeszcze bliżej, tak że czułem jego oddech na karku.
- Spokojnie – Wymruczał przez sen czyiś męski głos. Ten głos sprawił, że nabrałem odwagi, żeby otworzyć oczy. 
Byłem cały mokry od potu i od ciepła, które dawało ciało mężczyzny obok. Znałem jedną osobę, która wytwarzała ciepło większe niż jakiekolwiek zaklęcie ogrzewające. 
Spojrzałem katem oka, ale sklejone od potu włosy przeszkadzały w tym. Wyciągnąłem, więc rękę uderzając niechcący łokciem o jego brzuch. Mężczyzna syknął z bólu, ale się nie obudził
- Jak ci niewygodnie, to mogłeś powiedzieć – Wymamrotał dalej śpiąc i powoli odsuwał się ode mnie zaś ja już wiedziałem kim jest osoba śpiąca koło mnie.
- Harry… - Powiedziałem lekko ściszonym głosem -  Harry – Powiedziałem głośniej. Chciałem się obrócić znów uderzając w go brzuch. Potter znów syknął z bólu, a do mnie dopiero dotarło, że moja ręka zamiast skóry napotkała szorstki materiał bandażu - Niech to tylko nie będzie kolejny sen – Powiedziałem do siebie, a Harry jak to miał w zwyczaju złapał mnie w pasie sprawiając, że temperatura wzrastała. Tym razie nie zamierzałem nic mówić, to nie tylko sprawiło, że byłem pewny, że nie jest to sen. Tak, więc zamiast odsunięcia się od niego, wtuliłem się w niego zapełnie zapominając o bandażu na brzuchu
– Malfoy do cholery – Warknął przez sen 
Można było powiedzieć, że przez kilka lat mieszkania i bycia ze mną nabył umiejętności mówienia przez sen. 
- Wybacz – Choć nie byłem pewny za co go przepraszam. Czy za to, że go nie chcący uderzyłem, czy za to co się działo w śnie, który teraz wydawał się niczym więcej jak odległym obrazem.
- Harry – Powiedziałem normalnym głosem 
- Śpię… 
- To wstań na chwilę – Milczał – Potter! – I znów zupełnie zapominając o ranach na brzuchu trąciłem go łokciem 
- Malfoy… -  Powiedział mamrocząc, a ja w tym czasie odwróciłem się do niego przodem. Miał przymrużone oczy. Jedną ręką chwycił zegarek z szafki
- O świetnie nie śpisz…
– Jest piąta, a ja położyłem się jakieś dwie godziny temu – Położył niedbale zegarek na miejsce - Cokolwiek to jest. Poczekaj z tym do południa - Wymamrotał
- Chcę tylko abyś coś mi obiecał – Cisza – Harry? – Spojrzałem na niego, a ten już miał zamknięte oczy i najwyraźniej zdążył odpłynąć – Potter! – Krzyknąłem
- Malfoy do cholery, co cię napadło…. 
- Nic - Skłamałem -  Obiecaj tylko mi, że wykorzystasz swój dar wychodzenia z każdej opresji cało i że razem dożyjemy później starości…
- Tak, tak. Co tylko chcesz. A śpij dalej… - Mruczał
- Obiecaj – Naciskałem, a on westchnął zrezygnowany. Otworzył oczy do połowy
- Obiecuje. Możemy spać dalej? – Nic nie odpowiedziałem dając mu tym samym wolną rękę
- Kocham cię – szepnąłem tylko i powoli zamknąłem oczy
- Ja ciebie też, a teraz śpij… – Wymruczał przez sen.

Koniec...
Jak wam się podobało?
(Swoją opinię możecie wystawić w postaci komentarza) 
_______________________________________________________________________________________________________


Witam, Witam, Witam
Nooo nie jest to w prawdzie historia kopciuszka, ale taka jakaś miniaturka mi się wytworzyła
Miałam ją włożyć już 1 Listopada we względu na jej klimat, no ale nie wyszło w dużej mierze przez edycje, poprawki oraz dokańczanie tekstu (nie mówiąc już o innych pracach i obowiązkach)
Osobiście stwierdzam, że za dobra to ona nie jest, ale tak to jest, jak się wyjdzie z wprawy… 

A Teraz Pytanie: 
Kto się sam domyślił, że to tylko sen? 

Od razu powiem, że koncepcja snu nie była wyjęta od tak. Taki był początkowy zamysł. Jak wiadomo sny są różne. Jeden wątek jest dłuższy, a drugi krótszy. Zaraz przeskakuje się w czasie lub w inne miejsce. Poza tym diabeł tkwi w szczegółach. 



Odpowiedzi na Komentarze:
Kim: A wiesz, że myślałam o Rencie. Nawet mam już zarys. Jednak na chwilę obecną więcej gotowego w tym tekstu niż przekształconego. Musiałam bym nad tym posiedzieć, a i tak za wiele nie dało by się raczej zmienić, ale jeszcze zobaczymy jak to będzie. Na razie mam już przygotowany jeden tekst i jeden w planach, więc co będzie z tym fantem zrobię.
Sadist: Tam zaraz nieumiejętnie. Ja się cieszę z każdego komentarza :) Dzięki za wsparcie tak, poza tym
Basia: Widząc twój komentarz pod notką informacyjną, aż uśmiech pojawił mi się na twarzy. Dało mi to ogromną motywację do działania, choć pewnie nie tego się spodziewałaś.
Tak odnośnie bloga, to możesz być spokojna. Nie mam zamiaru go porzucić, opuścić i o nim zapomnieć tak żeby obrósł mi w kurz i pajęczyny. Choć w prawdzie co raz częściej przejawia mi się taka myśl. Jakoś zabrakło mi tyle chęci (już nawet nie wspomnę o czasie), co miałam na początku.
W praktyce wygląda to tak, jak już coś piszę, to wychodzi tego tylko tyle, że idę o załamanie. Na pewno poprawię rozdziały oraz napiszę kontynuacje ''Wspomnień'' oraz dokończę ''kopciuszka''. W między czasie może... może pojawi się jakieś miniaturka, ale kiedy to będzie, tego to ja sama nie wiem. Najpewniej będą pojawiać się w różnym czasie.

5 komentarzy:

  1. No, w końcu znalazłam chwilę, żeby sobie poczytać (i skomentować oczywiście ;> )
    Odpowiadając na zadane na końcu pytanie - koncepcja opowiadania, w którym większa część narracji to sen, nie przeszła mi nawet przez myśl w trakcie czytania, także zakończenie było dla mnie sporym zaskoczeniem. I jest to duży plus, jeśli chodzi o fabułę.
    W kwestii technicznej - w tekście było trochę błędów różnego rodzaju (ale to ci szerzej wyjaśnię na PW).
    Ogólnie był to ciekawy one-shot. Losy bohaterów nie były mi obojętne, a to jest dla mnie najważniejszym wyznacznikiem dobrego opowiadania.
    Czekam niecierpliwie na kolejne teksty.
    Kim

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, że tak późno komentuję, ale w końcu znalazłam na to trochę czasu i weny (tak, na komentarze także muszę mieć wenę :'D)
    Jejku, to opowiadanie było takie... ekscytujące, czytałam normalnie z takim wytrzeszczem na oczach i próbowałam się postawić w sytuacji Draco. Świetnie budujesz napięcie, jestem pozytywnie zaskoczona ~ Oby tak dalej!
    Weny życzę ♥


    ~ Sadist

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam napisać, że na końcu tak bardzo odetchnęłam :)
      Wspaniałe opko ~

      Usuń
  3. Hej, hej hej!!
    Na początku najserdeczniej Cie przepraszam, nie ma słów, które wyraziły by jak bardzo mi przykro :( i mam nadzieję, że mi wybaczysz :(( moją nieobecność przede wszystkim... Spięłam się i ogarnęłam wszystkie zaległości.

    Miniaturka świetna!! Bo jakżeby inaczej, w końcu Ty ją napisałaś :). Jeśli wszyscy najbliżsi wiedzieli, że Draco był chłopakiem Harry'ego to dlaczego zwlekali z powiedzeniem mu o tym? Lepiej chyba było iść od razu niż dowiedzieć się od postronnych. Dziwię się też, że Hermiona była w stanie pracować, ja bym nie mogła :(. Szkoda mi tego, że Draco nie mógł należycie pożegnać swojego ukochanego, tylko musiał być na uboczu, żeby go jeszcze, nie daj Merlinie, oskarżyli o zaplanowanie śmierci Harry'ego.
    Całkowicie zrozumiałe jest to, że opuścił świat magii, u mugolii mógł pozwolić sobie na cierpienie, a tam był pewnie zbyt przytłoczony tym wszystkim, a musiał się jeszcze kryć. Pogrążanie się w pracy i alkoholu jest tym, co większość ludzi robi, żeby wyciszyć smutek, więc czemużby Draco miałby być inny? Odnoszę wrażenie, że Tessa go ewidentnie wykorzystała, przecież on był nawalony w trupa, a ona nie... Jeszcze to oburzenie, że nie pamięta. Auć! No ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, mimo że męczył się w związku z nią, to powstała z tego Clary, której kolor oczu mnie mega zastanawiał. Co do Tessy to jak matka mogła porzucić swoje dziecko?!! Dla mnie to jest chore, ale małej lepiej bez niej. Końcówka, o tym upadku na miotle mnie dobiła, gdyby okazało się, że to nie sen to Draco by chyba tego nie przeżył. Oj Ty zła kobieto, wszystkich mu uśmiercasz!
    Ale finalnie, czego się kompletnie nie spodziewałam, okazało się, że to zły sen! Aż mi się łezka w oku zakręciła! Piękna końcówka:) Super miniaturka, pochłonęłam jednym tchem, teraz lecę sprzątać! :)
    Pozdrawiam i życzę duuuużo weny:)
    Do napisania,
    Caathy.x1

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    w końcu udało mi się znaleźć ta chwilę na przeczytanie...
    tekst o tak wspaniały, ufff... to był tylko sen Draco, ulżyło mi... ale widać, że Harry jest bardzo ważny dla Draco....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń