UWAGA!

UWAGA!

* Opowiadanie zawiera wątek Boys Love (związek męsko-męski).

Jeśli komuś to nie odpowiada proszę o opuszczenie bloga.

* Treść może zawierać wątek o charakterze erotycznym oraz wulgarnym

* Prosiłabym o nierozpowszechnianie treści opowiadań bez mojej zgody


Większość postaci i świat przedstawiony zostały stworzone są przez Panią J.K.Rowling, a historia zawarta w opowiadaniach jest wyłącznie moją wizją.

Ja nie otrzymuję żadnych korzyści materialnych.

niedziela, 2 sierpnia 2020

Zbiegli Bohaterowie: Rozdział 1


Początek i koniec scen+18 będę oznaczać takimi znaczkami -> ^^^^^
Kto nie chce tego czytać, to może pominąć

Uwaga w tym rozdziale pojawia się scena +18


Rozdział 1 
___________________________________________________________________________________________________________________________

   Na dworze jeszcze panował półmrok. Obudziłem się dość wcześnie, w sumie żadna nowość.
Już od dwóch lat nie mogę normalnie spać. Gdyż stałem się przewrażliwiony na jakikolwiek dźwięk, do tego stopnia, że głupi deszcz, czy nawet wiatr potrafi wyrwać mnie środku nocy z snu. Skierowałem się w kierunku łazienki, odkręciłem wodę i wziąłem prysznic.
  Łazienka nie była duża. Nie przypominała nawet tych w dornitoriach. 
Właściwie całe mieszkanie przyprawiało mnie o gęsią skórkę i prosiło się o pomstę
Gdyby nie magia było by dużo gorzej. Woda wiecznie była by zimna, słychać byłoby awantury sąsiadów z góry i ich wiecznie drące się dzieci. Nie mówiąc już o pewnych dźwiękach pewnego blondyna, które wolałbym jednak zachować dla siebie. Nawet nie zliczę ile było prób włamań. 
Jednym słowem dno, ale nikomu nie przyjdzie szukać nas w takim obskurnym miejscu.
  Wziąłem ręcznik i owinąłem go wokół bioder, następnie wyszedłem z łazienki, wziąłem z kufra czystą bieliznę i usiadłem na łóżku. W tym momencie poczułem ruch. Odwróciłem się i zobaczyłem cudownego faceta o platynowych włosach. Uśmiechnąłem się do niego
- Dzień dobry – powiedziałem, odgarniając mu kosmyk z twarzy.
- Dobrrry - zamruczał niczym kot. 
Nachyliłem się i pocałowałem go. Ten zaś odwzajemnił pocałunek zarzucając ręce na szyje i przyciągając do siebie. 
- Jeszcze nie masz dość ? – spytałem pomiędzy pocałunkami, ten znowu tylko zamruczał wkładając swoją rękę pod ręcznik.
^^^^^
Najpierw delikatnie muskał moje uda, a później chwycił mojego penisa i zaczął delikatnie głaskać.
Ja również włożyłem rękę pod kołdrę i zacząłem masować jego penisa. Po czym odwinąłem z bioder ręcznik i wsunąłem się pod kołdrę.
Błądziliśmy rękoma po naszych ciałach. Jakbyśmy dopiero co się poznali nie odrywając od siebie ust.
Całowałem jego usta, następnie powoli schodziłem do żuchwy. Po chwili zszedłem trochę niżej smakując jego szyi. Następnie nachyliłem się jeszcze niżej i zacząłem językiem drażnić jego sutki, które stawały się coraz wrażliwsze i twardsze pod wpływem pieszczoty.
- H…Harry - wydał siebie cichy jęk
Nasze członki cały czas ocierały się o siebie doprowadzając nas na sam skraj szaleństwa
 - Włóż…  go.. – wysapał - aaa… - Jego jęki stawały się coraz donośniejsze
Rozszerzyłem mu nogi i podniosłem biodra, on zaś oplótł mnie nogami w pasie.
A kiedy już uzyskałem wystarczający dostęp do jego dziurki, wszedłem w niego jednym, płynnym ruchem. 
Był wystarczająco rozciągnięty po namiętnej nocy, ale za razem tak cudownie ciasny. Jego dziurka zaciskała się na moim penisie, co sprawiało że moje podniecenie wzrastało z każdą sekundą
- M..mocniej - wyjękiwał. 
Spełniłem jego prośbę
Przez cały czas masowałem jego męskość poruszając się w jego wnętrzu. Całując zachłannie jakbyśmy nie widzieli się przez lata.
Po jakimś czasie na jego członku zaczęły pojawiać się pierwsze krople spermy. Blondyn jęczał coraz głośniej, z resztą ja też.
Już miałem pchnąć ostatni raz, kiedy blondyn przerzucił mnie na plecy, wziął w rękę swojego penisa i nabijał się na mnie ani na moment nie zwalniając tempa..
Trwało to aż obydwoje osiągnęliśmy upragniony szczyt.
Mężczyzna wyciągnął mojego penisa z swojej dziurki, a następnie ułożył się na mojej klatce piersiowej. 
Byliśmy zdyszani 
^^^^^
- Zróbmy sobie wolne – powiedział, kiedy już nasze oddechy się w miarę wyrównały. W między czasie robiąc palcem kółka wokół mojego sutka
- Znowu? - spytałem jeżdżąc opuszkiem palca po jego kręgosłupa - Zwolni nas za to –  Wzdrygnął się
- Wiesz, że tam mam łaskotki – mruknął niezadowolony
- Wiem – uśmiechnąłem się zadziornie. Zaś on sięgnął drugą ręka po poduszkę i rzucił mi ja na twarz
- Dupek – burknął. Ja zaś odrzuciłem poduszkę z twarzy na bok
- Trzeba się szykować - pocałowałem go i próbowałem wyswobodzić się z jego uścisku. Było to na darmo – Draco..
- Hymm? – spojrzałem na niego – No dobrze… - niechętnie wygrzebał się z łóżka.
Podparłem się łokciami i bez cienia wstydu wpatrywałem się w niego.
 Mój wzrok powędrował na stróżkę spermy płynącej po wewnętrznej stronie ud Dracona. 
Spodobał mi się ten widok.
– Stanie ci jak się będziesz tak wgapiał
- Już mi stanął – uśmiechnąłem się, a blondyn spojrzał na mnie spod byka i coś niezrozumiale wymamrotał – Może jednak zrobimy sobie wolne? – wstałem odkrywając erekcję.
Podszedłem do niego i objąłem go w pasie drażniąc go członkiem po jego pośladkach
- Muszę się umyć – mruknął
- Pomóc ci ?– spytałem. Malfoy nic nie odpowiedział, tylko wszedł do łazienki nie zamykając drzwi.
 Spojrzałem na godzinę
 Spóźnimy się, ale co mi tam – pomyślałem i wszedłem do łazienki zamykając drzwi.
   Oczywiście spóźniliśmy się za co dostaliśmy kolejny raz upomnienie. Na szczęście mieliśmy dobrą na wszystko wymówkę typu ''Pociąg miał opóźnienie''. Rzecz jasna było to kłamstwo. Zaraz jak skończyliśmy się ubierać aportowaliśmy się prosto z mieszkania w boczną alejkę, nie daleko kawiarni, w której pracowaliśmy. 
   Minęło parę godzin. Miałem właśnie przerwę. Zapaliłem papierosa
 To nie miało tak być – narzekałem w myślach
Nie miałem mieszkać z Draconem w ruderze, tylko na Grimmauld Place Nie pracowalibyśmy jako kelnerzy w mugolskiej kawiarni, a mielibyśmy pracę w Ministerstwie lub przyjęlibyśmy propozycje McGonagall.
Po wojnie mieliśmy mieć po prostu, w końcu święty spokój. Tym czasem od dwóch lat jesteśmy ścigani 
- Co za ironia  - prychnąłem w myślach – ''od bohatera do uciekiniera'' – zacytowałem jeden z nagłówków ''Proroka Codziennego''
Zgasiłem papierosa i od razu zapaliłem kolejnego 
– Latałem za Voldemortem jak kot z pęcherzem, dałem się nawet zabić. A oni nie mogą uniewinnić mojego ukochanego i jego rodziny.
Oczywiście nie żałuje tego. Pewnie gdybym wybrał inaczej spotkał by los ich gorszy od śmierci, a tego bym sobie nie wybaczył.
  W sumie, to nie musieliśmy pracować. Mieliśmy spory zapas Galeonów, które wymieniliśmy na mugolską walutę. Nie mówiąc o tym, że zawsze mogłem przebrać się i skoczyć do Gringota.
Nikomu przecież nie przyjdzie do głowy, że cały dobytek Potterów przeniosłem do innej skrytki. A nawet jeśli, to nikt nie będzie szukać pod imieniem fikcyjnej postaci z komiksów - Jason Todd1.
Merlinie. Dziękuję ci za to, że Ron gardził wszystkimi obrazkami, które się nie ruszały, bo były dla niego za nudne - pomyślałem
Jeżeli chodzi o gobliny. Cóż.. one nie wtrącały się w sprawy czarodziejów, więc póki wszystko im się zgadzało, nie robiły problemów. No i przede wszystkim, wszystko odbywało się za pośrednictwem Gryfka, którego zmusiłem do przysięgi milczenia  - ostrożności nigdy za wiele.
  Praca miała służyć jedynie jako element, który dał nam choć trochę normalności w tym nonsensie.
- Pieprzony zdrajca – powiedziałem wypuszczając dym z ust
Nigdy nie sądziłem, że będę myślał tak o swoim (byłym) przyjacielu Ronie Weasley.

**Dwa Lata Wcześniej**

Wojna nareszcie się skończyła, Voldemort został pokonany. Procesy schwytanych skazańców odbyły się po dwóch miesiącach.
Odbywało się właśnie przesłuchanie Malfoy'ów – coś za długo to trwa – pomyślałem – Spokojnie – Dumbledore zapewniał cię że ich przesłuchanie będzie tylko formalnością - powtarzałem sobie starając się uspokoić - wiec dlaczego do cholery mam dziwne przeczucie, że coś jest nie tak! – Moje myśli niemal krzyczały jakby chciały wyjść na zewnątrz.
W  tym samym momencie przesłuchanie nabrało innych obrotów. Zacząłem przepychać  się co raz bliżej i bliżej – Cholera, mogłem stanąć bliżej -  Kiedy w końcu minąłem wszystkich usłyszałem jedynie słowo
– Winni ! – padające z ust sędziego, a zarazem obecnego Ministra Magii – Niniejszym uznaje się rodzinę Malfoy za winną – Zrobił krótką przerwę – Zarzut. Bycie na usługach Sami-Wiecie-Kogo. Oskarżonych odsyłam do Azkabanu. Gdzie odbędą karę poprzez pocałunek dementora
Dracon był spanikowany, Pan Malfoy trzymał w swoich ramionach swoją zapłakaną żonę sam starając się zachować godność
- Czy ktoś ma w tej sprawie coś do powiedzenia? - Spojrzał na zebranych – No, to..
- Ja mam! – Krzyknąłem nie dając mu dokończyć. W tym samym momencie Dracon wyrwał się zdezorientowanemu Ronowi i popędził w moją stronę.
- Ah.. Pan Potter – powiedział obojętnym tonem jakby się tego spodziewał - Pan doskonale wie, że Malfoy'owie służyli Sam-Wiesz-Komu
- Gdyby nie Malfoy'owie nie było by mnie tutaj !
- Czyżby? A może mówi Pan tak z powodów.. - Popatrzył na młodego Malfoya z pogardą – …osobistych…
- Nawet gdyby, to nie ma to nic do rzeczy. Sam profesor Dumbledore zapewnił mnie, że Malfoy'owie zostaną uniewinnieni, kiedy przejdą na jego stronę. I jeszcze przed pokonaniem Voldemorta – Wzdrygnął się na dźwięk tego imienia – Tak też uczynili !  
Niechętnie - dodałem w myślach, ale tego wiedzieć nie musi
- To całkiem zabawne panie Potter – na jego twarzy w miejscu przerażenia pojawił się momentalnie chytry uśmieszek – Albus Dumbledore przed śmiercią zostawił mi instrukcje. I zapewniam Pana. Nie ma tam nic o ułaskawieniu rodziny Malfoy
- Chciałbym zobaczyć te instrukcje – powiedziałem wkurzony
- Ależ oczywiście. Panie Weasley, jeśli łaska – W tym momencie podszedł do mnie Ron z kawałkiem pergaminu. Wyrwałem mu go z ręki zirytowany
Czytałem chyba pięć razy, ale nie było żadnej wzmianki o ułaskawieniu Dracona i jego rodziców. Wyjąłem różdżkę i rzuciłem zaklęcie sprawdzające autentyczność dokumentu kilkanaście razy. Za każdym razem rezultat był ten sam.
- Widzi Pan. Jest czarne na białym – wskazał ręką do Aurorów - Panowie – Zdeterminowany wyciągnąłem różdżkę przed siebie, osłaniając Dracona.
- Panie Potter jeżeli w tym momencie się Pan nie odsunie, będę musiał zamknąć Pana w areszcie tymczasowym!
- Proszę bardzo. Niech Pan spróbuje! - Warknąłem
- Harry.. – powiedział Ron – nie wygłupiaj się – nie posłuchałem go
- Harry… Co teraz? - powiedział cicho Draco.
Do głowy przyszedł mi tylko jeden pomysł.
- Ufasz mi ? – Spytałem tak, aby tylko on usłyszał
- Tak – Odpowiedział bez namysłu
– Daj różdżkę – starałem się jak najmniej ruszać ustami -  Zrobimy podmianę
Wyciągnąłem do tyłu wolną rękę. Dracon podał mi swoją różdżkę tak, aby nikt tego nie widział. W między czasie z rękawa wyleciała fałszywa. Na szczęście Draco ja złapał.
- Poważnie, nosisz to w kieszeni ?! – spytał głośnym szeptem
- Poważnie, będziesz się teraz o to wykłócał? – zamilkł.
Kiedy różdżka Malfoya spoczywała już bezpiecznie w moim rękawie. Jak gdyby nigdy nic schowałem swoją. Po czym niechętnie odsunąłem się odsłaniając Dracona.
- Słuszna decyzja Panie Potter – wskazał młotkiem na Malfoy'ów - Wyprowadzić ich 
Nim wyszli słyszałem wrzaski Pana Malfoya, ale to nie miało znaczenia 
– Malfoy'owie zostaną przetransportowani do Azkabanu zaraz po zakończeniu przesłuchań – Minister stuknął młotkiem. W tym momencie zaczął się natłok rozmów. Czułem na sobie spojrzenia zebranych, ale miałem to gdzieś.
- Dobra robota, Harry – powiedział uśmiechający się Ron, kiedy przechodziłem koło niego. Położył  swoja dłoń na moim ramieniu. Odepchnąłem ją. Miałem wielką ochotę mu przyłożyć. Jednak nie chciałem marnować czasu, wiec tylko poparzyłem na niego ze wstrętem i ruszyłem w stronę wyjścia. Po drodze zaczepiali mnie reporterzy z proroka codziennego
- Odpieprzcie się – warknąłem i nie zwracając uwagi na to, czy podziałało, czy nie. Szedłem przed siebie dalej.
Miałem niewiele czasu na wymyślenie sensownego planu.
Na pewno rozdzielą Dracona od rodziców, co działało na moją nie korzyść. Jeżeli uwolnię jedynie jego, Dracon zacznie się burzyć i protestować. Jeżeli pójdę do jego rodziców. Jego ojciec prędzej udusi mnie własnymi rękoma za to, że nie wybrałem jego syna.
A gdyby tak... użyć zmieniacza czasu. Brzmi sensownie - z rozmyślań wyciągnął mnie głos Hermiony
- Harry ! - nie odwróciłem się – Harry – poczułem szarpnięcie za ramię
- Hermiono nie mam zbytnio czasu na rozmowę, muszę..
- ..uwolnić Malfoy'a i jego rodziców – weszła mi w zdanie - Domyśliłam się..
- Dumbledore nie dotrzymał słowa…
- Wiem. Dla mnie to tak samo dziwne, jak dla ciebie.
- A ja nie zamierzam pozwolić żeby go.. ich zabrali
- Nawet jeśli będą ścigać i ciebie?
- Tak – odpowiedziałem nawet się nie zastanawiając
- Rozumiem – zrobiła pauzę – Zajmij się Draconem. Jego rodziców bierzemy na siebie
- Jakie ''my''? Nie chce nikogo w to mieszać. Użyję zmieniacza…
- To nie podlega dyskusji – powiedziała stanowczo
– W porządku.. – powiedziałem niechętnie
- Masz w ogóle jakiś plan?
- Będę improwizował…
- Powodzenia – powiedziała. Ja tylko kiwnąłem głową i ruszyłem do domu spakować potrzebne rzeczy.
Dwie i pół godziny później.
- Wygląda na to, że Harry'emu aż tak strasznie mu na tobie nie zależy, Malfoy – powiedział do blondyna, Weasley z chytrym uśmieszkiem – Twoja rodzina dostanie, to na co zasłużyła – Dracon milczał – coś mało wygadany niż zwykle jesteś. Przykro ci ? Będziesz płakać? – Ron dalej zaczepiał Malfoya – Buhu – zaszydził
Nie idioto, po prostu ma gdzieś twoja gadaninę, bo wie że go nie zostawię - warknąłem w myślach
- Zachowujesz się jak pięciolatek Weasley – odpowiedział w końcu jeden z Aurorów.
Ron w końcu zrobił nam wszystkim przysługę i się zamknął.
Obserwowałem wszystko z boku. 
Nie licząc Rona było ich siedmiu, choć właściwie sześciu. Jednym z nich byłem ja pod postaciom… nawet nie mam pojęcia kogo. Chłopak był prawdopodobnie trochę starszy ode mnie, ale nie stanowił zagrożenia, więc szybko się z nim uwinąłem. Problem stanowiła pozostała szóstka doświadczonych oraz wyszkolonych mężczyzn.
Stałem dalej z boku, szacując swoje szanse.
- Młody – krzyknął do mnie starszy z mężczyzn – czekasz na specjalne zaproszenie? – podszedłem bliżej
- Pilnuj go
- Jest związany – odpowiedziałem znudzonym tonem
- Tak, ale jak znam Pottera. Nie powiedział jeszcze ostatniego słowa – wtrącił cicho Weasley, tak aby Dracon tego nie usłyszał
A wiec tak sprawa wygląda – pomyślałem
- Przyszykować się  – powiedział któryś, gdy powóz nadjechał
No to zaczynamy – pomyślałem. Zbliżając się do Malfoy'a, wyciągnąłem różdżkę i zamiast celować ją w blondyna. Stanąłem zasłaniając Dracona i cisnąłem pierwsze zaklęcie w jednego z mężczyzn.
- Co to ma znaczyć ? – krzyknął drugi. Malfoy stał zdezorientowany
- Który ma twoją różdżkę? – spytałem chłopaka
- Co?
- Różdżka, Malfoy. Który ją ma ?
- Żaden. Potter ją ma
- Poważnie? - starałem sobie przypomnieć – A no faktycznie - mruknąłem przypominając sobie
- Czemu właściwie mi pomagasz?
- Taka już moja rola. Ratowanie księżniczek z płonącej wieży i z wszelkich opresji – uśmiechnąłem się
- Potter?!
- Coś taki zaskoczony? – spojrzałem na niego, a ten tylko wzruszył ramionami
- Wiesz spodziewał… - nie dokończył, gdyż przerwał mu głos Rona
- Potter! – eliksir najwyraźniej przestał działać – Ty zdradziecki psie! – krzyknął idąc szybkim krokiem w naszą stronę
- No, ale psów, to ty w to nie mieszaj –  powiedziałem, posyłając w niego zaklęcie
Jak myślałem. Rona dało się powalić byle czym. Jednak przede mną ciągle stało sześciu Aurorów gotowych zaatakować. 
Wszyscy staliśmy bez ruchu. Gdy nagle poczułem jakby przez moje ciało przepływała dziwna energia, która najwyraźniej chciała wyjść na zewnątrz. 
- Na mój znak – powiedziałem szeptem do Dracona powoli popychając go do tyłu – biegnij w stronę powozu – Dracon kiwnął głową dalej posuwając się wolno w tył – Teraz – krzyknąłem, a Dracon odwrócił się i zaczął biec. W między czasie z mojej różdżki wydobyło się coś na kształt gryfa utworzonego z czystej energii elektrycznej.
Starałem się utrzymać gryfa co rusz odwracając głowę, aby patrzeć jak daleko blondyn zdążył się posunąć. Kiedy był dostatecznie daleko przerwałem połączenie.
Gryf utrzymał się jeszcze przez parę sekund odwracając uwagę Aurorów, którzy mieli problem z ujarzmieniem energii.
Zacząłem biec najszybciej jak potrafiłem. Kiedy i mi udało mi się dotrzeć do powozu. Najpierw uwolniłem Malfoya ręce z więzów, a chwilę potem skierowałem różdżkę na lejce i rzuciłem Diffindo. Następnie, kiedy testrale były już rozdzielone. Złapałem jednego za uprząż, wskoczyłem na niego. W tym samym momencie wyciągnąłem do Dracona rękę. Chwycił ją, a ja pociągnąłem go tym samym wciągając go na zwierze.
Spojrzałem ostatni raz w kierunku aurorów, którzy najwyraźniej zaprzestali z pościgu. Ze względu na to, że albo byli ranni, albo wykończeni. Patrzyli w moja stroną, lecz na ich twarzach widniał jedynie szok. Zaś na twarzy Rona pogarda i złość. Po chwili jakby zebrał swoją całą determinacje i ruszył z wyciągniętą różdżką w naszą stronę
 - Wio – krzyknąłem. Testral po parominutowym niezadowoleniu, buncie i nie chęci wobec nas, stwierdził, że nie ma zbytniego wyboru, dlatego posłusznie wykonał polecenie.
Dracon złapał mnie w pasie
- Avada – krzyknął Ron – Kedavra – Na szczęście Testral rozłożył skrzydła i nim zaklęcie uderzyło w któregoś w nas. Byliśmy już w górze. Na tej wysokości zawsze czułem się swobodnie i bezpiecznie.
- Przywołuje wspomnienia, co? – Odwróciłem głowę do, na tyle ile zdołałem. Wpadając tym samym na stado kaczek
- Zamknij się i patrz na drogę! – zwierze wydobyło z siebie głos jakby się z nim zgadzało. Zaśmiałem się, choć sytuacja raczej do śmiechu nie była.
Po jakimś czasie wylądowaliśmy w lesie. Zsiedliśmy z grzbietu testrala, zdjąłem mu uprząż dziękując za współprace
- Jesteś wolny – powiedziałem głaszcząc po czarnej skórze, po czym odsunąłem się od niego i odwróciłem w stronę Dracona
- w porównaniu z nami – wtrącił się Malfoy – Będą nasz szukać!
- Zdaję sobie z tego sprawę – powiedziałem spokojnym tonem – jednak lepsze to niż gnicie w Azkabanie. Nie uważasz ?
- A co z moją matką? Ona może tam być? – ani trochę nie zdziwiło mnie, że martwił się jedynie o matkę. Nie obchodził go los ojca, a przynajmniej tak sobie wmawiał.
- Są bezpieczni. Obydwoje - Powiedziałem nim doda coś jeszcze
- Skąd to niby wiesz?
- Nie działałem sam. Hermiona i reszta się tym zajęli - widać było, że mu ulżyło. 
Przynajmniej nie musiał się martwić o to
- Ciebie też będą ścigać… - spojrzał na mnie, a ja podszedłem i go przytuliłem
- Trudno
Po naszej ucieczce skryliśmy się w mugolskiej części Londynu. Mieliśmy czas na zastanowienie się co dalej.
Nim Ministerstwo wpadło na pomysł patrolowania ulic Nokturnu, próbowałem się czegoś dowiedzieć. Jednak to jak szukanie igły w stogu siana, a czasu było mało.
Ludzie stamtąd albo nic nie wiedzieli, albo bali się powiedzieć. Natomiast ci, którzy wiedzieli i mogli by powiedzieć. Zniknęli lub też sami zaszyli się gdzieś poza macki Ministerstwa.
  Ministerstwo dopiero po jakiś trzech miesiącach rozesłało za nami listy gończe w mugolskiej części. Z czego ja zostałem uznany za szczególnie niebezpiecznego.
Dlatego też postanowiliśmy opuścić Anglię.
Byliśmy we Francji, w Niemczech, we Włoszech i Bułgarii. Może nie dokładnie w tej kolejności, oczywiście cały czas poruszając się tylko po mugolskiej części (nie licząc moich wypadów do Gringota). W Niemczech i we Francji doszło do sytuacji, gdzie byliśmy ścigani przez Aurorów, wiec długo nie zagrzaliśmy tam miejsca. Zaś Włochy opuściliśmy jeszcze szybciej, głównie dlatego, że jaśnie pan narzekał na wysoką temperaturę i słońce.
Choć miałem jakieś przeczucie, że to nie gorąca temperatura, czy też słońce stanowiły powód niezadowolenia blondyna. 

**Chwila Obecna**

  Obecnie jesteśmy w Ameryce, a dokładniej w Nowym Yorku. MACUSA najwyraźniej nie zamierzała się wtrącać 
– Za to lubię amerykanów – uśmiechnąłem się spalając kolejnego papierosa. Bałem się jednak, że coś jej się może odwidzieć i zacznie patrolować ulice.  I znów trzeba będzie uciekać.
Sam już nie wiedziałem co o tym myśleć. Zwłaszcza, że nie za bardzo wiedziałem jak poprawić naszą sytuację. 
Z początku starałem się jeszcze jakoś czegoś dowiedzieć, ale przez sytuację w Niemczech i Francji. Całkowicie odpuściłem, nie chcąc ryzykować powtórki z rozrywki. Pewnie jakby nie był, w to wszystko wplątany Draco, nie zwracałbym na to uwagi.
I w ten sposób po prostu zacząłem czekać  na cud, że może odpuszczą - zaciągnąłem się po czym wypuściłem dym.
 Z rozmyślań wyciągnął mnie głos Dracona
- Znów o tym myślisz ? – stał opierając się o framugę drzwi
- Skąd ten wniosek? – spytałem. On wskazał na popielniczkę
- Palisz kolejnego z rzędu… - zrobił pauzę – żałujesz ? – zadawał, to pytanie za każdym razem, kiedy o tym myślałem. A ja za każdym razem odpowiadałem bez zastanowienia
- Nie – zgasiłem papierosa i podszedłem do niego – Żałuję tylko, że nie przywaliłem Weasley'owi w twarz – zaśmiałem się, a on uśmiechnął się blado. Chwyciłem go za brodę szykując się już do pocałunku, kiedy nagle…
- Ej.. Nie płacą wam za całowanie się w pracy 
 To była Jenny. Jedna z kelnerek, z którymi byliśmy na zmianie. Zazwyczaj synaptyczna, ponoć. Tak przynajmniej twierdził kierownik. Widocznie złośliwość włączała jej się jedynie na mój widok, a mogło to być spowodowane tym, że Draco jej się podobał.
Ja i tak dopiąłem swego i całkowicie ją ignorując, dałem mu buziaka, kiedy przechodziłem obok skrzywionej dziewczyny. 
Uśmiechnąłem się triumfalnie i zadowolony z życia wróciłem do swoich obowiązków.
  Nienawidzę grudnia – pomyślałem wydając kawę jakiemuś studentowi
Grudzień był najgorszy ze wszystkich miesięcy. To właśnie w tym okresie najbardziej nachodziła mnie nostalgia i beznadzieja. Głównie dlatego, że to kolejne święta, które spędzimy bez swoich najbliższych.
Wiedziałem, że Dracon tęsknił za swoimi rodzicami. Przynajmniej za matką oraz za przyjaciółmi. To nie ulegało wątpliwości. Z resztą tak samo jak ja za Hermioną i resztą.    
  Jeszcze rok temu chciałem odnaleźć miejsce, gdzie ukryli jego rodziców. 
Trafiłem na ich trop we Francji. Jednak skończyło się to pościgiem
Pewnie gdyby ci cholerni aurorzy nie zaczęli nas gonić. Kto wie, może Dracon nie musiałby spędzać świąt w zapyziałej dziurze bez rodziców.
 W sumie mogłem skontaktować się z Hermioną. Jednak wiedziałem też, że Ministerstwo na sto procent bacznie obserwowało każdego, kto mógłby mieć z nami jakikolwiek kontakt, więc to było ryzyko, którego nie chciałem się podejmować. I tak razem z pozostałymi sporo zaryzykowała, żeby ich uwolnić.
  Na początku bałem się tego, że Dracon nie odnajdzie się w tej sytuacji i będzie narzekać. 
Tym czasem jest zupełnie na odwrót. Draco słowem nie pisnął, że mu z tym wszystkim źle. A wręcz zachowuje się jakby, to było naturalne. Jednak wiem również, że ponura wizja Azkabanu wydaje się być gorsza od rudery, którą wynajmujemy.
  Po skończonej zmianie przebraliśmy się w swoje ubrania i wyszliśmy tylnymi drzwiami
- Masz ochotę gdzieś pójść ? – spytałem Dracona
- Trzeba zajść do sklepu. Parę rzeczy nam się kończy – odpowiedział
- Miałem na myśli, coś bardziej rozrywkowego – mruknąłem
- Niezbyt – odpowiedział - Najlepszą rozrywkę mam w domu – mruknął pod nosem – bardziej rozgrzewającą - dodał pocierając z zimna rękami w skórzanych rękawiczkach, zaś ja spojrzałem na niego rozbawiony. Chwyciłem jego dłoń, splotłem ze swoją i włożyłem do swojej kieszeni
 – Mówiłem, weź te cieplejsze – w odpowiedzi tylko prychnął.
  Weszliśmy z zakupami do budynku, w którym wynajmowaliśmy mieszkanie.
Dracon przez całą drogę był nadąsany i narzekał, na to że przepuściłem w kolejce faceta, który stał za nami i to tylko dlatego, że moje szczęście przypomniało sobie w ostatniej chwili, że skończył się mu żel do włosów.
- Zdajesz sobie sprawę, że twój – podkreśliłem – żel - Minęliśmy właśnie sąsiadkę, która powiedziała uprzejme ''dzień dobry''– Dzień Dobry – odpowiedziałem, po czym dalej kontynuowałem swoją wypowiedź do Dracona - był cztery alejki dalej. To naprawdę cud, że nie musiałem przepuszczać następnych osób.
Wchodziliśmy dalej po schodach. Draco dalej nie kończył swojego wywodu na temat zaistniałej sytuacji w sklepie. Zaś ja starłem się go nie słuchać, co nie zbyt mi się udawało, bo mój luby wyraźnie tego dopilnował.
- A może przepuściłeś go, bo ci się spodobał, co ?
- Tak. Faktycznie. Spodobał mi się żonaty facet po czterdziestce… – mruknąłem sarkastycznie, a następnie westchnąłem przystając na moment – Może dokończymy tę rozmowę w domu? Jestem pewien, że sąsiedzi nie chcą tego słuchać - powiedziałem wiedząc w jakim kierunku zmierza ta rozmowa
- Żebym ja przypadkiem nie powiedział, czego świadkiem być nie chciałem… - wywróciłem oczyma, - …a byłem! – dodał głośniej. 
Stanęliśmy pod drzwiami mieszkania - Czemu nie wchodzisz? – nie odezwałem się – Głodny jestem. Jest mi zimno, chcę pod kołdrę i ogólnie mam dość tego dnia… – dalej milczałem - Potter.. czy ty mnie do cholery słuchasz!?
- Coś jest nie tak – mruknąłem
- Co dokładnie? – powiedział szeptem, a ja wskazałem na otwarte drzwi, a przecież nawet nie użyłem ''klucza''
Po dokładnym przyglądnięciu się zauważyłem, że zamek był rozwalony, czy raczej wyglądał tak jakby ktoś użył jakiegoś niewielkiego materiału wybuchowego.
Rozglądaliśmy się, czy nie ma w pobliżu żadnego z sąsiadów. Następnie wyciągnęliśmy różdżki, pchnąłem ostrożnie drzwi i weszliśmy do środka.


Ciąg Dalszy Nastąpi...

Jak wam się podobało?
Tak, wiem. Tytuł  jak zwykle od czapy
Za błędy przepraszam. Jeszcze je wyłapuje!
Komentarze są mile widziane : )

 _______________________________________________________________________________________________________
1- Jason Todd - Bohater komiksów o Batmanie

 Witam!
Tak, wzrok nikogo nie myli. Kolejna notka. Nie będąca notką informacją
(szczerze mówiąc mnie to tak samo dziwi jak was xd)
No, ale trzeba nadrobić te dwa (dobrze piszę, a może to dłużej..) lata, póki mam wenę i pomysły!
z czasem gorzej, ale od czego jest wolna sobota i niedziela : D
Tak sobie ostatnio pomyślałam... że będę zamieszać na blogu jakieś opowiadania z innymi bohaterami.
I nie mam na myśli tylko z serii Harry'ego Pottera
Co wy na to ? Taka odskocznia. 
Czy założyć osobnego bloga (szczerze mówiąc nie widzi mi się to xd). 
No, ale chcę poznać waszą opinię.
Planuję też publikować na Wattpadzie
Tylko... czy ktoś się orientuje jak wattpad radzi sobie z scenami +18  
(taką jak np. na początku tego opowiadania)
Dozwolone, czy zdecydowanie nie?
Czekam na odpowiedzi : D
Z góry dziękuje!

2 komentarze:

  1. Hejka,
    to ja ;)
    miałam no trochę przerwy od internetu i dopiero teraz spostrzegłam te dwa ostatnie teksty... zabieram się za czytanie... więc albo w tym albo w następnym tygodniu skomentuję...
    co do tekstów z innymi postaciami ti mi nawet tutaj bardziej pasuje... a co do wattpada to niesety nie pomogę bo tam nie bywam...
    weny sprzyjającej kiedy masz czas życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    wspaniale, tak się zastanawiam czy na przykład były dwie kartki, a ta jedna na której było uniewinnienie Malfloyów zaginęła, bo raczej Dumbledor by nie wykiwał... och Draco martwił by się o rodziców, a Lucjusz byłby wściekły że to Harry ich ratuje a nie Draco... i masz babo placek... tak kontaktowanie jest niebezpieczne, ale by mogli "Żonglera" używać do przekazywania wiadomości...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń