Muzyka w Tle: t.A.T.u – Nas Ne
Dogonyat
Tak musiałam xd
Nie wiem czemu wcześniej o niej nie pomyślałam xd
Rozdział rodził się w bólu,
wręcz w stanie agonalnym, wiec może się wydać… ja wiem… taki sobie? Także na
super wypasiony rozdział, to raczej nie ma co liczyć. No mi się w każdym razie
nie podoba. Chyba, że przymknę oboje oczu i udam, że to co napisałam jest
fantastyczne xd
Rozdział 2
_______________________________________________________________________________________________________
W
mieszkaniu był wysoki mężczyzna, który stał do nas plecami.
Starałem
się być najciszej jak tylko potrafiłem. Przez parę chwil stał i stwarzał
wrażenie, że spoglądał przez okno. Zupełnie jakby nie był świadom naszej
obecności.
Jednak
mężczyzna doskonale wiedział, że ma towarzystwo.
-
Przyznam, że nie łatwo było Panów znaleźć – odezwał się nagle, odwracając się w
naszą stronę – zapewniam, że nie będą potrzebne
Mężczyzna
był w średnim wieku. Ubrany w jeansy oraz jakąś czarną koszulkę bez nadruku. Na
to narzucony czarny, skórzany płaszcz.
-
I Pan myśli, że po tych zapewnieniach, ot tak opuszczę różdżkę? – patrzyłem na
niego dalej w celując w niego – nie doczekanie
-
Nie dziwię się. Ja bym zrobił to samo – odparł
-
Kim Pan jest? – wtrącił Draco
-
Kimś, kogo nie muszą się Panowie obawiać
-
To mało konkretnie – odparłem lustrując każdy jego ruch
-
Scott Taylor – mężczyzna sięgnął ręką do kieszeni, w tym momencie Dracon stanął
koło mnie dając mu do zrozumienia o naszej przewadze liczebnej.
Mężczyzna
jedna jedną rękę uniósł do góry na znak, żebyśmy się uspokoili. Drugą zaś dalej
trzymał w wewnętrznej kieszeni płaszcza, a następnie wolnym tempem, bacznie nas
obserwując wyciągnął identyfikator MACUSY
-
I Pan chce, abyśmy schowali…
-
Zanim przejdziemy do rzeczy. Proponuję zamknąć drzwi – wskazał w kierunku
drzwi, gdzie stało dziecko sąsiadów,
które przyłapane na gorącym uczynku w tym momencie się szczerzyło się pokazując
ubytki, które zostawiły po sobie pierwsze, mleczne zęby.
Dracon
zamknął drzwi i naprawił zamek, po czym podszedł do mnie z dalej wyciągniętą ku
mężczyźnie różdżką
- Wracając do rzeczy – odezwał się – wbrew temu co Panowie myślą nie przysłała
mnie MACUSA
-
Tak. Bo ten identyfikator nabył Pan na czarnym rynku…
-
Jeżeli to Pana uspokoi Panie Potter, to MACUSA nie jest zainteresowana
ściganiem Pana i Pana
Malfoy'a, a już na pewno nie interesuje się sprawami brytyjskiego ministerstwa
-
Jakoś trudno mi w to uwierzyć, biorąc pod uwagę, że ścigają nas we wszystkich
krajach – odezwał się Dracon
-
Możecie mi wierzyć lub nie, ale nikt poza brytyjskim ministerstwem Panów nie
szuka – wymieniłem z Draconem spojrzenie
-
Jakoś nie chce mi się w to wierzyć… Zwłaszcza, że we Francji i w Niemczech mieliśmy
małe starcie z aurorami
-
Jeżeli chodzi o Francję, to da się wyjaśnić. Goniły was osoby wtajemniczone w sprawę.
Nikt dla Panów groźny
-
Czyli ?
-
Osoby, które wierzą w niewinność, czy może w fakt, że Malfoy'owie mieli zostać
ułaskawieni. Zaś komuś bardzo zależało, aby trafili do Azkabanu. Choć
osobiście bardziej uważam, że ktoś bardziej chciał się pozbyć Pana Pottera z
kraju niż osadzić Pana Malfoy'a i jego rodziców w Azkabanie
-
Nie uwierzyłby Pan jak bardzo Weasley chciałby zobaczyć mnie i moją rodzinę za
kratkami
-
Nie znam szczegółów. Osobiście zacząłem się interesować sprawą od Panów, jak to
Pan ujął, starcia z aurami we Francji
-
A wiec nie zaprzecza Pan, że to byli aurorzy
-
Nie. Bo co najmniej czterech z nich było aurorami z brytyjskiego ministerstwa,
zaś jeden z nich to magizoolog. Jednak nie mieli oni zamiaru was aresztować
-
Wyglądali jakby chcieli – mruknął Dracon
- Cóż… z Panów perspektywy faktycznie mogło tak
to wyglądać – skierował wzrok na niego
-
Kto zatem nas ścigał? – spytałem, a ten spojrzał w moją stronę
-
Nie przeczę, że czułbym się lepiej, jakby Panowie zechcieli opuścić różdżki –
spojrzałem na Draocona. Następnie powoli i niechętnie opuściliśmy różdżki, ale
ich nie schowaliśmy.
-
O wiele lepiej – mruknął siadając na jednym z krzeseł.
Podeszliśmy
do stołu bacznie go obserwując i zajęliśmy miejsca naprzeciwko jego.
-
A zatem – patrzyłem na niego uważnie – Ponawiam pytanie
-
Czwórka Skamander'ów, a pozostała dwójka mało ważna, bo żadnego z nich Pan nie
skojarzy
-
Skamander? Jak autor książek ''Fantastyczne Zwierzęta i jak je znaleźć'' -
upewnił się Draco
-
Tak. Jeden z nich, magizoolog, to wnuk. Zaś drugi auror, syn1. Jeżeli chodzi o
pozostałą dwójkę, to od strony Tezeusza Skamnader'a2. Byłego szefa aurorów brytyjskiego ministerstwa.
-
Co Skamander'owie mają z tym wszystkim wspólnego?
-
Może nie dokładnie oni. A Tina Goldstein3, Newt oraz Tezeusz Skamander'owie.
Walczyli podczas pierwszej bitwy czarodziei z
Gellertem Grindelwald'em. Sporo wiedzą na ten temat.
-
Co konkretnie ?
-
To materiał na dłuższe spotkanie Panie Potter, a na ten moment nie mam tyle
czasu.
-
W kogo imieniu Pan w takim razie działa? – odezwał się w końcu blondyn, który wyglądał
jakby powoli tracił cierpliwość
-
Przysłali mnie Panów znajomi – Odpowiedział, a spojrzałem na niego z niedowierzaniem – No, może nie bezpośrednio.
-
Co mam przez to rozumieć ?
-
Krótko mówiąc: Znajomości
I
jak miałem zaufać człowiekowi, który praktycznie mówi zagadkami?
-
Jak nas Pan znalazł? - Westchnąłem zrezygnowany
-
Jak mówiłem, nie było to łatwe. Dopiero jakiś miesiąc temu ktoś was zauważył
niedaleko Central Parku. Tydzień później znaleźliśmy miejsce, gdzie Panowie
pracują. Od tamtej pory was obserwowałem, ale zawsze aportowaliście się z
bocznych alejek
-
Mówiłem ci, że ktoś nas śledzi, a ty co...
-
Później będziesz mógł mieć o to do mnie pretensje
-
W prawdzie – kontynuował dalej nie zwracając
na to uwagi - myślałem nad pojawieniem się w kawiarni, w której Panowie
pracują, ale nie chciałem popełniać tego samego błędu, co Skamander'owie we
Francji. Dlatego włamałem się do właściciela i spisałem z Panów umowy adres.
No i wszystko jasne
-
Czyli od kiedy wiedział Pan gdzie mieszkamy?
-
Dokładnie od wczoraj
-
Yhym. A co skłoniło Pana żeby się włamać ? – spytał Dracon – zamiast normalnie
jak człowiek zapukać do drzwi.
-
Jak wspomniałem wcześniej – zwrócił się do Malfoy'a - prędzej znowu byście
uciekli, niż dali się zaprosić na rozmowę.
-
Coś w tym jest – mruknąłem, a były Ślizgon popatrzył na mnie wkurzony
-
No dobrze – odparł starszy – Skoro wyjaśnienia mamy za sobą.
-
Właściwie mam jeszcze jedno pytanie – przerwałem mu – skoro nie jest Pan, tu po
to aby nas aresztować, to czym zawdzięczamy tą wizytę ?
-
Właśnie miałem do tego dojść – kątem oka spoglądał na Malfoy'a
Czy mi się wydaje, że…
nieważne – upomniałem siebie w myślach
-
Jestem tu, aby dostarczyć Panów do miejsca, w którym zostali ukryci rodzice
Pana Malfoy'a
-
I myśli Pan, że w to uwierzymy ? – wtrącił się Dracon z nie ukrywaną złością
No
tak. Zbliżały się święta, a facet wspomniał o jego rodzicach. Nawet ja
wiedziałem, że tego tematu należy unikać w tym czasie. No, ale różnica jest taka,
że ja Dracona znam.
-
Ma Pan jakiś dowód ? – spytał Dracon
-
Zapewniam Pana, że nawet jeżeli jakiś bym posiadał i tak by mi Panowie nie
uwierzyli
Miał racje
Zacząłem
się zastanawiać.
Z
jednej strony oferta nie do odrzucenia, coś w końcu zaczęło się ruszać. Jeżeli
facet mówił prawdę istnieje szansa, że Dracon będzie bezpieczny z rodzicami, a
ja w tym czasie nie musiałbym już siedzieć jak głupek na tyłku i w końcu
dowiedział się, co do cholery poszło nie tak. Z drugiej zaś istniało ryzyko, że
Taylor może chcieć nas wystawić.
W
obecnej sytuacji ciężko zaufać komuś, kto jest aurorem. Zwłaszcza, że nie po to
tułamy się z miejsca na miejsce, żeby po dwóch latach ostatecznie trafić do
Azkabanu.
Spojrzałem
kątem oka na Malfoy'a, który wyglądał jakby już podął decyzje.
Westchnąłem
w myślach - Przynajmniej raz w życiu
będziemy jednomyślni
-
To jak brzmi Panów odpowiedź ?– spytał patrząc wprost na nas – pójdziecie ze
mną ?
Spojrzałem
się na blondyna siedzącego koło mnie. Ten tylko kiwnął głową na znak, że się ze
mną zgadza
-
Tak
-
Nie
Odpowiedzieliśmy
w tym samym czasie.
Co?
-
Jakie ''Tak'' ? – zwrócił się do mnie Dracon
-
Mnie nasuwa się podobne pytanie – spojrzałem na niego
Oczywiście.
Kiedy już myślisz, że pierwszy raz w życiu będziemy się w czymś zgadzać od
razu. Malfoy oczywiście musi być… Malfoy'em i mieć zupełnie odmienne zdanie.
-
Czy my raz w życiu nie możemy się w czymś zgadzać od razu? – spytałem spokojnym
tonem
-
Dokładnie to samo przeszło mi właśnie przez myśl
-
Miło wiedzieć, że jednak czasem myślimy podobnie
Nim
jednak Dracon zdążył coś odpowiedzieć, odezwał się zignorowany mężczyzna
-
Rozumiem, że muszą to Panowie przedyskutować – wyciągnął z kieszeni swoją
wizytówkę – jak już zdecydujecie, proszę dać mi znać.
-
Obejdzie się - mruknął Dracon, zaś ja wywróciłem oczyma
-
I tak ją zostawię – położył ją na stole i wstał. My zrobiliśmy to samo.
-
Miło było w końcu z Panami porozmawiać – wyciągnął dłoń w stronę Dracona. Ten
nie chętnie i z skrzywioną miną uścisnął mu dłoń.
Następnie
wyciągnął rękę w moją stronę, uścisnąłem ją.
-
Jakby zechciał Pan sprawdzić, czy mówię prawdę – powiedział szeptem.
I
w tej samej chwili poczułem jak coś mi wręcza, chwyciłem ową rzecz bez
zastanowienia
–
Swoja drogą. Był Pan blisko – puścił oczko, a spojrzałem na niego ze
zdziwieniem – Francja – puścił moją dłoń
zostawiając w niej kolejną wizytówkę
-
Życzę miłego wieczoru – uśmiechnął się. Milcząc, kiwnęliśmy głowami na
pożegnanie.
Wyszedł
Biorąc
pod uwagę, to co mnie za chwilę czeka na miły wieczór, to ja już raczej nie
liczę.
Odwróciłem
się w stronę blondyna
- ''Nie'' ? – spytałem – naprawdę ?
-
Tak, Potter. Naprawdę. Nie po to ukrywamy się od dwóch lat, żeby teraz
praktycznie z własnej woli wpakować się do Azkabanu. Jestem pewien, że w
pierwszej chwili pomyślałeś o tym samym
-
Trudno zaprzeczyć…. Jednak, może..
-
Nie – powiedział stanowczo
-
Nie chcesz w końcu zobaczyć rodziców i reszty ? – powiedziałem zrezygnowany
-
Dobrze wiesz, że chcę – syknął przez zaciśnięte zęby
-
Więc o co chodzi ?
-
Nie ufam mu i tyle
-
Ja też, ale jakoś innej opcji nie widzę
-
Znowu zaczynasz – powiedział spokojnie
-
Co masz na myśli ?
-
W Grudniu zawsze kompletnie ci odbija i stajesz się nie do zniesienia
-
Dobrze wiedzieć, że zazwyczaj starasz się mnie jakoś znosić – mruknąłem
Chyba będzie rozsądnie
jak wyjdę, zanim przejdzie do prawdziwej awantury
Nim
Dracon się spostrzegł chwyciłem wizytówkę pozostawioną na stole, na wszelki
wypadek jakby blondyn postanowił skutecznie się jej pozbyć. Następnie wziąłem z
oparcia krzesła kurtkę i ruszyłem w stronę drzwi
-
A ty gdzie?
-
Wychodzę
-
Co z obiadem?
-
Kupie coś na wynos – powiedziawszy to wyszedłem z mieszkania, a następnie z
budynku
Zimne powietrze od razu uderzyło mnie w twarz.
W
prawdzie chłód poczułem w momencie, kiedy wyszedłem z mieszkania. Jednak to nic
w porównaniu z temperaturą na dworze. Na domiar wszystkiego zaczął padać śnieg.
Czy naprawdę w grudniu zaczyna mi odbijać ?
Możliwe.
Jednak
co miałem na to poradzić. Od dwóch lat jesteśmy zdani praktycznie na siebie,
nie możemy się nawet porządnie pokłócić.
Idę
o zakład, że jak wrócę obydwaj będziemy udawać, że wszystko jest w porządku.
Tylko, dlatego że poza sobą nie mamy się do kogo odezwać. A biorąc pod uwagę
stan rzeczy, nie ma co nawiązywać nowych znajomości.
Jesteśmy na siebie
skazani… Nie.. On jest skazany na mnie …
Myśli ostatnio wchodzą na niebezpieczne tory.
Czy byłby ze mną gdyby
miał wybór? Czy może po takim czasie byśmy się rozstali?
Choć
to powinno być moim najmniejszym zmartwieniem, to takie myśli mam już od jakiegoś
czasu.
Obydwoje
mamy ciężkie charaktery. Raz jest dobrze, żeby za chwilę znowu zaczął się
dąsać, nie wiadomo nawet o co. Rzadko się w czymkolwiek zgadzamy, ale zwykle
uda nam się znaleźć jakiś złoty środek.
A
teraz? Będzie problem, Malfoy na pewno nie zmieni zdania i wcale mu się z
jednej strony nie dziwię. Ja w tej sprawie też nie zamierzam odpuścić.
Wszedłem do jakiegoś lokalu i zamówiłem nam
coś do zjedzenia
Kiedy
czekałem na zamówiony posiłek, wyciągnąłem wizytówki. Pierwsza była zwykłą
wizytówką, na której były podstawowe dane. Druga zaś była mniejsza, a
znajdowało się na niej coś na kształt kompasu4
A wiec Francja… heh…
I
pomyśleć, że byłem tak blisko, ale każdy z odrobiną instynktu samozachowawczego
zdecydował by się uciekać, kiedy gonią cię aurorzy.
Pozostawiała
jeszcze kwestia Niemiec. Taylor nic nie wspomniał o tym, więc albo dobrze
odgrywał rolę, albo faktycznie nic o tym wcześniej nie wiedział.
Chyba
za bardzo się podekscytowałem, że w końcu coś się ruszyło. Jednak co mogę
poradzić.
Zależy
mi na tej fretce i chciałbym żyć nie oglądając się za siebie.
Nie lubię robić niczego
za jego plecami… Ale w tym wypadku, chyba nie mam wyboru
Wróciłem
do mieszkania. Malfoy półleżał na łóżku z książką w ręce.
Położyłem
reklamówkę na stole
-
Mam nadzieje, że nie kupiłeś żadnego śmieciowego jedzenia – odezwał się nie
odrywając wzroku od książki.
-
Nie – odparłem – wiem, że za tym nie przepadasz – usłyszałem jego kroki tuż za
mną
–
Odzyskałeś rozum5 ? – spytał, a ja tylko wywróciłem oczyma. Po czym odwróciłem
się i dałem mu odpowiedź
-
Tak – skłamałem
Malfoy uśmiechnął się zadowolony, z tego że w końcu przyznałem mu
rację.
-
Mądry chłopiec – pocałował mnie jakby w ramach nagrody. A następnie przywołał z
szuflady widelce, w między czasie rozpakowując zawartość reklamówki
-
Musimy się wyprowadzić – odparł zanim wziął kolejny kęs
-
W sumie i tak nad tym myślałem – mruknąłem – kiedy ?
-
Jeszcze dzisiaj. Nie mam zamiaru uciekać w pośpiechu. Poza tym i tak źle
sypiasz. Podejrzewam, że jakbyśmy tu zostali oka byś nie zmrużył
-
I gdzie się zatrzymamy ? – spytałem, choć tym razem faktycznie musiałem
przyznać mu rację. Raczej bym nie mógł zasnąć dzisiejszej nocy
-
W hotelu – powiedział, kiedy przełknął
-
Powiedz jeszcze, że Plaza
-
Czemu by nie ? Jedna noc nikomu jeszcze nie zaszkodziła
-
Tak, bo dwoje dziewiętnastolatków – skrzywił się – prawie – podkreśliłem - dwudziestolatków
w drogim hotelu, to faktycznie nic podejrzanego
-
Na więcej niż jedną noc, owszem. Rano znajdziemy coś mniej rzucającego się w
oczy
-
Niech będzie – zgodziłem się praktycznie przyparty do muru, gdyż i tak nie
miałem na razie lepszego pomysłu
-
Musimy też zwolnić się z kawiarni – zamyślił się – zmienić kierownikowi
wspomnienia. Co do reszty – dodał widząc, że otwieram usta – raczej można ich
zignorować.
-
Widzę, że o wszystkim pomyślałeś
-
Szybko się uczę
-
W to nie wątpię
Reszta
posiłku przebiegła w lżejszej atmosferze. Rozmowa zeszła na przyjemniejsze
tory. I żaden ani słowem nie wspomniał więcej o mężczyźnie, który swoim pojawieniem
wywrócił wszystko do góry nogami. Tak
jakby wcale go tu nie było.
Po skończonym posiłku zabraliśmy się za
pakowanie. Co prawda mieliśmy ułatwienie. Jako zbiedzy niezbyt powalaliśmy
sobie na całkowicie zadomowienie, więc większość naszych rzeczy była po prostu
w kufrach.
Oczywiście
nie licząc dni, w których praliśmy.
Zaś
na resztę po prostu rzuciliśmy zaklęcie. Kiedy skończyliśmy, a kufry stały już
na środku przedpokoju. Odwróciłem się, aby zlustrować pomieszczenie. Następnie
odwróciłem się do Dracona
- Ja pójdę do Pani Paschal, a ty – spojrzałem
jeszcze raz na mieszkanie – zdejmij zaklęcia, bo ciężko będzie wyjaśnić
dlaczego to mieszkanie wygląda lepiej niż zanim tu zamieszkaliśmy
I tak staraliśmy się dużo nie zmieniać.
Zwłaszcza, że po niecałym tygodniu zaczęli schodzić się sąsiedzi, którzy
przyszli ''po szklankę cukru'', choć wiadomo było, że raczej chcieli wybadać
nowych sąsiadów. Oczywiście nim odeszli dostali na pożegnanie Oblidave.
Problemem
były jednak dzieci sąsiadów. Te smarki właziły nam do mieszkania za każdym
razem, kiedy mieliśmy trochę większe zakupy.
A
najgorsze, w tym wszystkim było, że Draco zarzekał się, że nie zastosuje
zaklęcia ani eliksiru na dzieciach, więc pozostała mi jedynie wiara, że ich
rodzice stwierdzą, że to tylko ich wybujała wyobraźnia.
Wyszedłem z mieszkania, kierując się na
schody prowadzące na piętro niżej, gdzie mieszkała właścicielka całego budynku.
Pani
Paschal trochę przypominała Panią Weasley. Z tą różnicą, że ona wszystkich
lokatorów, nawet tych którzy ewidentnie na to nie zasługiwali, traktowała
życzliwie oraz z przesadną sympatią. Pani
Weasley zaś jeżeli kogoś nie lubiła lub też jej się coś nie podobało, to po
prostu bez wahania to okazywała.
Brakuje mi jej - była
dla mnie tak samo opiekuńcza, jak dla reszty swoich dzieci. A śmiem twierdzić,
że była nawet aż za bardzo nadopiekuńcza.
W
momencie, kiedy dowiedziała się, że jestem z chłopakiem, a do tego z Malfoy'em.
Myślałem, że odwróci się do mnie
plecami, tak jak to zrobił mój były przyjaciel, Ron.
Jednak
tak się nie stało, mało tego.
Jak
bardzo Pan i Pani Weasley by nie lubiliby Malfoy'ów, tak Dracona, ze względu na
mnie starali się przynajmniej tolerować.
Byłem już pod drzwiami mieszkania, gdzie
mieszkała właścicielka.
Zapukałem
Usłyszałem
dźwięk otwieranych drzwi. Jednak jak się chwilę później okazało, były to drzwi
mieszkania obok
-
Hej Jay.. – wywróciłem oczyma na dźwięk przesłodzonego głosu dziewczyny – przyszedłeś
się w końcu ze mną umówić ? Ale wiesz, chyba pomyliłeś drzwi - zamrugała
zalotnie oczyma
-
On się z tobą nie umówi, brzydulo! – powiedział chłopięcy głos dobiegający z
mieszkania
-
Goń się, smrodzie! – powiedziała trzaskając drzwiami i zniknęła równie szybko
jak się pojawiła.
Westchnąłem
i tym razem użyłem dzwonka
W
tym momencie drzwi otworzyły się, a w nich stanęła Pani Paschal
-
O Jason – uśmiechnęła się - Wejdź, zrobię ci herbatki. Upiekłam właśnie
ciasteczka, te czekoladowe – dodała zachęcająco
-
To bardzo miłe z Pani strony, ale niestety nie skorzystam z zaproszenia.
Przyszedłem tylko na chwilę
–
Oh.. coś się stało ?
-
Właściwie, to razem z Drake'em chcemy się wyprowadzić i chciałem tylko uregulować czynsz za
ten miesiąc
-
Mam nadzieje, że to nie przez żadnego z sąsiadów. Może niektórym faktycznie
brak ogłady, ale to dobrzy ludzie – powiedziała tak, jakby sama nie była o tym do
końca przekonana
Na pewno…
-
To bardziej sprawa osobista, niż któryś z lokatorów – wyciągnąłem należną kwotę
i położyłem na komodzie
-
Oh nie wygłupiaj się – wzięła pieniądze z komody
-
Ale.. – podeszła i wcisnęła mi je z powrotem
-
Oj już no. Potraktuj, to jako prezent świąteczny dla was – uśmiechnęła się
-
Wolałbym jednak..
-
Ty i twój brat – gdzie słowo ''brat'', podkreśliła w ten sposób jakby
wiedziała, co tak naprawdę nas łączy – jesteście najciszej zachowującymi się
lokatorami niż większość tego zwierzyńca – machnęła ręką – No już, a poczekaj –
poszła do kuchni, a po kilku minutach wróciła z pudełkiem – ciasteczka –
uśmiechnąłem się
-
Bardzo Pani dziękuję
-
Drobiazg – odwróciła się.
-
Wesołych Świąt - powiedziałem
-
Wesołych Świat – odpowiedziała i poszła z powrotem do kuchni.
Nim
jednak wyszedłem położyłem należność za czynsz w tym samym miejscu, gdzie
wcześniej. Po czym wyszedłem z pudełkiem ciasteczek w ręce.
Gdy otworzyłem drzwi, pod jeszcze przez
chwilę, naszym numerem. W pierwszej chwili myślałem, że pomyliłem mieszkania.
Jednak nie było mowy o pomyłce, zwłaszcza, że na samym środku stał mężczyzna o
platynowych włosach, a jego raczej nie da się z nikim innym pomylić.
W
prawdzie zmiany w mieszkaniu nie były jakieś wielkie. Tyle, co odnowione
ściany, tak aby odchodzący tynk nie kuł zbytnio oczy, rzucone zaklęcia
ogrzewające oraz wyciszające
-
Merlinie – mruknąłem – zapomniałem jak to wyglądało zanim się tu wprowadziliśmy
-
Dziwne, bo codziennie narzekałeś na stan łazienki i w ogóle. Choć ja
powiedziałem, że nie zaszkodziło by jeszcze parę zmian
-
Pamiętasz, że musieliśmy zredukować wcześniejsze, drastyczne zmiany. Gdyż za
każdym razem kiedy ktoś tu przyłaził musieliśmy pamiętać o wyczyszczeniu
pamięci? – Malfoy wywrócił oczyma, ale jednocześnie kiwnął głową twierdząco, na
znak że się ze mną zgadza. Zaraz później spojrzał na pojemnik, który trzymałem
w ręce
-
Czemu za każdym razem jak od niej wracasz, wracasz z pudełkiem ciastek
-
Ty wracasz z babeczkami i słoikiem konfitur – zaśmiałem się, a Draco tylko
prychnął w odpowiedzi, odwracając się do mnie plecami, chcąc pewnie ukryć
zażenowanie
Pudełko
z ciastami włożyłem do kufra, po czym go zamknąłem. Następnie wziąłem z wieszaka
kurtkę i szalik. Rękawiczki położyłem na razie na stole
Później wziąłem szalik i czapkę Dracona.
Podszedłem do niego, kiedy ten zakładał płaszcz.
-
Podaj mi.. – nie zdarzył dokończyć, gdyż ja zdążyłem już przerzucić mu go przez
szyje – szalik – powiedział szeptem.
Zacząłem
zawiązywać go bardzo szczelnie, ale delikatnie, intensywnie się w niego wpatrując.
-
Jest bardzo zimno – powiedziałem, a chwilę później pochyliłem się, aby go
pocałować, Draco przedłużył pocałunek, a na jego policzkach pojawił się
delikatny rumieniec
-
Musimy iść – powiedział szeptem pomiędzy przerwami, choć zabrzmiało to tak jak
by w tej chwili stracił na to ochotę
-
Mm - niechętnie przerwałem pocałunki i
wziąłem ze stołu szarą czapkę, którą następnie włożyłem mu ją na głowę
Matko… jak taka zwykła
czynność może być tak… podniecająca…?
Może to wina tego, że
parę godzin temu Draco był nadąsany o jakiegoś przypadkowego faceta w sklepie,
którego przepuściłem oraz tego, że po wyjściu Soctta Taylora mało żeśmy się nie
posprzeczali. Zaś z drugiej strony mi jest po prostu jego ciągle mało.
Zwłaszcza, kiedy
pojawiają się te złośliwe, niczym natrętne muchy, myśli. Kiedy im bardziej je
odpycham, one i tak jak na złość wracają i to ze zdwojoną siłą.
Tak, to zdecydowanie
przez to.
Po czym
odwróciłem się i odszedłem parę kroków, aby nie dać się ponieść, ale kim by był
Draco, gdyby w takiej chwili nie podszedł do mnie.
-
Teraz moja kolej – powiedział stając przede mną, w miedzy czasie wyciągając
swój balsam do ust. Następnie przyłożył mi go do ust i posmarował nim wargi –
muszą być sprawne jak będziemy w pokoju – uśmiechnął się z tym swoim błyskiem w
oku.
-
No tak – uśmiechnąłem się – bo po co innego dwoje dwudziestolatków miałoby iść
do drogiego hotelu – chłopak lekko wysunął język i delikatnie, tak aby nie
zlizać wcześniej nałożonego balsamu, oblizał się uśmiechając się przy tym
zadziornie
-
Nie prowokuj mnie. Pamiętaj, że nie ma już zaklęć wyciszających.
-
Dlatego pozostaje ci grzecznie czekać aż w końcu dotrzemy do tego hotelu
Co za mały diabeł….
-
Kusiciel
-
Do usług – powiedział, a następnie wyminął mnie, podszedł do kufra, wziął go za
rączkę – No, Potter. Raz dwa, raz dwa. Bo znajdę sobie kogoś innego na noc, kto
mnie rozgrzeje
Osz… ty mała, złośliwa fretko
Te
słowa podziałaby na mnie tak jak zaklęcia rozgrzewające
–
Nawet o tym nie myśl – powiedziawszy to podszedłem do kufra, chwyciłem rączkę i
ruszyłem za Malfoy'em.
Gdy weszliśmy w boczną alejkę najpierw
rozglądnęliśmy się, czy nikogo nie ma. Jako, że było już dość ciemno, a ludzi
prawie wcale, wiec rzuciliśmy na kufry zaklęcie zmniejszające, po czym po prostu
schowaliśmy je do kieszeni.
Następnie
wyciągnąłem przed siebie rękę, Dracon ją chwycił i aportowaliśmy się niedaleko
wejścia do najpopularniejszego i na pewno najdroższego hotelu jaki mógł istnieć
na tym kontynencie. Hotelu Plaza.
Weszliśmy do środka. Trzeba było przyznać, że
nawet główny hol robił wrażenie.
Podszedłem
do recepcjonistki.
-
Dobry wieczór – powiedziałem, ona spojrzała na mnie i odpowiedziała ''Dobry
wieczór'' z miną jakby obawiała się z mojej strony jakiegoś dowcipu – chciałem
wynająć najtańszy pokój na jedną noc – spojrzała na mnie, a później lekko
odchyliła głowę, spoglądając prawdopodobnie na Dracona. Zaraz później zaczęła
stukać klawiszami w klawiaturę komputera
-
Przykro mi, ale w tym momencie najtańszy pokój z dwoma łóżkami jest zajęty
-
Nie szkodzi, wystarczy nam jedno – w tym momencie klikanie ustało, a kobieta
wpatrywała się jakby pojęła sens tych słów.
-
Oh.. – wyrwało jej się z nie ukrywanym szokiem na twarzy jakby pierwszy raz na
własne oczy zobaczyła geja, a chwilę później, jakby przypomniała sobie o tym,
jak powinna się zachować - proszę o dowód tożsamości – wyciągnąłem portfel, a
następnie podałem jej dowód, który nabyłem na Nokturnie.
Dowody
wyrabiane były zazwyczaj przez samo ministerstwo. Jednak czarny rynek szczycił
się tym, że za odpowiednia cenę, wydawał je również osobą takim jak ja czy
Draco.
Z
zmienionymi danymi.
Kobieta
spisała moje dane, a następnie oddała dowód – należność będzie uregulowana
rano, czy od razu ? – jej ton ciągle był sceptyczny
-
Od razu
-
Gotówka, czy karta ?
-
Gotówka
- W takim razie proszę 530 dolarów i 93 centy
– starając się, aby moja mina nie była zaskoczona wyciągnąłem z portfela
pieniądze i zacząłem odliczać wyznaczoną kwotę.
Mina
kobiety, kiedy zobaczyła nawet dość spory plik, szybko zmieniła się z
sceptycznej na pełen profesjonalizmu uśmiech, który powinna posłać mi w momencie, kiedy się pojawiłem.
–
Pokój numer 315, trzecie piętro - Podała mi klucze - czy życzy sobie Pan czegoś
jeszcze ? – spytała serdecznie
-
Nie, dziękuję – wziąłem z lady klucze – poradzimy sobie – odwróciłem się w
stronę blondyna i kiwnąłem głową
Weszliśmy
do windy – czy życzy sobie Pan czegoś jeszcze ? – Draco zaczął przedrzeźniać
kobietę, a ja nie mogłem się powstrzymać od śmiechu – widziałeś jej minę, kiedy
zorientowała się, kogo przyprowadziłeś sobie na noc – jako, że winda była pusta
Draco pozwalał sobie na dużo
-
Mnie bardziej rozbawiła, kiedy zobaczyła gotówkę
-
Czy życzy sobie Pan czegoś jeszcze – powtórzył raz jeszcze i zamrugał zalotnie
oczami
-
Właściwe, to życzę sobie… - nie było dane mi dokończyć, bo winda zatrzymała się
na naszym piętrze
Wyszliśmy
z niej i skierowaliśmy się pod pokój o numerze 315
Otworzyłem,
weszliśmy do środka w między czasie ściągając szaliki i rozpinając kurtki.
Następnie zamknąłem drzwi na klucz oraz dodatkowo czarami.
Korzystając
z tego, że miałem różdżkę w ręce,
rzuciłem też zaklęcie wyciszające, tak w razie czego. Po czym różdżkę i klucz
położyłem na stole, a zaraz później wyjąłem z kieszeni rachunek. Spojrzałem na
niego
–
Zdzierstwo – mruknąłem
-
Mówiłeś coś ? – spojrzał na mnie pytająco
-
Mówię, że cena za pokój na jedną noc, to zdzierstwo. Normalnie rozbój w biały
dzień
-
Mówisz jak mój ojciec, kiedy musi zapłacić więcej niż zamierzał – powiesił
płaszcz na wieszaku, a następnie wysuszył go za pomocą zaklęcia
-
Dobrze wiedzieć, że przynajmniej w jakiejś kwestii byśmy się dogadali –
powiedziałem wieszając kurtkę
– Marzę o wannie – powiedział rozmarzonym
głosem
-
Myślałem, że marzysz o mnie
-
Marzę o tobie w wannie – poprawił się i poszedł do łazienki.
Poszedłem
za nim. Nalaliśmy woda, a kilka chwil później na wpółleżeliśmy, Draco z mokrymi
włosami, oparł się głową o moja klatkę piersiową. Ciesząc się komfortem wanny
-
Brakowało mi tego
-
Wanny, czy luksusu ?
-
Relaksu – odpowiedział krótko, a następnie obrócił się całym ciałem w moją
stronę, siadając na mnie okrakiem – Ile kosztowała cię ta przyjemność ? Zapiszę
to sobie do rachunku
-
Jak dla ciebie? – spojrzałem na niego na ile to było możliwe, jakbym oceniał
jakoś towaru – będą to dwie noce
-
Tylko dwie ? Już myślałem, że zrobisz ze mnie seksualnego niewolnika do końca
życia
-
Nie kuś – zaśmiałem się i złapałem go w pasie, a on objął mnie za szyję
-
A tak poważnie, to ile ?
-
Nie ważne
-
Ważne. Powiedz
-
530 dolarów i 93 centy
-
Ile to na nasze?
-
hmm – zamyśliłem się – około 410 funtów
-
Mówiąc na nasze, miałem na myśli magiczną walutę
-
Jakieś 102 Galeony i 21 Sykli, albo coś koło tego
-
To już błyskawica jest droższa – zaśmiałem się
Jako, że woda robiła się letnia, szybko się
umyliśmy i wyszliśmy z wanny.
Po kąpieli założyliśmy jedynie bieliznę i od
razy weszliśmy pod kołdrę. I wbrew wcześniejszym zapowiedzią i zachętą dążącym
tylko do jednego, oboje nie byliśmy w nastroju. Malfoy wyglądał jakby był
myślami gdzieś indziej. Zupełnie jak ja.
Z tym, że ja starałem się wymyślić plan
wybycia z Stanów, tak aby on się nie zorientował. Nie wspominając nawet o
oszacowaniu dużo prawdopodobnych konsekwencji jak okaże się, że Taylor
rzeczywiście mówił prawdę lub na wypadek jakby coś poszło nie tak i Malfoy
dowiedział się o tym co zrobiłem.
Zadowolony, to on
raczej nie będzie
Draco przysunął się bliżej mnie, a następnie
wtulił się
Kto by pomyślał, że z
niego taki pieszczoch
Odruchowo
objąłem go ramieniem i zacząłem bawić się kosmykiem jego włosów.
- Powinniśmy zastanowić się co dalej –
powiedziałem
-
Rano – wymruczał
-
No to rano
Draco
nic nie odpowiedział. Na tyle ile było to możliwe zerknąłem, czy nie zasnął.
Zasnął.
Sięgnąłem
ręką do lampki. Starałem się być ostrożny i delikatny, aby nie poruszyć
Draconem.
Kiedy
spał był jak anioł, zaś kiedy otwierał oczy i otwierał usta wychodził z niego co
najmniej anioł zemsty lub co gorsza sam diabeł.
Tak bardzo chciałem, aby znów zobaczył matkę i
ojca. Żeby był w jakimś bezpiecznym miejscu, abym mógł w końcu dowiedzieć się w
którym momencie wszystko szlag trafił i kto do cholery za tym stoi.
Choć
wziąwszy pod uwagę pewne słowa aurora, miałem już pewne przypuszczenia.
Ciąg Dalszy Nastąpi...
Jak wam się podobało?
Tak, wiem - Spóźnienie, ale jak wspomniałam.
Rozdział rodził się w prawdziwych męczarniach
Za błędy przepraszam. Jeszcze je wyłapuje!
Komentarze są mile widziane : )
_______________________________________________________________________________________________________
1
– Wiadomo o wnuku, za którego wyszła Luna,
a nie wiemy kim był syn, więc pozwoliłam sobie, że syn był aurorem, skoro wnuk
magizoologiem.
2 - W sumie , to nie wiem czy po wydarzeniach z drugiej ''Fantastycznych Zwierząt''
(nie będę pisać co się wydarzyło, bo Spoiler i te sprawy ) części Tezeusz kogoś
miał, czy nie. Aczkolwiek powiedzmy, że miał.
3
– Tak, wiem że (według wiki) wyszła za Newta i ma jego nazwisko, ale chciałam aby się nie
pomieszało i nie wyszło, że cała trójka, to rodzeństwo, czy coś.
4 - Coś takiego, co dał Dumbledore Newtowi Skamander'owi w ''Fantastyczne Zwierzęta: Zbrodnie Grindelwalda''. Było to w formie właśnie małej wizytówki (o ile dobrze pamiętam)
5 - Draconowy słownik
Odzyskałeś rozum = Przemyślałeś sprawę na spokojnie i doszedłeś do rozsądnych wniosków
Witam !
Tak, tak wiem. Wina leży i wyłącznie we mnie, bo
byłam zainteresowana bardziej przeczytaniem zamówionych książek niż pisaniem
rozdziału,
który i za nic nie chciał wychodzić.
Mam wrażenie, że przez tą długą przerwę w zupełności
straciłam to coś…
Tak mi się wydaje.
Ogólnie scena w hotelu miała dwie wersje.
Tą oraz
wersję zwiastującą seks, ale pomyślałam sobie, że tym razem spasuje na rzecz
rozmyślań Harry'ego o swoim misternym planie sprawdzenia tego, czy ich gość (który
się włamał xd) mówił prawdę, czy też nie.
Ogólnie, to płacze.
Co oni do choinki z Bloggerem mi zrobili…
Przecież stary interfejs (czy co to tam było), był
dobry…
Meh ten mi się nie podoba.
Gdzie moja muzyka ja się pytam!? No w każdym razie na podglądzie jej nie mam!
Dobra już się wyżaliłam xd
Odpowiedzi na Komentarze:
Basia: Jak
miło cię widzieć! To znaczy mam na myśli, twój komentarz, oczywiście xd
Cieszę się, że mnie jednak wszyscy nie opuścili. Mam nadzieje, że
skomentujesz, bo jestem bardzo ciekawa, co o tym sądzisz, Wręcz nie mogę się go
doczekać! Bo jak widzisz u mnie nic się nie zmieniło i dalej oceniam siebie
krytycznie.
Hejka, hejka,
OdpowiedzUsuńprzepraszam za małe opóźnienie, ale tak wyszło, teraz tak tylko ogólnie (skomentuje jeszcze te teksty czyli te które się pojawiły), bardzo mi się podobają, nie widzę żadnych błędów i jest super... (więcej powiem pod odpowiednim tekstem)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie i cieplutko Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ale chyba na tej recepcjonistce tez oblivate mogą zastosować? czy naprawde ten gość chce im pomóc czy wydać? ocho no po Potterze to nie spodziewałabym się że powie "tak" ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Zośka