Zapraszam na Rozdział 4 Wspomnień Młodego Malfoy'a.
Życzę miłego czytania!
***
Muzyka w Tle: Sucker Punch - Sweet Dreams
Muzyka w Tle: Sucker Punch - Sweet Dreams
Rozdział IV
_______________________________________________________________________________________________________
Zasnął… Najwyraźniej w świecie spał (To ja się produkowałem, starałem się sam nie zasnąć, a ten idiota spał sobie w najlepsze..). Zauważyłem, że dalej ma te swoje pingle na nosie. Westchnąłem tylko i zdjąłem je po czym schowałem mu je do kieszeni z nadzieją, że ich nie zniszczy.
Spojrzałem na niego, nigdy wcześniej nie widziałem go bez okularów. Wyglądał tak spokojnie kiedy spał, nawet przeszło mi przez myśl słowo ''uroczy''. Patrzyłem się tak na niego przez kilka minut zauważyłem, że miał odsłoniętą bliznę. Sam nie wiem co mnie wtedy podkusiło, ale wyciągnąłem rękę, która drżała jak szalona. Przełknąłem ślinę i delikatnie przyłożyłem ją go jego czoła czując krawędź blizny. Kiedy miałem stu procentowa pewność, że się nie obudzi delikatnie opuszkami przejechałem po chropowatej powierzchni. Było w niej coś niesamowitego, nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego. Jakby cała magia istniejąca w Harry’m skupiała się właśnie w tym miejscu. Niepokojące było to, że to skupisko magii nie było magią taką jaką znam. Owa magia była tajemnicza, ciemna wręcz mroczna. Nie przeczę, że przeszło mi przez myśl, że Potter może mieć w sobie pokłady mrocznej magii, która wabi, wciąga i niszczy..
Odsunąłem rękę jak by owa blizna zaczęła parzyć, choć jak by się zastanowić w pewnym momencie faktycznie zrobiła się gorąca jakby chciała odsunąć od siebie intruza. Starając się więcej o tym nie myśleć sam próbowałem zasnąć, lecz zanim mi się udało przez kilka sekund patrzyłem jeszcze na śpiącego Harry’ego (Muszę dopowiedzieć, że w tym momencie żałowałem, że nie ma tu tego namolnego Gryfona, który na każdym kroku robił mu zdjęcia… jak on tam się nazywał… Kevin? Celvin? Col? Nie ważne..) po czym zamknąłem oczy. W końcu udało mi się przysnąć.
Jednak coś nie dawało mi spokoju, kiedy otworzyłem oczy i zobaczyłem, że Potter się zaczął rzucać i wydrapywać bliznę jak by to ona była powodem jego koszmaru.
Oczywiście próbowałem go obudzić, ale on nawet nie reagował. Skupiłem się więc na powstrzymaniu go przed okaleczeniem, ale kiedy tylko dotknąłem jego blizny ta parzyła jak by była gorącym wrzątkiem. Cofnąłem rękę z sykiem. Nie pozostało mi nic innego jak oblać go zimną wodą, wyciągnąłem więc różdżkę i rzuciłem zaklęcie Aquamenti. I jak na wezwanie obudził się biorąc głęboki wdech… oddychał ciężko jakby przebiegł z 500 kilometrów. Patrzyłem na niego przez cały czas, po chwili wyciągnąłem rękę by go uspokoić, kiedy była blisko jego ramienia on odtrącił ją jakby była natrętnym owadem. Jego oddech się uspokajał, przełknął ślinę i jakby dopiero do niego dotarło co się stało spojrzał na mnie z tym swoim wyrazem wypranym z emocji, po chwili jednak widać było na niej wstyd do samego siebie. Z powrotem odwrócił wzrok, wstał burcząc coś, że nie powinien przychodzić oraz, że przeprasza. Następnie ruszył w stronę wyjścia.
Nie wiedziałem co robić jedna strona kazała mi wysłać go na leczenie do Św. Munga. Natomiast druga, pragnęła go chronić i być przy nim. Nigdy nie czułem czegoś takiego jednocześnie.. zwłaszcza, że ta druga część mnie była silniejsza.. na sama myśl o pragnieniu ochrony serce zaczęło walić mi jak szalone… Może to nie on powinien się leczyć, tylko ja… to uczucie było dziwne, ale bardzo przyjemne.
Zbliżał się już do drzwi, a ja nawet nie wiedząc, kiedy zdążyłem go dogonić i złapać za kraniec koszuli. Staliśmy tak parę chwil, on ani razu się nie odwrócił. Natomiast ja puściłem koszulę, a zamiast tego przytuliłem go i wydukałem ciche ''zostań''.
(Może czas na wytłumaczenie mojego zachowania. Zdaje sobie sprawę, że zachowywałem się gorzej niż dziewczyna, ale zmiany wywołane na skutek tego idioty były kolosalne. Zwłaszcza, że nigdy nie czułem w stosunku do nikogo czegoś takiego). Wracając do tematu.
Dalej milczał jednak po chwili znów przepraszał, lecz tym razem dodał, że nie powinien był dzisiaj przychodzić skoro wiedział iż prawdopodobieństwo tego, że zaśnie jest duże… Nie był wstanie spojrzeć w oczy, wstydził się tego czego byłem świadkiem, lecz ja nawet tego nie skomentowałem. Przełknąłem cicho ślinę i wziąłem jego dłoń milcząc pociągnąłem go z powrotem do łóżka dając jasno do zrozumienia żeby się kładł.
On tylko prychnął i spytał tym swoim ironicznym głosem, czy ogłuchłem oraz czy nie rozumie tego, że jak się położy będzie prawdopodobnie powtórka z rozrywki.
Rozumiałem, ale nie chciałem by ten wieczór skończył się właśnie tak. Powiedziałem wiec mu, że go obudzę tak jak poprzednio i po problemie. Pokiwał tylko głową, ale wrócił z potworem do łóżka.
Nie poszliśmy spać od razu, a zaczęliśmy z powrotem naszą konwersację. Postanowiłem, że powtórzę swoje pytanie o sekret o którym nikt nawet szlama i wiewiór nie wiedzą. Znowu nie uzyskałem odpowiedzi. Odwróciłem się aby zobaczyć, czy zasnął lecz tym razem dalej miał otworzone oczy. Nagle usłyszałem odpowiedź: ''Miałem być w Slytherinie''. Zamurowało mnie, nie mogłem w to uwierzyć, wiec dla pewności spytałem jeszcze raz. Odpowiedź była taka sama, a mi wypsnęło się dość głośne ''Nie wierzę'' ( A dziwicie mi się? Złoty chłopiec Gryffindor'u miał być Srebrnym chłopcem Slytherin'u). Spytałem, więc jak to możliwe, że w takim razie trafił do domu Lwa zamiast węża.
On tylko odpowiedział, że za dużo pytań oraz, że teraz jego kolej. Rany ja tam z ciekawości umierałem, a ten o kolejność chciał sie wykłócać… Oczywiście musiałem dać za wygraną, więc dałem mu wolną rękę. Nie pamiętam o co mnie spytał, w każdym bądź razie bardziej interesowało mnie dlaczego ten głupek był w złym przedziale (Nie przeczę, że to się prosiło o pismo do ministra. Eh.. no wiecie o co chodzi. Jeśli ten głupek byłby w Slytherinie były by to same plusy np. dodatnie punkty wzięte nie wiadomo skąd, najlepszy szukający – nie mówicie mu tego, oraz to, że nie trzeba było by się ukrywać – wiecie o co chodzi.)
Większość rozmowy była prowadzona na kierunku takim, dlaczego nie jest on w domu węża. Na koniec wypaliłem, że lepiej byłoby mu w zielonym niż w czerwonym, ponieważ pasowałoby mu do oczów. Oczywiście jak się zorientowałem co powiedziałem zrobiło mi się głupio (Przecież Malfoy'owie nie prawią komplementów, to oni są komplementowani) Próbowałem się wykręcić, ale on tylko się uśmiechną w ten tylko dla mnie przeznaczony sposób (Skąd wiem, że tylko dla mnie? Bardzo proste, innym dawał ten swój głupkowaty uśmiech, wiecie ten jak by zamiast twarzy była micha *śmieje się* natomiast ten był inny. Dlatego wiedziałem, że jest przeznaczony tylko dla mnie).
W kolejnych dniach wróciliśmy do poprzedniego stanu rzeczy i jak mam być szczery właściwie to jestem zadowolony z incydentu po drugim zadaniu, przynajmniej w końcu byłem w miarę wyspany, normalnie przysypiałem na zajęciach i tylko przez fakt, że Snape jest opiekunem Slytherinu nie odjął mi punktów. Z Potterem było gorzej, punkty ujemne sypały się garściami.. (Czasem miałem wrażenie, że Severus się na niego za coś uwziął… Niestety to się odbijało na naszych spotkaniach, gdzie po kilkuminutowej sprzeczce to JA musiałem ugłaskać Pottera.. także cieszył mnie, że ten stan rzeczy był już za mną).
Oczywiście dalej miewał koszmary, jednak pewnie nie takie co miesiące temu. W każdym bądź razie nie musiałem używać zaklęcia tylko wystarczyło zwykłe szarpnięcie.
Jeśli chodziło o mnie, to często budziłem się wczesnej, aby popatrzeć na śpiący ''przykład moralności'' Na samo wspomnienie tego wyrywało mi się ciche prychniecie. Zorientowałem się również, że coraz częściej budzę się wręcz wtulony w niego. Co było w tym wszystkim dziwnego, pewnie pytacie. Odpowiem wam, że najdziwniejsze w tym wszystkim była przyjemność takiej bliskości oraz poczucie bezpieczeństwa, które odczuwałem będąc przy nim.
Podczas zajęć byłem pochłonięty bardziej własnymi myślami o tym co czuję, niż na samych zajęciach. Nie miałem pewności do niczego, a poradzić się nie miałem zbytnio kogo. Pansy może i by pomogła, ale problem polegał na tym, że zaraz cały Hogwart by wiedział, a jako iż trwał turniej, a Skeeter myszkowała po całej szkole szukając jakiegoś tematu na artykuł.
Niestety Pansy odpadała. Te dwa przygłupy na pewno by mi nie pomogły, bo co oni mogą wiedzieć o uczuciach. No chyba że do jedzenia, tu się zgodzę.
Byłem skołowany, coś czułem to na pewno tylko pytanie co…
Byłem skołowany, coś czułem to na pewno tylko pytanie co…
Szedłem na kolejne zajęcia gdy usłyszałem rozmowę dwóch Krukonek. Brzmiało to jak by jedna potrzebowała rady w ''sprawach sercowych''. Schowałem się, więc tak żeby mnie nie widziały.
Gdy skończyły rozmowę… myślałem, że padnę… wszystko co opisała, pasowało do mnie.. walenie serca, pragnienie dotyku… Szczerze mówiąc, nie wiem czy powinienem żałować tego co usłyszałem. Gdyż odpowiedź całkowicie zbiła mnie z tropu ''Kochasz Go'' – Te dwa słowa podziałały na mnie ogłupiająco.. miałem ochotę zrezygnować z dalszych zajęć…
Gdy skończyły rozmowę… myślałem, że padnę… wszystko co opisała, pasowało do mnie.. walenie serca, pragnienie dotyku… Szczerze mówiąc, nie wiem czy powinienem żałować tego co usłyszałem. Gdyż odpowiedź całkowicie zbiła mnie z tropu ''Kochasz Go'' – Te dwa słowa podziałały na mnie ogłupiająco.. miałem ochotę zrezygnować z dalszych zajęć…
I tak zrobiłem. Przesiedziałem dwie lekcje zielarstwa w dormitorium. Nie mogłem przecież opuścić OPCM i reszty bo zaczęli by wypytywać ''czy coś się stało''.
Starając się o tym nie myśleć ruszyłem na Ochronę i co zobaczyłem ? Pottera rozmawiającego i chichrającego się z rudą Weasley, było by wszystko w porządku gdyby ta wiewióra nie wgapiała się w mojego Harry’ego jak ciele w malowany obraz… (Tak pomyślałem wtedy w ten sposób i reakcja za 5,4,3,2,1…). Chwila zaraz… czy ja wtedy pomyślałem MOJEGO… Nie na pewno musiało mi się coś pomylić… Przecież ja nie mogłem kochać Pottera, a co dopiero być o niego zazdrosny. Zwalałem winę na nasze spotkania.. ale im więcej o tym myślałem, tym bardziej sam siebie oszukiwałem. Salazarze czemuż mi to wtedy uczynił?! Jak mam być szczery bardziej zdziwiła mnie moja zazdrość… chociaż Potter właściwie to się nie określił… nie powiedział, że woli chłopców, wiec równie dobrze może woleć to i to.
Uderzyłem się głową w ścianę, oczywiście Pansy nie wyszła z roli zakochanej w Draco Malfoy'u idiotki ( Informacja dla zainteresowanych, Pansy udawała zakochaną we mnie kretynkę), więc zaszczebiotała te swoje ''Dracusiu co się stało. Nie bij się bo główka będzie cię boleć''. Tyle, że to pogorszyło sprawę miałem ochotę walić w głowę aż nie stację przytomności. Jedynie co mnie powstrzymało to fakt, że wszyscy zaczęli się gapić, a wiewiór rzucił komentarzem. Już chciałem coś mu powiedzieć, ale Potter powiedział mu aby dał mi spokój – Zwycięstwo! W prawdzie rudzielec się zburzył, ale ja byłem z życia zadowolony podwójnie, bo olał siostrzyczkę rudzielca.
Oczywiście pogodziłem się z faktem, że kocham Pottera… i co z tego, że zajęło mi to tyle, że nim się zorientowałem, a już przyszedł czas na ostatnie zadanie… jednak pojawił się kolejny problem. Mianowicie, czy mu to powiedzieć, czy nie... (Snem było życie dopóki Ty nie pojawiłeś się wtedy w nim *nuci* no co ?! Było może i nudne, ale łatwiejsze). Miałem jakieś dwadzieścia-cztery dni na podjecie decyzji… do tego czasu ograniczyłem nasze spotkania do minimum i tak zdawałem sobie sprawę, że wyglądało to jak bym się znudził. Jednak spotkania z nim nie pomagały mi w niczym i bez tego miałem mętlik w głowie…
Nadszedł dzień trzeciego, a zarazem ostatniego zadania. Podąłem decyzję o tym co dalej zrobię.. wystarczyło poczekać aż cały ten cyrk się w końcu skończy… Czekałem na trybunach i nie wiedzieć czemu miałem to samo złe przeczucie co pierwszy raz, kiedy byłem świadkiem jego koszmaru.. Siedziałem jak na szpilkach starając się odepchnąć to okropne uczucie, że stanie się coś złego…
Niestety wykrakałem… Niby jemu się nic nie stało, ale coś było nie tak z Drigori'm…. On… On… był… był martwy, ale przecież Potterowi nie zależało na wygranej, wiec to nie możliwe, aby to on go zabił..
Nastał gwar, a nauczyciele kazali nam wrócić do swoich dormitoriów. Dopiero na końcowym apelu dowiedzieliśmy się od dyrektora, że Puchona zabił… Sami wiecie kto…
Nie mogłem w to uwierzyć, przecież on nie żył.. to chyba nie możliwe, aby wrócił za grobu..
W każdym bądź razie wysłałem Harry’emu list, że ma się zjawić w ''naszej'' sali. Nie mogłem pozwolić, aby coś zepsuło moje plany, zwłaszcza iż zbierałem się z tym stosunkowo długo..
Stałem pod salą, rozglądając się czy nikt mnie nie widzi.. wziąłem głęboki wdech, otworzyłem drzwi. On już tam był i o dziwo nie siedział na parapecie, tylko stał na środku Sali…
Zamknąłem drzwi i powiedziałem, że mam mu coś ważnego do powiedzenia. On tylko pokiwał głową, złapał się jedna ręką za kark i powiedział, że w sumie też.. Jednak ja zaznaczyłem, że zaczynam pierwszy. Wzruszył ramionami. Ja natomiast wziąłem kolejny wdech i już gotowy byłem do wyjawienia mu swoich uczuć, gdy ten ni stąd ni zowąd powiedział, że to koniec, fajnie było, ale nie da się tego ciągnąć… wydukał też jeszcze jakieś przepraszam i wyszedł… stałem jak wmurowany wgapiając się w miejsce gdzie do niedawna stał on.. Poczułem, że poleciała pierwsza łza… oczywiście starłem ja i wziąłem się w garść… nie zamierzałem płakać, nie zamierzałem, ale czułem, że leci ich jeszcze więcej…
CDN…
Jak wam się podobało?
(Swoją opinię możecie wystawić w postaci komentarza)
___________________________________________________________________________________________________________
Krótki Komentarz Od Autorki...
Osobiście jestem z tego rozdziału średnio zadowolona, ale ja zadowolona z siebie raczej nigdy nie będę…
****
Drodzy Czytelnicy!
M am nadzieje, że nie macie mi za złe ten jeden dzień opóźnienia? Proszę nie rzucajcie we mnie Avadą. Pamiętajcie, że to zaklęcie grozi dożywociem w Azkabanie xD. Moim zdaniem to i tak sukces, że nie spóźniłam się o tydzień... Taaa
Poprzednim razem udzieliło mi się trochę ''Święto muzyki'' Mam nadzieje, że się wam podobało.
Mam już wstępną liczbę końcową rozdziałów… ma ich być siedem, choć pewnie się to zmieni.
Oczywiście, to że ta część jest opóźniona nie znaczy, że kolejna pojawi się w podobnym terminie.
Powinna pojawić się tak jak zwykle, czyli sobota/niedziela - POSTARAM SIĘ!
O mamusiu ! To jest piękne o mało sama się nie popłakałam na koniec, głębokie ukłony życzę weny( i serio cię zabiję oraz z nie pochowaną przyjemnością będę patrzeć na twoje tortury jeżeli się spóźnisz )Majka
OdpowiedzUsuńDobra. A teraz, jeżeli nie dostanę następnego rozdziału na czas to Cię znajdę. Znajdę i zabiję. A potem wskrzeszę, będę torturować, zrobię klony i zabiję. Każdego klona z osobna. A potem zakopie, odkopie, wskrzeszę jeszcze raz i zabiję.
OdpowiedzUsuńTak że tego...
Rozdział bardzo fajny, szkoda, że skończyłaś w takim momencie, za co mam ochotę odszukać Cię już teraz... Rozumiem, że to chwyt marketingowy, by mieć ochotę na następną część.
Nie mogę się doczekać!
Dużo weny i czasu!!
Piękny rozdział, bardzo smutny, ale piękny.
OdpowiedzUsuńKim
Właśnie skończyłam oglądać 5 sezon Gry o Tron i mało się nie poryczałam a po przeczytaniu tego rozdziału to już totalnie się rozkleiłam! :( strasznie mi teraz smutno ale fajny kawałek tekstu ♥
OdpowiedzUsuńYubin
Witam,
OdpowiedzUsuńco? jak tak mogłeś Potter, Drco chciał ci wyznać uczucia swoje, a ty... agrh....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia