UWAGA!

UWAGA!

* Opowiadanie zawiera wątek Boys Love (związek męsko-męski).

Jeśli komuś to nie odpowiada proszę o opuszczenie bloga.

* Treść może zawierać wątek o charakterze erotycznym oraz wulgarnym

* Prosiłabym o nierozpowszechnianie treści opowiadań bez mojej zgody


Większość postaci i świat przedstawiony zostały stworzone są przez Panią J.K.Rowling, a historia zawarta w opowiadaniach jest wyłącznie moją wizją.

Ja nie otrzymuję żadnych korzyści materialnych.

niedziela, 26 lipca 2015

Wspomnienia Młodego Malfoy'a: Part.7.1


Zapraszam na Rozdział 7.1 Wspomnień Młodego Malfoy'a.
Życzę miłego czytania!
***
Muzyka w Tle: ON/OFF - Futatsu No Kodou To Akai Tsumi


Rozdział VII.I
_________________________________________________________________________________________________________________
Nic nie szło po mojej myśli.. myślałem, że Severus wyraźnie powiedział, że mamy sobie wszystko wyjaśnić. To była idealna okazja.. ale nie bo przecież Severus wiedział najlepiej..
 Myślałem, że zwariuje… Jego oczy znowu mnie nienawidziły… Zastanawiałem się czy to wszystko w ogóle ma sens…
Wierzyć w szczęście, kiedy z góry było wiadomo, że stoimy po dwóch stronach barykady.. On Gryfon, ja Ślizgon.. On wybraniec… a ja.. nie doszły zabójca Dumbledore'a.. do tego Śmierciożerca…
Od pamiętnego dnia minęło już kilka miesięcy… od tamtej pory siedziałem w domu.. znów wróciłem do tego przeklętego wiezienia. Oczywiście przez cały ten czas musiałem udawać, że traktuje tę kreaturę z szacunkiem… aż chciało mi się tym wymiotować.
Byłem na każdym zebraniu wewnętrznego kręgu.. Siedziałem koło ojca, którego uwolniono z Azkabanu.. Patrzyłem na torturowanych ludzi i choć skręcało mnie od samego patrzenia, musiałem być twardy i nie dać się ponieść emocją..
Na każdym zebraniu poruszany był jego temat.. Ten cholerny gad mówił o jego śmierci jakby to było coś oczywistego, a ja nie mogłem się odezwać.
Nie patrzyłam na niego, nie byłem w stanie.. a mimo, to przez cały czas miałem wrażenie, że gdy o nim mówił patrzył się ukradkiem na mnie… to jednak nie było takie złe w porównaniu z tym co stało się później.. 
Najgorsze było to kiedy wybierał różdżkę, którą miał go zabić.. Nikt się nie zgłosił na ochotnika, aż w końcu ta gadzina wybrała różdżkę mojego ojca… Miałem ochotę zatłuc go gołymi rękoma... 
Nie obchodziło mnie upokorzenie mojego ojca.. zasłużył na coś znacznie gorszego niż strata różdżki.
Nic nie powstrzymywało mnie od zabicia go nic.. ani ojciec, ani matka, ani dystans… powstrzymywał mnie tylko mój własny strach… Strach przed tym, że już nigdy nie zobaczę tych zielonych oczu Harry'ego.
Błagałem w myślach, aby to zebranie skończyło się jak najszybciej.. Nie mogłem już wytrzymać.. Łzy znowu cisnęły mi się na widok martwej kobiety.. Tym razem znałem ofiarę.. Była to profesor ucząca mugoloznastwa… Błagała Severua, a ten ani drgnął.. Nie mogłem na to patrzeć.. aż w końcu ten ogromny wąż ją połknął…
Po zebraniach szybko kierowałem się do swojego pokoju często słysząc komentarze typu ''Ej. Malfoy, czy twój chłoptaś nie mógłby ułatwić Czarnemu Panu zadania i strzelić w siebie Avadą?'' i odchodzili śmiejąc się w niebo głosy.. Furia rosła z każdym komentarzem, aczkolwiek nie mogłem dać im tego pokazać.. wcześniej udawałem, że nie wiem o co im chodzi. Natomiast później po prostu zacząłem to ignorować. Miałem tego serdecznie dość… to nie było na moje nerwy, a jedyna osoba, której mogłem zaufać straciła moje zaufanie z chwilą w której nie pozwolił mi z nim porozmawiać…
Kiedy byłem już w swoim pokoju mogłem wreszcie odetchnąć z ulgą, że mu nic nie jest oraz wracałem do rozmyślań o Severusie oraz po której stronie jest.. Był wierny Czarnemu Panu, czy też nieźle udawał..? Przed snem przypominałem sobie tę nie wyraźną rozmowę, tuż przed tym zanim po raz kolejny straciłem przytomność.. Ciekaw byłem z kim Snape w tedy rozmawiał…
Ten głos.. wiedziałem, że skądś go znam… ale nie byłem pewien do kogo należał… Miałem na myśli tylko jedną osobę, ale to nie było raczej możliwe, aby to był on…
Tak mijały dni. Nastały jego urodziny.. Czarny Pan postanowił wysłać mu prezent w postaci ataku. Wysłał Dołohowa oraz Yaxleya. Jednak kiedy wrócili nic nie pamiętali, a mi po raz pierwszy od wielu miesięcy chciało mi się śmiać. Musiałem się jednak powstrzymać, przynajmniej do momentu, w którym to znowu zaszyję się w swoim pokoju pozwalając sobie na odrobinę wytchnienia. 
Jednak postanowiłem poczekać na Severusa i wszystko wyjaśnić. Musiałem się wszystkiego dowiedzieć.. Nie chciałem żyć w niewiedzy.
Gdy zebranie się skończyło wyszedłem jako pierwszy, chciałem mieć pewność, że mi nie ucieknie. Wszyscy już wyszli, a właściwie prawie wszyscy. W Sali został jeszcze Severus jednak nie wyszedł, a drzwi od Sali zamknęły się. 
Czekałem na niego dwadzieścia może więcej minut na schodach i już powoli przesypiałem, gdy wyszedł on. Szybkim ruchem stanąłem mówiąc mu, że musimy porozmawiać. Natomiast on odpowiedział, że innym razem porozmawiamy bo wtedy nie mógł, w końcu w Hogwarcie zostawił Śmierciożerców, a jako Dyrektor tej szkoły musiał ich przypilnować. Traciłem cierpliwość i podniesionym tonem powiedziałem, że jest mi to winny. Severus tylko westchnął  i zabrał nas w ustronne miejsce:

- Słucham. Co jest tak ważne, aby ryzykować życie uczniów.
 - Ryzykować? Ty już je ryzykujesz pozwalając Śmiecriożercą wałęsać się po tej szkole, powinieneś..
- Nie mów mi smarkaczu, co powinienem. Będziesz się teraz kłócił, czy powiesz wreszcie, czego chciałeś?
- Czemu nie pozwoliłeś mi z nim porozmawiać… Sam przecież mówiłeś, że mamy sobie wszystko wyjaśnić…
- Jesteś aż tak głupi by rozmawiać o Potterze tutaj? 
Naprawdę spodziewałem się większej inteligencji od Ciebie.  Ryzykujesz w tym momencie nie tylko swoje życie, ale także i moje. 
Jednak odpowiem ci na Twoje pytanie jeśli ono sprawi, że poczujesz się lepiej. 
Nie pozwoliłem Wam na rozmowę, bo widziałeś jaki Potter był. 
Nie muszę ci chyba przypominać, że prawie Cię zabił. 
Twoje tłumaczenia nie miały by sensu.. podobnie jak moje, a pogorszyły by tylko sytuacje... 
A teraz jeśli pozwolisz obowiązki dyrektora czekają, czy masz jeszcze jakieś pytania? 
Jeśli nie, to chciałbym opuścić ten dwór najszybciej jak można.
- Heh.. a jakiś czas temu lubiłeś tu bywać.. W zasadzie mam jedno... Po czyjej jesteś stronie?
- Co, to za pytanie?
- Przyznaj się lepiej, że jesteś po stronie Voldemorta i masz głęboko co się z Potterem stanie.
- Jak śmiesz wymawiać imię Czarnego Pana
- Będę mówił jak mi się podoba. Nie boję się go!
- A powinieneś, chyba, że zaraziłeś się głupotą od Pottera, co wcale by mnie to nie zdziwiło.
 Dla twojej informacji nie jestem po stronie ani Pottera, ani Czarnego Pana.  Jestem po swojej stronie i mam dość tej rozmowy.

Wypowiadając te zdanie odszedł, a ja nie zdążyłem spytać się o jeszcze jedną rzecz. Jednak ulżyło mi.. Severus choć się nie przyznał, to sam miał dość tego wszystkiego. Byliśmy w podobnej sytuacji.. Tyle, że to nie jego ukochany był ścigany przez szaleńca.
Nie wiem ile minęło od tamtej pory. Zwłaszcza, że dni dłużyły mi się nie miłosiernie.. na spotkaniach nie było żadnego słowa o Harrym.. była raczej mowa o jakiejś czarnej różdżce, że ponoć była najpotężniejsza. Głównie chodziło o to, że ta kreatura ją chciała mieć.. (Jakie to było oczywiste, szaleniec chce większej mocy. Jak o tym teraz pomyślę, to czuję się jakbym oglądał kolejny nudny film. Może ktoś zmienić kanał?).
W tamtym czasie porwano Lunę Lovegood, po to aby jej ojciec wydał Pottera. Oczywiście, to zrobił i znów zaczęła się ganiania... Jednak tak jak za każdym razem uciekł im.. (Ja się do tej pory zastanawiam skąd u tego idioty tyle szczęścia..) Wracając do tematu..
Tym razem mu się poszczęściło.. jednak tego samego dnia i tak został złapany przez szlamowników.
Nikt nie był pewny, czy to on, czy tez nie.. Mimo zapewnień Scabior'a. Bellatrix kazała posłać po mnie… Ruszyłem pewnym lecz szybkim krokiem prosząc kogokolwiek, aby to nie był on.
Gdy otworzyłem drzwi, ujrzałem Jego.. 
Rozumiałem już wątpliwości pozostałych… Granger rzuciła na jego twarz zaklęcie żądlące ( możecie mi wierzyć, lub nie.. ale to był pierwszy raz, kiedy miałem ochotę jej podziękować..). Wracając jednak do tematu... Bellatrix chwyciła go za włosy patrząc na mnie z swoim szaleńczym uśmieszkiem na twarzy pytając się mnie, czy to On. Patrzyłem na niego.. był w moim domu.. jedynie czego wtedy żałowałem, to tylko tego, że był tam jako jeniec.. 
Mijały sekundy, a na twarzy ciotki wciąż malował się ten sam szaleńczy uśmieszek...  Zebrałem się w sobie i powiedziałem, że nie jestem pewny.. Podszedł do mnie ojciec i kazał mi się przyjrzeć się dobrze. Zamknąłem oczy.. nie chciałem, nie mogłem go wydać. Ojciec wciąż tłumaczył mi, że muszę się skupić i wydać Pottera, aby Czarny Pan nam przebaczył… Już tracił panowanie nad sobą, ale matka go uspokajała. Natomiast ja ciągle biłem się z myślami… Nie mogłem go wydać, ale nie mogłem również pozwolić by ten Gad zabił moją rodzinę…
Znów głos ciotki niczym wąż.. wzięła mnie za rękę i kazała mi się przybliżyć i spojrzeć na niego. Grałem na zwłokę i mimo gróźb ciotki  nie potrafiłem….
Spojrzałem na niego i tak bardzo chciałem znaleźć się wtedy w jego ramionach. Myślałem, że jeszcze chwila i naprawdę to zrobię… aż w końcu matka przypomniała mi o tym, że nie byłem tam z nim sam..
Ostatecznie Bellatrix kazała zamknąć Weasley'a i Pottera w piwnicy, ale kim by był Potter jak by próbował uciec… Rozpoczęła się walka. Ja i Matka przeciwko tamtej dwójce. W ruch szły same nie groźne zaklęcia.. ( całe szczęście, że ojciec stracił różdżkę…). W końcu Bellatrix nie wytrzymała. Wrzasnęła, trzymając nóż na gardle Granger.. ( O tak i ona się uważała za lepszą od mugoli… Brawa dla tej Pani.. Naprawdę.. ). Kazała im rzucić różdżki na podłogę, a mi natomiast je podnieść. Zrobiłem to ukradkiem zerkając na niego. Jednak najgorsze było to, że zaklęcie żądlące przestało działać. Kazała mi więc wezwać Czarnego Pana… (Tak powiem to co wszyscy myślicie:  Robiła to specjalnie!)
Nie wiedziałem co robić, patrzyłem na wszystkich dookoła, aż w końcu nasze oczy się spotkały. Moje serce zaczęło bić jak szalone… Był zdany na moją łaskę, a ja ociągałem się z decyzją.. Wszyscy tracili cierpliwość, aż w końcu na środek wyszedł mój ojciec, odsłonił swój mroczny znak i już miał wzywać Czarnego Pana, gdy nagle usłyszeliśmy pisk.. Gdy spojrzeliśmy w górę zobaczyliśmy Skrzata Domowego.( W jednej sekundzie chciało mi się z tego śmiać, a w drugiej zacząłem się zastanawiać, po co on tam wisi…), a chwilę później żyrandol mało nie wylądował na głowie mojej głupiej ciotki. Niestety pech chciał, że odskoczyła.. ( Nie miejcie mi za złe, że pragnąłem, aby ten  żyrandol jednak znalazł jej się na głowie.. Miałem ku temu powody, które możecie przeczytać wyżej.).
Tak jak wcześniej wspomniałem. Bellatrix odskoczyła puszczając Granger. Później potoczyło się zbyt szybko.. Więc w wielkim skrócie: Harry odzyskał różdżki, choć tak naprawdę w cale ich mocno nie trzymałem, Ojciec próbował popisówkę odstawić, ostatecznie i tak dostał Drętwotą… 
Ja i matka nie rzucaliśmy zaklęć. Bellatrix znowu zaczęła krzyczeć, tym razem do skrzata, o tym, że mógł ją zabić itp. Natomiast on jej opowiedział, że nie chciał zabić, tylko co najwyżej pokiereszować, albo poważnie uszkodzić.( Miałem ochotę śmiać się jak idiota, gdyby nie  sytuacja).
Reszta mnie nie za bardzo interesowała. Najważniejsze było, to że on uciekł.. a ja mogłem iść w końcu do swojego pokoju by odetchnąć z ulgą... Jednak gdzieś w połowie drogi usłyszałem czyjeś kroki. Doskonale wiedziałem kim była ta osoba, więc wszedłem do pokoju nie zamykając drzwi. 
Poczekałem wejdzie i je zamknie, a odwróciłem się twarzą do niej dopiero, gdy się odezwała.

- Naprawdę go kochasz. Widziałam to w twoich oczach jak na niego patrzyłeś.
- Wątpiłaś w to?
- Nie. Aczkolwiek byłam ciekawa, czy jesteś w stanie dla niego zaryzykować życie.
- Jak widać jestem..
- On ciebie też kocha.
- Tego już nie jestem taki pewien. Dałem mu masę powodów, aby mnie nienawidzić. Chociaż połowa z nich to wina ojca.
- Mylisz się Draco. Tak nie patrzy osoba, która nienawidzi. To również fakt, że przez ojca nie ułożyło się nic po twojej myśli. Płaci teraz za błędy młodości, zrozum go.
- Ja je płacę! Przez niego… to co czuję do Harry’ego jest i będzie nieodwzajemnione… No cóż pozostaje mi z tym jakoś żyć..
- Mylisz się Draco. Może ty tego nie widzisz, ale ja owszem. Nie tylko ja. Czarny Pan również doskonale o tym wie, a jak wie on.. to wiedzą też inni.
- Ojciec?
-Nie. On się teraz za bardzo boi by to dostrzec. Jedynie co chce widzieć, to sposób na wejście  z powrotem w Jego łaski. 
Zawalcz o swoje szczęście Draco zanim naprawdę będzie za późno.

To powiedziawszy wyszła z pokoju zostawiając mnie całkowicie zbitego z tropu..


Koniec Części I
CDN…

Jak wam się podobało?
(Swoją opinię możecie wystawić w postaci komentarza)
_________________________________________________________________________________________________________________

Drodzy Czytelnicy!

Tak jak poprzednim razem zdecydowałam się Rozbić ten rozdział jeszcze na część.No.. chyba, że woleliście opóźnienie.. w takim razie wybaczcie..
Tak poza tym odniosłam wrażenie, ze schrzaniłam w którymś momencie, ale za nic nie wiem gdzie.

niedziela, 19 lipca 2015

Wspomnienia Młodego Malfoy'a: Part.6.2

Zapraszam na Rozdział 6.2 Wspomnień Młodego Malfoy'a.
Życzę miłego czytania!
***
Muzyka w Tle: ON/OFF - Futatsu No Kodou To Akai Tsumi

Rozdział VI.II
____________________________________________________________________________________________________________
Przez cały czas o nim myślałem… Jednak coś zagłuszało te myśli.. Rozkaz.. przez niego chodziłem jak marionetka myśląc jak mógłbym wykonać zadanie..
Pierwsze zadanie wydawało się nie takie trudne, jednak w rzeczywistości było inaczej, bo niby jak miałem wpuścić na teren szkoły pozostałych Śmierciożerców, tak aby nikt się nie zorientował…
Aż w końcu zainspirowałem się opowieścią Grahama Montaigne, który padł ofiarą tych przeklętych rudowłosych klonów w ramach odwetu na nie istniejącej już ''brygadzie inkwizycyjnej''. Opowiedział że, będąc zamkniętym w Szafce Zniknięć, trwał w stanie zawieszenia pomiędzy Hogwartem a sklepem Borgina i Burkesa.  To było, to czego potrzebowałem w wykonaniu zadania. Wtedy pozostało mi ją tylko przenieść w miejsce, gdzie nikt nie będzie mi przeszkadzał w napawaniu tego magicznego mebla.
Co dziennie poświęcałem godziny na naprawienie tej głupiej szafki, ale nie zrobiłem żadnych postępów. Miałem dość...  zwłaszcza, że miałem jeszcze jedno zadanie do wykonania.. Miałem zabić dyrektora ( Pamiętacie co mówiłem o Dumbledore? Chodzi mi o fakt, że wykorzystuje uczniów… Ten Gad wcale lepszy nie był! Jak mówiłem.. są siebie warci) . Wracając jednak do tematu.
Osobista konfrontacja odpadała, to oczywiste, że w walce bym przegrał w końcu to był ''najpotężniejszy czarodziej świata''.
Poszedłem do ''trzech mioteł'' i wręczyłem Katie Bell podarunek dla naszego dyrektora. Oczywiście rzuciłem na nią Imperio by później nic nie pamiętała oraz kazałem jej tego nie otwierać (Dla jej własnego dobra). Gdy zrobiłem to co trzeba odszedłem i już miałem wychodzić, gdy zobaczyłem Jego.. Jak zwykle w towarzystwie szlamy i rudzielca.. Moje serce znów zabiło szybciej, nasze oczy się spotkały, a ja poczułem nie zrozumiałą tęsknotę za czymś. Zupełnie tego nie rozumiałem.. czemu za każdym razem, gdy widziałem na mojej drodze te zielone oczy moje serce biło jak szalone. Wzrastało we mnie pragnienie, którego nie rozumiałem.
Jednak szybko się otrząsnąłem i wyszedłem. Tego samego dnia usłyszałem o ataku na Katie Bell.. kretynka, wcale jej nie żałowałem.. skoro była na tyle głupia, że nie potrafiła się dostosować do polecenia to nie moja wina. Kazałem jej tego nie ruszać.
Choć bardziej wkurzył mnie fakt, że przez tą kretynkę nie udało mi się wykonać zadania. Nie dość, że nie mogłem naprawić tej głupiej szafki, to jeszcze Dumbledore żył .
Następnego dnia nie interesowało mnie nic, nawet nabijanie się z tego przygłupa Weasley'a, liczyło się tylko wykonanie zadania..
Gdy szedłem jak zwykle na piąte piętro do pokoju życzeń, aby naprawiać ten głupi mebel.. zatrzymałem się w pół drogi. Zobaczyłem go.. moje serce zabiło szybciej… Siedział na schodach koło Greanger… zbyt blisko, trzymał ją za rękę, ona oparła głowę o jego ramię... poczułem ścisk, jakby serce zaczęło rozpadać się na tysiąc kawałków…
Następnego wieczora potrzebowałem spokoju.. musiałem wszystko sobie przemyśleć, wiec schowałem się za kolumną na schodach i czytałem jedną z tych książek zabranych z domu… Mój spokój nie trwał długo usłyszałem jego głos… tym razem umówił się z tą wariatką.. Znowu poczułem zazdrość i ból…
Poszedłem jednak dalej naprawiać tą przeklętą szafkę, lecz tym razem zrobiłem krok do przodu. W końcu po wielu próbach prawie mi się udało..
Pech niestety chciał, że ten cholerny charłak złapał mnie i zaprowadził do profesora Slughorn'a…  musiałem skłamać, że chciałem się wkręcić nie zaproszony… choć tak naprawdę chciałem stamtąd pójść. Najgorsze było to, że on też tam był…  świetnie kolejny raz wyszedłem na kretyna tylko, dlatego że nie mogłem powiedzieć, że wykonuję zadanie dla Czarnego Pana.. Na moje szczęście Snape też tam był.. i jak zwykle uratował mi tyłek… Wyprowadził mnie stamtąd po drodze rzucając oskarżeniami…

''- Ja wykonuję to zadanie. On mnie wybrał, mnie. Nie zawiodę go.
- Ty się boisz Draco. Próbujesz to ukryć, ale nie umiejętnie. Wiec pozwól sobie pomóc
- Nie! On wybrał mnie! Nie odbierzesz mi sławy…''*

Opuściłem korytarz w pośpiechu. Nie wierzyłem w co wtedy powiedziałem.. Najgorsze było, to że miał racje.. bałem się.. tyle, że sam nie wiedziałem jeszcze czego…
Nastała przerwa świąteczna, a ja po raz drugi w życiu spędziłem ją w Hogwarcie… Nawet Potter wyjechał.. Miałem za dużo czasu… za dużo na rozmyślanie..
Po przerwie przeczytałem w proroku o ataku na dom Weasley'a… i znów, to głupie uczucie. Nie mogłem zrozumieć czemu, ale musiałem się dowiedzieć czy mu nic nie jest.. wiedziałem jednak, że to sprzeczne z tym co podpowiadał mi umysł..
Tego samego dnia dowiedziałem się również, że kolejna próba zabicia Dumbledore'a zakończyła się nie powodzeniem… Tym razem ofiarą padł rudzielec… (nie przeczę było by to szczęście w nieszczęściu… Gdyby Potter go nie uratował!) Weasley trafił do szpitala, a ja w dalszym ciągu nie wykonałem zadania..
Później poszedłem na piąte piętro zrobić kolejną próbę, tym razem użyłem żywej istoty… i tak jak poprzednim razem zakończyło się to sukcesem…
Presja rosła każdym dniem… bałem się tego co będzie, a Dumbledore wciąż żył.. do tego dochodziły wszystkie emocje, gdy tylko na drodze pojawiał mi się bliznowaty Gryfon. Byłem w rozsypce. Tego samego wieczora coś do mnie wróciło, jak by zniekształcone wspomnienia odzyskały częściowo dawny kształt.. Ja, On i nasza sala, łazienka prefektów.. wszystko wróciło, ból związany z porzuceniem, tyle, że z zdwojoną siłą.. W końcu zrozumiałem. To moje serce podjęło próbę walki z otępiałym umysłem… To ono sprawiało, że byłem rozdarty..
Odzyskałem częściową władzę nad umysłem i tym samym poleciała pierwsza łza… Leżałem w łóżku rozmyślając o tym co było i o tym co jest… Nie byłem wstanie zasnąć…
Następnego dnia wszedłem do wielkiej Sali i zobaczyłem jego rozmawiającego z Katie Bell, wiec uciekłem.. Byłem załamany miłość mojego życia dowiedziała się o wszystkim…
Spadłem na samo dno.. czułem napływające łzy.. przyśpieszyłem więc w kroku…
W końcu i dotarłem do łazienki na pierwszym piętrze i dałem się ponieść emocją, łzy były jak stal.Serce waliło jak szalone.... było mi gorąco ściągnąłem, więc kamizelkę spojrzałem w lustro i twarz, którą widziałem napawała mnie obrzydzeniem… moja własna twarz była okropna..
Po chwili usłyszałem zbliżające się kroki, wiedziałem kto to był, lecz nie chciałem aby widział mnie w takim stanie. Nie zasłużyłem na jego spojrzenie.
Stanął po drugiej stronie.. nie wyciągnął różdżki... powiedział, tylko, że wie co zrobiłem. Spojrzałem na niego, tak bardzo chciałem schować się w jego ramionach. Powiedzieć, że nie chciałem, że zostałem zmuszony, ale byłem za bardzo przerażony by to zrobić. Bałem się, że nie zrozumie, więc jako pierwszy rzuciłem zaklęcie w jego stronę… 
Tak zaczęła się kolejna potyczka między nami, aż w końcu on rzucił zaklęcie Sectumsempra…
Umierałem wykrwawiając się na śmierć... płakałem... ból był nie do zniesienia… Choć z drugiej strony czyż to nie było romantyczne? Osoba, którą kochałem przyczyniła się do mojej śmierci… Byłem gotowy umrzeć, jeśli tylko sprawiłoby mu to radość..  Nie zależało mi na niczym więcej…
Zanim jednak zamknąłem oczy na zawsze usłyszałem kogoś i w tym momencie jakby krew wracała na swoje miejsce… Widziałem ciemność… szarość, rozmazany obraz… słyszałem rozmowę, dwa znajome głosy…

'' - Nie wiedziałem, że jesteś na tyle głupi by używać zaklęć, których nie znasz. Poza tym czy ja przypadkiem nie kazałem Tobie głupi dzieciaku podczas naszych zajęć Okulmentacji, abyś trzymał się od niego daleka?
- Przecież trzymałem się z daleka… To on postanowił mnie śledzić na życzenie tej różowej ropuchy..
- A ty postanowiłeś w tym roku. Naprawdę jesteście siebie warci.. Dodam jeszcze, że jesteście gorsi niż dwie napalone nastolatki. On jest Śmierciożercą tylko dlatego, że nie potraficie wytrzymać bez siebie dłużej niż pięć minut.. Czarny Pan wiedział co robi, nie jest głupi. Nie to co wy..
Teraz wolałbym żebyś już wyszedł. Draco niedługo powinien się obudzić, a nie chce tu pobojowiska i kolejnej ofiary.''

Wymamrotałem coś i chwilę później podeszła do mnie czarna postać i kazała coś wypić. Znowu widziałem ciemność…
Obudziłem się cały otępiały, całą klatkę piersiową rozrywał ból. Gdy dotknąłem owe miejsce poczułem materiał bandażu… a więc to nie był sen – pomyślałem. Następnie rozejrzałem się. Byłem w prywatnych komnatach Severusa.
Do głowy przychodziły mi obrazy z owego feralnego dnia, w którym mój ukochany dowiedział się o tym co chciałem zrobić. Przypomnienie własnej śmierci.. Łzy napływały mi do oczu. Po policzku ściekła jedna łza, szybko ją jednak wytarłem ponieważ usłyszałem czyjeś kroki. Nie miałem wątpliwości do kogo należą.
Severus podszedł do mnie wyprzedzając moje pytanie mówiąc, że byłem nie przytomny kilka dni, a później sam spytał o to jak się czuję. Odburknąłem coś o tym, że nawet całkiem nie źle.. następnie mi podał jakiś eliksirna szybki zrost blizn.. Gdy podtykał mi pod nos eliksir ja powiedziałem mu, że nie chcę oraz, że nie będę mu tłumaczył dlaczego bo i tak nie zrozumie.
On tylko prychną w ten swój oczywisty dla siebie sposób, odłożył go na półkę z nadzieją, że się rozmyślę… Westchnął, spojrzał na mnie i zadał po raz kolejny to samo pytanie ''Co cię łączy z Potterem'' tym razem jednak dodał ''i lepiej żebyś tym razem powiedział mi prawdę. Draco''.  Pierwszą moją myślą było, że skoro wiedział o wszystkim, to po co pytał, a drugą.. czy w ogóle mu chciałem powiedzieć… skoro to było nieodwzajemnione, to po co w ogóle o tym miałem mówić. Siedziałem przez chwilę bez ruchu bijąc się z myślami, a po chwili zdecydowałem jednak mu powiedzieć
''Kocham Go''Mój głos był suchy, a ja sam miałem ochotę zapaść się pod ziemie, były to słowa nigdy nie wypowiedziane na głos.. szkoda, że  On tego nie mógł usłyszeć..  
Spojrzałem na Snape'a by zobaczyć jego reakcję. Jego twarz była taka jak zwykle, nie było na niej żadnego zdziwienia, zniesmaczenia czy pogardy.. Usłyszałem tylko jego westchniecie, a później…

''– Kiedy byłeś pół przytomny podałem ci eliksir, który będzie niwelować działanie znaku, przestaniesz myśleć jak marionetka. Choć z tego co zauważyłem częściowo podjąłeś samodzielnie walkę – i słusznie, co jednak nie znaczy, że nie musisz wykonać zadania.
- Niby jak mam to zrobić ? Skoro dwie próby zabicia tego starca się nie powiodły..
- Bo źle się za to zabrałeś.
- Mam niby stanąć z nim twarzą w twarz? Przecież to z góry przegrana sprawa..
- Nie do końca.. profesor Dumbledore umiera. Szybka śmierć będzie dla niego wręcz wybawieniem. Dlatego też nie będzie stawiał oporów.
- Jak to umiera?
- Nie twoja sprawa. Ty się lepiej skup na wykonaniu zadania dla Czarnego Pana. Resztę zostaw mnie. Kiedy Dumbledore wróci masz to zrobić
- Jakoś się nie zdziwiłeś, kiedy powiedziałem, co czuje do Pottera
- Macie mnie oboje za za idiotę? Wiedziałem o wszystkim od samego początku. W prawdzie najpierw miałem przypuszczenia, a później podczas drugiego zadania nie miałem już żadnych wątpliwości. 
Dziwiło mnie jednak twoje nieudolne kłamstwo.
- Nie rozumiem…
- Jak byś nie był pochnołnięty Potterem, to byś pewnie usłyszał na czym polegało drugie zadanie
- Wiem na czym polegało. Mieli znaleźć jakiś skarb, a o ile dobrze pamiętam. Tym  ''skarbem'' dla niego jest ten głupi rudzielec… Nie ja!
- Jesteś aż tak zazdrosny, by niczego nie zauważyć? Naprawdę spodziewałem się czegoś innego po tobie Draco.. ''

Już chciałem mu coś powiedzieć, ale rzucił to swoje ''Nie chce więcej o tym słyszeć, sami musicie w końcu dojść do porozumienia'', a później kazał mi wypoczywać.
Jeśli wtedy istniała osoba, w którą chętnie strzelił bym Avadą. To tą osobą był w tamtej chwili właśnie Severus. Zastanawiało mnie, co chciał przez to powiedzieć.. Swoją drogą ciekawiło mnie również dokąd to też nasz ''kochany'' dyrektor się udał i dlaczego mam przeczucie, że Harry był razem z nim..
Tego samego dnia opuściłem komnaty Severusa i byłem normalnie na zajęciach. Oczywiście jak przypuszczałem Harry'ego nie było. Miałem też dziwne wrażenie, że szlama i wiewiór wraz ze swoją siostrzyczką cały czas się na mnie patrzyli. Pewnie powiedział im o tym co się wydarzyło.
Nie chciałem ich współczucia ani zrozumienia. Chciałem zrozumienia tylko od jednej osoby od nikogo więcej...
Nadszedł czas wykonania obydwóch zadań. Na pierwszy ogień poszło wpuszczenie Śmierciożerców na teren Hogrartu, a później zabicie Dumbledore'a. Nie chciałem go zabijać, nawet jeśli wiedziałem, że i tak umiera, ale musiałem..
Ruszyłem szybkim krokiem z wyciągniętą różdżką. Starałem się być pewny siebie.
Wiedziałem, że z kimś rozmawiał i choć tak naprawdę wiedziałem z kim, wolałem udać, że tego nie wiem.
Skłamał… Jakie to oczywiste. Kazał mu się schować i patrzeć jak upadam jeszcze niżej. Zwykły Śmierciożeca. O to mu chodziło, abym wyszedł na jego oczach na zabójcę. Jednak musiałem trzymać się roli.. w końcu go rozbroiłem…
Poniosły mnie w końcu emocje, znów nie potrafiłem opanować łez. Tłumaczyłem mu, że on mnie zabije jeśli tego nie zrobię. 
Ten stary Trzmiel doskonale wiedział, że nie do niego jest to kierowane, wiedział że wszystko kierowane jest do Pottera.
Nagle usłyszałem kroki pozostałych.. Nie chciałem by zobaczyli mnie w takim stanie.
Głos mojej ciotki niczym wąż, który chciałby rozwiać wszystkie wątpliwości dotyczące wypowiedzenia zaklęcia.. Nie chciałem, nie mogłem.. nie kiedy on to widział..
Nagle głos Sewerusa wypowiadającego śmiercionośne zaklęcie… Nie wierzyłem w to co się właśnie stało… Patrzyłem na bezwładne ciało Dumbledore'a spadające w dół… Później potoczyło się zbyt szybko.. Ruszyłem szybkim krokiem za Severusem, a Bellatrix niszczyła wszystko co napotkała na swej drodze niczym pięcioletnie dziecko
Dotarliśmy do Hadrida, a tuż za nami usłyszałem czyjeś kroki, gdy się odwróciłem zobaczyłem jego…  Wrzeszczał.. chciałem z nim porozmawiać, ale Snape mi nie pozwolił i kazał iść do reszty… Rzuciłem w jego stronę tęskne spojrzenie, lecz w jego pięknych zielonych oczach widziałem jedynie odrazę.
CDN...
Jak wam się podobało?

(Swoją opinię możecie wystawić w postaci komentarza)
____________________________________________________________________________________________________________
 * Fragment wzięty z filmu ''Harry Potter i Książę Pół Krwi''


Witajcie!
Tak, wiem. W tym rozdziale znowu było mało Draco i Harry'ego, ale cóż ta część skupia się głównie na zadaniu Dracona, więc nie miałam zbytniego pola do popisu.
Tak odnośnie zakończenia… Mam już dwie wersje.. ale i tak żadnego nie jestem pewna….
A tak w ogóle, to jak myślicie Draco i Harry mają szansę na szczęśliwe zakończenie?

sobota, 11 lipca 2015

Wspomnienia Młodego Malfoy'a: Part.6.1

Zapraszam Rozdział 6.1 Wspomnień Młodego Malfoy’a.
Życzę miłego czytania!
***
Muzyka w Tle: ON/OFF - Futatsu No Kodou To Akai Tsumi

Rozdział VI.I
____________________________________________________________________________________________________________
W drzwiach stał sam Czarny Pan, a tuż za nim jego wierni poplecznicy wraz z moją przeklętą ciotką na czele. Był o wiele straszniejszy niż mogłem sobie to wyobrazić, aczkolwiek w tamtym momencie nie czułem ani strachu, ani szacunku. Mimo, że ojciec wychował mnie w przekonaniach Sami Wiecie Kogo, to jedynie co czułem do tej karykatury człowieka to odrazę i niechęć. W końcu to na jego usługach był ojciec, to przez niego wszystko czego pragnąłem zostało mi odebrane.
Stałem na schodach jak wryty patrząc się na niego z pogardą i rządzą mordu, lecz nim wykonałem jakikolwiek ruch matka kazała mi okazać mu szacunek i ukłonić się. Pomyślałem też coś, czemu ja Draco Malfoy mam kłaniać się komukolwiek. Jednak jedno skłoniło mnie do spełnienia jej prośby. Strach. Najzwyklejszy strach w oczach matki zmusił mnie do pokłonu (Chciałbym nie nazwać siebie żałosnym, lecz uczucie do gryfona i tak utwierdziło mnie w przekonaniu, że jednak jestem.. wiec nie ma co zaprzeczać)
Sami wiecie kto zagościł u nas na stałe.. Malfoy Manor nie było już tym samym miejscem.. Salon stał się posiedzeniem śmierciozerców, gdzie na samym czele zasiadał ich Pan, a sekretny salon służył do przetrzymywania i torturowania więźniów…
Często sam myślałem o sobie jak o więźniu.. byłem uwięziony we własnym domu, którego strzegł obłąkaniec wraz z swoimi wiernymi pieskami. Chciałem uciec, najlepiej prosto do Dumbledore'a, choć ten w cale nie był lepszy (Dopiero styczność z Voldemortem uświadomiła mi, że nasz ''kochany'' dyrektor wcale nie był lepszy, od wyżej wymienionego. No proszę was, kto normalny wysyła swoich uczniów na śmierć, a później daje dodatnie punkty tylko dlatego, że nie zginęli. Tak mam głównie namyśli zielonookiego gryfona, który pędził wszystkim na ratunek).
Jednak zostałem ze względu na matkę, kto wiedział co ten popapraniec mógłby jej zrobić. Jedynym atutem całej tej sytuacji, było to że zacząłem rozmawiać z matką nie ograniczając się do zwykłych formalności.. Trzeba przyznać, że przez tamten czas zbliżyliśmy się do tego stopnia, że powiedziałem jej o mojej orientacji. Jak mam być szczery jej reakcja mnie zaskoczyła. Nie było żadnych wyrzutów, tylko spytała czy w ostatnim czasie pojawił się ktoś, kto ''mnie zauroczył''.  
Nic nie powiedziałem. Bałem się, że nie zrozumie w końcu cała ta sytuacja i tak wydawała się chora. Ona jednak uśmiechnęła się i odpowiedziała ''Tak myślałam''. Popatrzyłem się na nią z strachem w oczach, ale przecież nikt nie mógł wiedzieć, nikomu nic nie mówiłem ( A nie mówiłem, że to przerażająca kobieta). Czyżby znała mnie lepiej niż myślałem? – Pomyślałem.
Zdecydowanie te rozmowy sprawiały, że nie zwariowałem do końca. Z jednej strony rozbite serce, a z drugiej gad niszczący cały mój świat i nadzieje.
I wszystko było by nawet znośne gdyby nie to, że ta popaprana istota, która najwyraźniej zażyczyła sobie za coś odwetu.
Do dziś pamiętam dzień, w którym matka z żalem w głosie powiedziała mi, że Czarny Pan chce mieć mnie w swoich szeregach. Nie mogłem w to uwierzyć, nie chciałem w to wierzyć. Nie chciałem się na to godzić, lecz nie miałem nic do powiedzenia.. wszystko działo się z jego woli…
Znak miałem przyjąć dwa dni przed rozpoczęciem szkoły. Nie miałem innego wyjścia, jak tylko wykonać jego polecenie.
Kiedy nadszedł ten dzień powtarzałem niewybaczalne jak mantrę, już miałem wchodzić gdy usłyszałem rozmowę gada z Avery'm:
''- Panie.. Jesteś pewny, że chłopak będzie najlepszą Bronią?
- Avery, mój dobry sługo. Czyżbyś wątpił w moje decyzje?
- Nie Panie. Mam jedynie wątpliwości.
- Uwierz mi, nie ma nic bardziej bolącego niż zdrada
- Ale Panie…
- Cii… Wejdź Draco. Czekałem na ciebie''

 Zamarłem, a z głowy wyleciały mi wszystkie trzy zaklęcia niewybaczalne. Wziąłem głęboki wdech i  wszedłem na jego ''prośbę'' całkowicie pewny siebie, jakbym był dumny z tego co miałem wtedy zrobić.  Czekałem na swoja ofiarę w środku prosząc, aby nie był to ktoś kogo znam. Moje życzenie się spełniło. Nie znałem tej osoby, co nie znaczy wcale, że było mi łatwo.. Na początku było Imperio… później Crucio… a na końcu Avada… Zrobiłem to szybko, nie chciałem cierpienia tego człowieka oraz chciałem zakończyć to szybko..
Miałem ważenie, że w momencie rzucenia Avady zabiłem nie tylko tą osobę, ale również jakąś część siebie. Byłem w szoku.. nie byłem wstanie słyszeć komentarzy Avery'ego ani jego Pana..
Gdy skończyli komentować trupio blada postać kazała mi podejść i wyciągnąć rękę. Gdy to uczyniłem przyłożył mi różdżkę do ramienia i wraz z piekącym uczuciem na moim ramieniu pojawiła się czaszka z oplatającym ją wężem – Mroczny Znak.  W tamtym momencie należałem już do śmierciożerców. Moje myśli były zawładnięte przez chęć przyjmowania rozkazów.
Następnego dnia nie byłem już sobą.. w głowie wciąż słyszałem szept węża przytępiającego mój umysł.. moje wspomnienia uległy zniekształceniu, moje uczucia zostały wyłączone..
Zbliżał się dzień powrotu do szkoły, a jako iż nie mogłem się nie zjawić. Lord kazał mi wrócić, aby nie zbudzać żadnych podejrzeń i tym samym też dał mi moje pierwsze zadanie.
Na peron 93/4 dotarłem o tej co zwykle. Byłem zestresowany jak nigdy, chciałem jak najszybciej znaleźć Pansy oraz resztę, wiedziałem iż tylko przy nich będę mógł odetchnąć. Zanim jednak ich znalazłem minąłem kilka osób mówiących o zemście na mnie i pozostałych członkach ''brygady inkwizycyjnej''. Jednak nie specjalnie mnie to interesowało.
Po długich poszukiwaniach znalazłem w końcu Pansy i resztę świty. Nie powiedziała nic, dobrze wiedziała, że tym razem słowa ''będzie dobrze'' na pewno nie pomogą. Zaproponowała, więc  abyśmy znaleźli przedział i to najlepiej z dala od innych.
Droga do przedziału nie była spokojna. Po drodze musieliśmy bowiem uważać na lecące w nas zaklęcia..  Pansy i pozostali poradzili sobie bez problemu.
Natomiast ja miałem mniej szczęścia. Dostałem upiorogackiem rzuconym przez siostrzyczkę wiewióra. Najdziwniejsze, w tym wszystkim był fakt, że owo zaklęcie było wcelowane prosto we mnie. Nie mogłem zrozumieć, czemu ta miłośniczka szlam uwzięła się właśnie ma mnie.
Po kilku chwilach zaklęcie zaczęło działać i widziałem cały mój Stach.. 
Później przez większość podróży byłem pochłonięty myślami o Potterze i o tym dziwnym uczuciu, które za nic nie chciało mnie opuścić. Czułem się dziwnie rozdarty. Tak jakby szept przytępiający moje myśli nie był w stanie omamić jednej rzeczy, która należała wyłącznie do mnie. W każdym bądź razie rozmyślanie o tym wydawało się wtedy lepsze niż wysłuchiwanie rozmowy Pansy i Zabini'iego o tym jak to ruda wiewióra wyładniała.
Każdy jednak ma swoją granice wytrzymałości. Ja tym bardziej. Miałem dość tej paplaniny, wiec rzuciłem tekstem ''To się z nią na Merlina umów''. Byłem wkurzony. Nie byłem pewny dokładnie dlaczego, ale ta Gryfonka wywoływała we mnie napady nie wyjaśnionej złości. Blaise coś tam odpowiedział o tym, że by kijem jej nie dotknął. Kłamca – Pomyślałem, natomiast później dodał ''a poza tym ona przecież świata poza bliznowatym nie widzi''.
Reszta podróży minęła w milczeniu, aż w końcu tę ciszę przerwał dźwięk pociągu, który oznaczał koniec podróży. Jako pierwsi wyszli Goyle, Crabbe, Zabini.
Coś mi nie pasowało, wiec powiedziałem Pansy, że dojdę do nich później, bo chcę coś sprawdzić. Ta tylko wzruszyła ramionami i odeszła. Natomiast ja wziąłem swoją teczkę, zamknąłem drzwi od przedziału i szybkim ruchem różdżki rzuciłem petrificus totalus
Patrząc na niego miałem mieszane uczucia, choć nienawiść zwyciężyła. Na koniec jeszcze kopnąłem go w twarz mówiąc, że to nauczka za wsadzenie mojego ojca do Azkabanu. 
Zasłoniłem go peleryną i życzyłem spokojnej podróży do Londynu, tak zadowolony z życia wyszedłem z pociągu pozostawiając go unieruchomionego w przedziale i tak odszedłem. 
Podczas kontroli rzeczy naszła mnie fala wątpliwości. Byłem rozdarty pomiędzy tym, czy wrócić po niego czy nie. Ostatecznie byłem zbyt wkurzony na tego przeklętego charłaka by podjąć jakąkolwiek decyzję (Bo przecież ile razy miałem mu tłumaczyć, że to była zwykła laska. Z drugiej strony ja nie musiałem się tak unosić, ale i bez tego moje życie stało się kłębkiem nerwów) 
Po chwili zjawił się on ( Przecież głupiego licho nie bierze), a koło niego ta wariatka. Oczywiście nie obeszło się bez komentarza.
Dopiero w wielkiej Sali dotarło do mnie co zrobiłem… Rozglądałem się gorączkowo w stronę wejścia, lecz  jego wciąż nie było widać.. Przecież dobrze wiedziałem iż był cały i zdrowy…(No może nie do końca. W końcu przecież złamałem mu nos – i co mam w zamian? Wypominanie tego incydentu chyba do końca życia). 
Po kilku minutach zobaczyłem go zasiadającego koło szlamy i wiewióra. Poczułem dziwną ulgę, a zaraz później kolejne ukłucie w sercu, gdy zobaczyłem iż koło nich jest również ta siostrzyczka Weasley'a (Ciekawi czemu jej wcześniej nie zauważyłem..).
Po wszystkim udałem się do swojego dormitorium. Byłem wyczerpany, czułem się jakby mój umysł miał zaraz eksplodować.
Następnego dnia pech chciał, że Slytherien miał zajęcia z Gryffindorem. Gdy zobaczyłem, że każda dziewczyna (żeby tam tylko dziewczyny stanowiły problem) spogląda w jego stronę  poczułem  dziwne ukłucie w sercu. Coś podpowiadało mi, że tak nie powinno być….
Zajęcia się rozpoczęły. Granger jak zwykle dała popisówę, gdy w miedzy czasie On i ten przygłup Weasley walczyli o książkę ( Gorzej niż dzieci, naprawdę). 
Starałem się nie zwracać na to uwagi, lecz nie wiem co było gorsze… mowa o eliksirze miłosnym, czy patrzenie na Harry'ego… Obie te rzeczy sprawiały, że miałem ochotę z stamtąd wyjść.
Po popisach Panny wiem to wszystko Granger Slughorn dał nam zadanie, na którym starałem się skupić. Jednak nie potrafiłem powstrzymać się, aby nie zerknąć w jego stronę… Był wyjątkowo skupiony, choć czasem miałem wrażenie, że on kątem oka też na mnie patrzy.
 Czułem się obnażony.. serce waliło mi jak szalone do tego stopnia, że miałem wrażenie iż zaraz wyrwie się z piersi. Próbowałem się uspokoić i wrócić do warzenia eliksiru, to dziwne uczucie nie dawało mi spokoju. Na koniec zajęć profesor wręczył Potterowi nagrodę
za najlepiej uwarzony eliksir. Wszyscy mu gratulowali itd. Ja natomiast szybko wyszedłem z klasy. Nie chciałem na niego patrzeć, bo gdy to robiłem moje serce szalało. 
Nastał wieczór, a ja kolejny raz nie miałem żadnej ochoty na nic. Moje myśli biegły w stronę Pottera, a gdy zamykałem oczy widziałem jego twarz, jego uśmiech. Nie ten głupkowaty, ale inny.. cieplejszy, łagodniejszy… Gdy tylko o nim myślałem moje serce waliło z minuty na minutę coraz szybciej.. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje zwłaszcza, że gdy to się działo starałem się skoncentrować na tym, to głowa bolała mnie nie miłosiernie. Było tak jak bym rozpoczął walkę z niewidzialnym przeciwnikiem..

Koniec Części I 
CDN..
Jak wam się podobało?
Jak wam się podobało wprowadzenie do wspomnień urywek z rozmów? 
Jak myślicie wprowadzać je?
(Swoją opinię możecie wystawić w postaci komentarza).
____________________________________________________________________________________________________________

Drodzy Czytelnicy!
Jak pewnie zauważyliście tą część rozbiłam jeszcze na dwie. Sama nie spodziewałam się, że sporo tego będzie, a miałam do wyboru: opóźnienie (to ci rewelacja, prawda?), albo rozbicie tego jeszcze na pół. 
I tak, czy owak mam wrażenie, że Avady się posypią. Między innymi, że jakoś kiepsko wyszło.. a drugi no cóż. Pewnie się już sami zauważyliście, że w tym rozdziale jakoś mało związku pomiędzy Draco i Harrym. Chociaż może to tylko moje wrażenie... Jednakże pamiętajmy, że to są wspomnienia, a niektóre z nich nie należą do tych przyjemnych.
Ogólnie, to chciałam też pokazać, co mógł - przypuszczalnie - czuć Draco po przyjęciu znaku. Chyba nie do końca mi wyszło, ale na szczęście nie mnie to oceniać.

niedziela, 5 lipca 2015

Wspomnienia Młodego Malfoy'a: Part.5

Tak. Wasz wzrok się nie myli – Wyrobiłam się!
(szczegół, że kompletnie mi nie wyszło)
***
Zapraszam na Rozdział 5 Wspomnień Młodego Malfoy’a
Życzę miłgo czytania!
***
Muzyka w Tle: Sucker Punch - Sweet Dreams
Rozdział V
_________________________________________________________________________________________________________________
Od pamiętnego dnia, w którym gryfoński głupek podeptał wszystko w co chciałem wierzyć minął tydzień. Byłem całkowicie rozbity, oczywiście przed rodzicami zakładałem swoją maskę obojętności, a przy stole nie padło ani razu nazwisko Pottera (Jak to zdarzało się wcześniej). Nie byłem wstanie nic o nim powiedzieć, a mój apetyt zmalał co nie uszło uwadze matce.
Zawsze po kilku minutach dziękowałem za niedokończony posiłek i szedłem do pokoju. Wtedy jedynie pozwalałem sobie na choćby jedną łzę… i kolejne myśli z cyklu: czy zrobiłem coś nie tak? albo gdzie popełniłem błąd?
Z pokoju wychodziłem tylko wtedy, kiedy było to konieczne. Przynajmniej tak było przez pierwsze dwa tygodnie. Oczywiście matka próbowała dowiedzieć się co mi jest. Natomiast ja zawsze mówiłem, że wszystko jest w porządku, ale chce pobyć sam..
W trzecim tygodniu było trochę lepiej. Moje wyjścia z pokoju nie ograniczały się już wyłącznie do salonu i z powrotem, a apetyt wrócił prawie do normy.
Zacząłem odwiedzać rodzinną bibliotek. Sam nie wiedziałem w ogóle po co tam chodziłem, ale skoro już tam byłem zacząłem, więc szukać czegokolwiek czegoś wartego przeczytania by o tym wszystkim nie myśleć.
Z początku znalazłem same księgi o magicznych zwierzętach, przedmiotach oraz kilka zakazanych czarno magicznych ksiąg, za które pewnie za samo posiadanie ich wsadziliby ojca do Azkabanu, aż w końcu w końcu natchnąłem się na kilka mugolskich dzieł literackich z epoki romantyzmu.
Z początku oczywiście zdziwiłem się, że w Malfoy Manor można znaleźć cokolwiek mugolskiego. Później nie robiło mi to różnicy i zacząłem czytać jedną po drugiej…
Rozumiałem tych bohaterów jak nikt inny. Jednakże jednego zrozumieć nie mogłem... czemu ich zawsze spotykała śmierć. Czyżby strata ukochanej osoby była warta aż takiej ceny? Zamyśliłem się, a za chwilę pokiwałem przecząco głową, na pewno nie. Tylko dlaczego coś w środku podpowiadało mi, że tak. Przymknąłem oczy wziąłem głęboki wdech po czym odłożyłem książki na swoje miejsce i przysiągłem sobie, że nigdy więcej ich nie tknę. Wolałem być samotny do końca życia niż popełnić samobójstwo tylko dlatego, że jakiś idiota mnie nie docenił, a może znajdzie ktoś inny ( Nadzieja matką głupich)
Następny miesiąc był spokojny, no prawie gdyż w ''Proroku Codziennym'' aż wrzało. I nie zgadniecie, kto znowu był na tapecie. Oczywiście, że chłopiec, który przeżył, by mieć czyjeś uczucia gdzieś.
Wszystkie możliwe gazety okrzyknęły go kłamcą i wcale mnie to nie dziwiło, bo kto normalny wygaduje głupoty, że Sami wiecie kto powrócił ? Przecież on NIE ŻYŁ.
Oczywiście byłem zadowolony z tych myśli, to był znak iż całkowicie wyleczyłem się z depresji spowodowanej roztrzaskanym sercem i już spokojnie mogę być dawnym sobą. Przynajmniej tak wtedy myślałem.
Znów nastał wrzesień, czas do szkoły. Z dawnym nastawieniem ruszyłem do przedziału, gdy nagle zobaczyłem jego. W mojej klatce serce ściskało jakby ktoś je gniótł. Jednak nie mogłem sobie pozwolić na publiczne okazanie cierpienia, ani jakichkolwiek uczuć. Ruszyłem szybszym krokiem rzucając komentarz o tym, że powinni zamknąć go w Azkabanie, było tak jak dawniej. Ja coś powiedziałem, a on rzucił kontrę i mój końcowy komentarz o byciu świrem, po prostu idealnie. Gdyby tylko nie jego słowa ''Trzymaj się ode mnie z daleka''.
Czemu to zdanie sprawiło, że o niczym innym nie myślałem jak tylko nad ich sensem… Czyżbym był aż tak zdesperowany i szukał nadziei? Nie, raczej nie. Chociaż zastanawianie się nad tym było lepsze niż wysłuchiwanie tej bezsensownej paplaniny Pansy i reszty.
Nie wytrzymałem. Wyszedłem z przedziału z zamiarem znalezienia tej przesłodzonej kobiety, która sprzedawała słodycze.
Znalazłem ją… i właściwie nie tylko nią. Akurat pech chciał, że zatrzymała się przed przedziałem Pottera. No pięknie – pomyślałem. Westchnąłem, oparłem się o ścianę i postanowiłem poczekać, aż łaskawie zielonooki drań kupi co ma kupić. Czekałem chyba z kilka minut, wychyliłem się by zobaczyć czemu ta kobieta tak się ociąga. I zobaczyłem kolejkę, a w niej Cho Chang. W drzwiach przedziału natomiast stał on.
 Gdy nadeszła jej kolej poprosiła o to co tam chciała, ale w miedzy czasie zaczęła się ciągle wgapiać w gryfona, który notabene stał jak słup soli uśmiechając się.
Może nie był to TEN uśmiech, ale był bardzo podobny. Zrezygnowałem, wiec z czekania na wózek z słodyczami i wróciłem do przedziału całkowicie wkurzony. Cały gotowałem się ze złości. Nawet Pansy wiedziała, że to nie pora pytać o to co się stało.
Przysiągłem sobie wtedy, że ta Krukonka pożałuje, że w ogóle na niego popatrzyła. Wszyscy pożałują. Z takim nastawieniem przekroczyłem próg Hogwartu. Byłem zadowolony z tej postawy.
Na apelu pojawiła się jakaś kobieta z ministerstwa, która jako pierwsza odważyła się przerwać Dumbledore'owi. Jak dla mnie mówiła całkowicie od rzeczy, ale coś podpowiadało mi, że zapowiada się całkiem obiecujący rok.
Zanim wróciłem do dormitorium zostałem wezwany do gabinetu Snape'a. Zastanawiało mnie o co może chodzić. Gdy wszedłem, jak zwykle wskazał mi miejsce na fotelu, nalał nam po kieliszku wina, a gdy brałem pierwszego łyka podsunął jakąś plakietkę. Była to plakietka prefekta. Uśmiechnąłem się w myślach i wcale go nie słuchałem. Jednak na szczęście ocknąłem się kiedy mówił hasło do łazienki. Pomyślałem wtedy, że ten rok zaczął się całkiem dobrze i może nie będzie aż tak źle jak myślałem. Jednak szybko się przeliczyłem. Następny dzień nie był już taki kolorowy.
Znowu moje serce zaczęło pękać. Nie pocieszał mnie nawet fakt, że tym razem nawet jego kochani, lojalni Gryfoni się od niego odsunęli. No przynajmniej część… bo Weasley przyczepił się do niego jeszcze bardziej.
Jednak zastanawiało mnie jedno… Czemu, kiedykolwiek widziałem go na horyzoncie w klatce piersiowej czułem ścisk.. Dobra wiedziałem, ale powinienem był wziąć się w garść i szukać czegoś na tą przeklętą Chang, która na każdym kroku robiła do niego maślane oczka (ależ to było wkurzające).
Po raz kolejny żałowałem, że Obrony nie uczy nas Severus. Choć przy tej różowej babie to nawet wilkołak był lepszy. Żadnej magii na Obronie Przed Czarną Magią.. myślałem, że padnę. Oczywiście nie musiałem komentować, gdyż świta Pottera – czyli szlama Granger zrobiła to za mnie. Oczywiście Potter dopowiedział i dostał szlaban (Poważnie? Pierwszego dnia? Traciłem wiarę w samego siebie. Salazarze za coś ty mi to uczynił !).
Po całej szkole chodziły słuchy o karze Pottera i jak miałem być szczery ani trochę mi się to nie podobało, ale musiałem trzymać się planu oraz obowiązków prefekta.
Warto wspomnieć, że kiedy przekroczyłem próg łazienki prefektów i zamoczyłem się w wodzie. Do mojej głowy wracały wspomnienia, które powodowały, że mój nastrój sięgał dna. Tak więc łazienka prefektów stała się miejscem zakazanym. Nie przeczę, że ubolewałem nad tym, ale jednak ból wywołany przez te wspomnienia był nie do zniesienia.
Kolejne tygodnie mijały spokojnie, a przynajmniej tak myślałem. Na ścianie przed wielka salą pojawiały się tabliczki rzeczy zakazanych. Miałem wrażenie, że z każdym dniem robi się ich coraz więcej. Mnie interesowała jedna z nich.
Mianowicie, ta która mówiła o założeniu ''brygady inkwizycyjnej''. Czyżby los się w końcu do mnie uśmiechnął i dał okazję na bezkarne szpiegowanie Pottera.
Pomysł dołączenia do brygady nie był całkiem zły, ale niestety nie dawał efektów. Za każdym razem, kiedy udało nam się kogoś wyśledzić lądowaliśmy w martwym punkcie (Słowo wyjaśnienia. Ja nie brałem udziału w wyścigu, to głównie Crabbe i Goyle biegali). Wracając do tematu.
Jednym z wieczorów siedziałem w pokoju wspólnym i myślałem nad taktyką, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Potrzebowałem motywacji. I ją dostałem.. gdy druga papla Hogwartu – Millicenta Bulstrode powiedziała, że słyszała iż Potter i Chang się pocałowali. W środku cały się gotowałem ze złości, lecz na mojej twarzy widniała obojętność. Jednak nie wiedzieć czemu wszyscy automatycznie popatrzyli się w moją stronę, czyżby moja maska nie dała rady ukryć złości. Zacisnąłem dłonie w pieści, wstałem i poszedłem do swojego dormitorium.
Następnego dnia kazałem tym dwóm przygłupom ruszyć ich leniwe cztery litery i razem z nimi wyszedłem na obchód. Nie obchodziło mnie nic. Potter miał być mój i nikt oprócz mnie nie miał prawa go mieć, a szczególnie ta dziewczyna.
Zaczaiłem się na tą azjatycką wywłokę przed wejściem do dormitorium Krukonów i słusznie. Kazałem więc Goyle'owi iść po Umbridge, a Crabbe'owi po resztę ''brygady'', a ja natomiast zająłem się Krukonką. 
Jak kazałem, tak zrobili. Gdy odeszli ja z różdżką w ręku wolnym krokiem zbliżyłem się do przerażonej dziewczyny. Nie pamiętam już czy zachowałem twarz pokerzysty, czy wszystkie moje emocje były ujawnione. Nienawidziłem jej (Warto podkreślić, że do tej pory nienawidzę). Była przerażona, a ja natomiast wyczułem iż twarzy pojawił mi się triumfalny uśmiech. Mówiłem do niej tym swoim aroganckim tonem, o tym że nie rusza się nie swoich rzeczy. Nie rozumiała mnie, co mnie nie dziwi. Nakierowałem więc ją. To zdziwienie na jej twarzy, kiedy zrozumiała o kogo chodzi. Usłyszałem, że zbliża się powoli reszta, wiec przyłożyłem różdżkę do jej gardła. Na koniec powiedziałem jej, że on jest mój i żeby nikomu o tym nie wspominała, bo pożałuje. Dalej poszło jak z górki. Chang powiedziała o Pokoju Życzeń. Pokazała również gdzie się znajduje.
Prychnąłem, a na twarzy dalej widniał triumfalny uśmiech. W końcu po tak długim czasie mi się udało. Tylko pytanie.. czemu, kiedy zobaczyłem jego wzrok gdzieś w środku zacząłem tego żałować?
Oczywiście nikomu z ''Gwardii Dumbledore’a'' nie uszło na sucho. Nawet samemu dyrektorowi, który czysto teoretycznie nie miał nic z tym wszystkim wspólnego.
Żałowałem… żałowałem tego, a co najgorsze to, to że zacząłem odczuwać wstyd do samego siebie. Wiedziałem, że straciłem jakąkolwiek szansę i to było najgorsze…
Po rozpadzie ''brygady'' każdy, łącznie ze mną wrócił do wcześniejszych zajęć. Choć oprócz obchodów związanych z obowiązkiem prefekta i lekcjami nie robiłem nic. Zawsze siedziałem w dormitorium, gdzie sięgnąłem do kufla po jedną z książek, którą zabrałem z domu i choć przysięgałem, że więcej ich nie tknę czułem potrzebę przeczytania jej.
Myślałem, że do końca roku już będzie miarę spokojnie, ale oczywiście się myliłem. Bo gdzie przy Potterze spokój.
Słyszałem, że był w departamencie tajemnic szukać jakiejś przepowiedni (Też mu się chciało ryzykować dla głupiej kulki, ale to w końcu Potter).
Po wydarzeniach w departamencie Knot publicznie przeprosił go za oszczerstwa i ogłosił, że Sami wiecie kto powrócił.. Nie wierzyłem, choć bardziej nie mogłem uwierzyć w to, że ojciec został zesłany do Azkabanu za bycie jednym z Śmierciożerców.. napisali również, że prawdopodobnie był świadkiem odrodzenia się czarnego Pana.
Myślałem, że padnę. To ja cały czas się obwiniałem, że zrobiłem coś nie tak. A ten nadęty pajac cały czas o wszystkim wiedział. Byłem wściekły na ojca i wcale go nie żałowałem. 
Zniszczył wszystko z resztą jak zawsze… Cokolwiek bym nie zrobił nigdy mnie nie pochwalił, zawsze tylko karcił.
Odczekałem kilka tygodni aż wyląduje za kratkami i już chciałem wyjść gdy zobaczyłem, że u progu drzwi stanęła trupio biała postać przypominająca karykaturę człowieka. Istota ta ubrana była w czarną jak mrok szatę… na twarzy widniał grymas przypominający parodię uśmiechu.
Zamarłem…
 CDN…
Jak wam się podobało?
(Swoją opinię możecie wystawić w postaci komentarza)
_________________________________________________________________________________________________________________
Drodzy Czytelnicy!
Bardzo wam dziękuję za wasze miłe komentarze. Naprawdę cieszę się, że moje wypociny komuś się podobają. Przede wszystkim dziękuję za cierpliwość. Zdaję sobie sprawę, że zawalanie terminów zaczyna podchodzić mi pod nawyk.