Zapraszam
Rozdział 6.1 Wspomnień Młodego Malfoy’a.
Życzę miłego czytania!
***
***
Muzyka
w Tle: ON/OFF - Futatsu No Kodou To Akai
Tsumi
Rozdział VI.I
____________________________________________________________________________________________________________
W drzwiach stał sam Czarny Pan, a tuż za nim jego
wierni poplecznicy wraz z moją przeklętą ciotką na czele. Był o wiele
straszniejszy niż mogłem sobie to wyobrazić, aczkolwiek w tamtym momencie nie
czułem ani strachu, ani szacunku. Mimo, że ojciec wychował mnie w przekonaniach
Sami Wiecie Kogo, to jedynie co czułem do tej karykatury człowieka to odrazę i
niechęć. W końcu to na jego usługach był ojciec, to przez niego wszystko czego
pragnąłem zostało mi odebrane.
Stałem na schodach jak wryty patrząc się na niego z
pogardą i rządzą mordu, lecz nim wykonałem jakikolwiek ruch matka kazała mi
okazać mu szacunek i ukłonić się. Pomyślałem też coś, czemu ja Draco Malfoy mam
kłaniać się komukolwiek. Jednak jedno skłoniło mnie do spełnienia jej prośby.
Strach. Najzwyklejszy strach w oczach matki zmusił mnie do pokłonu (Chciałbym
nie nazwać siebie żałosnym, lecz uczucie do gryfona i tak utwierdziło
mnie w przekonaniu, że jednak jestem.. wiec nie ma co zaprzeczać)
Sami wiecie kto zagościł u nas na stałe..
Malfoy Manor nie było już tym samym miejscem.. Salon stał się posiedzeniem
śmierciozerców, gdzie na samym czele zasiadał ich Pan, a sekretny salon służył
do przetrzymywania i torturowania więźniów…
Często sam myślałem o sobie jak o więźniu.. byłem
uwięziony we własnym domu, którego strzegł obłąkaniec wraz z swoimi wiernymi
pieskami. Chciałem uciec, najlepiej prosto do Dumbledore'a, choć ten w cale nie
był lepszy (Dopiero styczność z Voldemortem uświadomiła mi, że nasz ''kochany''
dyrektor wcale nie był lepszy, od wyżej wymienionego. No proszę was, kto
normalny wysyła swoich uczniów na śmierć, a później daje dodatnie punkty tylko
dlatego, że nie zginęli. Tak mam głównie namyśli zielonookiego gryfona, który
pędził wszystkim na ratunek).
Jednak zostałem ze względu na matkę, kto wiedział co
ten popapraniec mógłby jej zrobić. Jedynym atutem całej tej sytuacji, było to
że zacząłem rozmawiać z matką nie ograniczając się do zwykłych formalności..
Trzeba przyznać, że przez tamten czas zbliżyliśmy się do tego stopnia, że
powiedziałem jej o mojej orientacji. Jak mam być szczery jej reakcja mnie
zaskoczyła. Nie było żadnych wyrzutów, tylko spytała czy w ostatnim czasie
pojawił się ktoś, kto ''mnie zauroczył''.
Nic nie powiedziałem. Bałem się, że nie zrozumie w
końcu cała ta sytuacja i tak wydawała się chora. Ona jednak uśmiechnęła się i
odpowiedziała ''Tak myślałam''. Popatrzyłem się na nią z strachem w oczach, ale
przecież nikt nie mógł wiedzieć, nikomu nic nie mówiłem ( A nie mówiłem, że to
przerażająca kobieta). Czyżby znała mnie lepiej niż myślałem? – Pomyślałem.
Zdecydowanie te rozmowy sprawiały, że nie zwariowałem
do końca. Z jednej strony rozbite serce, a z drugiej gad niszczący cały mój
świat i nadzieje.
I wszystko było by nawet znośne gdyby nie to, że ta
popaprana istota, która najwyraźniej zażyczyła sobie za coś odwetu.
Do dziś pamiętam dzień, w którym matka z żalem w
głosie powiedziała mi, że Czarny Pan chce mieć mnie w swoich szeregach. Nie
mogłem w to uwierzyć, nie chciałem w to wierzyć. Nie chciałem się na to godzić,
lecz nie miałem nic do powiedzenia.. wszystko działo się z jego woli…
Znak miałem przyjąć dwa dni przed rozpoczęciem szkoły.
Nie miałem innego wyjścia, jak tylko wykonać jego polecenie.
Kiedy
nadszedł ten dzień powtarzałem niewybaczalne jak mantrę, już miałem wchodzić
gdy usłyszałem rozmowę gada z Avery'm:
''- Panie.. Jesteś pewny, że chłopak
będzie najlepszą Bronią?
- Avery, mój dobry sługo. Czyżbyś wątpił w
moje decyzje?
- Nie Panie. Mam jedynie wątpliwości.
- Uwierz mi, nie ma nic bardziej bolącego
niż zdrada
- Ale Panie…
- Cii… Wejdź Draco. Czekałem na ciebie''
Zamarłem, a z głowy wyleciały mi wszystkie
trzy zaklęcia niewybaczalne. Wziąłem głęboki wdech i wszedłem na
jego ''prośbę'' całkowicie pewny siebie, jakbym był dumny z tego co miałem
wtedy zrobić. Czekałem na swoja ofiarę w środku prosząc, aby nie był
to ktoś kogo znam. Moje życzenie się spełniło. Nie znałem tej osoby, co nie
znaczy wcale, że było mi łatwo.. Na początku było Imperio… później Crucio… a na
końcu Avada… Zrobiłem to szybko, nie chciałem cierpienia tego człowieka oraz
chciałem zakończyć to szybko..
Miałem ważenie, że w momencie rzucenia Avady zabiłem
nie tylko tą osobę, ale również jakąś część siebie. Byłem w szoku.. nie byłem
wstanie słyszeć komentarzy Avery'ego ani jego Pana..
Gdy skończyli komentować trupio blada postać kazała mi
podejść i wyciągnąć rękę. Gdy to uczyniłem przyłożył mi różdżkę do ramienia i
wraz z piekącym uczuciem na moim ramieniu pojawiła się czaszka z oplatającym ją
wężem – Mroczny Znak. W tamtym momencie należałem już do
śmierciożerców. Moje myśli były zawładnięte przez chęć przyjmowania rozkazów.
Następnego dnia nie byłem już sobą.. w głowie wciąż
słyszałem szept węża przytępiającego mój umysł.. moje wspomnienia uległy
zniekształceniu, moje uczucia zostały wyłączone..
Zbliżał się dzień powrotu do szkoły, a jako iż nie
mogłem się nie zjawić. Lord kazał mi wrócić, aby nie zbudzać żadnych podejrzeń
i tym samym też dał mi moje pierwsze zadanie.
Na peron 93/4 dotarłem o tej co
zwykle. Byłem zestresowany jak nigdy, chciałem jak najszybciej znaleźć Pansy
oraz resztę, wiedziałem iż tylko przy nich będę mógł odetchnąć. Zanim jednak
ich znalazłem minąłem kilka osób mówiących o zemście na mnie i pozostałych członkach
''brygady inkwizycyjnej''. Jednak nie specjalnie mnie to interesowało.
Po długich poszukiwaniach znalazłem w końcu Pansy i
resztę świty. Nie powiedziała nic, dobrze wiedziała, że tym razem słowa
''będzie dobrze'' na pewno nie pomogą. Zaproponowała, więc abyśmy
znaleźli przedział i to najlepiej z dala od innych.
Droga do przedziału nie była spokojna. Po drodze
musieliśmy bowiem uważać na lecące w nas zaklęcia.. Pansy i
pozostali poradzili sobie bez problemu.
Natomiast ja miałem mniej szczęścia. Dostałem upiorogackiem rzuconym przez siostrzyczkę
wiewióra. Najdziwniejsze, w tym wszystkim był fakt, że owo zaklęcie było
wcelowane prosto we mnie. Nie mogłem zrozumieć, czemu ta miłośniczka szlam
uwzięła się właśnie ma mnie.
Po kilku chwilach zaklęcie zaczęło działać i widziałem
cały mój Stach..
Później przez większość podróży byłem pochłonięty
myślami o Potterze i o tym dziwnym uczuciu, które za nic nie
chciało mnie opuścić. Czułem się dziwnie rozdarty. Tak jakby szept
przytępiający moje myśli nie był w stanie omamić jednej rzeczy, która należała
wyłącznie do mnie. W każdym bądź razie rozmyślanie o tym wydawało się wtedy
lepsze niż wysłuchiwanie rozmowy Pansy i Zabini'iego o tym jak to ruda wiewióra
wyładniała.
Każdy jednak ma swoją granice wytrzymałości. Ja tym
bardziej. Miałem dość tej paplaniny, wiec rzuciłem tekstem ''To się z nią na
Merlina umów''. Byłem wkurzony. Nie byłem pewny dokładnie dlaczego, ale ta
Gryfonka wywoływała we mnie napady nie wyjaśnionej złości. Blaise coś
tam odpowiedział o tym, że by kijem jej nie dotknął. Kłamca – Pomyślałem,
natomiast później dodał ''a poza tym ona przecież świata poza bliznowatym nie
widzi''.
Reszta podróży minęła w milczeniu, aż w końcu tę ciszę
przerwał dźwięk pociągu, który oznaczał koniec podróży. Jako pierwsi wyszli
Goyle, Crabbe, Zabini.
Coś mi nie pasowało, wiec powiedziałem Pansy, że dojdę
do nich później, bo chcę coś sprawdzić. Ta tylko wzruszyła ramionami i odeszła.
Natomiast ja wziąłem swoją teczkę, zamknąłem drzwi od przedziału i szybkim
ruchem różdżki rzuciłem petrificus totalus.
Patrząc na niego miałem mieszane uczucia, choć
nienawiść zwyciężyła. Na koniec jeszcze kopnąłem go w twarz mówiąc, że to
nauczka za wsadzenie mojego ojca do Azkabanu.
Zasłoniłem go peleryną i życzyłem spokojnej podróży do
Londynu, tak zadowolony z życia wyszedłem z pociągu pozostawiając go
unieruchomionego w przedziale i tak odszedłem.
Podczas kontroli rzeczy naszła mnie fala wątpliwości.
Byłem rozdarty pomiędzy tym, czy wrócić po niego czy nie. Ostatecznie byłem zbyt
wkurzony na tego przeklętego charłaka by podjąć jakąkolwiek decyzję (Bo
przecież ile razy miałem mu tłumaczyć, że to była zwykła laska. Z drugiej
strony ja nie musiałem się tak unosić, ale i bez tego moje życie
stało się kłębkiem nerwów)
Po chwili zjawił się on ( Przecież głupiego licho nie
bierze), a koło niego ta wariatka. Oczywiście nie obeszło się bez komentarza.
Dopiero w wielkiej Sali dotarło do mnie co
zrobiłem… Rozglądałem się gorączkowo w stronę wejścia,
lecz jego wciąż nie było widać.. Przecież dobrze wiedziałem iż był
cały i zdrowy…(No może nie do końca. W końcu przecież złamałem mu
nos – i co mam w zamian? Wypominanie tego incydentu chyba do końca
życia).
Po kilku minutach zobaczyłem go zasiadającego koło
szlamy i wiewióra. Poczułem dziwną ulgę, a zaraz później kolejne ukłucie w
sercu, gdy zobaczyłem iż koło nich jest również
ta siostrzyczka Weasley'a (Ciekawi czemu jej wcześniej nie
zauważyłem..).
Po wszystkim udałem się do swojego dormitorium. Byłem
wyczerpany, czułem się jakby mój umysł miał zaraz eksplodować.
Następnego dnia pech chciał, że Slytherien miał
zajęcia z Gryffindorem. Gdy zobaczyłem, że każda dziewczyna (żeby tam
tylko dziewczyny stanowiły problem) spogląda w jego
stronę poczułem dziwne ukłucie w sercu. Coś podpowiadało
mi, że tak nie powinno być….
Zajęcia się rozpoczęły. Granger jak zwykle dała
popisówę, gdy w miedzy czasie On i ten przygłup Weasley walczyli o książkę (
Gorzej niż dzieci, naprawdę).
Starałem się nie zwracać na to uwagi, lecz nie wiem co
było gorsze… mowa o eliksirze miłosnym, czy patrzenie na Harry'ego… Obie
te rzeczy sprawiały, że miałem ochotę z stamtąd wyjść.
Po popisach Panny wiem to wszystko Granger Slughorn dał nam zadanie, na którym
starałem się skupić. Jednak nie potrafiłem powstrzymać się, aby nie zerknąć w
jego stronę… Był wyjątkowo skupiony, choć czasem miałem wrażenie, że on kątem
oka też na mnie patrzy.
Czułem się obnażony.. serce waliło mi jak
szalone do tego stopnia, że miałem wrażenie iż zaraz wyrwie się z
piersi. Próbowałem się uspokoić i wrócić do warzenia eliksiru, to dziwne
uczucie nie dawało mi spokoju. Na koniec zajęć profesor wręczył
Potterowi nagrodę
za najlepiej uwarzony eliksir. Wszyscy
mu gratulowali itd. Ja natomiast szybko wyszedłem z klasy. Nie chciałem na
niego patrzeć, bo gdy to robiłem moje serce szalało.
Nastał wieczór, a ja kolejny raz nie miałem żadnej
ochoty na nic. Moje myśli biegły w stronę Pottera, a gdy zamykałem oczy
widziałem jego twarz, jego uśmiech. Nie ten głupkowaty, ale inny.. cieplejszy,
łagodniejszy… Gdy tylko o nim myślałem moje serce waliło z minuty na minutę
coraz szybciej.. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje zwłaszcza, że gdy to się
działo starałem się skoncentrować na tym, to głowa bolała mnie
nie miłosiernie. Było tak jak bym rozpoczął walkę z niewidzialnym
przeciwnikiem..
Koniec Części I
CDN..
Jak wam się podobało?
Jak wam się podobało wprowadzenie do wspomnień urywek z rozmów?
Jak myślicie wprowadzać je?
(Swoją opinię możecie wystawić w postaci komentarza).
____________________________________________________________________________________________________________
Drodzy Czytelnicy!
Jak pewnie zauważyliście tą część rozbiłam jeszcze na dwie. Sama nie spodziewałam się, że sporo tego będzie, a miałam do wyboru: opóźnienie (to ci rewelacja, prawda?), albo rozbicie tego jeszcze na pół.
I tak, czy owak mam wrażenie, że Avady się posypią. Między innymi, że jakoś kiepsko wyszło.. a drugi no cóż. Pewnie się już sami zauważyliście, że w tym rozdziale jakoś mało związku pomiędzy Draco i Harrym. Chociaż może to tylko moje wrażenie... Jednakże pamiętajmy, że to są wspomnienia, a niektóre z nich nie należą do tych przyjemnych.
Ogólnie, to chciałam też pokazać, co mógł - przypuszczalnie - czuć Draco po przyjęciu znaku. Chyba nie do końca mi wyszło, ale na szczęście nie mnie to oceniać.
Pierwsza!
OdpowiedzUsuńRozdział przyjemny, taki przerywnik przed tym, co ma się wydarzyć.
Czemu trzymasz nas w niepewności?!
Życzę weny i czasu!
Do następnego rozdziału ;)
Druga!
OdpowiedzUsuńSuper rozdział zresztą jak każdy już nie mogę doczekać się kolejnego:)
Jestem za tymi dialogami bo dało to fajny efekt:)
Biedny draco szkoda mi go coraz bardziej:(
Bardzo przyjemny rozdział, cisza przed burzą, tak coś czuję ;)
OdpowiedzUsuńDialogi możesz wprowadzać, bardzo dobrze wpasowują się w klimat.
No i czekam niecierpliwie na kolejną część :D
Kim
Również jestem za wprowadzeniem dialogów ^^ Ciekawy rozdział ♥
OdpowiedzUsuńYubin
Jesteś okrutna jak możesz im to robić? ! Śmiało wprowadź dialogi a ta ruda panna wiewiórka. ...nigdy jej nie lubiłam. Mam nadzieję że będą na koniec razem jak nie to masz Avadę ode mnie za moje złamane serducho
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńwięc to czarny pan pojawił się w malfloy manor, ta wymiana zdań miedzy Vodemortem i Alexego sugeruje, zew chodziło o pottera, tak jakby wiedział co go z nim łączyło i co czuje...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia