UWAGA!

UWAGA!

* Opowiadanie zawiera wątek Boys Love (związek męsko-męski).

Jeśli komuś to nie odpowiada proszę o opuszczenie bloga.

* Treść może zawierać wątek o charakterze erotycznym oraz wulgarnym

* Prosiłabym o nierozpowszechnianie treści opowiadań bez mojej zgody


Większość postaci i świat przedstawiony zostały stworzone są przez Panią J.K.Rowling, a historia zawarta w opowiadaniach jest wyłącznie moją wizją.

Ja nie otrzymuję żadnych korzyści materialnych.

sobota, 11 lipca 2015

Wspomnienia Młodego Malfoy'a: Part.6.1

Zapraszam Rozdział 6.1 Wspomnień Młodego Malfoy’a.
Życzę miłego czytania!
***
Muzyka w Tle: ON/OFF - Futatsu No Kodou To Akai Tsumi

Rozdział VI.I
____________________________________________________________________________________________________________
W drzwiach stał sam Czarny Pan, a tuż za nim jego wierni poplecznicy wraz z moją przeklętą ciotką na czele. Był o wiele straszniejszy niż mogłem sobie to wyobrazić, aczkolwiek w tamtym momencie nie czułem ani strachu, ani szacunku. Mimo, że ojciec wychował mnie w przekonaniach Sami Wiecie Kogo, to jedynie co czułem do tej karykatury człowieka to odrazę i niechęć. W końcu to na jego usługach był ojciec, to przez niego wszystko czego pragnąłem zostało mi odebrane.
Stałem na schodach jak wryty patrząc się na niego z pogardą i rządzą mordu, lecz nim wykonałem jakikolwiek ruch matka kazała mi okazać mu szacunek i ukłonić się. Pomyślałem też coś, czemu ja Draco Malfoy mam kłaniać się komukolwiek. Jednak jedno skłoniło mnie do spełnienia jej prośby. Strach. Najzwyklejszy strach w oczach matki zmusił mnie do pokłonu (Chciałbym nie nazwać siebie żałosnym, lecz uczucie do gryfona i tak utwierdziło mnie w przekonaniu, że jednak jestem.. wiec nie ma co zaprzeczać)
Sami wiecie kto zagościł u nas na stałe.. Malfoy Manor nie było już tym samym miejscem.. Salon stał się posiedzeniem śmierciozerców, gdzie na samym czele zasiadał ich Pan, a sekretny salon służył do przetrzymywania i torturowania więźniów…
Często sam myślałem o sobie jak o więźniu.. byłem uwięziony we własnym domu, którego strzegł obłąkaniec wraz z swoimi wiernymi pieskami. Chciałem uciec, najlepiej prosto do Dumbledore'a, choć ten w cale nie był lepszy (Dopiero styczność z Voldemortem uświadomiła mi, że nasz ''kochany'' dyrektor wcale nie był lepszy, od wyżej wymienionego. No proszę was, kto normalny wysyła swoich uczniów na śmierć, a później daje dodatnie punkty tylko dlatego, że nie zginęli. Tak mam głównie namyśli zielonookiego gryfona, który pędził wszystkim na ratunek).
Jednak zostałem ze względu na matkę, kto wiedział co ten popapraniec mógłby jej zrobić. Jedynym atutem całej tej sytuacji, było to że zacząłem rozmawiać z matką nie ograniczając się do zwykłych formalności.. Trzeba przyznać, że przez tamten czas zbliżyliśmy się do tego stopnia, że powiedziałem jej o mojej orientacji. Jak mam być szczery jej reakcja mnie zaskoczyła. Nie było żadnych wyrzutów, tylko spytała czy w ostatnim czasie pojawił się ktoś, kto ''mnie zauroczył''.  
Nic nie powiedziałem. Bałem się, że nie zrozumie w końcu cała ta sytuacja i tak wydawała się chora. Ona jednak uśmiechnęła się i odpowiedziała ''Tak myślałam''. Popatrzyłem się na nią z strachem w oczach, ale przecież nikt nie mógł wiedzieć, nikomu nic nie mówiłem ( A nie mówiłem, że to przerażająca kobieta). Czyżby znała mnie lepiej niż myślałem? – Pomyślałem.
Zdecydowanie te rozmowy sprawiały, że nie zwariowałem do końca. Z jednej strony rozbite serce, a z drugiej gad niszczący cały mój świat i nadzieje.
I wszystko było by nawet znośne gdyby nie to, że ta popaprana istota, która najwyraźniej zażyczyła sobie za coś odwetu.
Do dziś pamiętam dzień, w którym matka z żalem w głosie powiedziała mi, że Czarny Pan chce mieć mnie w swoich szeregach. Nie mogłem w to uwierzyć, nie chciałem w to wierzyć. Nie chciałem się na to godzić, lecz nie miałem nic do powiedzenia.. wszystko działo się z jego woli…
Znak miałem przyjąć dwa dni przed rozpoczęciem szkoły. Nie miałem innego wyjścia, jak tylko wykonać jego polecenie.
Kiedy nadszedł ten dzień powtarzałem niewybaczalne jak mantrę, już miałem wchodzić gdy usłyszałem rozmowę gada z Avery'm:
''- Panie.. Jesteś pewny, że chłopak będzie najlepszą Bronią?
- Avery, mój dobry sługo. Czyżbyś wątpił w moje decyzje?
- Nie Panie. Mam jedynie wątpliwości.
- Uwierz mi, nie ma nic bardziej bolącego niż zdrada
- Ale Panie…
- Cii… Wejdź Draco. Czekałem na ciebie''

 Zamarłem, a z głowy wyleciały mi wszystkie trzy zaklęcia niewybaczalne. Wziąłem głęboki wdech i  wszedłem na jego ''prośbę'' całkowicie pewny siebie, jakbym był dumny z tego co miałem wtedy zrobić.  Czekałem na swoja ofiarę w środku prosząc, aby nie był to ktoś kogo znam. Moje życzenie się spełniło. Nie znałem tej osoby, co nie znaczy wcale, że było mi łatwo.. Na początku było Imperio… później Crucio… a na końcu Avada… Zrobiłem to szybko, nie chciałem cierpienia tego człowieka oraz chciałem zakończyć to szybko..
Miałem ważenie, że w momencie rzucenia Avady zabiłem nie tylko tą osobę, ale również jakąś część siebie. Byłem w szoku.. nie byłem wstanie słyszeć komentarzy Avery'ego ani jego Pana..
Gdy skończyli komentować trupio blada postać kazała mi podejść i wyciągnąć rękę. Gdy to uczyniłem przyłożył mi różdżkę do ramienia i wraz z piekącym uczuciem na moim ramieniu pojawiła się czaszka z oplatającym ją wężem – Mroczny Znak.  W tamtym momencie należałem już do śmierciożerców. Moje myśli były zawładnięte przez chęć przyjmowania rozkazów.
Następnego dnia nie byłem już sobą.. w głowie wciąż słyszałem szept węża przytępiającego mój umysł.. moje wspomnienia uległy zniekształceniu, moje uczucia zostały wyłączone..
Zbliżał się dzień powrotu do szkoły, a jako iż nie mogłem się nie zjawić. Lord kazał mi wrócić, aby nie zbudzać żadnych podejrzeń i tym samym też dał mi moje pierwsze zadanie.
Na peron 93/4 dotarłem o tej co zwykle. Byłem zestresowany jak nigdy, chciałem jak najszybciej znaleźć Pansy oraz resztę, wiedziałem iż tylko przy nich będę mógł odetchnąć. Zanim jednak ich znalazłem minąłem kilka osób mówiących o zemście na mnie i pozostałych członkach ''brygady inkwizycyjnej''. Jednak nie specjalnie mnie to interesowało.
Po długich poszukiwaniach znalazłem w końcu Pansy i resztę świty. Nie powiedziała nic, dobrze wiedziała, że tym razem słowa ''będzie dobrze'' na pewno nie pomogą. Zaproponowała, więc  abyśmy znaleźli przedział i to najlepiej z dala od innych.
Droga do przedziału nie była spokojna. Po drodze musieliśmy bowiem uważać na lecące w nas zaklęcia..  Pansy i pozostali poradzili sobie bez problemu.
Natomiast ja miałem mniej szczęścia. Dostałem upiorogackiem rzuconym przez siostrzyczkę wiewióra. Najdziwniejsze, w tym wszystkim był fakt, że owo zaklęcie było wcelowane prosto we mnie. Nie mogłem zrozumieć, czemu ta miłośniczka szlam uwzięła się właśnie ma mnie.
Po kilku chwilach zaklęcie zaczęło działać i widziałem cały mój Stach.. 
Później przez większość podróży byłem pochłonięty myślami o Potterze i o tym dziwnym uczuciu, które za nic nie chciało mnie opuścić. Czułem się dziwnie rozdarty. Tak jakby szept przytępiający moje myśli nie był w stanie omamić jednej rzeczy, która należała wyłącznie do mnie. W każdym bądź razie rozmyślanie o tym wydawało się wtedy lepsze niż wysłuchiwanie rozmowy Pansy i Zabini'iego o tym jak to ruda wiewióra wyładniała.
Każdy jednak ma swoją granice wytrzymałości. Ja tym bardziej. Miałem dość tej paplaniny, wiec rzuciłem tekstem ''To się z nią na Merlina umów''. Byłem wkurzony. Nie byłem pewny dokładnie dlaczego, ale ta Gryfonka wywoływała we mnie napady nie wyjaśnionej złości. Blaise coś tam odpowiedział o tym, że by kijem jej nie dotknął. Kłamca – Pomyślałem, natomiast później dodał ''a poza tym ona przecież świata poza bliznowatym nie widzi''.
Reszta podróży minęła w milczeniu, aż w końcu tę ciszę przerwał dźwięk pociągu, który oznaczał koniec podróży. Jako pierwsi wyszli Goyle, Crabbe, Zabini.
Coś mi nie pasowało, wiec powiedziałem Pansy, że dojdę do nich później, bo chcę coś sprawdzić. Ta tylko wzruszyła ramionami i odeszła. Natomiast ja wziąłem swoją teczkę, zamknąłem drzwi od przedziału i szybkim ruchem różdżki rzuciłem petrificus totalus
Patrząc na niego miałem mieszane uczucia, choć nienawiść zwyciężyła. Na koniec jeszcze kopnąłem go w twarz mówiąc, że to nauczka za wsadzenie mojego ojca do Azkabanu. 
Zasłoniłem go peleryną i życzyłem spokojnej podróży do Londynu, tak zadowolony z życia wyszedłem z pociągu pozostawiając go unieruchomionego w przedziale i tak odszedłem. 
Podczas kontroli rzeczy naszła mnie fala wątpliwości. Byłem rozdarty pomiędzy tym, czy wrócić po niego czy nie. Ostatecznie byłem zbyt wkurzony na tego przeklętego charłaka by podjąć jakąkolwiek decyzję (Bo przecież ile razy miałem mu tłumaczyć, że to była zwykła laska. Z drugiej strony ja nie musiałem się tak unosić, ale i bez tego moje życie stało się kłębkiem nerwów) 
Po chwili zjawił się on ( Przecież głupiego licho nie bierze), a koło niego ta wariatka. Oczywiście nie obeszło się bez komentarza.
Dopiero w wielkiej Sali dotarło do mnie co zrobiłem… Rozglądałem się gorączkowo w stronę wejścia, lecz  jego wciąż nie było widać.. Przecież dobrze wiedziałem iż był cały i zdrowy…(No może nie do końca. W końcu przecież złamałem mu nos – i co mam w zamian? Wypominanie tego incydentu chyba do końca życia). 
Po kilku minutach zobaczyłem go zasiadającego koło szlamy i wiewióra. Poczułem dziwną ulgę, a zaraz później kolejne ukłucie w sercu, gdy zobaczyłem iż koło nich jest również ta siostrzyczka Weasley'a (Ciekawi czemu jej wcześniej nie zauważyłem..).
Po wszystkim udałem się do swojego dormitorium. Byłem wyczerpany, czułem się jakby mój umysł miał zaraz eksplodować.
Następnego dnia pech chciał, że Slytherien miał zajęcia z Gryffindorem. Gdy zobaczyłem, że każda dziewczyna (żeby tam tylko dziewczyny stanowiły problem) spogląda w jego stronę  poczułem  dziwne ukłucie w sercu. Coś podpowiadało mi, że tak nie powinno być….
Zajęcia się rozpoczęły. Granger jak zwykle dała popisówę, gdy w miedzy czasie On i ten przygłup Weasley walczyli o książkę ( Gorzej niż dzieci, naprawdę). 
Starałem się nie zwracać na to uwagi, lecz nie wiem co było gorsze… mowa o eliksirze miłosnym, czy patrzenie na Harry'ego… Obie te rzeczy sprawiały, że miałem ochotę z stamtąd wyjść.
Po popisach Panny wiem to wszystko Granger Slughorn dał nam zadanie, na którym starałem się skupić. Jednak nie potrafiłem powstrzymać się, aby nie zerknąć w jego stronę… Był wyjątkowo skupiony, choć czasem miałem wrażenie, że on kątem oka też na mnie patrzy.
 Czułem się obnażony.. serce waliło mi jak szalone do tego stopnia, że miałem wrażenie iż zaraz wyrwie się z piersi. Próbowałem się uspokoić i wrócić do warzenia eliksiru, to dziwne uczucie nie dawało mi spokoju. Na koniec zajęć profesor wręczył Potterowi nagrodę
za najlepiej uwarzony eliksir. Wszyscy mu gratulowali itd. Ja natomiast szybko wyszedłem z klasy. Nie chciałem na niego patrzeć, bo gdy to robiłem moje serce szalało. 
Nastał wieczór, a ja kolejny raz nie miałem żadnej ochoty na nic. Moje myśli biegły w stronę Pottera, a gdy zamykałem oczy widziałem jego twarz, jego uśmiech. Nie ten głupkowaty, ale inny.. cieplejszy, łagodniejszy… Gdy tylko o nim myślałem moje serce waliło z minuty na minutę coraz szybciej.. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje zwłaszcza, że gdy to się działo starałem się skoncentrować na tym, to głowa bolała mnie nie miłosiernie. Było tak jak bym rozpoczął walkę z niewidzialnym przeciwnikiem..

Koniec Części I 
CDN..
Jak wam się podobało?
Jak wam się podobało wprowadzenie do wspomnień urywek z rozmów? 
Jak myślicie wprowadzać je?
(Swoją opinię możecie wystawić w postaci komentarza).
____________________________________________________________________________________________________________

Drodzy Czytelnicy!
Jak pewnie zauważyliście tą część rozbiłam jeszcze na dwie. Sama nie spodziewałam się, że sporo tego będzie, a miałam do wyboru: opóźnienie (to ci rewelacja, prawda?), albo rozbicie tego jeszcze na pół. 
I tak, czy owak mam wrażenie, że Avady się posypią. Między innymi, że jakoś kiepsko wyszło.. a drugi no cóż. Pewnie się już sami zauważyliście, że w tym rozdziale jakoś mało związku pomiędzy Draco i Harrym. Chociaż może to tylko moje wrażenie... Jednakże pamiętajmy, że to są wspomnienia, a niektóre z nich nie należą do tych przyjemnych.
Ogólnie, to chciałam też pokazać, co mógł - przypuszczalnie - czuć Draco po przyjęciu znaku. Chyba nie do końca mi wyszło, ale na szczęście nie mnie to oceniać.

6 komentarzy:

  1. Pierwsza!
    Rozdział przyjemny, taki przerywnik przed tym, co ma się wydarzyć.
    Czemu trzymasz nas w niepewności?!
    Życzę weny i czasu!
    Do następnego rozdziału ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Druga!
    Super rozdział zresztą jak każdy już nie mogę doczekać się kolejnego:)
    Jestem za tymi dialogami bo dało to fajny efekt:)
    Biedny draco szkoda mi go coraz bardziej:(

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo przyjemny rozdział, cisza przed burzą, tak coś czuję ;)
    Dialogi możesz wprowadzać, bardzo dobrze wpasowują się w klimat.
    No i czekam niecierpliwie na kolejną część :D
    Kim

    OdpowiedzUsuń
  4. Również jestem za wprowadzeniem dialogów ^^ Ciekawy rozdział ♥

    Yubin

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesteś okrutna jak możesz im to robić? ! Śmiało wprowadź dialogi a ta ruda panna wiewiórka. ...nigdy jej nie lubiłam. Mam nadzieję że będą na koniec razem jak nie to masz Avadę ode mnie za moje złamane serducho

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    więc to czarny pan pojawił się w malfloy manor, ta wymiana zdań miedzy Vodemortem i Alexego sugeruje, zew chodziło o pottera, tak jakby wiedział co go z nim łączyło i co czuje...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń